8 maja 2017

Nowa Szkoła


A jednak przenieśliśmy Kamyczka do nowej szkoły. Dzisiaj jest piąty dzień Nowego Życia - życia w katolickiej szkole w Lund, St. Thomas Skola. Z dala od znanych rytuałów. Z tęsknotą za starymi kolegami w sercu.

Nie przenosiliśmy z powodów religijnych. Nie wchodząc zbyt głęboko w szczegóły, poszło o to, że w szkole miało miejsce pewne wydarzenie między sześciolatkami - było to na jesień, w pierwszych tygodniach szkoły - które można by nazwać mobbingiem. Szybko okazało się, że ten prawdziwy mobbing pochodził ze strony trzecioklasistów, i był skierowany na jedna dziewczynkę z zerówki mojego syna.

Z tego wydarzenia dostaliśmy taki absurdalny raport, że nie wiadomo było czy się śmiać, czy płakać. Moje dziecko zostało posądzone o rzeczy, których żaden sześciolatek nie może zrobić. Dodam, że całe wydarzenie pochodziło z opowieści jednej dziewczynki, nijak nie zweryfikowanej i bez żadnych świadków, tudzież dowodów. Dziewczynka była zaczepiana w tym czasie przez starszych chłopców, przesłuchanie odbyło się bez rodziców czy psychologów. Wspomniany raport na temat roli naszwgo dziecka przeczytalismy rodzicom tej dziewczynki - oburzyli się i oświadczyli, że nic takiego nie miało miejsca. Dziewczynka zmieniła szkołę już w grudniu.

Po naszej oburzonej reakcji pani pedagog szkolna delikatnie sprostowała raport, zarzekając się przy tym, żeby się nie martwić, sprawa na tym się kończy. A poza tym "to był tylko opis wydarzenia, tak jak ona go usłyszała, i tylko na nasze potrzeby... nie martwcie się, tych szczegółów nie było w raporcie do socjalu".

Na widok słowa "socjal" zapaliły mi się w głowie wszystkie czerone lampki, nawet te zielone świeciły na czerwono. W Szwecji nie ryzykuje się takich rzeczy.

Pomimo łez kolegów ze szkolnej ławy, wielkiego żalu wyrażonego przez panią nauczycielkę i niepewności naszego synka nie mieliśmy wątpliwości, że nasze zaufanie do tej placówki legło w gruzach. Po tamtym wydarzeniu każda uwaga którejkolwiek nauczycielki, na jakikolwiek temat, powodowała zimne poty i kładzenie uszu po sobie. "Tak, psze pani, na jutro będzie kombinezon i zapasowa czapka".

Mojego synka czeka teraz ciężki czas. Czy starzy koledzy będą go dalej zapraszać do zabawy? Czy nowa szkoła da mu nowych kolegów? Przecież większość mieszka 15 km od nas.

W każdej chwili wątpliwości czytam jednak ponownie raport z wrześniowego wydarzenia, stawia mnie do pionu.

Nowa szkoła jest katolicka, co w Szwecji oznacza krzyże na ścianach i nauczycieli jakoś wyznających chrześcijanskie wartości. Szkoła jest otwarta dla wszystkich, każde dziecko ma prawo aplikować, obowiązuje normalna kolejka. Z wyjątkiem tego, że szkoła nie musi dawać przywilejów mieszkańcom gminy, tak muszą to robić szkoły komunalne (Lund to jedna z najlepszych gmin w kraju jeśli chodzi o poziom szkolnictwa, nie ma szans na miejsce w gminnej szkole jeśli się mieszka poza gminą Lund). Szkoła szczyci się dobrą dyscypliną (jak na szwedzkie standardy) i rodzinną atmosferą - cała instytucja to ok 150 dzieci, od przedszkola do końca "gimnazjum", czyli 9 klas podstawówki. Wiele z tych dzieci to rodzeństwa, wiele z tych rodzin widuję co niedzielę w kościele w Lund. W tym dyrektora z gromadką pociech i polską żoną.

Wadą szkoły jest mały budynek, niezbyt przystosowany do najmłodszych - wysokie klamki, wąskie korytarze, dużo schodów... zaletą - to, że jest stary, piękny i znajduje się w przepięknym parku. Po nowoczesnej szkole w naszej gminie człowiek wychodzi z tej "nowej" z mieszanymi uczuciami.
Z drugiej strony, w głowie dźwięczą mi świadectwa rodziców i uczniów, niektórzy wożą dzieci z drugiego końca Malmo. W szkole jest bezpiecznie, rodzinnie, jest wzajemny szacunek a problemy rozwiązuje się w klasyczny sposób. T.j. bez użycia donosów do socjalu. Znajomi, którzy mają tam dzieci od dawna mnie namawiali na posłanie Kamyczka do Św. Tomasza.

Ale chcieliśmy spróbować lokalnej szkoły, z kolegami, których znamy jeszcze z przedszkola, którzy mieszkają po sąsiedzku i których możemy łatwo odwiedzić po szkole.

Teraz od nowa. Jakoś mi smutno na duszy, nie cieszę się. Nie mam pewności czy dobrze zrobiliśmy, może za wcześnie się poddaliśmy? Może trzeba było postawić na walkę o dobre imię i złożyć gdzieś oficjalną skargę na tamten raport - tak, jak radziły moje koleżanki nauczycielki. Bałam sie jednak kopania z koniem. Szwedzcy urzędnicy są znani z tego, że się mszczą, gdy ktoś im wykaże brak kompetencji. Dziecko jest 8 godzin w szkole i jest skazane na ludzi tam pracujących, co oni widzą, jak zinterpretują, jak zareagują na problemy (a zawsze jakieś są). Jako rodzice musimy mieć do nich zaufanie, w ten najważniejszej kwestii czyli integralności rodziny.

To zaufanie daje mi katolicka szkoła, a raczej - katolicy, którzy ją tworzą. Z szacunkiem dla pomieszanego pochodzenia wielu dzieci, trudnych rodzinnych sytuacji i różnic w światopoglądzie. Tu nie ma walca, który równa.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...