29 września 2016

O strachu

Mój drogi Piołunie!

Bardzo jestem rad, że wiek twego pacjenta i jego zawód kwalifikują go do służby wojskowej, oraz że sprawa powołania do wojska nie jest całkowicie przesądzona. Dla nas jest rzeczą ważną, by utrzymać go w maksimum niepewności, tak by umysł jego był wypełniony najrozmaitszymi sprzecznymi wyobrażeniami o przyszłości, wzbudzającymi w nim lęk lub nadzieję. Niepewność i obawa - to niezrównane sposoby, by zabarykadować myśl ludzką przed Nieprzyjacielem. On chce, by ludzie interesowali się tym, co aktualnie czynią; w naszym zaś interesie jest utrzymywać ich w rozpamiętywaniu tego, co im się może przydarzyć w przyszłości. Twój pacjent zdobędzie naturalnie w końcu przeświadczenie, że musi się cierpliwie poddawać woli Nieprzyjaciela. Nieprzyjaciel rozumie przez to, że przede wszystkim winien on przyjmować z poddaniem się cierpienia, które faktycznie zostały na niego zesłane - obecną troskę i niepewność. Właśnie ze względu na to winien on powtarzać: "bądź wola Twoja" i w zamian za codzienny trud znoszenia tego otrzyma on chleb powszedni. Twoją już sprawą jest dopatrzeć, by pacjent nigdy nie myślał o tym, Że to obecny strach jest wyznaczonym mu krzyżem, lecz by za krzyż uważał sprawy, których się obawia. Niech patrzy na nie jak na zesłane mu krzyże. Pozwól, niech przeoczy, że skoro jedne z nich wykluczają drugie, wobec tego nie mogą go wszystkie spotkać; niech wreszcie w odniesieniu do tych spraw próbuje już z góry praktykować cnotę męstwa i cierpliwości. Rzeczywista bowiem i jednoczesna rezygnacja wobec tuzina rozmaitych i tylko hipotetycznych kolei losu jest prawie niemożliwa, Nieprzyjaciel zaś nie wspiera zbytnio tych, którzy próbują to osiągnąć; natomiast rezygnacja wobec obecnego i aktualnego cierpienia, nawet jeśli to cierpienie polega na strachu, jest o wiele łatwiejsza i bywa zazwyczaj wspomagana przez tę bezpośredniość działania. Mieści się w tym doniosłe prawo duchowe. Wyjaśniłem ci, że możesz osłabić jego modlitwy przez odwrócenie uwagi od samego Nieprzyjaciela i skierowanie jej na jego własne stany umysłowe odnoszące się do Nieprzyjaciela. Z drugiej strony łatwiej jest opanować strach, gdy myśl pacjenta odwróci się od wywołującego go przedmiotu, a skieruje ku samemu strachowi pojętemu jako aktualny i niepożądany stan wewnętrzny; a skoro spojrzy na strach jako na wyznaczony mu krzyż, to nieuchronnie zda sobie sprawę z tego, że jest to jego stan wewnętrzny. Można przeto sformułować ogólną zasadę: we wszystkich czynnościach umysłu, które sprzyjają naszej sprawie, popieraj u pacjenta nieświadomość samego siebie i zachęcaj go do skupienia uwagi na przedmiocie, natomiast we wszystkich sytuacjach korzystnych dla Nieprzyjaciela skierowuj jego uwagę z powrotem na jego własny umysł. Niech zniewaga lub ciało kobiece tak przykuje jego myśl i uwagę, by nie zdawał sobie sprawy z sytuacji i by nie myślał: "Oto wstępuję obecnie w stan zwany Gniewem" albo "Oto ogarnia mnie żądza". Przeciwnie, niech refleksja: "Oto moje uczucia stają się teraz pobożniejsze i bardziej miłosierne" - tak przykuje jego uwagę do samego siebie, by już nie spoglądał poza siebie i skutkiem tego nie mógł dojrzeć naszego Nieprzyjaciela ani swych własnych sąsiadów. (...)
Twój kochający Stryj Krętacz
[C.S. Lewis "Listy starego diabła do młodego"]


Ostatnio dopadł mnie strach. Może dlatego nie mam serca pisać blog, ani wgłębiać się w blogi innych (wybaczcie). Paraliżuje mnie strach.

