25 maja 2018

Muzyka Duszy

Gdyby ktoś z szanownych czytelników przypadkiem był w Gdańsku na Boże Ciało to zapraszam do pozostania do niedzieli. Zjeżdżamy ze Szwecji na kolejna edycję warsztatów "Muzyka Duszy".

W niedzielę po mszy, tj. ok 12, odbędzie się prezentacja naszego warsztatowego repertuaru. Myślę, że warto.  Zaś wieczorami, podczas trwania warsztatów, będzie kilka ciekawych koncertów w kościele św. Jana.

Po cichu powiem Wam jednak, że wyjątkowo nie mam natchnienia na ten wyjazd.

Raz, że ciągle nie moge sie pozbierać po doświadczeniu spotkania oko w oko ze złym i generalnie straciłam motywację do wielu rzeczy. Łatwo się zniechęcam. Każda porażka od razu podcina mi skrzydła... dzieci nie chcą iść do kościoła? sa niegrzeczne na mszy świętej?

Koniec świata :(

A dwa, że codzienność mnie pożarła w stopniu niewyobrażalnym. I to nie, że jakaś mega ambitna jestem, po prostu wychodze z założenia, że podjętych zobowiązań nie odpuszcza się bez ważnego powodu. Chcąc tego samego nauczyć moje dzieci, biegam dwa razy w tygodniu na trening futbolowy, tzn nie tyle biegam co jadę na rowerze, z dwoma chłopcami, bo przecież Kubuś też chce jechac z mamą! Trening piłki to 2 godziny w sumie. Raz na miesiąc wypada jakiś mecz, w weekend (= nie pośpisz).

Nie możemy też zaniedbać szkoły. Kami ma codziennie zadanie domowe do zrobienia, minimum pół godziny nam to zajmuje. Ale jak raz odpuścimy to potem godzinę kolejnego dnia.

Raz w tygodniu mamy pianino, w domu na szczęście. Kami ma tylko pół godzinki, potem mam ja.

Jak by nie liczyć między przyjściem do domu około 17 a planowanym pójściem "do spania" około 20:30 jest tylko 3,5 godziny, w czasie których trzeba ugotować, zjeść, zrobić lekcje i wcisnąć te wszystkie zajęcia. Jeden wieczór w tygodniu jest dla mnie na próbę scholi. Jak widać sprzątanie się nigdzie nie mieści.

kwiecień AD 2018-  mecz wyjazdowy

Przemknęło mi zatem przez myśl, żeby w tym roku nie pojechać na warsztaty. Że nie nauczyłam się pieśni, przysłanych nam z wyprzedzeniem. Że nie dosypiam i nie mam czasu na ćwiczenia fizyczne, więc kiepsko z formą - intensywny śpiew to ciężka praca fizyczna. Że jak nie pojadę to poczytam sobie w weekend, że pójde na basen trzeci raz w tym sezonie.... tfu, zejdź mi z oczu szatanie!

Wszystko załatwione! Nie porzuca się podjętych zobowiązań! Baczność!

Bardzo pociesza mnie myśl, że ilekroć zmuszam się do wypełnienia jakiegoś obowiazku, zwykle dostaję potem ogromną nagrodę - Pan Bóg zsyła takie pocieszenia, że ach. Serce rośnie. Nie tylko moje. Im bardziej mi się nie chce, im mniej mam naturalnych motywacji, im więcej woli angażuje, tym większa nagroda potem.

Także ten, tego... sursum corda! Do zobaczenia w Gdańsku :)

dzieło powstałe w jeden z tych dni, w które bardzo nudzili się podczas mszy świętej



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...