Małe wspomnienie z czasu porodu.
Siłą rzeczy porównuję
doświadczenia sprzed czterech lat i te świeże. Wtedy rodziliśmy w Lund, teraz okazało się, że w Lund nie ma miejsca i trzeba do Malmö.
Trudno. W sumie nie powinno to stanowić różnicy.
A jednak. Nawet Amir zauważył i odczuł jakoś negatywnie różnicę. Wtedy czuliśmy się cały czas monitorowani i pod czujną opieką położnych. Teraz KTG włączały co kilka godzin i niemal zawsze bez zapisu na papierze (oszczędności?).
Zaskoczyła nas nawet etykietka na toalecie... Tylko rodząca ma prawo z nij korzystać! Amirowi udało się jednak wślizgnąć kilka razy gdy położnej nie było ;)
Ale szczytem okazał się brak hotelu pacjenta w Malmö. Procedura jest taka, że na oddziale zostają tylko osoby, które potrzebują opieki szpitalnej, reszta ma po 2-3 godzinach jechać do hotelu albo - po min 6 godzinach obserwacji w sali porodowej - iść do domu. W naszym przypadku było to ok drugiej w nocy. Szpital może załatwić taksówkę i dojazd do hotelu pacjenta w Lund (gdzie wcześniej byliśmy), to ok. pół godziny jazdy, wypożycza fotelik dla dziecka i zestaw pieluch dla mamy, ciagle krwawiacej. Pani położna bardzo przepraszała i była wyraźnie zawstydzona sytuacją szpitala, w - bądź co bądź - największym mieście w regionie. "Rozumiecie, oszczędności...".
Niemniej jednak mina mojego męża, zawsze podkreślającego jakość usług, za które płacimy 31% podatku - bezcenna.
Chyba właśnie zrozumiał co na dłuższą metę oznaczają rządy socjalistów.