24 grudnia 2015

Gaudete, gaudete!


Wszystkim Przyjaciołom, wiernym i przypadkowym czytelnikom życzę radości z narodzenia Pana. Niech prawdziwie odnowi Wasze życie. Radujcie się!!!




Radujcie się, Radujcie! Chrystus się narodził
Z Maryi dziewicy, Radujcie się!

1. Tempus adest gratie, 
Hoc quod optabamus,
Carmina lætitiæ, 
Devote reddamus.

Nadszedł czas łaski, którego pragnęliśmy;
Pieśni Radości, Pobożnie oddajmy.

2. Deus homo factus est
Natura mirante,
Mundus renovatus est
A Christo regnante.

Bóg stał się człowiekiem, Natura się zdumiewa;
Świat został odnowiony przez Chrystusa króla.

3. Ezechielis porta
Clausa pertransitur,
Unde lux est orta
Salus invenitur.

Przez bramy Ezechiela zamknięte przeszliśmy
Gdzie światło się wznosi, Zbawienie się znajduje.

4. Ergo nostra concio,
Psallat iam in lustro;
Benedicat Domino:
Salus Regi nostro.

A więc niech nasze kazanie śpiewamy w jasności;
Błogosławmy Pana: pozdrowienia naszemu Królowi


klik klik - do posłuchania

28 listopada 2015

Jak nie drzwiami to oknem!

Szwedzki mityczny macierzyński okazał się takim samym macierzyńskim jak wszędzie indziej. Prawo pracownika i zasiłek sobie, ale kapitalizm sobie. Tak, wiem, w Szwecji mamy socjalizm, ale gospodarczo Szwecja wybrała model, który daje jej kasę od prywaciarzy. A dodatkowo tu, gdzie pracuję, jest wyjątkowo "nieszwedzko" jeśli chodzi o atmosferę pracy. Na każdym kroku słyszę o cieciu kosztów, sprawniejszym zarządzaniu i wydajniejszej pracy. Zasadniczo ludzi się nie zatrudnia tylko dokłada roboty tym, co już są.
Nie byłam zaskoczona gdy okazało się, że mój skomplikowany etat został rozdzielony na różne osoby na czas mojego macierzyńskiego. Adminowanie systemem i kontrolę błędów wzięły dwie inne osoby, a na organizację szkoleń (kiedyś pisałam o tym tutaj) przyszło "zastępstwo". Dziewczyna o 10 lat młodsza, z wykształceniem mechanika, ale bez licencji, przepracowała w życiu może 4 lata a potem poszła na macierzyński. Nigdy nie widziałam jej CV, ale domyśliłam się potem, że w tamtym momencie była bez pracy.

I dlatego zaskoczona byłam gdy po moim powrocie do pracy okazało się, że mój szef chce ją zostawić. Wymyślił sobie, że będziemy RAZEM pracować. Coś, co wcześniej robiłam na pół etatu ma teraz być 1,5??? A jaki miałby być układ między nami?

Ze wstępnych rozmów nie wynikało wcale, że miałabym być szefową tej dziewczyny... a przecież cały proces został zorganizowany i maksymalnie usprawniony przeze mnie, zaoszczędziliśmy 30% planowanego budżetu (!!)...

Szef kręcił strasznie. Wiedział, że nie przypadła mi do gustu (przekazanie obowiazków przed urlopem nie poszło gładko, panienka okazała się bardzo arogancka i pewna siebie, a wszelkie późniejsze wpadki zwalała na mnie i brak przeszkolenia... na szczęście miałam wszystko na piśmie i potrafiłam udowodnić jej błędy), ale próbował mi wkręcić, że ona ma swoje dobre strony, że wiele rzeczy dobrze robiła, chociaż oczywiście nie jest mną, ale on uważa, że my obie jesteśmy tu potrzebne, że on napisze nowe stanowisko pracy dla każdej z nas... sranie w banie. Byłam odpowiedzialna za całą tę działkę i teraz nie będę, toż to degradacja! I to niezasłużona, przecież nie miałam żadnej wpadki w pracy, po prostu poszłam na macierzyński...

Dodatkowo okazało się, że babsztyl jest zwykłą chamką - siedzimy razem w pokoju (dostawili dla niej biurko gdy odchodziłam) i któregoś dnia poprosiłam o ściszenie radia po przyjściu do pracy, bo musiałam importować jakieś dane i potrzebowałam maksymalnego skupienia. Na co panna odparła, że "ona i Annika [trzecia w pokoju] chcą słuchać i nie ściszy". Na argument, że mi przeszkadza odparła pewnym siebie tonem, że "trudno, że przez cały rok grało i RADIO ZOSTAJE" (co podkreśliła głośno). Zaskoczona maksymalnie zdołałam tylko wyjąkać, że przez poprzednie pięć lat NIE GRAŁO, ale nic nie wskórałam.

Coś jak rozmowa z Ewą Kopacz, czyli zapasy w błocie z debilem.

Jak mój szef sobie wyobraża pracę z kimś takim??? Radio to bzdura, w 5 minut wyegzekwuję wywalenie go, jeśli będzie trzeba, ale to pokazuje jaką postawę ma ta kobieta. Jaki brak szacunku do współpracowników.

Szef "rozwiązał" problem przenosząc mnie do innego pokoju. Gorszego i daleko od kuchni, ale przynajmniej nie muszę znosić mobbingu. I powiedział, że ceni nas obie, ale musimy sie jakoś dogadać, w przeciwnym razie on rozdzieli stanowiska koordynatora szkoleń admina systemu.

Oznaczało to jedno - to JA stracę stanowisko koordynatora szkoleń, bo ona na pewno nie będzie w stanie objąć tego drugiego. Poczułam się na przegranej pozycji, bo cokolwiek zrobię ona już wygrała i zostanie, bo to ja jestem "ta wszechstronna".

Zaczęłam szykować oręż do walki o swoje, zaczęłam od naszej kadrowej. Ale nic nie wskórałam. Według niej szef moze po macierzyńskim dowolnie rozdzielić stanowiska i ja nie mam na to żadnego wpływu. Nie wierzę, że to prawda, myślę, że wcisnęła mi politycznie poprawny kit. Przecież gdybym nie odeszła na macierzyński to nie miałby prawa nmie po prostu odsunąć od stanowiska i dać je komuś innemu, to jest de facto ta sama sytuacja.

Tak strasznie mnie to wszystko wkurzyło, że ... zapisałam się do zwiazków zawodowych. Wbrew swoim odwiecznym zasadom, które głoszą "żadnych związków". Dalej nie wierzę, że jakikolwiek związek może pomóc jeśli szef chce cię zwolnić, ale zrobiłam to tylko dla zasłony dymnej, Żeby móc mu w razie czego rzucić, że "skonsultuję to ze związkami".

I wtedy znalazłam na wewnętrznej stronie naszej firmy ogłoszenie z działu finansowego w Goteborgu. Szukają kogoś na stanowisko "junior business controller". Ma być młody, dyspozycyjny, po studiach ekonomicznych, z bezbłędnym angielskim. Z opisu wynikało, że do obowiazków będzie należała analiza finansowa naszej "produkcji", a dane do tej analizy pochodzą z systemu IT, którym zarządzam, poprzedniego business controllera, który teraz zrezygnował z pracy, to ja szkoliłam...

Niewiele myśląc napisałam do CFO. Czy może aplikować ktoś nie-junior, z dyplomem, ale nie szwedzkim i w dodatku nie mieszkajacy w Goteborgu...?

Co mi szkodziło zapytać, prawda?

Odpisali od razu. Kilka dni później jechałam na rozmowę kwalifikacyjną. Następnego dnia potwierdzili, że spadłam im z nieba... że zaakceptują pracę z Malmo i zmianę iluśtam warunków z oryginalnego wymagania. Po tym została już tylko formalność czyli oznajmienie obecnemu szefowi, że ... będę kontrolerem finansowym jego działu :D

I znowu okazało się, że zamknięte drzwi oznaczają otwarte okno.

Bo to okno to praca w zawodzie. Lepsze CV. Możliwość wejścia do zaklętego świata finansów szwedzkich, nauczenia się tutejszych zasad księgowości. Słowem: lepszy oręż w walce o pracę w przyszłości. Nigdy nie chciałam być księgową, dalej nie chcę, ale odkryłam w sobie smykałkę do baz danych i ich analizy, a to właśnie podstawowa rola tego nowego stanowiska.

Jednocześnie zaczynają się schody. Gościu, który odchodzi - R. - to magik. Spedziłam z nim dwa dni, w czasie których pokazywał mi co robi z danymi, które wypluwa nasz (mój!) system. Otworzył excela i zaczął pisać formuły kalkulacji... tak po prostu, jak ja piszę blog... Ostatnią osobę, która potrafiła takie rzeczy, widziałam wśród najlepszych programistów komputerowych. Dodatkowo, R. pracował jako analityk bankowy... Zastąpić jego wkład w proces analityczny będzie niezwykle trudno.

Tym bardziej pochlebia mi, że on sam mnie zarekomendował a w czasie szkolenia rozmawialiśmy jak równy z równym. Z wyjątkiem tego fragmentu o amortyzacji, zdecydowanie muszę odkurzyć moje książki księgowe...

Za tydzień jadę na moje pierwsze zamknięcie miesiąca. Potem jeszcze dwa tygodnie i R. odchodzi na zawsze. A ja na głęboką wodę. Albo nauczę się pływać, albo utonę - bo teraz już nie będzie dla mnie powrotu do szkoleń. Panienka się rozpanoszy, moja rezygnacja da jej wszak stały etat, niech jej ziemia lekką będzie. Zamykam ten rozdział.