O nasze życie - kilka dni temu strzelanina w Malmo. Tak po prostu, o godzinie 19 w niedzielę, ktoś wywalił 20 kul z karabinu automatycznego w grupę ludzi. Mogłam akurat przejeżdżać tamtędy i się załapać... Innego dnia płoną samochody. Jeszcze innego - włamanie, policji nie wystarcza ludzi do wysyłania na wszystkie miejsca zgłoszeń. Mam w domu nielegalny gaz pieprzowy i kilka stalowych prętów z płotu, co to przerdzewiały i wypadły. Schowałam pod schodami. Wracać do Polski? Tam też niepewnie, Putin z Europejskim Sojuzem ostrzą pazury. A w Polsce pożyteczni idioci łażą na KODy i wzywają do jakichś zamieszek o utracone koryto, teraz do mordowania własnych dzieci na życzenie. Życzenie polityków, rzecz jasna. Nie mogę uwierzyć co się stało z polską tradycją oporu wobec zaborcy i ukochania własnej tożsamości! Umieramy jako naród.

O dzieci. Co je czeka w szwedzkiej rzeczywistości, co będzie z edukacją. Nawet Szwedzi zdają sobie sprawę, że osiągnęła dno. Wzywają do "społecznego ruchu obywatelskiego" w tej sprawie. Do szkoły musi wrócić dyscyplina, szacunek i wymagania! Inaczej czeka Szwecję analfabetyzm i trzeci świat.

A od kilku dni o naszą rodzinę. Otóż teściowa wreszcie dostała wizę do Szwecji. Na początku listopada przyjedzie na pół roku. To znaczy to jest oficjalna wersja. Nieoficjalnie wszscy wiedzą, że złoży wniosek o azyl, czyli, że jest intencja, żeby została tu na stałe. Mąż wreszcie czuje, że może zająć się starą mamą i zapewnić jej godną starość - z rodziną a nie w samotności. 

A ja niby to rozumiem, cieszę się, że mąż ma takie otwaete serce, zawsze miał. Ale się okropnie boję. Że nie dam rady mieszkać z kimś z tak innej kultury, nie mówiącym w żadnym z moich języków. Że będę się czuć obco we własnym domu. Że będzie mi trudno zapraszać do domu moich znajomych i przyjaciół. Że będzie zachęcać męża do wychowania dzieci po packu, a on się uniesie honorem i zastosuje. Że zleci się tu pół meczetu, żeby zająć czas starszej pani, która nie ma w Szwecji żadnej wspólnoty poza tą właśnie. Że to może trwać kolejne 20 lat mojego życia!

Jednocześnie jest mi wstyd, że tak nie mam serca, powinnam zrozumieć, że babcia chce poznać wnuki i spędzić resztę życia otoczona miłością. A przecież nawet jej nie znam, nie wiem jaki ma charakter ani temperament. Może to przemiła mądra staruszka, która po prostu potrzebuje opieki, ale która da nam w zamian wiele ciepła i miłości. Rodzina potrzebuje wszystkich pokoleń.

Nie wiem jak dałam się wkręcić w tę spiralę lęku. Przecież ja się nigdy nie lękam, zawsze jestem silna, bo mam pełne zaufanie do Boga, zawsze umiem wszystko zanalizować i postawić diagnozę. Teraz jakoś nie umiem.

C.S. Lewis pięknie wyjaśnił ten mechanizm, ale głowa płata mi figle. Jedyne, co mi w tej chwili przychodzi do głowy to post i różaniec, żeby zebrać oręż do tej walki duchowej. Chcę zrozumieć ten strach, odseparować rzeczywistość od wyobrażeń o niej, i unieść to wszystko. 



27 komentarzy:

  1. Kiedy juz raz doszlam do apogeum mojego strachu zabralam sie za nowenne pompejanska. Rozaniec trzy razy dziennie, czasami nie do przeskoczenia przy codziennych obowiazkach ( no coz, albo albo...wiec czasami konczylam lezac i usypiajac Mala) i ...jakby reka odjal.
    A ile sytuacji zaczelo sie przy okazji wyjasniac...ile ukrytych i
    skyrwanych zlych intencji otoczenia ujrzalo swiatlo dzienne...
    W kazdym badz razie polecam. Mi pomoglo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Aniu! dziękuję za wsparcie
      też o tym pomyślałam
      jedną już kiedyś odmówiłam, pierwszą część - o 6 rano, drugą w drodze do pracy trzecią - wracając
      "Tamta" intencja pozostała niezałatwiona, przynajmniej na razie (młyny Boże mielą powoli...)

