10 sierpnia 2014

O obronie wiary (wg o. Tomasza)

Wczoraj mi się przypomniało, że miałam napisać o jeszcze jednej konferencji z rekolekcji, gdy przypadkiem zobaczyłam na fejsie zdjęcie ojca Tomasza Grabowskiego OP, w relacji z dominikańskiej pielgrzymki na Jasną Górę :)


Otóż konferencja dotyczyła OBRONY WIARY. Ojciec Tomasz prowadził na "fali" bardzo ciekawy warsztat apologetyczny (między innymi, miale też doskonałe wprowadzenia do liturgii), na który nie mogłam chodzić, bo chodziłam na chór. Zresztą, myślałam sobie, wiele zagadnień mam już "przepracowanych" - oczytanych, omówionych, omodlonych... niemniej jednak ucieszyłam się z jego konferencji, a jej treść mnie bardzo zaskoczyła. Tym, jak to ojciec genialnie usystematyzował.

Zaczął od pytania - czy i po co mamy bronić naszej wiary?

Pytanie wielce aktualne, patrząc na to, co dzieje się w Europie, w Polsce, w Szwecji, gdzie prawo jest tak stanowione by odebrać ludziom sumienie, gdzie morduje się niewinnych, gdzie promuje się grzech i "róbta co chceta". W skrócie. No i jakże aktualne a naszym multikulturowym społeczeństwie i rodzinach, gdzie musimy uczyć się tolerancji i szacunku dla najbardziej czasem niezrozumiałych wyborów życiowych. No więc odpowiedź na nie wydaje się być oczywista. Tak, przecież nie mogą obrażać naszego Boga!

Ojciec Tomasz pyta dalej. Czy naprawdę musimy bronić czci Boga i jego Kościoła? Czy mamy walczyć z galopującym ateizmem i niczym krzyżowcy odbijać Jerozolimę z rąk barbarzyńców?

Otóż... nie. Bóg sobie poradzi ze Swoim dobrym imieniem. Jest wszak Bogiem, jest TYM-KTÓRY-JEST. Zanim Abraham stał się, On już był. Nasze mowy niczego Mu nie dodadzą ani nie odejmą.

Co to zatem znaczy "bronić wiary"? Co to znaczy być apologetykiem? Jak być prorokiem? [przypominam, całe rekolekcje poświęcone były prorockiej misji chrześcijan]

Apologeta-prorok nie ma "bronić Boga". On ma bronić TEGO KONKRETNEGO CZŁOWIEKA, z którym rozmawia. Jego prawa do Prawdy. Jego prawa do szczęścia. Jego prawa do poznania Jezusa. 

Obrona wiary to nie obrona dogmatów czy Boga, to walka o duszę danego konkretnego człowieka, to troska o niego. Może to właśnie mnie Bóg wybrał do dotarcia do niego...? 
[przypomina mi się pewna "anegdota" krążąca po sieci, człowiek spotkał wreszcie Jezusa i spytał Go: "- Nie widzisz tego całego ludzkiego nieszczęścia i zła? Dlaczego nic z tym wszystkim nie robisz?" A Bóg odpowiedział: "- Jak to nic nie robię? Przecież posłałem ciebie."... dygresja moja, nie ojca Tomasza]

Bo każdego - ateistę, schizmatyka, innowiercę, apostatę itede - Bóg kocha i chce zbawić.

Jak rozpoznać na jakiej płaszczyźnie walczymy o to szczęście danego człowieka? Wg systematyki ojca Tomasza tych sfer jest pięć. Apologeta w każdej z nich musi znać Boga i z Nim żyć, inaczej dyskusja jest debatą światopoglądową.