Wierzę, że arogancja zawsze w końcu przegra, ale to już nie mój problem. Nie żywię urazy, chociaż nie wrócę do tamtego pokoju z radiem.

To, co się wydarzyło, odbieram jako błogosławieństwo z nieba.

Wkrótce powklejam jakieś zdjęcia z Goteborga za tydzień, piękne miasto. Trochę jak Wrocław...


21 listopada 2015

Łyżka dziegciu

Wczoraj odwiedziła mnie koleżanka i oczywiście zeszło na temat wojny w Syrii. Chciała pokazać mi niedawno oglądany filmik, ale w pierwszej chwili odmówiłam. Nie dlatego, że nie chcę przyjąć do wiadomości pewnych faktów. Wręcz przeciwnie - znam je dobrze, czytam o nich sporo, ale niekoniecznie chce się nakręcać oglądaniem morderstw... Inna rzecz, że youtube to broń obosieczna - część materiałów tam ładowanych to zwykła propaganda, a zatem strata mojego czasu.

Ten filmik jest jedt inny. Po pierwsze to reportaż Witolda Gadowskiego. Marka sama w sobie. Po drugie rozprowadza go kanał Radia Maryja, dla mnie wiarygodne medium. Można nie zgadzać się z wartościami stacji, ale - moim zdaniem - nie można odmówić jej uczciwości. Podobny materiał na TVN zignorowałabym.

Polecam obejrzeć w całości.


A teraz spojler czyli mój komentacz. 

Co mnie uderzyło w tym filmie. Jakby wyciąć wszystkie arabskie wstawki i cytaty z Koranu, tudzież wezwania do zabijania niewiernych to mamy przed sobą bardzo pokornego i bogobojnego człowieka. Takiego ewangelicznego bogatego młodzieńca, który sprzedał wszystko i poszedł za Jezusem. Człowieka, dla którego jego Pan jest ważniejszy niż jego własne ego, który wie, że nasze ziemskie życie to tylko pielgrzymka do wieczności. Człowieka, który realizuje wezwanie do świętości kosztem pokus i wbrew przeciwnościom. Jak zakonnik, który porzuca uroki tego świata i idzie do wspólnoty podobnych sobie żebraków - nie ma nic, żadnych dóbr materialnych a jego los zależy od przełożonego...
Istny wzór dla nas chrześcijan, zajętych ziemskimi sprawami do bólu.

I na tym podobieństwa się kończą. Różnicę stanowi ta druga połowa jego wypowiedzi - ta arabska.

Ktoś kiedyś powiedział (a dokładnie: Jean Alcader, w słynnym już artykule we Frondzie), że islam nie jest żadną nową religią. To zniekształcenie chrześcijaństwa i judaizmu. W początkowych latach jego istnienia sam Mahomet uznawał się ponoć za reformatora chrześcijaństwa...

Pierwszym kluczem do zrozumienia islamu jest dotarcie do jego korzeni. Islam wywodzi się z sekty, herezji judeo-chrześcijańskiej pierwszych wieków - ebionitów (z greckiego) lub nazarejczyków (z hebrajskiego) lub jeszcze inaczej judeonazarejczyków. Sama nazwa nie jest tu istotna, wiadomo, że dotyczy tej samej sekty.

Ebionici (nazarejczycy) uważali się z jednej strony za żydów, gdyż dokładnie przejęli ich tradycje, lecz w rzeczywistości nimi nie byli, ponieważ uznawali Jezusa jako proroka, którego żydzi odrzucili. Z drugiej strony uważali się również za chrześcijan, gdyż uznawali Jezusa za proroka, niestety nie mogli nimi być, ponieważ odrzucali Jego bóstwo. Św. Hieronim w korespondencji ze św. Augustynem napisał: „Uważają się za żydów i chrześcijan, ale w rzeczywistości nie są ani jednymi, ani drugimi”.

Trzeba podkreślić, że w Koranie bardzo często jest mowa o nazarejczykach jako o przyjaciołach i przodkach muzułmanów, co m.in. wskazuje, że islam wywodzi się właśnie z tej sekty.
W tym wywiadzie uderzyło mnie czym byłaby religijność bez Chrystusa - oko za oko, ząb za ząb! I to w najgorszych możliwych mutacjach, wszach muzułmanie mordują chrześcijan tylko dlatego, że "chrześcijanin" Obama (cudzysłów zamierzony) zaatakował muzułmanów! Przecież judaistyczna zasada głosiła wymierzenie kary sprawcy czynu, a nie komuś innemu z jego plemienia.

Jak widać łyżka dziegciu - odrobina fałszu - psuje całe ciasto. Wystarczy, że odrzuci się Chrystusa a chce realizować Prawo judaizmu, a człowiek staje się niebezpiecznym ekstremistą. Takim świętym Pawłem sprzed Damaszku.

A dlaczego nie wszyscy muzułmanie są tacy? Bo nie przestrzegają zasad swojej religii w takim stopniu jak ten młody człowiek. Mosab Hassan Yousef, czyli Syn Hamasu, też miał takie doświadczenie - większość "umarkowanych muzułmanów" to ludzie, którzy są tak naprawdę "złymi muzułmanami": nie przestrzegają zasad prawa szaria, nie wierzą tak głęboko, jak bohater reportażu, ich wzorem nie jest Mahomet. Bo często są lepszymi ludźmi niż on był, i przymuszeni do wejścia na jego drogę odwracają się od religii swoich przodków.

Jednocześnie rodzi sie refleksja. Jak wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że nasze pojmowanie miłosierdzia i miłości jest zakorzenione w ofierze Chrystusa! Nie ma żadnych europejskich wartości bez Niego.

17 listopada 2015

Marsz, marsz Polonia!!!


Jeszcze Polska nie zginęła,
kiedy my żyjemy,
co nam obca przemoc wzięła,
szablą odbierzemy.

Marsz, marsz Polonia,
marsz dzielny narodzie,
odpoczniemy po swej pracy
w ojczystej zagrodzie.

Jeszcze Polska nie zginęła,
i zginąć nie może,
bo Ty jesteś sprawiedliwy,
o Wszechmocny Boże.

Marsz, marsz Polonia,
marsz dzielny narodzie,
odpoczniemy po swej pracy
w ojczystej zagrodzie.
.
Pierwszy raz śpiewałam tę pieśń. To znaczy jeśli śpiewaniem można nazwać poruszanie ustami ze ściśniętym gardłem... w niedzielę mieliśmy tu akademię z okazji Święta Niepodległości. Wystąpiły nasze dzieci "parafialne" we współpracy z ogniskiem Kwiaty Polskie i organizacją młodzieży Polonica.

Wszyscy przebrani w tradycyjne ludowe stroje oraz munduty ułanów, w sumie żadne specjalne wyczyny sceniczne... ale jednak... musicie wiedzieć, że ta cała młodzież na zdjęciach już urodziła się w Szwecji i Polskę zna tylko "gościnnie". A tak bardzo ją kocha - bardzo poważnie podeszli do występów, deklamacji i śpiewów, wszystko nienagannym jęzkiem polskim.

Samo to już mnie wzrusza do łez.

Uświadomiłam sobie też, że pierwszy raz od dawna tak uroczyście obchodziłam jakiekolwiek polskie święto. W sumie pierwszy raz chyba od czasów harcerskich, czyli końca studiów.

Harcerze robią to na poważnie, żadne tam tańce ludowe czy przebieranki. Mundur i flaga! Marsze i pieśni. Przyznam, że kiedyś trochę podśmiewałam się, że polonijne akcje kulturalne to przeważnie zespoły folklorystyczne, jakby Polska nic innego typowego dla siebie nie miała.

Teraz się już z tego nie śmieję. Planuję zapisać Kamyczka do Kwiatów Polskich. A pod myszką komputera mam podkładkę we wzory łowickie i z napisem "Polska".

Może zrozumiałam, może dorosłam, może punkt widzenia zależy od punktu siedzenia w tym przypadku...












9 listopada 2015

Strzał w stopę

Pamiętam pana Zbyszka z czasów dzieciństwa i harcerstwa. "Tato Aśki", zawsze miły i uśmiechnięty. Chętnie pomagał w organizowaniu obozów harcerskich - woził nam sprzęt i pomagał w rozładunku. Był najfajniejszym z ojców, prawie kumplem. Pracował wtedy w transporcie, to znaczy miał lawetę i przywoził używane samochody z Niemiec. Radził sobie jak mógł, choć przy tej pracy nie zawsze się ma miesieczną wypłatę. Ale emerytury już nie. Nie wiem co dokładnie się stało, bo już nie mieszkałam w domu rodzinnym, ale w pewnej chwili wyprowadził się z domu sąsiadów i zaczął pić. Rzadko go widywałam.

W okolicach Bożego Narodzenia 2006 roku był pijany i zaczepiał jakichś ludzi w autobusie, w tym kobietę i jej syna, która potem zadzwoniła do swojego męża. Miał pecha i trafił na niewłaściwego człowieka. Młodego prężnego polityka, byłego dżudokę, który - w swojej wersji wydarzeń - "odruchowo" wdał się w walkę w obronie swojej rodziny i pobił człowieka do nieprzytomności. Odruchowo też nei wezwał pogotowia, które przyjechało o wiele za późno. Pacjent zmarł. Miał 56 lat.

Owym politykiem był Dawid Jackiewicz.

Po jakimś czasie śledztwo umorzono. Nawet nie było świadków rzekomego zaczepiania żony Jackiewicz przez pana Zbyszka.

