29 sierpnia 2016

Szwedzki apartheid


Ciąg dalszy sportu, w pewnym sensie ;)

W szwedzkich mediach burza, bo któraś szkoła podstawowa (klasy 1-9) zdecydowała się wprowadzić odrębne lekcje dla chłopców i dziewcząt. A lokalne kuratorium pozwoliło.

No i huczy. Że przecież Szwecja to taki równościowy kraj, jak można tak ograniczać dzieci. Przecież to państwo świeckie, co nas obchodzą czyjeś religijne zakazy. W podtekście, oczywiście, że większość uczniów danej szkoły to muzułmanie i to dlatego tak łamane są standardy demokracji.

Nawet chrześcijańskie media (tak, są tu takie) i zapiekli krytycy idiotycznych pomysłów rządu biją na alarm, czytam blog Marcusa Birro i zdębiałam. Taki rozsądny facet, a porównuje odrębne lekcje wuefu do apartheidu. "W Szwecji nie rozdzielamy ludzi ze wzgledu na płeć, co za ciemnogród!". "Odzielanie chłopców od dziewcząt na czas wuefu to seksualizacja!" (że też nikt nie zauważa seksualizacji podczas obowiązkowej edukacji seksualnej czy zabierania dzieci na parady równości... ) "Mamy takie postępy w integracji i równości, jak można to zaprzepaszczać!".

A ja siedzę i nie wierzę, Ten kraj (sic!) całkiem zdurniał. Jak może NIE BYĆ oddzielnych lekcji wuefu?? Przecież to zupełnie naturalne, że młodzież w okresie dojrzewania NALEŻY oddzielić od siebie na takich zajęciach! Z mnóstwa powodów. Bo chłopcy i dziewczynki rozwijają się w innym tempie, więc na każdym etapie trzeba im wyznaczać cele właściwe dla ich etapu rozwoju. Bo dziewczynki miesiączkują i rosną im piersi, i straszne się wtedy wstydzą chłopców. Bo chłopcy zaczynają rosnąć w górę, wysoko skakać i szybko biegać - i już dziewczyny sobie z nimi nie pograją w kosza czy nogę, bo to zero frajdy (no chyba, że tak wyrównamy szanse, że wtedy to już absolutnie nikt nie będzie miał żadnej frajdy). To tak oczywiste, że aż dziwię się, że trzeba to komukolwiek tłumaczyć.

Całą podstawówkę miałam w-f oddzielnie od chłopców, i to często nawet w innych godzinach - bo była jedna sala, więc trzeba było si dzielić, My na 8 rano, a chłopcy zostawali po lekcjach, albo na odwrót. Sporadycznie łączono klasy gdy nauczyciel był chory, albo gdy trzeba było zagrać jakieś sparingi. Notabene do dziś pamiętem jeden wuef w czwartej klasie (10 lat). Połączono nas z chłopakami, bo któryś wuefista zachorował. Pamiętam, że musiałam być w parze z jakimś chłopakiem i było to traumatyczne przeżycie dla dziesięciolatki. 

Oddzielne lekcje wuefu to dla mnie normalność, a nie żaden religijny nakaz. O PeErelu można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że był religijnym reżimem...

Myśląc z perspektywy czasu, wiele zajęć w tym okresie życia powinno być rozdzielonych - żeby każdy mógł się skupić na włożeniu pełnego wysiłku i nie kępowanie się płcią przeciwną. Tudzież nie przejmowanie się tym, jak wyglądam albo z kim biega ulubiony kolega (w późniejszym wieku ;) ). Dlatego właśnie metoda harcerska zakłada podział na organizację harcerek i harcerzy, żeby młodzież się rozwijała a nie flirtowała. Sama prowadziłam później drużynę harcerek i pamiętam, jakiego małpiego rozumu dostawały przy wszelkich zajęciach z drużyną chłopców. Taka dygresja. Mówimy tu o WUEFIE, gdzie nawet w Szwecji kobiety i mężczyźni rywalizują oddzielnie. Dlaczego taki raban o lekcje w szkole?

Szczena mi opadła i stwierdziłam niniejszym, że to społeczeństwo ma już tak wyprane mózgi, że chyba naprawdę tylko islamizacja jest nadzieją na normalność... nie myślałam, że kiedykolwiek dojdę do takich wniosków.

27 sierpnia 2016

Jedzie pociąg, jedzie

Mamy we Wrocławiu Szuflandię ;) Gdybym nie była z dziećmi siedziałabym tam chyba cały dzień, coś niesamowitego.

To znaczy gdybym nie była z Kubusiem, Kami też by tam siedział cały dzień. Panie strażniczki wyłapują dzieci i dają im zadania. Policz ile w całym kolejkowie jest ptaków. Albo kotów. Albo... ZNAJDŹ KROKODYLA.