1. UMYSŁ. Jak zauważyli średniowieczni teologowie, "światły umysł" jest niezbędny do szczęścia w Bogu. Należy o niego dbać i zgłębiać dane nam informacje o Bogu. Przede wszystkim znać Jego Słowo, ale także nauczanie "mądrzejszych" czyli Kościoła, nauczycieli wiary, komentarze mędrców. Życie z Bogiem w sferze umysłu pozwala nam używać rozumu i logiki w celu lepszego poznania Stwórcy i Jego planu wobec nas.

2. SERCE. Na tej płaszczyźnie poruszamy kilka poziomów:

- przebaczenie - brak Boga w tej sferze oznacza trwanie w krzywdach, rozpamiętywanie ich. Każdy, kto żyje w ten sposób żyje de facto "w przeszłości" i nie pozwala mu to na pokój i szczęście teraźniejszości i przyszłości. By iść naprzód trzeba zaprosić Boga do swojego nieprzebaczenia. 
Przebaczyć znaczy odpuścić winę. Darować dług. Nie dopominać się o nic. W IMIĘ JEZUSA. 
Apologeta-prorok ma być tym, który rozdaje przebaczenie.

- uzdrowienie wewnętrzne - przychodząc do Boga nie mam przychodzić jak petent do urzędu, zostawić podanie, złożyć podpis i odejść; mam przyjśc z wiarą w otrzymanie łaski i spodziewać się odpowiedzi. Nie zniechęcać się, ufać. Bo Bóg obiecał.

- wyrzeczenie się zła - człowiek sam z siebie nie jest w stanie wyrzec się tego, co go zniewala. Można to zrobić tylko w Imię Jezusa. 

To ma przynosić udręczonemu człowiekowi apologeta - mówić mu o uzdrowieniu serca.

3. CIAŁO. "Kocham moje ciało!" gromko zakrzyknął ojciec Tomasz, ku uciesze zebranej na sali gawiedzi ;) Po czym rozwinął - ludzie przeważnie przeżywaja swoje ciało jako balast zamiast widzieć w nim dar od Boga. A moje ciało to jest także droga do Boga! To jest łaska, którą mam rozeznać. Moje ciało to dowód na to, że Bóg zaplanował mnie od samego początku. Tak połączył wszystkie geny różnych ludzi, że wyszedłem (wyszłam) JA. Wyjątkowa, unikatowa, niepowtarzalna. 
Życie z Bogiem na płaszczyźnie ciała to błogosławienie Go w moim ciele, w zdrowiu i chorobach, rzeczach ładnych jak i tych brzydkich. Akceptacja tego, kim jestem. 
Wszelki brak tej akceptacji powoduje głebokie unieszczęśliwienie człowieka - porównywanie się z innymi, różne obsesje (za gruby, za chudy, nie dość umięśniony, za blady, za ciemny...), a czasem nawet zaprzedanie się jakimś duchowym siłom, żeby tylko poprawić swoją kondycję.

4. RELACJE Z LUDŹMI. Bardzo wiele zła dzieje się w ludzkich relacjach, cała masa realnego cierpienia. Choć często rozgrywa się na płaszczyźnie słowa czy spojrzenia. Bóg może uleczyć to wszystko tak samo jak sfery serca i umysłu, ale tu przede wszystkim działają sakramenty. Małżeństwo uzdrawia relacje kobiety i mężczyzny, sakrament pojednania - prowadzi do przebaczenia innym, kapłaństwo jest daniem siebie innym ludziom... Celem uzdrowienia relacji jest prośba Jezusa w ogrójcu - ABY BYLI JEDNO.

5. DUCH. Tę sferę życia doskonale opisuje katechizm Kościoła Katolickiego, w skrócie można to podsumować w ten sposób, że "duch ludzki to jest apetyt na Boga". To pragnienie poznania Go, odwieczne dążenie ludzkości. Jezus, który jest "Bogiem z nami" jest najpełniejszą odpowiedzią na to pragnienie.

Apologeta-prorok ma działać w świecie w taki sposób, aby pokazywać jak Bóg uzdrawia te wszystkie sfery życia. Jak je napełnia pokojem i szczęściem. Jak zbawia człowieka.