Oficjalnie jest czysty, syn cieszy się, że "tata zmiksował żula" i jest z niego dumny. Ale polityk żali się, że ludzie do dziś mówią do niego "Ty morderco", że tak wielu nie pogodziło się z wyrokiem sądu.

Ja tak do niego nie mówię, bo go nie znam. Ale myślę tylko w tych kategoriach.

Historię tego wydarzenia - szkieletu w szafie Jackiewicza - opisał niusłik, któego zwykle nie linkuję i w zasadzie nie czytam. Ale akurat taką wersję historii poznałam z ust Aśki i jej mamy, naszych sąsiadek, od samego początku ją śledziłam, więc polecę moim czytelnikom. Wtedy nie wierzyłam, że Jackiewicz się tak zgrabnie wywinął.

A teraz został Ministrem Skarbu nowego rządu PIS.

Pewnie wszyscy myślą, że to Macierewicz jest tą czarną owcą rządu. Nawet jeśli głosowali na PIS, jak ja, są pewnie zawiedzeni akurat tym wyborem. Że niedyplomatyczny itede. Ja się z tego wyboru bardzo cieszę, bo uważam pana Macierewicza za męczennika w walce o prawo i sprawiedliwość (sic!) w naszym kraju, i mam nadzieję, że opinia publiczna go zrehabilituje - bo został zaszczuty w ohydny sposób.

 Ale Jackiewiczem to strzelili sobie w stopę w moich oczach.

Tak, daję kredyt zaufania nowej premier i nowemu parlamentowi, nie będę od pierwszego dnia ich rozliczać z obietnic. Wiem, że czasem wybór jakiegoś nazwiska jest podyktowany tylko i wyłącznie kompromisem politycznym. Ale są granice kompromisu. Tą granicą jest morderstwo.




ciekawy link w tej sprawie:
http://beem.deep.salon24.pl/482028,jak-dlugo-tolerowane-beda-klamstwa-i-pomowienia-rr-k

26 października 2015

Rzeczy w Szwecji, do których się nigdy nie przyzwyczaję

Klub Polki na Obczyźnie (ten od podróży Smutka i Plotkary) robi projekt, pokazujący, do czego nam trudno się przyzwyczaić w naszych krajach, Nie załapałam się na niego, ale czasem coś poczytam.

Jednakże zainspirowana wpisem Moniki postanowiłam stworzyć swoją prywatną listę. Chyba na zasadzie ponarzekania jak Polak z Polakiem (i tu ktoś może stworzyć polską listę, którą otwierać będzie polska tendencja do narzekania ;) ), a może pójdę za ciosem - wyleję swoje żale.

Nie mieszka mi się tu źle, przyzwyczaiłam się i wiele rzeczy doceniam, ale do kilku nigdy się nie przyzwyczaję. A jak przyzwyczaję to zastrzelcie mnie...

Edukacja

Monika, wykwalifikowany nauczyciel przedszkolny, pracujący w zawodzie, zwróciła uwagę na podły poziom edukacji - równa się do jakiegoś poziomu, powyżej dna, ale orły nie mają szans polatać. Po prostu nie ma takich opcji i już. Chyba że rodzice są bardzo świadomi (mam nadzieję, że ja właśnie takowym jestem, ale to także ryzyko - patrz dalej) i pracują z dzieckiem poza systemem edukacji (czytaj: często za ciężkie pieniądze).
Zapomnij tutaj o olimpiadach przedmiotowych, o szkołach muzycznych dla siedmiolatków (chyba że ktoś sie załapie na "dom kultury", wtedy ma 20 minut tygodniowo grania na instrumencie) - o tym pisałam kiedyś w poście "Nowy oksymoron - szwedzki skrzypek", polecam wrócić, bo całkiem mi się udał a nie chcę się powtarzać... ;)
Ad rem. Maciej Zaremba, mój ulubiony szwedzki dziennikarz zrobił potężny raport dotyczący szkolnictwa. W Szwecji ukazał się w postaci cyklu artykułów oraz książki "Hem till skolan", u nas - jako rozdział w "Polskim hydrauliku" *. W skrócie: szwedzka edukacja całkowicie odeszła od uczenia czegokolwiek. Dziecko w szkole ma się dobrze czuć, a żeby to osiągnąć nie można od niego za dużo wymagać. Jak dziecko wkracza w wiek gimnazjalny zaczyna się uczenie. Ale wtedy jest już za późno, bo połowa ledwo duka, nie umie liczyć albo nie umie czytać ze zrozumieniem. W zasadzie studenci też nie umieją tego.
Po reformie edukacji popełnionej przez socjalistów szkoła została placówką gminy, a nauczyciel stał się jej urzędnikiem. Po przeszkoleniu może uczyć, ma podręcznik. Zresztą i tak nie musi niczego uczyć, ma nauczyć wyszukiwania informacji. A to, że człowiek nie będzie miał żadnej podstawy wiedzy, na które może osadzić te informacje, skojarzyć, zapamiętać i zrozumieć - nie przyszło geniuszom marksizmu do głowy.

Dużo by pisać, w sumie to słabo mi się robi jak o tym myślę, więc może przestanę. Odsyłam do "Hydraulika".

Ambitni rodzice mogą to, oczywiście, pokonać wkładając własny czas i pieniądze, ale edukacja domowa została tu zakazana, a wszelka dodatkowa edukacja może zrodzić podejrzenia nauczycieli w szkole i donos do socjalu - jeśli dziecko by się poskarżyło, że nie może latać po dworze tylko mama go zmusza do czytania czy grania na instrumecie...

Szwedzkie wyniki PISA 2000-2012
läsförmåga - czytanie ze zrozumieniem
naturvetenskap - nauki przyrodnicze

Polityczna poprawność

Polska zaczyna odczuwać presję politycznej poprawności, ale jako naród niepokorny nie damy się nabrać. Szwedzi zostali wytresowani w przerażającym stopniu. Tak tworzy się Breivików.
Kilka dni temu szwedzki frustrat wyładował się nożem na czwórce uczniów szkoły w Trollhatan. Szwecja w żałobie, szwedzki Kopacz roni krokodyle łzy... i dalej kłamie, że sytuacja jest pod kontrolą. Szwedzka partia opozycyjna wezwała go to dymisji, określając stan kraju jako katastrofę.
Uchodźców trzeba ukrywać, bo istnieje realna obawa, że ludzie się na nich rzucą - koleżanka nauczycielka opowiadała, że zostal poinformowani o lokalizacji obozu, z którego dzieci mogą trafić do ich szkoły (!!!) ale to jest tajemnica i nie wolno im o tym mówić. W zasadzie rozmowę telefoniczna też urwała, że to nierozsądne mówić takie rzeczy przez telefon...

Zdębiałam. Aż tak inwigilują...?

Wściekłość społeczna jest fizycznie odczuwalna. Choć na codzień nie widzę takich obrazków jak te z Węgier czy Chorwacji, ale wiem, ze one istnieją.Ukrywa się je. Ale ludzie szemrzą coraz bardziej, choćby dlatego, że wszystkim gul skoczył na wiadomość o planowanym podwyższeniu podatków (o 2% / w naszym przypadku będzie to 33%, choć przy pełnym etacie łapiemy się na podatek "krajowy" czyli... dodatkowe 20% od nadwyżki... :/).

Szwedzka polityczna poprawność bije wszelkie rekordy. W zasadzie nie jest możliwa żadna otwarta rozmowa. Patrz mój poprzedni post o fenomenie socjalizmu - każda inna postawa otrzymuje etykietkę nazizmu i kończy się dyskusja.

Acha, ostatnio ocenzurowano Pippi Langstrump. Nie może już nazywać swojego ojca "Murzyńskim Królem". A Somalijczyków, gwałcących kobietę na promie ze Szwecji do Finlandii, prasa określa "sześcioma Szwedami" - gdzie żaden z nich nie miał nawet szwedzkiego obywatelstwa. Absurdystan.



Mężczyźni

Monika wspomniała brak dżentelmenów - nikt nie ustąpi nikomu miejsca w komunikacji publicznej, nie przepuści kobiety przodem, nie otworzy drzwi, nie poniesie ciężkiego bagażu. Ja powiem dosadniej: facetów wykastrowano. W Szwecji rządzi feminizm doprowadzony do granic absurdu (pewna szwedzka dziennikarka, Ingrid Carlqvist, nazywa ten kraj Absurdystanem... w zasadzie ona przeczy punktowi drugiemu niniejszego posta, bo mówi jak jest, niczym Max Kolonko, ale to naprawdę rzadkie tutaj. Nie zobaczysz jej jednak w publicznej telewizji) - parytety w zarządach przedsiębiorstw, silna presja na zawodową pracę kobiet, upadek instytucji rodziny. Mężczyźni zniewieścieli. Rurki biją rekordy sprzedaży kolejny sezon.


Choć z drugiej strony wielu mężczyzn jest totalnie niechlujnych, odrażających wręcz (nieogolonych, wytatułowanych, z opadającymi spodniami), jakby w proteście przeciw rurkom. Latem wskakują w skóry i motory. Słuchają muzyki satanistycznej (ponoć Skandynawia to serce tego gatunku! ale to wiem tylko z teorii, nie interesuję się i nie zamierzam).Chleją na umór. 

Nie widać na codzień normalnego środka... 

