25 sierpnia 2010

Chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zwykle...

... czyli rozpoczął sie finał World Grand Prix siatkarek.

Polska awansowała po świetnych meczach grupowych. Pierwszy mecz - babochłopy z USA. Kwadratowe, niezgrane, indywidualnie świetne ale całkowite przeciwieństwo takich zespołów jak Brazylia.

W pierwszym secie - miażdżąca przewaga naszych. 25:13.
W drugim - wygrywamy już tylko do 19.
No a w trzecim... przegrywamy do 26.

Niemal założyłam się z mamą, że i tym razem sprawdzi się stare siatkarskie porzekadło - "kto nie wygrywa 3:0 ten przegrywa 2:3".

Ale tliła się jeszcze nadzieja, że tym razem prawo siatkarskiego Murphy'ego sie nie sprawdzi. Kupa. Nadzieją matką głupich.

Zaraz usłyszymy, że to przez chińską dietę, długą i męczącą podróż (brazylijki dostały samolot, my - autokar), sędziego-kalosza... Może to i prawda. Ale to nie sędzia blokował ataki Skowrońskiej... TO MY SAMI - siatkarki i trener który za późno reagował - roztrwoniliśmy taką przewagę i podłożyliśmy się przecinikowi.

Już był w ogródku, już witał się z gąską... znamy tę bajkę.

23 sierpnia 2010

they're all called jimmy... it's the law

Nikomu nie do śmiechu. Innym dodatkowo bardzo gorzko - tym, których 3,5 roku pracy i budowania idzie do kosza na śmieci. Dosłownie. Nie ostało sie nic.

Na otarcie łez można obejrzeć serialu Mumbai Calling... Chociaż goryczy chyba nie da się tak łatwo zneutralizować...



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...