Zakończę jedną z pięknych pieśni poznanych podczas tych rekolekcji. 

9 sierpnia 2014

Gadunia

Termin GADUNIA wymyślił Kami. Nazwał tak kiedyś Babcię, ale zdecydowanie bardziej pasuje on do niego... gada jak najęty. Po polsku. Bezczelnie kopiuje moje teksty. No po prostu wytrąca mi czasem wszelki oręż z rąk... Zebrałam kilka niedawnych gadek - publikuję je na fejsbuku. no ale nie każdy ma dostęp, no i takie teksty ze "ściany" to żadna dokumentacja dla potomnych... a czasem sobie wracam pamięcią do tekstów z czasów kiedy miał dwa latka (na przykład).

***

Wychodzimy na plac zabaw.

- Mamo, weź torbę!

- Ale po co mi torba, idziemy tylko na dół.

- No jak to. Bo ja potem powiem "mamo, ja chcę gumę" a Ty powiesz "Nie mam, została w domu w torbie", no więc WEŹ TORBĘ!

No to wzięłam torbę... (i popłakałam się ze śmiechu nad tą "mową zależną" :D )


***

Nalewam Kamranowi wodę do kąpieli.

- Ale Ty, mamo, masz nigdzie nie iść, masz być tu ze mną

- dobra, dobra - mruczę pod nosem, jak zwykle (planując, ze wymknę się pod pretekstem zrobienia herbaty albo co), nalewając dalej wodę

Kami wychodzi i wraca po chwili, niosąc plik gości niedzielnych

- przyniosłem Ci, żebyś mogła poczytać jak będę się kąpać... nie musisz nigdzie wychodzić!

***

- Mamo, poproszę kanapkę z indykiem i majonezem, i soczek, ale szybko, bo jak nie to....

zawiesił głos....

- to co? - pytam z oczekiwaniem, już przygotowana na lekcję o szantażu

- ... TO LEŻYSZ!

no i z lekcji nici, bo padłam ze śmiechu...


***

Kroimy pieczarki. Kami koniecznie chce pomagać. Obserwuję bacznie, ale pytam na wszelki wypadek:

- Nie przeciąłeś sobie paluszków?

- A widzisz tu jakieś przecięte paluszki?!?!? no widzisz?

Szelmowski uśmiech...

***

- Mamo, nie można mówić FUCK YOU, prawda?

- nie, Kami, nie można (już wiem, że to słowo krąży w przedszkolu, Kami został poinstruowany)

- Mamo, a co to znaczy??

......

***

Kami, znienacka:

- Mamo, a co to znaczy CAŁA ARMIA UMARŁYCH???

zakrztusiłam się za pierwszym razem...

***

Któregoś wieczoru, bawimy się w rymowanki... wyjaśniam Kamyczkowi co to są rymy:
- "poszła Ola do przedszkola, zapomniała parasola"
albo "pączek nie ma rączek"

Kami w ryk. Histeryczny śmiech wręcz, pączek go rozbawił do łez. Po chwili:

- Mamo, albo tak: HAMBURGER NIE MA RĘKÓW! hahahahahaha

Tym razem ja popłakałam się do łez

***

- Mama, narysuj mi Mikołaja!

no dobra, zaczynam rysować...

- Ale, pamiętaj - on nie ma pazurów!

***

Próbujemy Kamynia przeprowadzić do drugiego pokoju. Po pierwszej nocy, 5:30, pobudka...

- Kami, jak to sie stało, że budzisz się na dużym łóżku?? poszedłeś spać na swoim małym...

Wielkie łzawe oczy zbitego pieska, płaczliwy głosik...

- Mamo, ale przecież jesteśmy rodziną!


(to właśnie ta mina)

Drugiej próby na razie nie było... z wielu względów - upały, bezsenność (i moja, i męża), włączony wiatrak...


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...