Permanentna Inwigilacja

Wielki Brat wie tu o Tobie wszystko. W marcu przychodzi już wypełniony PIT, który musisz tylko podpisać. Ewentualnie wpisać dochody zza granicy, o których nie wie (jeszcze!). Kupisz samochód - następnego dnia przychodzi 5 druczków na przedłużenie OC na Twój numer rejestracyjny... Pisałam o tym komkretnym przypadku kiedyś. Dalej nie mogę się przyzwyczaić.

Niby to ułatwia życie na codzień. Ale jak pomyślę kto co o mnie wie to ciary przechodzą. Orwell by tego nie wymyślił.
Posieszam się (?) że to rzeczywistość całej Europy i zachodniego swiata, to tylko nam, Polakom, się jeszcze wydawało, że walczymy w partyzantce pod osłoną nocy...

"Państwo wie, co robiłeś zeszłego lata"

Ceny

Wiem, zarabiamy w koronach, więcej niż Polacy, ale dlaczego ibuprofen musi kosztować 10 razy więcej niż w Polsce?? Dlaczego na rynku panuje zmowa cenowa i każdy sklep, nawet internetowy, ma identyczną cenę jak sklep w galerii (co bywa dobre, bo jak coś wypatrzysz w necie mozesz iść jutro kupić do Hornbacha, w identycznej cenie jak w necie, za to antychmiast)?. Człowiek przyzwyczajony do allegro, amazonu i setek ofert na ceneo głupieje jak próbuje coś znaleźć w Szwecji.
I tak oto regularnie zaopatruję się w Polsce (lub amazonie) w następujące przedmioty, co mnie trochę irytuje, bo transport miodu to potężne wyzwanie (pochłaniamy spore ilości):

- lekarstwa bez recepty
- wszelkie zioła i suplementy diety
- miód
- ksylitol (skandynawski produkt!!)
- sprzęt elektroniczny (aparaty foto, kina domowe, komórki)

Po co wydawać dwa razy więcej niż jest to konieczne...?



Apteki i w ogóle lekarstwa

Wizyta w aptece przypomina mi przegląd obozowej apteczki: jeden rodzaj wszystkiego. Jeden produkt z ibuprofenem, jeden z panadolem, po jednym z w/w w wersji dla dzieci. Więcej przeciwbólowych nie ma. Jedna maść na hemoroidy, Jeden szampon na wszy, Jeden środek na owsiki. Mnóstwo kosmetyków.
Panie w aptece nie wiedzą NIC o substancjach leczniczych zawartych w produktach. Zapytałam kiedyś czy mają coś na bazie ziół senesu, ale wybałuszono na mnie gały i odesłano do sklepu zielarsko-homeopatycznego. Najwyraźniej użyłam słowa wytrychu zioło. Nie ma tu wody utlenionej ani spirytusu salicylowego. Nie kupi się fenistilu.

Przestałam chadzać do aptek, odkryłam, że polskie wysyłają za granicę.

Tak, wiem, nie jestem lekarzem. Ale w szperaniu w internecie jestem bardziej biegła niż tutejsze pielęgniary, na które trafię gdy pójdę po poradę do przychodzni... Pisałam już zresztą o systemie opieki zdrowotnej.




Kultura i muzyka

Nie jestem żadnym koneserem ani zawodowcem, ot - uwielbniam muzykę. W swoim życiu miałam szczęście poznać kilku muzyków i chadzać na koncerty do filharmonii i śp. Czarnego Salonu (czwartki jazzowe). Pół życia licealnego spędziłam na Łykendzie i Szantach Nad Odrą, w domu - w radiu i TV - słuchało się piosenki aktorskiej, Piwnicy pod Baranami i koncertów w Trójce. Na obozach harcerskiech - gitara co wieczór.
Muzyka była wszędzie.
Tutaj jestem na pustyni. Tyle co sama sobie pogram na gitarze.
Próbowałam ostatnio kupić bilety na coś symfonicznego w filharmonii. Do końca roku odbędzie się może 10 koncertów. W SUMIE.
Dla dzieci - DWA. Kupiłam od razu bilet na marzec 2016, bo do wakacji będą jeszcze kolejne dwa...

Ale jak leci Eurowizja czy Melodifestivalen (lokalne eliminacje) to połowa Szwedów z wypiekami na twarzach tkwi przed odbiornikiem. Potem chodzą i nucą szwedzką piosenkę na Eurowizję.

W pracy wychodzę na gbura, bo regularnie proszę o wyłączenie radia - organicznie nie trawię szwedzkiej muzyki pop. Ich sprawa czego słuchają, ale o muzyce z nikim tu nie porozmawiasz :/ a sceny takie jak Wrocławskie Forum Muzyki - tudzież rodzaj kultury muzycznej towarzyszącej tej instytucji - to coś zupełnie nieosiągalnego w miejscu, gdzie mieszkam...


Unikanie Konfliktów

Może to się łączyć z polityczną poprawnością - z większością Szwedów nie pogadasz o polityce, religii ani transcendencji. Albo temat tabu, albo nikogo to nie interesuje. Tu naprawdę żyje się z dnia na dzień, bez refleksji. A potem ściana.
Statystyki depresji i "dojścia do ściany" (jak to się tu nazywa) są za to przerażające.

Szwedzi mówią, że to od stresu w pracy, ale oni chyba nigdy nie widzieli stresu. A może to jest tak, jak pisał Maciej Zaremba - system ocen w szkołach podstawowych został zniesiony, bo sie źle kojarzył. Tu w Szwecji była to bowiem ocena konkretnej pracy, ale sposób wartościowania ludzi. Pała w szkole oznaczała etykietkę idioty. W Polsce też tak bywało, pewnie, ale jednak pały traktowało się jako coś do poprawienia (i bolało to, że ojciec sprał za nie tyłek), a nie dramat życia.

No więc porażka w pracy - konflikt, kłótnia, zła ocena - to ogromne przeżycie, kończące się często rocznym zwolnieniem lekarskim.

Ja, natomiast, lubię się zdrowo skonfrontować, wywalić, co leży na wątrobie, obadać zasady współpracy - oczywiście w kulturalny sposób. Niemożność rozwiązania konfliktu naprawdę mnie pożera... mam teraz taką sytuację w pracy, po powrocie z macierzyńskiego nie jest jasne jak będzie wyglądał powrót na stanowisko skoro osoba zatrudniona "tymczasowo" jednak zostaje. Zostajemy razem... i co dalej?
W zeszłym tygodniu już nastąpiła jedna eskalacja, ale zażądałam konfrontacji. W ten czwartek mamy spotkanie z szefem.
Na szczęście trafiłam na wikinga a nie faceta w rurkach, jestem dobrej myśli. Nadajemy na tych samych falach :) tylko co, jeśli się okaże że "tymczasowa panna" jest Szwedką, która unika konfliktu, więc szefowi powie to, co on chce usłyszeć, a potem wykopie starannie zamaskowany wilczy dołek pode mną...? cóż... właśnie takich rzeczy należy się w Szwecji spodziewać.

Anonimowe donosy, plotki, silna ksenofobia ukryta idealnie pod maską tolerrancji i otwartości. Koleżanka, pracujące wiele lat w szkole, podszkala mnie w tym czytaniu znaków. Mówi, że "koledzy" potrafili ją wyalienować (mobbing!) dlatego, że na zebraniu pedagogicznym w pamięci policzyła jakieś liczby, podczas gdy nauczyciele matematyki wyciągali kalkulatory...



Jantelagen - Prawo Jante

Pisałam o tym w poście o Tyranii Równości. Szwedzi są autentycznie dumni z tego, że nauczyli się nie wywyższać nad innych, każdy ma być tak samo mierny...
W praktyce to prawo podcina dzieciom skrzydła w procesie edukacji (patrz wyżej), podsyca szwedzką ksenofobię, bardzo głęboko ukrytą i bardzo silną (słyszałam od ludzi, że obcokrajowców zatrudnia się niechętnie nie z powodu "rasizmu" tylko dlatego, że są nieprzewidywalni... nigdy nie wiesz jak kto zareaguje, czy nie będzie powodował konfliktów, czy nie będzie rywalizował...) oraz ogranicza podaż (patrz punkt o cenach).

W żyłach płynie mi krew indywidualisty, człowieka świadomego swojej godności i wartości. DO wielu niewygód jestem w stanie się przyzwyczaić, cóż, cesarzowi co cesarskie i tak dalej... Ale nawet nie zamierzam przyzwyczajać się do programowej mierności i nie wychylania się. I nie chodzi to o brak pokory, ale o zdrową miłość własną. Zbawieni będziemy pojedynczo, nie w komunie, od szablonu.


***

Oczywiście każdy z tych punktów może mieć swoją DOBRĄ STRONĘ (patrz ćwiczenie O WADACH CHARAKTERU), a z każdego z nich przecietny Szwed jest wręcz dumny. Jest tak cudownie egalitarnie, nie trzeba się wysilać. Życie jest proste i przewidywalne, nikt nikomu nie trzaśnie drzwiami przed nosem podczas awantury, a artyści to przecież niepożądany gatunek ludzi - wywyższają się nad innych!

Szkoda tylko, że tak boleśnie potem odchorowują te pozory.







* wiele razy na blogu odwołuję się do tej książki, bo bardzo mnie poruszyła... to zbiór bardzo rzetelnych reportaży, wręcz dziennikarskich śledztw, które wstrząsnęły opinią publiczną

21 października 2015

Gadunia w formie!

Przy kolacji, Kami przyniósł przedszkolny wierszyk, coś w stylu "cisza na morzu bałwan śpi...". W szwedzkiej wersji "kto się odezwie ten musi wyjść". Odzywam się, oczywiście.

