27 stycznia 2018

Na krawędzi dachu

W zeszłą sobotę byliśmy w lokalnej operze na spektaklu Skrzypek na Dachu. W pierwszej chwili trochę się przestraszyłam czy nie zrobią z tego jakiegoś modernistycznego szamba - aktorzy w pierwszej scenie byli poubierani w kurtki puchowe, nieśli radia i śpiwory - tacy podróżni na dworcu. Ale na szczęście reszta spektaklu była normalna :) pomijają to, że Żydzi mówili do siebie po szwedzku, oczywiście, i że ostatnia scena, opuszczania Anatewki, była naciągniętą metaforą współczesnej migracji, wszyscy zapakowali się na trzy "łodzie" i odpłynęli.

Ale w sumie nie o tym chciałam.

Od wielu lat, nawet nie wiem od ilu, chyba od urodzenia, uwielbiam ten film. Nie znam sztuki z Broadwayu, tylko jej ekranizację, i jest to jedna z najbardziej poruszających mnie historii.

Tak bardzo spleciona z historią naszego narodu (i nie mam tu na myśli narodu żydowskiego!), a jednocześnie tak bardzo uniwersalna. A od jakiegoś czasu bardzo spleciona z historią mojej rodziny. Najpierw siostra porzuciła kościół katolicki, a potem ja zaczęłam tę swoją gimnastykę na krawędzi dachu.

Wstęp tej historii - i jej clue tak naprawdę - to opowieść Tewjego:

Skrzypek na dachu.
Brzmi dziwnie, co?
Można jednak powiedzieć, że w naszej małej wiosce, Anatewka, każdy z nas jest skrzypkiem na dachu. Wydobycie ładnej i prostej melodii, bez skręcenia sobie przy tym karku, nie jest rzeczą prostą.

(...)

A jak zachowujemy równowagę?
Powiem tylko tyle...
Tradycja!
Nasze tradycje pozwoliły nam zachować równowagę przez lata.
(...)
Ciekawi jesteście jak ta tradycja powstała?
Powiem wam.... Nie wiem!
Jest to jednak tradycja. 
Tradycje sprawiają, że wiemy kim jesteśmy i czego oczekuje od nas Bóg.

Żydzi w Europie, wieczni tułacze, i ich wierne przywiązanie do tradycji, która jest ich kręgosłupem. Ile trudności zniosą, na ile się zasymilują...?

Katolicka tradycja też jest naszym kręgosłupem, jednakże nie jest nią to jak się ubieramy, co jemy czy jak pracujemy. Niemniej jednak tu, na emigracji, te pytania stają się szalenie ważne, nieustannie wracają i każą patrzeć z drugiej strony

Tak jak Tewje patrzył. Do czasu. Pomysł, jaki miała trzecia córka oznaczałby zwichnięcie karku.

Bardzo smutna jest ta część filmu, zawsze na niej ryczę. Ale paradoksalnie bardzo dobrze rozumiem. Trzeba wiedzieć kiedy naciągnięta struna może pęknąć. Wymaga to ogromnej siły, ale walka o tożsamość jest ważniejsza niż ziemski komfort.



I tu rodzą się kolejne pytania. Jak w mieszanej rodzinie dbać o tożsamość...?

Nie znam odpowiedzi na to pytanie, poza jedną chyba - trzeba umieć dotrzeć do tej fundamentalnej tożsamości człowieka, a nie zatrzymywać się na języku, kulturze czy  nawet sposobie modlitwy. Należy jedak zatrzymać się na tym, do kogo się modlimy. Według mnie to stanowi nasze najgłębsze JA.

10 komentarzy:

  1. To chyba nie jest najlepszy moment do reklamowania "Skrzypka na dachu"... Przynajmniej tu u nas, w Polsce. Wsszyscy dachowi muzkanci, jak się dobrze wsłuchać, spiewają wyłacznie o pieniądzach.Inna rzecz, że to chyba najprawdziwsza t r a d y c j a ;)

    Ale ja o czymś innym:

    " Nie znam odpowiedzi na to pytanie, poza jedną chyba - trzeba umieć dotrzeć do tej fundamentalnej tożsamości człowieka, a nie zatrzymywać się na języku, kulturze czy nawet sposobie modlitwy".

