28 października 2016

Bardziej papieska od papieża

Dzisiaj nietrudno o to. Papież w zasadzie sam się prosi - roby wszystko, by papieżem nie być. Nie mieszka jak papież, nie zachowuje się jak papież, nie nosi strojów jak papież, czasem nawet nie przemawia jako papież tylko "biskup Rzymu".

Chociaż "nasz papież" też spotykał się z takimi zarzutami, pozory czasem mylą. Nie skupiam się na nich.

Ale tutaj jednak zabolało.

Głowa naszego Kościoła oraz lokalni hierarchowie gorąco zachęcają do włączenia się w obchody reformacji. W poniedziałek nastąpi oficjalne rozpoczęcie Roku Reformacji. Poniedziałek, bo to będzie 31.10, pięćsetna rocznica "protestu" Lutra.

Na pierwszą wzmiankę o włączeniu w te obchody Kościoła Katolickiego oburzyłam się. Jak to tak?? Bezczelni, zapraszać katolików do świętowania swojej herezji! Ktokolwiek podchodził do mnie podekscytowany "słyszałaś?? Papież będzie w Malmo!" napotykał na obojętność, w najlepszym razie.

W lecie jakoś jednak zgadałam się z kierowniczką szwedzkiego chóru w kościele, do którego chodzę, i ona zaprosiła naszą scholę do współudziału we mszy papieskiej, która będzie we wtorek 1 listopada. Wszystkie katolickie chóry w Szwecji przygotowały śpiewy, w najbliższą niedzielę będziemy je razem ćwiczyć - pierwsza i ostania wspólna próba.

A potem okazało się, ze ten nasz chór jest zaplanowany do spotkania dzień wcześniej, czyli 31 października w katedrze w Lund.

TYM spokaniu. Gdzie będzie dziękowanie za reformację!

Od razu poczułam niepokój, który zaowocował ostatecznie tym, że poszłam do szwedzkiej szefowej i powiedziałam, że się w tym nie widzę. Na co usłyszałam, że źle to wszystko rozumiem, to nie jest żadne świętowanie ani celebrowanie reformacji, tylko modlitwa o jedność i wzajemne przebaczenie. Chyba mogę i chcę modlić się o jedność, nieprawdaż? Poza tym Papież i biskupi też tam będą, chyba ufam hierarchii Kościoła? Taka postawa to dla niej bycie bardziej papieskim od papieża. Podesłała mi też dokumenty, z któych wynika to spotkanie - wspólna katolicko-luterańska deklaracja. Oficjalny dokument.

Złajała mnie jak burą sukę, przyznam się. Skutkiem czego pokajałam się i grzecznie poszłam na próbę przed-generalną do katedry. Bo tak, o jedność chcę się modlić. I tak, uważam, że trzeba iść za pasterzami.

Próba odbyła się ona wczoraj. Na wstępie wyjaśniono o co ma dokładnie chodzić. Pierwszą częścią nabożeństwa będzie podziękowanie za dary reformacji, drugą - modlitwa o jedność i wspólna modlitwa o pokój, i wreszcie - wspólne celebrowanie jednej Ewangelii (jak na ironię będzie odczytany fragment o winnicy, którą trzeba wyciąć jeśli nie przynosi owocu... przeczyta biskupka kościoła Szwecji). Już przy tych słowach zesztywniałam... a jednak kierowniczka chóru mnie wprowadziła w błąd. A może i ją wprowadzono - wszystkich nas wprowadzono! O szczegółach dowiadujemy się na samym końcu, gdy już jest za późno na jakikolwiek ruch. Inaczej zapachnie ostentacją i manifestowaniem "zamknięcia", tego samego, który to Polacy okazują wobec "uchodźców".
Reszta próby to był chaos i kakofonia, bębny i grzechotki w przepięknej katedrze. Kwintesencja fałszywej jedności.

Naprawdę nie mam nic do luteranów ani innych protestantów - bardzo chcę jedności, wierzę, że wiele nas łączy i że trzeba się tym cieszyć. Ale ta jedność tutaj, przy okazji tej rocznicy, jest wymuszana i jesteśmy w nią wmanipulowywani. Tak po szwedzku, w białych rękawiczkach - tutaj ceni się różnorodność pod warunkiem, że to jedna ze starannie zaplanowanych opcji różnorodności. Prawdziwie własne wybory są wysoce niepożądane - indywidualizm to egoizm przecież.