      Usuń
    2. Ta nowenne zmawialam trzy razy. Ona pochlania sporo naszego czasu, sama zreszta wiesz. W intencjach kiedy szlo o wole innych ludzi, wplyniecie na ich zapatrywanie sie na sprawe tez nowenna nie pomogla. Ludzie owi nie zmienili jakosci zycia. W koncu wolna wola a Bog to dzentelmen. Natomiast pomimo tego, ze zmawialam ja za nawrocenie kogos a ten ktos nie zareagowal, za to ja bylam chroniona jak trza przed szkodliwymi dzialaniami tego kogos. Nie moge wiec powiedziec, ze nowennna nie zostala wysluchana. Osoba nie zmienila sie tak, jak zalozylam, ze byc powinno, ale ochrone mialam przednia:)) Bylam nie do ruszenia i nie do oplucia- tak to ujme.

      W tym ostatnim zas razie dziwilo mnie ze nagle tyle syfu ludzkiego ujrzalo swaitlo dzienne. I to obnazenie bylo , wydaje mi sie, niesamowicie cenne:))
      Czyli , jezeli nawet skutku nie widzimy od reki to jednak warto- tak mysle:)

      Usuń
    3. Tak, Aniu, wiem, że warto.
      Skutek modlitwy ZAWSZE jest, ale często zupełnie inny niż się spodziewamy

      Usuń
  2. Do strachu o siebie można przywyknąć, do strachu o najbliższych - nie. Ale im więcej strachu, tym więcej dla mnie wezwania do ufności. Moja mama zawsze mówi, że Bóg więcej ma niż rozdał, i że jak coś do kogoś dopuszcza, to daje też siły. Można to nazwać łaską posiłkującą. Często tego doświadczam zresztą - bez tej łaski nie miałabym siły na nic chyba! Też trzeba się o to modlić. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz doświadczenie w strachu, mówisz

      Też doświadczam tego, co mówi Twoja mama. Czasem sama się sobie dziwię, że z niektórymi rzeczami daję/dałam radę, przecież po ludzku nie było to możliwe

      też ściskam!

      Usuń
  3. Hm...
    Olu, czy nie komplikujesz niejako "na siłę" tym mechanizmem opisanym przez Lewisa?

    Nie widzę nic nieracjonalnego w Twoich obawach. Zdziwiłbym się raczej gdybyś zachowała dystans obserwatora.Tu nie ma żadnej spirali strachu, jest spiętrzenie zdarzeń, które demolują Twój dotychczasowy model życia i poczucie bezpieczeństwa - trudno, żeby i wyobraźnia nie pracowała.Masz dzieci i to jest nieuniknione. Dla mnie to stan całkiem normalny, który zacznie mijać, gdy trzeba się będzie zmierzyć
    z konkretną sytuacją. Zaufanie do Boga nie spowoduje, że ze spokojem ducha miniesz skrzyżowanie, na którym ktoś właśnie posłał serię pestek w tłum. A mieszkanie dożywotnie z osobą ważną dla rodziny, z którą nie można się dogadać, nie jest perspektywą, do której podchodzi się bez naturalnych obaw.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla Ciebie to może na siłę, ale niedawno ktoś mi w rozmowie przypomniał ten właśnie cytat i cośtam mi się w głowie poukładało trochę
      Mi tam podpasował jako wyjaśnienie kilku rzeczy

      Czy obawy są racjonalne? może i są, ale to dalej są obawy "na zapas", chociaż wiadomo, od czasów doskonałego felietonu Chestertona, że przed mieczem wiszącym nad naszą szyją trzeba się bronić ZANIM spadnie, nie potem

      W moim odczuciu tylko zaufanie do Boga może sprawić, że minę wszystkie skrzyżowania życia bezpiecznie

      A co do mieszkania z osobą, z którą nei da się dogadać... to jest jednocześnie osoba, która potrzebuje pomocy, wsparcia, miłości i której nie ma gdzie "wyekspediować". Trochę tak, jakby nagle ktoś z rodziny zachorował śmiertelnie, miarą Twojego człowieczeństwa (a może raczej boskości...?) jest to, co z zrobisz z chorą osobą. Eutanacja/aborcja czy jednak niesiesz ciężar. Chorzy ludzie są nam czasem dani dla NASZEGO zbawienia, niekoniecznie dla ich.