    To zdanie najzwięzlej wyraża ideę multi-kulti, dla której wszystkie kultury są jednakowo nieistotne i do pominięcia, przy tworzeniu pstrokatego tygla ludzi bez korzeni.Dalsza część Twojej wypowiedzi, ta o modleniu się, czyli kwestii prywatnej, jest do pominięcia tym bardziej. Smutne to, że wysiłek tysięcy lat zdał sie na nic, bo małpiszonowi wyciągnietemu dawno temu spośród gałęzi drzew, dziś ma wystarczyć smartfon i możliwość wznoszenia daremnych krzyków w niebo bez gwiazd.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cześć Juggler,

      post miałam przygotowany od ponad tygodnia, dopiero dziś wykończyłam i puściłam
      tak, mignęła mi w głowie wiadoma dyskuskusja, ale to naprawdę nie jest związane (możesz uznać, że niefortunny moment wybrałam ale ja naprawdę byłam na spektaklu 20 stycznia! :) )

      a co do komentarza o multi-kulti
      pewnie wielu się rzeczywiście zatrzymuje na beżowym tyglu, bo nie ma korzenia (albo go dawno odcięła)
      ale co mam powiedzieć siedząc na mszy koło Hindusa, Szweda czy Francuza? jesteśmy różni a jednocześnie jednością
      tradycja zydowska jest ściśle związana z religią, ale nasze tradycje już niekoniecznie
      owszem, z rodziną, z tym, jak "u nas" się obchodzi urodziny czy spędza wolny czas
      wcale tu nie mam ochoty twierdzić, że te tradycje są nieistotne
      ale skoro współżyjemy z innymi kulturami, czasem z wyboru, czasem z musu, to trzeba się nauczyć współistnienia
      dla mnie o tym też jest Skrzypek na Dachu
      I o tym, że niektóre elementy kultury są tak głębokie, ze ich zmiana byłaby zmianą tożsamości człowieka
      o tym chciałam napisać w innym poście :) dzisiejsza Szwecja (i UE) głośno lamentuje o potrzebie integracji, ale fakty są jakie są - i nawet musical broadwayowski podkreśla jak bardzo jedna kultura nie chce zasymilować się z inną i nigdy nie zechce
      Ale my, jako katolicy, nie możemy zignorować pawłowego „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (List do Galatów 3, 28)
      Dla mnie tożsamością jest Jezus Chrystus właśnie, i tym się różnię od Tewjego, chóru piewców płytkiego multi-kulti zresztą też

      tego o smartfonie nie skumałam :)

      pozdrawiam

      Usuń
    2. Jezus z Nazaretu mówił różne rzeczy, te o mieczu też i nie ma tak, że można sobie powybierać wygodne, pluszowe, bezkonfliktowe "kawałki" i wszystko będzie OK.To jest przepiękna ilustracja innej przypowieści, którą w Polsce streszczamy "Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek".Jezus nic nie mówił o dyplomatycznych kompromisach z pogaństwem czy bałwochwalstwem, a Paweł to, co przytaczasz, mówił o chrześcijanach i do zborów chrześcijan, a nie do protoplastów mrzonki multi-kulti.Do wiary trzeba odwagi, bo istotą sprawy jest czyn, a nie chowanie się w alkowie i wychodzenie z niej tylko po to, żeby lękliwie, z hipisowskim pacyfizmem, zapewniać, iż religia właściwie nie ma znaczenia - kochajmy się wraz.

      "/.../ niektóre elementy kultury są tak głębokie, ze ich zmiana byłaby zmianą tożsamości człowieka"
      No to pisz. Bardzo ciekawa koncepcja, chętnie o tym porozmawiam.

      Usuń
    3. przepraszam za zwłokę, weekendy są u nas intesywne :)

      myślę, że Asia odpowiedziała Ci poniżej
      od siebie dodam, że granica będzie indywidualna, dla mnie przebiega ona na linii nauczania kościoła
      czyli: kościół mówi, że mam obowiązek świętować dzień święty, ale nie mówi jak dokładnie
      mam być na mszy świętej, ale nie określa w jakim języku

      jak dla mnie idea multi-kulti jest parodią tego, czym powinien być kościoł, gorzką parodią
      bo to pawłowe "nie ma już Żyda ani Greka" jest prawdziwe, ale prawdziwe jest także "czcij ojca swego i matkę swoją" czyli szanuj swoje korzenie, kochaj je, czerp z nich
      multi kulti neguje tę drugą część, a one tylko razem są prawdziwe

      Usuń
    4. Chyba się nie zrozumieliśmy. Twóje zdanie o życiu w "mieszanej rodzinie" zrozumiałem jako życie w rodzinie niejednorodnej religijnie (że tak powiem)I o tym mówiłem.To jest pole minowe.
      Sposób "realizowania" chrześcijaństwa w różnych kulturach, to kwestia zupełnie inna,rytuał nie stanowi przeciez istoty rzeczy - tu odmienności są w pwłni zrozumiałe i potrzeba kompromisu również.