Kami zaraz:
- Musisz wyjść!
- Naprawdę...? Ale na dworze już tak ciemno... - negocjuję.
- No dobra, nie musisz. To przecież taka PRZENOŚNIA.



Kilka dni temu.
- Mamo, co dziś na śniadanie?
- Jajko, chcesz?
- A jakie? Jak takie płaskie, jak tatuś robi, to chcę, a jak takie POGNIECIONE jak Ty, to nie.



Wychodzimy na dwór.
- Ale fajnie, nie ma wiatru - spontanicznie komentuję
- Ale tyci tyci wiatru musi być - oponuje Kamyczek - przecież by nie bylo czym oddychać!



Innego dnia, przy śniadaniu. Gadka o cyferkach. W końcu napisałam wszystkie do 20 i objaśniam.
- a jak będziesz miał tyle lat, o tutaj - pokazuję 18 - to będziesz dorosły i będziesz mógł nawet wyprowadzić się z domu...
- Cooooo? Wyprowadzić się od rodziców??? NIGDY!!!




Wracam z delegacji. Kami rzuca się do walizki:
- Mamo, ja ci pomogę! - akurat, chce położyć łapę na prezentach, no ale pozwalam.
- Patrz, mamo, dałem radę z taką ciężką walizką. Jestem prawdziwym CIĘŻAREM! - i pręży mi muskuły przed nosem.


Wieczorem, zasypiamy.
- Mamo, a czemu ty i tatuś jeździcie ciągle w te INNE ŚWIATY a ja nie? Macie lepsze życie ode mnie! - mówi Kami rozżalonym głosem




Kami porwał ze stołu ciastko imbirowe. Po chwili oddaje z obrzydzeniem:
- coś tam czuję jakąś CEBULĘ!

Taki Kubuś niczym nie gardzi...


P.S. To białe ubranko wywaliłam po w/w "obiedzie"... nie wiem z czego dzisiaj robią pomidory, ale nie da się sosu bolońskiego nijak doprać... nawet plastikowa cerata się usyfiła i pozostała pomarańczowa!

10 października 2015

Fenomen socjalizmu i fałszywa skala

Wielu Szwedów nigdy nie zastawiało się nad fenomenem dominacji socjalizmu w Szwecji. Jak to możliwe, że polityka w różnych wariantach kolektywizmu/socjalizmu stała się szwedzką rzeczywistością na stałe? Oto jedna z hipotez, autorstwa pana André Juthe, filozofa i teologa, związanego obecnie z Kristnavardepartiet, czyli Partią Chrześcijańskich Wartości. Partią o małym politycznym znaczeniu, ale jedyną, która otwarcie wzywa do powrotu do wartości chrześcijańskich, czyli - na przykład - walczy z aborcją (niestety, partia nie ma za bardzo swojego programu politycznego, już nie mówiąc o realnym poparciu, no ale jeśli bym miała głosować na kogokolwiek w Szwecji to właśnie na nich.). Tutaj jest oryginał artykułu po szwedzku, poniżej zamieszczam tłumaczenie-streszczenie.

Partii, które zasiadają dzisiaj w szwedzkim parlamencie, nie da się usadowić na całej szerokości skali "prawica" - "centrum" - "lewica". Każda analiza ich programów wyraźnie pokazuje, że wszystkie partie sytuują się w mniejszym lub większym stopniu "na lewo". Wszystkie one są mniej lub bardziej marksistowskie. W jakimś stopniu wszystkie one popierają tezę, że państwo jest bogiem a zadaniem polityków jest nauczyć ludzi poprawnie myśleć.

"Poprawnie" oznacza, oczywiście, "zgodnie z zamysłem państwa", niezależnie od tego, czy dane idee mają jakikolwiek związek z rzeczywistością.

Wszyscy ci politycy są zgodni z tym, że mają prawo narzucać system kar i dofinansowań według własnej samowolnej oceny. Myślą, że podatki ściągnięte od ludności moga być wykorzystywane zgodnie z ich własnym zamierzeniem i zupełnie niezależnie od tego, czy jest to w interesie tejże ludności.

Wierzą, że zadaniem państwa jest naprawić całe zło i zaspokoić każdą potrzebę społeczeństwa. Są przekonani, że daje im to prawo ingerowania w prywatne życie rodzin, na przykład w wychowanie dzieci czy podział domowych obowiązków.

Wierzą, że mają prawo być "szczodrzy" z naszych pieniędzy. Politycy uczynili z nas niewolników, w mniejszym lub większym stopniu, przez to, że najpierw nas opodatkowują ponad granice naszych możliwości a potem czynią nas zależymi od "łaski państwa", czyli różnych rodzajów zapomóg czy ulg podatkowych.

Nawet nie dostrzegają groteskowości tego podatkowego marnotrawstwa, które jest niczym więcej jak okradaniem narodu. Lista wykroczeń socjalizmu w stosunku do szwedów jest bardzo długa, nie mówiąc już o reszcie świata.

Socjalizm i kolektywizm uczyniły ze Szwedów "śpiący naród". Ale to nie tylko dzieło polityków.

Także dziennikarze, którzy właśnie powinni patrzeć politykom na ręce, sami stali się częścią układu, nawet bardziej lewicującą jego częścią.

Oczywiście wpływ na to miało wiele czynników. Spróbuję jednak postawić hipotezę, co może być jednym z nich. Według mnie jednym z powodów, dla których Szwedzi są relatywnie bezkrytyczni wobec myśli socjalistycznej, jest paradygmat, który dominuje w szwedzkiej debacie - fałszywa skala ideologiczna. To właśnie ona, nieświadomie acz kompletnie fałszywie, sprawia, że socjalizm w jakiejś formie zawsze jawi się jako oczywisty wybór.
Równolegle z tą skalą ideologiczną powstała inna, przekłamana wykładnia znaczenia poszczególnych jej elementów. Te partie, które podkreślają równość i powszechny dobrobyt zawsze określana są jako lewicowe lub centrowe, zaś te, które głoszą wolność - lądują na prawo.

Według tej skali mamy do wyboru ekstremalą lewicę czyli komunistów, ekstremalną prawicę czyli faszystów, a gdzieś w środku znajduje się demokracja, która balansuje mięzy wolnością, równością i powszechnym dobrobytem. Ta obecna fałszywa skala wygląda mniej więcej w ten sposób (1):



(literki na dole oznaczają szwedzkie partie polityczne, odsyłam do linku nr 1 w celu ich rozszyfrowania... dla tego posta tutaj to nie jest takie istotne)
Na tak pojmowanej skali ideologicznej interwencjonizm państwowy, zwany czasem etatyzmem (doktryna, głosząca, że państwo powinno kontrolować politykę ekonomiczną lub społeczną - lub obie) jest niemal nieunikniony. W zasadzie staje się synonimem socjalizmu.

Porzez taki obraz polityki, pielęgnowany przez establiszment i media, socjalizm zawsze wydaje się być tą zrównoważoną "demokratyczną" ideologią dla tych, którzy pragną zarówno "dobrobytu" jak i "troski o słabszych". To właśnie sprawia, że szwedzka polityka zawsze jest jakąś wersją socjalizmu. I to także sprawia, że zarówno konserwatywna jak i liberalna myśl ryzykuje znalezienie się zbyt na prawo na powyższej skali ideologicznej - i etykietkę gaszystowskiej lub nazistowskiej.

Jednocześnie tradycyjnie liberalne partie nieustannie poszukują zwiększenia wpływu państwa na gospodarkę, czym przesuwają się na lewo - one także akceptują taki obraz rzeczywistości. Apetyty państwa i urzędów mają bardzo brzydką tendencję do niekontrolowanego wzrostu.

Wraz ze powiększaniem się roli państwa i liczby urzędów wzrasta biurokracja, spada poziom efektywności i w z związku z tym rosną koszty - koszty, które, oczywiście, poniesie naród. Gdy ten proces się rozpocznie na dobre nic go nie powstrzyma, dlatego, że problemy socjalizmu, spowodowane niesubordynacją jednostek i małych wspólnot wymagają wzrostu nakładów. Zgodnie bowiem z logiką socjalizmu państwo musi robić więcej, by rozwiązywać narastające problemy, a przecież ono samo jest ich przyczyną! Więcej urzędniczych niejasności dla obywateli oznacza nowe problemy, a zatem panstwo musi jeszcze mocniej się starać! I tak rośnie machina... To są konkretne powody, dla których socjalistyczy system zawsze powoduje ogromną biurokrację, którą opiszę w innym artykule. Jak głosi słynne powiedzenie: socjalizm to system, który bohatersko rozwiązuje stworzone przez siebie problemy...

Ta fałszywa skala jest jedną z przyczyn, dla której wszystkie partie polityczne, zarówno w swojej retoryce jak i programie politycznym, są socjalistyczne. Niezależnie od tego, czy same siebie (lub poprzez media) określają jako "prawicowe", "lewicowe" czy "centrowe". Wymownym przykładem jest szaleństwo głoszące, że opiekę nad dzieckiem powinno zająć się przedszkole zamiast jego rodziców. Wszystkie partie parlamentarne uznają to za pewnik, nawet te "skrajnie prawicowe". Moderaci [odpowiednik naszego PO - przyp. tłumacza], którzy mogliby być prawdziwie konserwatywną partią proponują, w sposób iście socjalistyczny, dofinansowanie do przedszkoli nawet dla rodziców, którzy nie pracują i chcą - mogą! - zajmować się dziećmi w domu (obecnie takie osoby mają prawo tylko do 15 godzin tygodniowo). Najwyraźniej nie nieści się w głowie politykom parlamentarnym, że to rodzice dziecka mogliby je wychowywać. (2) Dlaczego to przedszkole jest zawsze punktem wyjścia wszystkich dyskusji? Oto jest pytanie, które powinni sobie zadać wszyscy politycy. Zamiast tego fundują szwedzkim rodzinom prawdziwą pułapkę,

Problemem jest to, że obecna polityczna skala jest myląca i nieprawdziwa. Nie ma w żadnej logiki w tym, by nazizm i komunizm/socjalizm znajdowały się na jej przeciwległych końcach: każde z nich jest tak samo systemem totalitarnym. W każdym z nich jednostka musi podporządkować się kolektywowi lub jego reprezentantowi - państwu. Oba aspirują do miana dyktatur.

