Mieliśmy w weekend wigilię firmową. Pojawiło się sporo nowych twarzy, a może starych tylko umytych ;) wszak niektórych widuję tylko w hangarowych drelichach i z rękami pobrudzonymi smarem. Cudowne miejsce na kolację - piwnica w zabytkowej kamienicy, szwedzki stół z doskonałym jedzeniem, kolekcja win...
Za to inny wręcz przeciwnie. Nowy chłopak, facet raczej. Zawodowo średni, wydaje się, że miga się od roboty. Na pewno nie szuka wyzwań. Ma szwedzkie imię i nazwisko, ale zupełnie nie wygląda na Szweda. Okazało się, że jest adoptowany. Urodził się w 1973 roku w Chile... w sumie mogłabym przestać w tym momencie, bo uważny czytelnik od razu wie co, to znaczy. Pinochet, dyktatura wojskowa, tysiące "znikniętych" ludzi i/lub ich dzieci. Szwecji, takiej neutralnej przecież, pieniądze z wojennych działań nigdy nie śmierdziały.
Jakieś plotki na temat Daniela krążyły wcześniej, że z Chile. Ale nie chciałam spekulować, w końcu historie moga być różne. Ale teraz sam potwierdził najgorsze przypuszczenia. Twierdzi, że dopiero niedawno zaczął się tym interesować – wszczął postępowanie z agencją adopcyjną, która się zajmowąła jego adopcją. W 1975 roku ktos go wsadził w samolot i wylądowali w Szwecji – tyle wie o sobie. Zapytałam o jego szwedzkich rodziców. Nie ma żadnego kontaktu odkąd skończył 18 lat i wyprowadził się z domu.
To wiele mówi. nie dopytywałam o szczegóły.
Jego syn niedawno w szkole zaczął się uczyć hiszpańskiego. Ponoć na pierwszej lekcji wypalił „jestem pół-chillijczykiem”. Daniel zbaraniał jak mu o tym powiedziano. On sam nigdy nie czuł się chillijczykiem, wręcz przeciwnie – wszystko, co zna to Szwecja. Ale na Szweda zupełnie nie wygląda, wyraźnie widać, że karnacja i rysy południowoamerykańskie. Teraz czuje, że jest winien to swojej rodzinie. Ale otwarcie przyznał się, że sie boi. Już wie, że miał pięcioro rodzeństwa. O rodzicach nic nie wie.
Od jakiegoś czasu głośno w Szwecji o chillijskich adopcjach. Setki dzieci zostały nielegalnie przywiezione do kraju Olofa Palmego i wykorzenione ze swoich rodzin. Na niektóre nie ma żadnych dokumentów zgody biologicznych rodziców. Skandal wstrząsnął szwedzką opinia publiczna, może to właśnie wtedy Daniel zdecydował się pogrzebać w swojej przeszłości.
Koleżanka z pracy adoptowała 15 lat temu dziewczynkę z Chin. Ponoć kolejki do adopcji są tu tak długie, że jedyną szansą jest zagraniczna adopcja. Kiedyś o tym rozmawiałysmy, ale nie jestem zbyt blisko z tą koleżanką, żeby dopytywać. I trochę też nie chcę.
Bo jestem bardzo sceptyczna do takich adopcji. Nie tylko dlatego, że wiele sie naczytałam ostatnio o tym, jak ten proceder wygląda. Skurwysyństwo jakiego świat nie widział, koniecznie przeczytajcie podlinkowany artykuł. Ale słyszałam też wypowiedzi szwedzkich adoptowanych „kolorowych” dzieci, które nie potrafią się odnaleźć w szwedzkim społeczeństwie. Mają poważne problemy z tożsamością, niekoniecznie z braku miłości rodziców adopcyjnych. Po prostu WIDZĄ, że są inne, że nie da się ich wpasować w żadne znane schematy. A wbrew propagandzie feminizmu schematy są częścią naszego życia i każdy ich jakoś potrzebuje - krzykliwe zaklinanie rzeczywistości nie zagłuszy prawdy, nigdy.
W sobotę dotknęłam tego dramatu osobiście. Muszę przyznać, że jestem już znacznie mniej surowa dla Daniela. Człowiek ma mocno pod górkę... A jednocześnie doceniam to, że o tym mówi - najwyraźniej potrzebuje.
Lubię wigilijne wyjścia z ludźmi z pracy.