Kami znalazł :)



22 sierpnia 2016

Głowy w piach

Podczas oglądania igrzysk, kilka razy miałam dziwne odczucie, że coś tu nie gra.

Jak to jest możliwe, że gramy z Iranem a jednocześnie setkom Iranczyków przyznaje się azyl w zachodniej Europie? Jednego dnia uznajemy, że dany kraj prześladuje ludzi, a kolejnego poklepujemy go po plecach i pijemy szampana na olimpiadzie. Gratulujemy sukcesu, wspaniale przygotowaliście Waszą drużynę, outta boy!

Ja rozumiem, że nie ma czegoś takiego jak odpowiedzialność zbiorowa. Ale igrzyska to nie są tylko zmagania sportowców – ale zmagania oficjalnych reprezentacji różnych państw! Rafael Nadal nie gra tu z Djokovicem, tylko Hiszpania gra z Serbią.

W czasach zimnej wojny państwa takie jak Polska nie mogły swobodnie wysyłać swoich sportowców, gdzie chciały. A także – ci sportowcy nie mogli pojechać tam, gdzie sportowo zasługiwali. O wszystkim decydowała polityka. Także dlatego, że panicznie obawiano się „ucieczki na zachód” (taki wstyd! to by pokazało, że w Polsce coś nie działa!).

Jeśli teraz nie ma żadnego problemu z przyjmowaniem sportowców z Iranu, Tadżykistanu, Erytrei, Somalii, Sudanu, Afganistanu czy Korei Północnej to znaczy że uznajemy te państwa za równe wszystkim innym. I tym samym nie ma żadnego powody, by przyjmować jakieś masy ludzi uciekające z tych państw (oczywiście nie mówię o pojedynczych, uzasadnionych, przypadkach). No albo – albo!

Pamiętam z lekcji historii, że w 1936 roku wiele państw straszyło Hitlera bojkotem igrzysk w Berlinie, jeśli ten nie odstąpi od polityki wykluczenia z nich sportowców pochodzenia żydowskiego. Odstąpił.

A teraz spokojnie machamy swoimi flagami maszerując wśród tych, którzy machają flagami państw, które wsadzają ludzi do obozów koncentracyjnych. Z uśmiechem podajemy rękę przedstawicielowi ministerstwa kraju, którego połowa populacji uciekła do Europy.

Naprawdę staramy się rozdzielić sport od polityki czy też wygodniej schować głowę w piasek? A może to o kasę chodzi, bo jakby programowo eliminować te kraje z czołówki listy Human Rights Watch to może by się okazało, że ileś milionów od Rosji nie spłynie...?

20 sierpnia 2016

Zakręć jak Beckham?



Kobieca piłka nożna jest jak świnka morska - ani świnka, ani morska...

Myślałam, że się przekonam, w końcu w Szwecji ta dyscyplina jest coraz bardziej popularna. Dzieci znajomych trenują, normalna sprawa. Właśnie oglądam finał - wielka rzecz jakby nie patrzeć, Olimpiada!

A jednak nie. Żałosne widowisko. Żadna nie przypomina Beckhama.

Dziewczyny niby wiotkie i piękne. Ubrane przyzwoicie (w przeciwieństwie do siatkówki plażowej, gdzie strój kobiet przypomina bardziej ten do tańca na rurze), biegają i podają sobie piłkę, czemu nie.

Ale piłka nożna to nie tylko kopanie. To wślizgi, główki, branie piłki "na klatę". Także przewracanie się i faule. W tej grze kobiety wyglądają wyjątkowo niekobieco.





Całość jest też o wiele wolniejsza niż w wydaniu mężczyzn - słaba podróba prawdziwego meczu, jak dla mnie.

Wiem, siatkówka, ręczna czy inne dyscypliny sportu też są inne w wydaniu kobiet i mężczyzn. Muszą być - inna dyspozycja fizyczna. Ale jednak jest różnica. Nawet nie tylko w kontaktowości, wszak w ręcznej czy koszu też zawodnicy dotykają się nawzajem, a czasem nawet drą koszulki.

W moim odczuciu piłka nożna zupełnie nie przystoi kobietom głównie przez to, że... trzeba to wszystko robić nogami. Jakoś zupelnie mi to nie pasuje do misji kobiety, którą jest tworzenie piękna, ciepła, delikatności. Od kopania (ogródka, piłki czy napastnika) jest mężczyzna, nawet jeśli to kobieta czasem załatwi łopatę.

17 sierpnia 2016

Smaki Polski B


Tegoroczne wakacje były wyjątkowo udane. Piękne miejsca, ciekawe imprezy "towarzyszące", nowe smaki... zakochałam się w Polsce B. Tej tak często pogardzanej przez Polskę A, czyli "ziemie odzyskane". To był mój pierwszy raz na wschodzie, napiszę na pewno o najpiękniejszych miejscach i spotkaniach. Ale do serca przez żołądek...