      Biedna Chava. To imię oznacza ptaka, prawda?
      Biedny Tewje...

      Pozdrawiam

      Usuń
    5. Juggler, ale mieszana rodzina to nie jest multi-kulti w potocznym rozumieniu - wręcz przeciwnie
      nie udajemy, że nie ma różnic, ignorujemy te, które nas drażnią a drugiej osobie są niezbędne, dyskutujemy o tych, które stanowią poważny problem
      oczywiście są też pola, na które nie wchodzimy, czasem z szacunku dla wyborów drugiego, czasem z braku umiejętności, czasem z nieświadomości
      możesz to nazwać polem minowym, natomiast tutaj na ten ludzi aspekt nakłada się ten "nieludzki" - wierzę w moc sakramentu

      Co do Chavy i Tevje to sprawa jest skomplikowana a film nie wyjaśnia zbyt wiele (może książka?)
      nie ma informacji czy ona złożyła wyznanie innej wiary niż ta, której nauczył ją ojciec... może wzięli ślub jednostronny (jest taki w prawosławiu??)?
      w żydowskim pojmowaniu świata dzieci żydówki są żydami, więc dzieci Chawy i tak będą
      Biedna Chawa, bo może po prostu nie rozumiała tego wszystkiego, a ojciec z nią nawet nie porozmawiał

      pozdrawiam

      Usuń
  2. Gdy wchodzę do kościoła w Pakistanie, to mogę się zacząć czepiać od wejścia (kurde czemu boso! przecież nikt nie wymaga itd. ) do wyjścia (że się modlą jak muzułmanie - wyglądają jakby robili namazy przed Najświetszym Sakramentem, babki zasłaniają głowy przy czytaniu Pisma Św. jak muzułmanki przy czytaniu Koranu, jak hindusi bo np. jak święto, to się ubierają na pomarańczowo i Matka Boska w sari wygląda jak jakaś bogini, płytko, nic nie rozumieją, albo rozumieją jak poganie, nie ma rorat w Adwencie, nie ma rekolekcji wielkopostnych, jest palenie kadzidełek i rozdawanie słodyczy w Wielki Piątek itd.). I nawet nie wiem, czy Bóg dla mnie i dla nich jest tym samym Bogiem. Jeśli chcę tu uczestniczyć w życiu religijnym wspólnoty, to muszę przestać zachowywać wiele z moich tradycji, najwyżej mogę o nich opowiadać, jeśli ktoś będzie nimi zainteresowany. Tradycje, które są dla mnie ważne, są tu najczęściej totalnie niezrozumiałe. Jeśli nie odwoływać się do tych słów św. Pawła, to na czym budować poczucie wspólnoty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cześć Asiu,
      witaj :)
      dziękuję za komentarz, bardzo Cię rozumiem... też nie mamy tu rorat a ludzie wyciągają dłonie po Ciało Chrystusa
      ale za to dzisiaj cały kościół ze świecami (tutaj przenosi się Ofiarowanie Pańskie na najbliższą niedzielę), o wiele bardziej uroczyście niż w Polsce

      Usuń
  3. Trafne spostrzezenia, Asiu. Zyjac za granica, nie idzie zachowac wszystkiego. Zeby cos przyjac, z czegos trzeba zrezygnowac. Nie jest to proces bezbolesny. Kosztuje i nasza natura sie buntuje. Nasza tozsamosc pozostaje gleboko w srodku, mimo adaptacji. Wiara chrzescijanska ma tu wielkie znaczenie. Nie dla wszystkich jednak. Nawiasem mowiac uwielbiam wersje filmowa "Skrzypka na dachu" i chetnie, choc nie czesto, do niej wracam. Raz ogladalem na zywo inscenizacje Skrzypka po wegiersku. Choc nie rozumialem prawie nic w warstwie jezykowej, wszystko bylo dla mnie mnie zrozumiale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. witam serdecznie w moich skromnych progach :)

      myślę, że to także proces oczyszczania - zachowujemy to, co jest niezbęde, co jest sednem naszej tradycji, rezygnujemy z rzeczy mnniej ważych
      i tak, wiara ma wielkie znaczenie, bo kształtuje sumienie, które podpowiada co jest tą rzeczą mniej ważną

      natomiast zastanawia mnie to, jak to jest, że chrześcijanie - w zasadzie bez wyjątku - są w stanine zaadoptować się do nowych miejsc, żydzi czy muzułmanie nie
      czy to znaczy, że ich tożsamość jest tylko zewnętrzna, że jakby nie było tej całej "fasady" to całe ich jestestwo runie?

      im jestem starsza tym Skrzypek na Dachu budzi więcej refleksji

      pozdrawiam!

      Usuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...