      Kilka myśli do tego, co napisałeś

      wcale nie mam tego jeszcze poukładane w głowie

      dzięki za wsparcie!

      Usuń
    2. "W moim odczuciu tylko zaufanie do Boga może sprawić, że minę wszystkie skrzyżowania życia bezpiecznie"

      Co to znaczy "bezpiecznie"?

      Usuń
    3. Odpowiedz, a coś mi się zdaje, że obejdzie się bez postów;)

      Ale tego nie kupię:
      "Chorzy ludzie są nam czasem dani dla NASZEGO zbawienia, niekoniecznie dla ich".
      Chyba, że natychmiast rozwiniesz sens cudzego cierpienia-jako szansy przez kogoś innego zmarnowanej.
      To bardzo kruchy lód.

      Pozdrawiam

      Usuń
    4. "Bezpiecznie" czyli pozostając na właściwej drodze: nie załamując się, nie złorzecząc... zachowując ten skarb w glinanym naczyniu nienaruszony

      "Chorzy ludzie są nam czasem dani dla NASZEGO zbawienia, niekoniecznie dla ich".
      Mówiąc to miałam przed oczami słyszane wiele razy opinie rodziców dzieci niepełnosprawnych. Którzy otoczyli je miłością i nie uwierzyli w historie, że "dla takich to lepiej było umrzeć". Pomimo ciężkiej pracy na codzień są ogromnie szczęśliwi przy swoim dziecku, bo tp ono ich przemienia w ludzi pełnych miłości. Samo dziecko może nawet nie rozumie niczego.
      Św. Paweł nazwał to ościeniem dla ciała w swoich listach
      Taki trudny człowiek czy wydarzenie jest często - a wierzę, ze powinno być zawsze! - impulsem do przekraczania siebie, swojego egoizmu i właśnie strachu

      Nie wiem czy wyjaśniłam

      (a co miałeś na myśli pisząc, że "obejdzie się bez postów"? nie zrozumiałam)

      pozdrawiam!

      Usuń
    5. No to tym bardziej wszystko jest w porządku. Nie ma mowy o zawierzeniu i zaufaniu bez świadomości zagrożeń i świadomości własnych obaw. W końcu to zawierzenie jest aktem woli, a nie stanem radosnej ufności bezrefleksyjnego trzylatka.
      "Choćbym szedł ciemną doliną.." Tak to chyba było.. Narrator nie widzi ciemnej doliny jako kwietnej łąki.
      Pamiętasz książkę Lewisa "Smutek". To była ciężka walka i trochę to musiało potrwać. W tej walce liczy się kierunek i wynik, a nie brak chwilowych załamań. Lewisowi jego "gliniane naczynie" omal nie poszło w drzazgi.
      Wszystko jest w porządku - i kierunek i cel się zgadzają,a że dolina czarna jak asfalt to po prostu fakt.

      Co do cierpienia niewinnych w imię cudzego zbawienia - nie podejmę się dyskusji. Nie tacy jak ja utonęli na tej rafie.
      Nie mogę jedynie słuchać jakichś łatwych tłumaczeń i traktowania niezawinionego cierpienia jako narzędzia do czegokolwiek, ze zbawieniem kogoś innego włącznie.