Oba bazują na idei, że państwo to wspólny cel i wartość, i że może ono robić co chce z obywatelami i ich pieniędzmi. Totalitaryzm to po prostu dominujące wszechogarniające państwo.(3)

Naturalnie nie istnieją żadne oczywiste przesłanki które z parametrów wskazują jednoznaczne na "lewicowość" lub "prawicowość" w ideologicznej skali. Ale nie ma wątpliwości w kwestiach roli państwa w polityce i stopnia jego zaangażowania - i to właśnie powinno być przynajmniej jednym ze współczynników.

Jeśli założymy, że wszechmogące państwo jest sednem totalitarnej dyktatury to anarchizm, czyli brak jakiejkolwiek kontroli państwa, powinien być drugim końcem skali. Zaś zrównowzonym środkiem powinien być system z małą rolą państwa, które służy swoim obywatelom i chroni ich praw, w zgodzie z konstytucją.

Daleko po lewej stronie skali mamy zatem skrajnie lewicowe, ekstremalne ruchy, takie jak komunizm, nazizm i faszyzm, z dominującą rolą państwa. W takiej skali "skrajnie prawicowe" sa poglądy anarchistyczne i libertyńskie, gdzie nie istnieje żadna chęć kontroli ze strony kogokolwiek.

Im więcej państwa w polityce i gospodarce (wzrost etatyzmu) tym mniej realnego wplywu ma naród. Nazizm, faszyzm i komunizm to potworne dyktatury które w swej istocie są odgałęziami tego samego totalitarnego socjalizmu - ideologii, która głosi, że panstwo to jakiś rodzaj bożka, który wymaga poddania w każdej dziedzinie.

Dalej, powszechny dobrobyt i równość są produktem wolności, nie stoją w opozycji wobec siebie. Jeśli zatem użyjemy innej skali "prawo - lewo" wynik będzie zupełnie inny i o wiele bardziej zgodny z rzeczywistością. Musimy zatem odrzucić fałszywą skalę ideologiczną na korzyś tej, która lepiej oddaje rzeczywistość, która pomoże nam zrozumieć, że im więcej przepisów i kontroli państwa, tym bliżej dyktatury się znajdujemy. Taką skalę przedstawia poniższy schemat:




Ta bardziej rzeczywista skala pokazuje nam wiele alarmujących implikacji. Możemy zobaczyć, że lewicowi ideolodzy, odwrotnie niż większości się wydaje, tak naprawdę znajdują się bardzo blisko nazizmu. A to oznacza, że popularyzatorzy lewicowych ideologii są o wiele bliżej ideologii nazistowskiej niż to się powszechnie sądzi.

Im więcej interwencjonizmu państwowego, tym bardziej zbliżamy się do systemów zarówno nazistowskiego, jak i komunistycznego. Klarownie widać, że totalitarne ideologie mają te same zasadnicze rysy. W następnym artykule pokaże wszystkie podstawowe podobieństwa pomiędzy komunizmem i nazizmem.

Na takiej poprawnej skali widać jaki jest jedyny sensowny i zrównoważony wybór: to demokracja konstytucyjna z liberalną lub konserwatywną polityką (przez liberalną rozumiem coś podobnego do oryginalnej teorii liberalizmu, nie jego obecną lewicowy wersję, na której widok J.S. Mill i inni twórcy tej teorii przewracają się w grobach).

Przez konstytucję rozumiem szeroko zakreśloną, szczegółową ustawę zasadniczą. W tak określonym systemie politycy są jej podlegli, a niezależny od państwa Trybunał Konstytucyjny zapewnia zgodność stanowionego prawa z konstytucją.

Oczywiście równe traktowanie obywateli będzie zapisane w takiej ustawie, tak by żadne samowolne subwencje, kary podatkowe czy inne niesprawiedliwa, ideologicznie umotywowana polityka opieki nad dzieckiem nie były możliwe.

Konstytucja nakreśla granice, do której państwo może się posunąć i ogranicza jego ekspansję.Brak takiej konstytucji prowadzi do wzrostu zagrożenia, że państwo będzie ingerowało coraz bardziej i ograniczało prawa swoich obywateli. Tylko konstytucja i Trybunał Konstytucyjny mogą dać zwykłemu obywatelowi możliwość obrony swojego prawa wobec urzędu, który przekracza swoje uprawnienia.

Podsumowanie autora

Udowodnić, że to fałszywa skala ideologiczna jest jednym z powodów dominacji socjalizmu w Szwecji jest oczywiście niełatwo - jak to zrobić? Ale mam nadzieję, że pokazałem czytelnikom nową perspektywę, która rzuca trochę światła na ten polityczny paradygmat, który dominuje w Szwecji i reszcie zachodniego świata.

Podsumowanie moje

Bardzo jestem wdzięczna za ten artykuł - jestem przekonana, że to strach przed etykietką nazisty dominuje wybór "mniejszego zła" - coś na kształt kreowania przez PO strachu przed PIS...

Co do głębokich przyczyny dominacji socjalizmu mam na to swoją teorię. Dość mocno zainspirowaną tym, co przeczytałam u Macieja Zaręby (4). Otóż moje odczucie prowadzi mnie w meandy reformacji - procesu, który odrzucił naukę o miłosierdziu Boga, który grzesznika skazywał na potępienie (teologia sukcesu) i chętnie pozbywał się tych, którzy degradowali w ten sposób społeczeństwo. Szwedzka reformacja miała bardzo surowy przebieg, przez wiele lat katolicy byli skazywani na banicję, nowym nie wolno się było osiedlać, a Szwedom nie wolno było konwertować na katolicyzm, a po "odwilży" - juz w XX wieku (!) - katolicy nie mogli piastować pewnych urzędów czy wykonywać pewnych zawodów, takich jak (na przykład) nauczyciel. Szwedzki kościół narodowy był organem pomocniczym państwa, które opiekowało się obywatelami. Dbał o ich moralność i religijność (ponoć pastorzy odpytywali wiernych z pacierza, kto nie zdał egzaminu mógł mieć kłopoty w pracy (5)). Czyż to nie brzmi jak państwo zarządzane przez Wielkiego Brata??

Dzisiaj rolę kościoła przejęły urzędy państwowe, reszta w zasadzie bez zmian... z urzędnikiem tutaj nie wygrasz, NIGDY.

Tak, wiem, zaraz ktoś powie, że mi to się wszystko kojarzy z jednym. Czym innym niż w tym dowcipie o trójkącie ;) ale z jednym - religią. Ale co ja na to poradzę, że naprawdę postrzegam religię jako kluczowy czynnik w budowaniu społeczeństwa? Od postrzegania kondycji duchowej człowieka, roli Boga w zbawieniu i wizji grzeszności zależy przecież tak wiele... kogo lub co potępiamy, co propagujemy, co piętnujemy...


***

1. Dawno temu pisałam o wyborach i owej skali politycznej, wtedy nieświadoma tego fałszu: https://ksiegaziol.blogspot.com/2010/09/wielorybow-cielska-grozne-sa.html
2. Program Moderatów: http://www.moderat.se/sites/default/files/attachments/10_punkter_for_att_forebygga_utanforskap.pdf
3. Cernak, Linda (2011). Totalitarianism. Edina, MN: ABDO.
4. Sporo piszę na blogu o jego książkach:
https://ksiegaziol.blogspot.com/2015/04/tyrania-rownosci.html
http://plpksvbooks.blogspot.se/2012/07/higienisci-maciej-zaremba-bielawski.html
5. Ciekawy wywiad z księdzem ze Sztokholmu: http://kosciol.wiara.pl/doc/602463.Kosciol-po-szwedzku

13 września 2015

Nie zaczynaj!

- wykrzyknął dziś mój mąż do swojego brata podczas kolacji. Brat chwilę wcześniej zadał to pytanie:

-  Aleksandra, a co sądzisz o tym problemie z imigrantami...?

Bo od kilku dni o niczym innym nie gadamy.

Już chyba mamy wszyscy dosyć słuchania o tym, otwierasz fejsbuk a tam ludzie wyskakują z łodzi na brzeg... ale trzeba gadać, trzeba szerzyć informacje - bo to skomplikowany problem i jestem przekonana, że większość mediów mydi nam oczy. A niezależnie od mediów i polityków - przed nami staje konkretny  c z ł o w i e k. On nie jest tylko liczbą. Ciągle biję się z myślami co mam właściwie o tym myśleć...


Przyznam się, że czytam głównie polskie wiadomości, pełne obaw i krytyki wobec zachodu. W którymś momencie uświadomiłam sobie, że ten zachód to tu, gdzie mieszkam... i że niedaleko mamy pewien hostel, gdzie urząd imigracyjny kwateruje uchodźców... kilka dni temu mąz był w delegacji i byłam sama z dwójką dzieci, sąsiadka przyszła i radziła pozamykac okna, bo zdarzały się kradzieże w naszej okolicy. A potem usłyszałam jakies wrzaski i oczyma wyobraźni widziałam bandę Somalijczyków wdzierających się do naszego domu... tamtej nocy mało spałam.