Białystok ma najlepsze lody na świecie. Tak jak nie przepadam za lodami, tak wracałam tam dwa razy. Dzieci też.


W Lublinie odkryłam popularny szwedzki napój zwany cydrem. Promowany powszechnie cydr lubelski ("o, co to takiego? weźmy jeden na spróbowanie, w końcu lokalny specyjał") okazał się przebojem gorącego lata. Nawet dzieci ochoczo łykały, musiałam bardzo ich hamować... Pamiętam jak mój pierwszy szef Szwed z łezką w oku wspominał swój ulubiony szwedzki cider. Nie miałam pojęcia co to takiego, a jak kiedyś nam przywiózł na spróbowanie to byłam mocno zawiedziona. Zwykła oranżada w sumie...

Ale teraz przeprosiłam się z cydrem. A raczej - dorosłam do niego :) Uwielbiam tę goryczkę, która tak doskonale gasi pragnienie.
Cydr - trunek przygotowywany z soku jabłkowego i drożdży. Wykazuje właściwości antyoksydacyjne - dzięki zawartości przeciwutleniaczy neutralizuje wolne rodniki.

Cydr może być niegazowany, musujący - z naturalnym CO2 i sztucznie gazowany dwutlenkiem węgla. Najbardziej popularny jest na Wyspach Brytyjskich, we Francji, Hiszpanii i w Skandynawii. Ale od niedawna cydr (cider, jabłecznik, apfelwein) zdobywa uznanie Polaków.
Czym różni się cydr od wina jabłkowego?

Cydr (2-7% alk.) jest napojem o niższej zawartości alkoholu niż wino jabłkowe (9-18% alk.) Główną różnicą między nimi jest to, że w cydrze sok jabłkowy nie jest dosładzany cukrem przed fermentacją.



Wróciłam wczoraj do domu i zaskoczyła mnie nasza jabłonka - w tym roku wyjątkowo obrodziły jabłka! Niektóre są wielkie i słodkie.

Zgodnie ze swoją zasadą nie zmarnowania niczego upiekłam już ogromne ciasto z jabłkami.
A z reszty planuję zrobić cydr :)
Przepis na domowy cydr

Składniki:
15 kg jabłek
drożdże specjalistyczne
pożywka dla drożdży

Wykonanie

Sama produkcja cydru nie jest problematyczna. Najważniejszy jest odpowiedni dobór jabłek. Najlepszy cydr otrzymamy wybierając 40% jabłek kwaśnych i 60% jabłek słodkich. Jabłka kroimy (nie obieramy ich ze skórki) i wyciskamy z nich sok w sokowirówce. Sok jabłkowy przelewamy do balonu, w jakim tradycyjnie produkuje się wino, dodajemy namnożone drożdże i pożywkę. Fermentacja powinna zachodzić w temperaturze 20-24 st. Celsjusza. Po około dwóch tygodniach, kiedy trunek przestanie już pracować, zlewamy go znad osadu soku i w chłodnym miejscu pozostawiamy na czas 2-3 tygodni. Po upływie tego czasu cydr przelewamy do butelek. Nie musi dłużej leżakować. Trunek jest gotowy do wypicia!
Przepis na cydr musujący

Jabłka i sok przygotowujemy w taki sam sposób jak w przypadku zwykłego cydru. Sok fermentujemy przez 7-10 dni w temperaturze ok. 24 st. Celsjusza. Następnie przelewamy go do butelek. Najlepsze będą półlitrowe butelki do piwa. Do każdej z nich dodajemy łyżeczkę cukru. Kapslujemy butelki i odstawiamy na 3-5 dni w ciepłym miejscu (temp. ok. 24 st. Celsjusza). Cukier w reakcji z drożdżami zamieni się w delikatne bąbelki. Butelki przenosimy do chłodnego miejsca jeszcze na 3 tygodnie. Po upływie tego czasu przyjemnie musujący cydr jest gotowy!
Pamiętaj! Cydr najlepiej smakuje schłodzony. *


Muszę jeszcze poszperać za przepisem na kwas chlebowy...


Dorosłam bowiem także do kwasu chlebowego. Widywałam go wcześniej w sklepach, ale nazwa nie kojarzyła mi się z niczym przyjemnym... A tu taka niespodzianka. Smakuje trochę jak szwedzki julmust, czyli popularny szwedzki napój bożonarodzeniowy. Jego smak - w moim odczuciu - przypomina rozgazowaną coca colę, ale nie wolno tego powiedzieć przy Szwedzie.

Kwas chlebowy jest bardziej wytrawny i lekko musujący. Pyszny!

Schłodzony, był naszym zbawieniem w upalny dzień w sercu białowieskiej puszczy.












* źródło: http://www.poradnikzdrowie.pl/zywienie/przydatne-w-kuchni/cydr-jablkowy-co-jest-i-jak-go-zrobic-przepisy-na-cydr_42025.html


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...