      Pozdrawiam

      Usuń
    6. Juggler, nie oceniam w żaden sposób cierpienia niewinnych

      natomiast wiem jedno - to nie Bóg je zsyła, On się nie bawi w uziemianie jednych, żeby zbawić innych
      każde cierpienie to konsekwencja - ogólnie pojętego, ale czasem szczególnego - grzechu
      Bóg dopuszcza ten grzech, bo dał nam wolna wolę
      przykładowo: ktoś spowoduje wypadek (jego grzech: nieuwaga, brawura itd), skutkiem czego ktos zostanie kaleką; ten ktoś inny cierpi niewinnie, ale jego bliscy, którzy muszą się z tym mierzyć do końca życia są także ofiarami tego grzechu
      I o ile samo zło nie jest niczym, co Bóg chciał i wprowadził na świat, ale konsekwencje tego zła, które samo wlazło moga być zbawienne dla kogos innego, kto OPRZE się mu: nie będzie przeklinał, nie podda mu się, wyprowadzi z tego dobro

      Wiem, ze to trochę teoretycznie brzmi, ale w praktyce każdego z nas to nieustannie dotyka, w różnej skali
      Szef się na Tobie wyżyje w pracy - i tylko od Ciebie zależy, czy Ty się wyżyjesz na dziecku/mężu czy nie, czy przebaczysz szefowi, czy będziesz dalej dobrze wykonywać swoją pracę

      tylko o to mi chodziło w tym "związku" cierpienia ze zbawieniem

      pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    7. P.S. książki "Smutek" nie znam!

      Usuń
    8. "Smutek" to malutka książeczka, ale bardo ważna, pisana po śmierci ukochanej żony C.S. Lewisa - Joy, której walka z rakiem była torturą dla obojga. Było już prawie dobrze... Były tak wielkie nadzieje. Ta książka to opis buntu, a potem batalii o zachowanie wiary w dolinie czarnej jak smoła.

      Pozdrawiam

      Usuń
  4. niewykluczone, że w Polsce gaz pieprzowy też będzie nielegalny, zastrzeżony co najwyżej dla legalnych naziolskich bojówek...
    stop!... sorry, chyba źle zacząłem...
    lęk to rodzaj strachu, różni się od niego tylko tym, że zagrożenie jest urojone... czyli lęk to patologia /przyczyna większości zła, którą jeden człowiek funduje drugiemu/... ale skoro są częste strzelaniny na ulicach, to zagrożenie jest jak najbardziej realne, a strach jest naturalną zdrową reakcją... tylko głupiec się nie boi w takiej sytuacji... pytanie tylko, co z tym strachem zrobić, by "pracował" na naszą korzyść... na przykład przerobić go na umiejętność poruszania się po takich "rozstrzelanych" ulicach... bazowy zaś warunek, to spokojny umysł... tylko taki nie tworzy sobie dodatkowych, fikcyjnych zagrożeń /w konsekwencji dodając lęku do strachu/... trans różańcowy i tym podobne praktyki medytacyjne są niezłym narzędziem do wypracowania tego spokoju i tego spokoju Ci życzę...
    a tak swoją drogą, to dlaczego Polskie media tak mało mówią/piszą o różnych incydentach w Szwecji akurat?... ale to już nie do Ciebie to pytanie... być może po prostu sam źle szukam...
    pozdrawiać :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "trans różańcowy"
      nie wiem z jaką intencją to napisałeś, ale w różańcu nie o trans chodzi i wejście na wyższe pokłady SWOJEJ jaźni, ale o rozważanie tajemnicy Boga... więc kwestia kierunku
      a Bóg, dzieki temu, daje łaskę spojrzenia na rzeczy ze swojej perspektywy
      Tym dla mnie jest różaniec

      nie wątpię, że są ludzie, którzy wpadają w trans, także przy śpiewaniu niektórych pieśni, tzw "modlitwie charyznatycznej" (cudzysłów zamierzony w tym wypadku), ale zapewniam Cię, że to zupełnie nie o to chodzi

      co do reszty to się zgadzam, strach pozwala przygotować się na wydarzenia
      tyle, że w moim wypadku nie do końca potrafię się na nie przygotować