Generalnie nie podzielam obaw wielu polskich komentatorów związanych z tzw. islamizacją. W zasadzie co to właściwie znaczy...? Że będzie dużo muzułmanów czy że ludzie będą masowo konwertować? A może chodzi o dużo ludzi z obcych kultur? Wszak wielu imigrantów to chrześcijanie albo agnostycy. Przychylam się do zdania wygłoszonego niedawno przez Merkel, że przecież chrześcijanom w Europie nikt nie zabrania wierzyć ani praktykować, dlaczego chrześcijanin ma się bać tego, że obok mieszka muzułmanin...? Przecież nawet w moim domu mieszka i zupełnie nie ma to wpływu na to, w co ja wierzę i co ja praktykuję. Jakby wszyscy chrześcijanie obawiający się "zalewu islamu" byli wiernymi wyznawcami swojej religii nie byłoby żadnego zagrożenia konwersjami. Jakby wszyscy chrześcijanie modlili się za tych, co nie znają Chrystusa to oni by się nawracali!
Naprawdę ktoś myśli, że każdy muzułmanin to imam albo gorliwy wyznawca Allaha...? NIE!

Mam za to poważne obawy związane z bezpieczeństwem. Przecież zadeklarowany przez Niemcy czy Szwecję brak weryfikacji azylantów to otwarte wrota dla wszelkiej maści przestępców i rzezimieszków. Pomijam smuglowanie bojowników ISIS, ale takich, co którym w swoim kraju paliło się pod nogami, więc wykorzystują sytuację... i walą drzwiami i oknami do swoich ziomali, powodując przy okazji konflikty z innymi uchodźcami.... W Szwecji już teraz naliczono 55 stref, gdzie policja nie ma kontroli nad wydarzeniami, gdzie rządzi prawo gangów a konflikty rozwiązywane są przez lokalnych bossów. Nie trzeba dodawać chyba, że są to obszary gęsto zaludnione przez przybyszów, głównie muzułmańskiego pochodzenia.


Dlaczego zatem Szwecja daje niemal wszystkim przybyszom nadzieję na stały pobyt...? W najlepszym razie to skrajna naiwność i nieodpowiedzialność, ale może to być także dobrze zaplanowany cyniczny plan...

Bo takich politycznych ruchów jest o wiele więcej. Coć wygląda na to, że politycy się budzą i zaczynają otwarcie krytykować lewackie pomysły. Ja zaś mam wątpliwości czy politycy europejscy to pożyteczni idioci czy też cyniczne świnie, knujące to i owo z Putinem. Putinem, który uczestniczy w wojnie w Syrii i już sobie zaanektował Krym. Proponuję popatrzeć na mapę.

Dochodzą różne głosy o prawdziwej przyczynie tej fali. Ma to coś wspólnego z polityką Turcji oraz zakusami Putina.
Turcja chce zmienić kształ etniczny północnej Syrii
Powstaje rosyjsko-irański protektorat
Koń trojański i ślepcy Europy
Kurdowie - krok od niepodległości

Wklejam linki, bo artykuły ciekawe i dają do myślenia, zwlaszcza ten pierwszy. Nie jestem politologiem i nie udaję, że wiem, o co w tym wszystkim chodzi. Ale każdemu chyba daje do myślenia gwałtowność tej fali. Dlaczego nagle teraz? Przecież wojna nie wybuchła ostatnio?

Bardzo mierzi mnie w tym wszystkim perfidna manipulacja zdjęciami i hasełkami. A to zdjęcie martwego chłopca na plaży, a to płacząca twarz dziecka na rękach ojca na dworcu Keleti... a źli policjanci nie pozwalają im przejść!

A przecież to ta masa ludzi przepływająca przez kolejne granice łamie prawo! Według niego uchodźcę powinno się zakwaterować w wyznaczonym przez dany kraj miejscu (tu: obozie dla uchodźców) i nie ma on prawa poruszać się swobodnie po różnych krajach Schengen. nielegalne przejście przez pierwszą granicę, tę "do bezpiecznej ziemi" nie jest zaliczane jako przestępstwo, ale już przekraczanie kolejnych granic, nie mówiąc o rozrubach czy użyciu przemocy - j e s t. Jak dla mnie, skoro uchodźca jest już bezpieczny ma siedzieć i czekać na pomoc od wladz danego kraju lub uprawnionych organizacji... tak, wiem, to niefajne... ale nie wszystko, co nas spotyka jest fajne.
Ale koszt pomocy jednemu uchodźcy  t a m jest nawet ośmiokrotnie razy mniejszy niż zapewnienie mu socjalu t u t a j, wyliczył Wojtek Wilk z Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM) (www.pcpm.org.pl) w poście na fejsbuku, apelując o dotacje na to właśnie centum, by zapewnić pomoc uchodźcom przebywającym w Libanie.

Dzisiaj przeczytałam jak to szwedzka minister ds. równości apeluje, by Szwedzi nie dawali pieniędzy żebrzącym Cyganom z Bułgarii i Rumunii, tylko lepiej dali je organizacjom trwale walczącym z biedą w tych krajach... a jednocześnie ten sam rząd obiecuje pobyt stały (!!) wszystkim Syryjczykom, którzy przybędą do Szwecji.
Tak właśnie widzę walące masy ludzi i rzekomą pomoc z bogatych krajów - jako chwilową jałmużnę. Bo czy ktoś na serio myśli, że takie masy się zasymilują i zaczną pracować w Europie, w któej już brakuje pracy dla jej dzisiejszych mieszkańców? Ludzie bez języka i często bez wykształcenia?
Część z nich na pewno potrzebuje natychmiastowej pomocy w postaci azylu, wiktu i opierunku (choć znawcy tematu twierdzą, że ci n a p r a w d ę potrzebujący zostali w obozach na granicy syryjsko-tureckiej czy w Jemenie), ale wielu to jednak migranci ekonomiczni... uciekają przed biedą i na pewno liczą na złote góry, jak te Syryjskie rodziny, co to zwiały z dwupokojowego mieszkania do Niemiec, bo tam pewnie będzie  l e p i e j.
owszem, ona też nie jest ciekawa, ale przyjęcie takiego migranta na zasiłek (bo większości nic innego nie czeka - bez edukacji, znajomości języka,w sytuacji bezrobocia w Europie, a już na pewno w Polsce) jest jak wrzucanie pieniędzy cyganowi pod sklepem

I dlatego jestem zdecydowanie przeciwna takiej "pomocy" jaką chcą narzucić politycy - to tak naprawdę nikomu nie pomoże, a najmniej potrzebującym.

A z drugiej strony mamy katolewicę - jak to nazwał Łukasz Warzecha w swoim bardzo celnym felietonie o szantażu moralnym - która przypomina o "obowiązkach wobec przybyszów" i "miłosierdziu". Tak, to prawda. tylko co jest miłosierdziem? Gdy mi moje dziecko mi mówi, że marzy o kolejnym LEGO i roni autentyczne krokodyle łzy z powodu odmowy, to nie znaczy, że mam lecieć do sklepu i je zaraz kupować!.. moja mądrość musi tutaj rozgraniczyć zaspokojenie zachcianki od prawdziwej potrzeby.


A z trzeciej strony jest właśnie wezwanie Jezusa do tego, by otworzyć swoje serca, by dać drugi płaszcz, temu, co ukradł już pierwszy. Biskup Ryś celnie przypomina, że w każdym "z nich" jest Chrystus - bo jest! Nie chcę, by to zabrzmiało zbyt patetycznie, ale nieustannie zadaję sobie to pytanie - co zrobiłby Jezus? Jestem przekonana, że te perfidne manipulacje polityków i ich głupie decyzje są wielkim obciążeniem także dla tych, co dają się nabrać na te złote góry. Oni są wielokrotnymi ofiarami różnych możnych tego świata. I wiedzą także, że "zachód" pewnie nie kiwnie palcem by im pomóc w tych obozach, wszak czego oko nie widzi, tego sercu nie żal... I zrozumiałe jest, że dbają o własną skórę. Więc trzeba - trzeba! - ich przyjąć. I dać serce. Wdowa, którą spotkał prorok Eliasz żyła w wielkiej biedzie - a przyjęła przybysza i podzieliła się z nim ta ostatnią kromką chleba. I wtedy Bóg jej pobłogosławił.

Wierzę, że każdy kto przyjmie przybysza, tak jak umie i tym, co ma (tym, czego nie mamy nie możemy się dzielić! nawet tym, co ma nasz sąsiad!), będzie tak właśnie wynagrodzony przez Boga. Niezależnie od tła politycznego ani tego, czy ten przybysz się odwdzięczy. Wszak danie serca nie jest chyba uzależnione od tego, czy ktoś nas za to poklepie po plecach...? Bo jeśli jest to nie jest to danie serca...

Dlatego trzeba przyjmować  m i m o  w s z y s t k o.  Na miarę możliwości.

A jednocześnie zmuszać naszych (!) polityków do sensownej pomocy w krajach, skąd ci ludzie pochodzą. By nie dawali bezzasadnie azyli i zasiłków. By motywowali do wysiłku a nie dawali cokolwiek za darmo (tego się nie szanuje!). By nie pozwalali na łamanie prawa już przy przekraczaniu granic, bo czym innym jest ignorowanie porozumienia Schengen i parcie "na północ" podczas gdy w pierwszym wolnyum kraju jest bezpiecznie i można przeczekać chaos wojny?