      A co do relacji ze Szwecji to polskie źródła o tym piszą i mówią, nie TVN rzecz jasna. Może w morzu informacji o dobrodziejstwie imigracji te wzmianki po prostu się gubią

      pozdrawiam

      Usuń
    2. oj, nie dramatyzujmy... z żadną intencją nie pisałem o "transie różańcowym"... po prostu jest to jedna z medytacyjnych technik pracy nad sobą, występująca w wielu kulturach, czy religiach, które one tworzą... natomiast co się podczas tego transu dzieje w ludzkim umyśle, to już jest osobna, indywidualna sprawa praktykującego... rzecz jasna o tym można też pogadać czysto teoretycznie, bo jest jeszcze takie pojęcie, jak "praca z makyo", czyli z tworami swojego umysłu... ale gdy dochodzi do transcendencji, to słowa znikają...
      ...
      skaczę po różnych mediach, do żadnych się nie przywiązuję, czyli także do TVN, które, jak rozumiem, czystym przypadkiem wpadło Ci do głowy, tak?...
      niestety mało regularnie, stąd moje samokrytyczne przypuszczenie, że /cytuję/ "źle szukam"... tak naprawdę, to wcale nie szukam, jeśli chodzi o wiadomości ogólne...
      ups... skłamałem... wczoraj specjalnie zajrzałem do "narodowej" TV, by się dowiedzieć, co powiedzą o sobotnim wiecu pod polskim sejmem /akurat sam też tam byłem/...
      nie nakłamali, zabawne było jedynie to "protekcjonalno - pobłażliwe" podejście do tego wydarzenia...
      pozdrawiać :)...

      Usuń
  5. Witaj Olu.
    Nie udzielę Ci tym razem żadnej rady.To nie ogródek i przycinanie róż,przykladowo.
    Ale taka refleksja mnie naszła po przeczytaniu Twojego posta.
    Wyszłaś za mąż za człowieka z innej kultury i ułożyłaś z nim sobie życie.Więc go chyba na tyle poznałaś że powinnaś wiedzieć czego się możesz po nim spodziewać?
    Na ile ta starsza pani się u was zaaklimatyzuje to raczej od was będzie zależeć.
    Tak mi się przynajmniej wydaje.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Józefie.
      Też o tym myślałam. Ufam mojemu mężowi, wiem, że on się zajmie wszystkim.
      Ale gdzieś tam w tyle głowy kołaczą się opowieści o teściowych, o tym, że syn dla matki a matka dla syna to zawsze najważniejsza więź, no i ta żona czasem musi to przecierpieć.
      Plus to, że do tej pory nie było to nigdy żadną realną opcją, nie poznałam mojego męża w otoczeniu jego rodziny, a tam, gdzie istnieją różnice kulturowe czasem naprawdę nie da się przewidzieć reakcji

      No właśnie, i wychodzi na to, że boje się nieznanego i nieprzewidzianego
      Pewnie psycholog dopatrzyłby się braku zaufania i róznych niezałatwionych spraw z dzieciństwa...

      również pozdrawiam serdecznie

      Usuń
    2. a a'propos róż

      przycinam je non stop, kwitly drugi raz w sierpniu
      teraz zabrałam się za przycinanie jabłonki i winorośli; z jabłonka to wyczytałam co i jak, ale z winoroślą nie wiem. Chciałabym, żeby obrosło po murze domu (już się pnie). Czy trzeba te pnące też przyciąć, żeby z nich się rozrosło na boki czy ma rosnąć z tego pnia "z ziemi"? tyle że wtedy robi się wielki krzew przy ziemi, a do góry wystrzeliwują pojedyncze pnącza

      Takie rozterki "zamiast" mnie dopadły w ostatni weekend, wycięłam pół tego winnego krzewu "przy ziemi"...

      Usuń
    3. Olu.

      Bedzie z pewnoscia roznie, tym bardziej , ze adaptacja starego czlowieka w nowym miejscu i to tak roznym kulturowo od tego co ow czlowiek zna, to nielatwa sprawa. Czyli ci odwiedzajacy ja ( napisalas cos takiego) , to jak najbardziej nie wymyslona, nie wyfantazjowana sytuacja.

      W momentach podbramkowych, kiedy moja tesciowa probowala synka zagarnac..oczywiscie , ze pozwalalam na owe "zagarniecia", ale kiedy robilo sie niemilo to modlilam sie slowami z Biblii:
      " Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem.
      A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela»."
      Tak aby nie wpasc w myslenie, ze syn dla matki, a matka dla syna to zawsze najwazniejsza wiez i z tego tez powodu zona nic nie musi przecierpiec. Najwazniejsza wiezia dla twojej tesciowej byl jej maz, a nie syn. :) Niech sie zajmie matka, ma kawalek czasu dla niej, ale nie cala przestrzen. Wy jestescie najwazniejsi.

      Usuń
    4. Droga Olu.Tzw."psychologów" nie polecam.Katoliczka zna lepsze metody na ewentualny stres.

      Co do teściowych.
      Jest masa anegdot na ich temat.
      Twoja teściowa może się okazać porządną kobietą i z pewnością się dogadacie,a mąż będzie Cię w tym wspierał.

      Co do winorośli.
      Wszystko zależy co chcesz uzyskać.
      Jeżeli ma być to "zielona dekoracja"elewacji domu,to można na żywioł.Są gatunki które w krótkim czasie mogą zasłonić całą elewację.Oczywiście wymagają podpór i ewentualnej ochrony chemicznej.
      A cięcie pobudza do większego rozrastania krzewu.Te rośliny po prostu lubią cięcie.
      Przykład:
      https://www.youtube.com/watch?v=PatH71oH0OM


      Ale gdy chcesz mieć dorodne owoce,to trzeba winorośl regularnie ciąć i odpowiednio prowadzić.
      Przykład:

      https://www.youtube.com/watch?v=_D1A89tcPFk

      Sposoby na prowadzenie takiej winorośli,a jest ich kilka,bez trudu znajdziesz w necie.
      Boczne okienka poprowadzą Cię dalej.Nic nowego nie wymyślę,bo to jest mój sprawdzony sposób na naukę.

      Ale tu także wymagana jest ochrona chemiczna.Ja stosuję najmniej agresywny środek,tj.miedzian wczesną wiosną,jeszcze przed wykształceniem nowych pąków.Drugi raz jesienią,po opadnięciu liści,ale przed przymrozkami.Zalecana temp.min+6C.

      Ale że ten rok był ciepły i mokry,czyli dobre warunki dla rozwoju chorób grzybowych,więc kilka krzewów mniej odpornych niestety wygląda nieciekawie.
      Ale coś za coś.
      Abo trucizna z agresywnej chemii,albo trochę brzydkie,ale jadalne.
      Ciągle eksperymentuję,więc poszukam nowych metod ekologicznych.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    5. Dzięki, Aniu, za wsparcie. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. Dopisek,bo chyba mnie trochę poniosło z tą ochroną chemiczną.
    Zapomniałem że mieszkasz w Szwecji,więc taka ochrona w Twoich realiach może okazać się zbędna.
    Co prawda tylko raz byłem w Szwecji,ale nie zapomnę tych czystych wód,pełnych dorodnych ryb.
    Żeby moja Odra choć trochę przypominała tamte rzeki,np.Mörrum.....
    Jakie tam są łososie..
    W Odrze ponoć takie też kiedyś były..
    Co prawda tutaj coś drgnęło,ale trzeba lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Józefie, za porady. Nie szukam informacji po youtube, bo tego jest po prostu za dużo - ale jestem wdzięczna za konkretne linki
      Nie wiem czy Szwecja na południu taka czysta, dalej na północ - na pewno. O rybach wielkich jak smoki krążą tu legendy.

      pozdrawiam!

      Usuń
    2. Dzięki Olu.
      Nie ukrywam,ogród to moje hobby.
      Wędkowanie także.
      Rzeka Mörrum jest na południu Szwecji.Zapewniam Cię to nie legendy.
      Na swoje własne,prywatne i osobiste oczy widziałem.
      Trocie jak smoki.Przy mnie zaprzyjaźniony Duńczyk dostał 16 kilogramową troć(łososia),bo te ryby tyko wytrawny wędkarz potrafi odróżnić.
      Ponad godzinę holu,następnie zważenie,zdjęcie,buzi i z powrotem do wody
      Jeżeli jeszcze można.
      Prawie godzinę obserwowałem jak łososie przeskakują trzystopniowe progi.Ile się taki musi namordować nim dotrze do celu żeby złożyć ikrę.
      Nic nie jest w stanie go powstrzymać.
      Dlatego większość wędkarzy po złowieniu takiego pracusia wypuszcza go z powrotem.
      Kto to widział,nie zabije chociażby ze zwykłego szacunku dla tych przepięknych ryb.

      Usuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...