Musimy tak działać by przybysze chcieli wrócić do swoich ziem. Bo wierzę, że większość uchodźców w głębi serc chce wrócić do swojego domu, nawet jeśli cudzy dom zachwyca. U siebie byli inzynierami i nauczycielami, tutaj są nikim... A kombinatorów i cwaniaków najłatwiej wyeliminować pomagając mądrze, czyli nie dając żadnych pieniędzy - natomiast zapewniając jedzenie i kąt do spania, na przeczekanie trudnej sytuacji. Jeśli się to komuś nie podoba to droga wolna.


To, co jest absolutnie niezbędne to wymaganie równego traktowania pod względem prawa - nie może tak być, że przybysz gwałci i morduje a polityczne poprawność zabrania wysłania listu gończego z napisem "pochodzenie arabskie". Albo że biednym Polakom odbiera się dzieci a Arabom, gdzie często dochodzi do patologii - nie. Każda służba boi się interweniować, wiem to od Zosi, która pracuje w gminie.

Bo to z tego powodu ludzie teraz nie chcą obcych - doświadczenie nauczyło, że nasi rządzący nie potrafią sobie poradzić z problemami, generowanymi przez ogromne nieskoordynowane masy ludzi. I boimy się nie tyle obcych, ile chaosu i niesprawiedliwości. Nie chcemy takich szwedzkich stref wykluczenia w Polsce!

Niech szumnie powoływani rzecznicy do spraw równości (nomen omen) zajmą się choć raz  p r a w d z i w y m  problemem naszej części świata...

Może rzeczywiście mąż miał rację, lepiej nie zaczynać tego tematu ze mną... 

30 sierpnia 2015

Zwyczajne Pakistańskie Życie

Bardzo serdecznie zapraszam warszawiaków - warszawian? ;) - na wydarzenie, które odbędzie się 8 września w Muzeum Azji i Pacyfiku. Będzie to promocja książki mojej bliskiej koleżanki Asi Kusy, która pisze bardzo ciekawy blog Zwyczajne Pakistańskie Życie, a właściwie to dwa blogi, bo pierwszy jest na bloxie i od pewnego czasu jest zamknięty.

Asia mieszka w Karachi i - podobnie jak ja - jest żoną Pakistańczyka. W taki oto sposób się poznałyśmy :)

Asia napisała k s i ą ż k ę i 8 września odbędzie się jej promocja. Czyli spotkanie z Asią, jej książką i pewnie sporym tłumem innych pakistańskich żon, zaciekawionych tym wydarzeniem.


Ja też mam bilet do Warszawy na to wydarzenie, ale ciągle nie wiem czy dam radę. niemniej jednak - polecam zainteresowanym.

Tak oto spotkanie poleca jego organizator:

Wtorek 8 września, godz. 18.00
Muzeum Azji i Pacyfiku, ul. Solec 24, Warszawa.
Wstęp wolny

Joanna Kusy – Polka w środku muzułmańskiego świata – etnolożka, szczęśliwa żona Pakistańczyka, mama małego chłopca. Po wielu wahaniach zamieszkała w Karaczi z mężem i jego rodziną. Pakistan nie przestaje być dla niej wyzwaniem, choć powoli staje się drugim domem. Zdarza się jej tu już (czasem!) usłyszeć: „Jesteś taka jak my”.

To książka o moim życiu w Karaczi – największym mieście Pakistanu. Nie ma w niej doniosłych wydarzeń, orientalnych dramatów, wstrząsających historii z kałasznikowem w roli głównej. Jest garść wrażeń z kilku lat, gdy ślubne błyszczące ciuchy zawisły w szafie, a henna na rękach wyblakła. Moja decyzja – o ślubie z Wasimem i wyjeździe z Polski – przestała już być tematem rozmów dla rodziny i znajomych. Z egzotycznych rekwizytów najczęściej używam dupatty i wałka do roti, choć broń palna, z którą Pakistan często się kojarzy, to ważny kontekst życia wszystkich karacziwali – mieszkańców Karaczi.
Piszę o codzienności: co jemy, jak się ubieramy, jak wygląda dom i jak się w nim żyje. Jakie jest nasze podwórko i ulica, jak doświadczam miasta i jego wspaniałych okolic – prowincji Sindh. Gdzie się leczymy, kogo spotykam, czego się boję i co mnie urzekło. Jak świętują muzułmanie i jak z większości stałam się mniejszością. Wszystko, co mnie otacza, wydawało się na początku tak dziwne, obce i różne od tego, w czym wyrosłam, że byłam pewna, że nie da się tu żyć.
U początków i w tle wszystkiego, o czym piszę, jest i wiara, i miłość, która naprawdę przenosi góry, skoro doprowadziła mnie do Pakistanu. Pokochałam też Karaczi, którego bez Wasima nigdy nie wybrałabym na miejsce przeprowadzki. Karaczi fascynuje, przeraża, męczy. Mówi się czasem, że jest nieludzkie. Dla mnie jest przejmująco prawdziwe. I uzależnia. Gdy opuszczam to miasto, tęsknię okrutnie.
Polka ze środka muzułmańskiego świata.

http://www.dwpwn.pl/produkty/947/

Organizacja: Karolina Krzywicka, kustosz MAiP
(kontakt: karolinakrzywicka@wp.pl)



***

Edit 05.09

Przypomniało mi się przy okazji, jak odwiedziłam Warszawę w październiku 2013 roku. Spotkałyśmy się z Asią na kilka dni i spędziłyśmy jeden z nich w Muzeum Powstania Warszawskiego.

Byłam poruszona tym miejscem, wychowana na "literaturze harcerskiej" i w harcerstwie odwiedzałam Warszawę niemal co roku w dniu 1 sierpnia. Od dawna śledzę godzinę W tylko wirtualnie, zatrzymując się na chwilę w domu i pamiętając o tych ludziach w modlitwie.

Drużyna, z którą jeździłam na obozy (jako instruktor zewnętrzny) miała za patrona Batalion Parasol - wszystko wiedziałam wtedy na ten temat. Z przykrością stwierdzam, że sporo zapomniałam :/ zawsze będę pamiętać zamach na Kutscherę 1 lutego 1943, ale inne wspomnienia blakną. Znowu odkurzyłam sobie komplet książek na ten temat, chcę sobie przypomnieć by opowiadać synkowi.

Gdy następnym razem razem będę z rodziną w Warszawie m u s i m y tam pójść.


10 sierpnia 2015

Gród Jakriborg

Któregoś razu mój mąż wrócił z wyprawy rowerowej opowiadająco jakimś mieście za murami. Że fajne, musimy tam pojechać. No i pewnego leniwego niedzielnego popołudnia zaparkowaliśmy na zalanym słońcem parkingu. W pobliżu widać było jakby rampy kolejowe, magazyny... taki przemysłowy teren. A z jednej strony szpaler drzew. Między nimi tabliczka JAKRIBORG  z herbem...



Pomyślałam: skansen.

Jakże się myliłam.

Wchodzimy a tam uliczka z zaparkowanymi samochodami i wejście przez coś jakby Brama Miejska.


W środku plac zabaw i dzieci. Ale czuję się jakbym przeniosła się w czasie - żadnego samochodu, reklam. Małe kamieniczki w stylu hanzeańskich miast sprzed sześciu wieków. Mut pruski, harmonia i pastelowe kolory, białe okiennice.


Coś pięknego. Serce bije coraz szybciej... Po chwili wchodzimy na ryneczek. trochę pustawy o tej porze roku, a może pusty jeszcze, ale widać potencjał. W centrum wspaniały budynek - jakby ratusza? - który bardzo przypomina mi Gdańk. Brakuje tylko fontanny Neptuna...


A dlaczego piszę jeszcze? Otóż Jakriborg to nie jest żadne średniowieczne miasteczko. To nowe osiedle zbudowane przez firmę Jakri AB - w takim stylu właśnie. Można tu kupić albo wynająć mieszkanie. Można wynająć powierzchnię sklepową na biznes. To dość nowa inwestycja, bo sporo witryn świeci jeszcze pustkami. Lokalizacja niezła, bo pomiędzy Lundem a Malmö - ok. 6 km od naszego obecnego domu. Tuż za bramami miasta wiedzie linia kolejowa i znajduje się stacja Hjärup.


Spacer małymi cichymi uliczkami ma wielki urok. Długo myślałam, że to są po prostu odrestaurowane zabytkowe chaty, ale byłam w błędzie. Wszystko powstało od zera na przestrzeni ostatnich 15 lat. Mieszkać w średniowieczu ale z toaletą, satelitą i internetem? Nie mieści się w głowie :)


Mieszka tu kilkaset rodzin, ale miasto ciągle się rozrasta. Właściciele terenu dbają jednakże o stopniowy i spokojny przyrost. Bracia Jan i Krister Berggren (właściciele firmy Jakri AB) usilnie starają się nie zdewastować klimatu osady, nie chodzą na kompromis z wygodą i sprawują kontrolę nad inwestycjami. Chcą by przyrost był organiczny.

Taką Szwecję baaaardzo lubię.


A może Polska odtworzy kilka takich historycznych - słowiańskich? - grodów? A może kolekne osady "Hanzy" na wybrzeżu?

Jak ktoś z czytelników ma jakieś wejścia tu i ówdzie niech zapoda pomysł, zrzekam się prowizji za niego ;) Niech nam Polska pięknieje!


Linki:
Jakriborg (SE)
Strona Wiki (EN)
obrazek na dole: https://sv.wikipedia.org/wiki/Jakriborg


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...