Spodziewam się już teraz wszystkiego. Piosenka o diversity i tęczy już jest, ulubiony hymn Marcina Lutra, ten, w którym prosi Ducha świętego o ochronienie od fałszywych doktryn, też, teraz jeszcze mamy zaśpiewać pieśń wdzięczności w czterech językach po słowach podziękowania za reformację... może flagi PRIDE na ołtarzu, który robi za stół...?

To takie moje notatki na gorąco, tuż przed Wielkim Dniem. Gorzkie, bo gorzko się czuję.

Już chyba nie pomyślę nigdy nic złego o pożytecznych idiotach, wrobionych w jakieś pseudo ekumeniczne przedsięwzięcia. Zostałam jedną z nich i czuję, że nic się nie da zrobić. Jutro próba generalna w "docelowych" strojach, sprawdzą czy dobrze wypadamy w telewizji. Kolejne pójście do kierowniczki chóru to by było chyba zerwanie storunkówm dyplomatycznych do końca życia, a ja przecież chcę, zeby polski i szwedzki chór współpracowały w naszej parafii.

Pozostaje wpiąć w klapę jakąś Matkę Bożą i z całych sił duchowych odseparować się od cudzych intencji. Iść tam z własnymi, tymi, które głosi Matka Kościół, nie tymi, które różni pasterze nam wykrzykują nad głową. Bo wierzę, że zasadnicza idea dążenia do wspólnoty i do bycia znakiem dla świata jest tym, co naprawdę chce Chrystus, wierzę, że nawet z grzechu (którym była herezja Lutra) Pan Bóg może zbudować swoje Którelstwo - jeśli ludzie się na to zgodzą i będą o to prosić. Ja właśnie będę, przepraszając także za moje grzechy.
Nie mogę się obwiniać za to, że jacyś ludzie będą próbowali podpiąć pod to swoją ideologię!

A fałsz ostatecznie wyjdzie na jaw, jakby kolorowo go nie pomalowali.

22 października 2016

Małe zwycięstwa

Nie wiedziałam, że pójście na basen to taka wielka sprawa.

Ale po kilktu tygodnaich pracy po 10 godzin na dobę, z weekendami, taka rzecz to wielkie wyzwanie.

Wtorek to nasz basenowy dzień w tym semestrze. Zajęcia są tak ustawione, że jadę na nie prosto z pracy, zgarniam tylko dziecko ze szkoły. W czasie jego zajęć, mam 45 minut na swoje popływanie. No idealny układ, poza tym, że od kilku tygodni nie pływałam, bo było dużo do zrobienia. W czasie zajęć dziecka siedziałam nad pracą...

Basen i pianino Kamyczka należą do mnie, mąż nie lubi pływać, a pianino uważa za przerost formy nad treścią (no i trzeba jechać na drugi koniec miasta na tę dwidziestominutową lekcję). Ale przez chwilowy nawał moich zajęć w poprzednim tygodniu to mąż był na basenie, nawet nie dałam rady wyjść z pracy, żeby ją przynieść do hali basenowej...

Teraz powoli zaczynam się wygrzebywać z tej góry zadań. W tym tygodniu już basen należał znowu do mnie. Ale ze stresu nie wzięłam rano strojów.

No więc pisałam potem sms-y do męża, żeby spakował i wziął ze sobą do pracy. Wracając ze swojej zgarnę po drodze.

Niestety, nie znalazł spodenek synka.

We wtorek mamy więc taką sytuację: wychodzę z pracy, basen za pół godziny, nie mam stroju a dziecko jeszcze w szkole... nie mamy drugich spodenek, a na pewno nie zdążę kupić nowych przed zajęciami.

Burza mózgu. A może jednak odpuścić, odpocznę przynajmniej, poleżę na kanapie przez chwilę...

Nie! Nie mogę tak łatwo się poddać. Zapytamy w recepcji czy nie znaleźli turkosowych spodenek. Jak mamy pływać, to się znajdą. To nic, ze już za pięć czwarta. Jedziemy!

Wpadliśmy na basen 2 minuty po rozpoczęciu zajęć. Pytam o te spodenki... pani idzie na zaplecze i przynosi!!! Od razu widać, że to mąż był na basenie z dzieckiem, mówię sobie. Ale nie mogę narzekać, w inne dni załatwiał ostatnio gotowanie, sprzątanie i kładzenie dzieci spać.

Sprintem do przebieralni, Kami spóźnił się na zajęcia tylko 5 minut. A ja dostałam jakichś skrzydeł podczas swojego pływania. A może raczej płetw. Pomimo kilku tygodni przerwy płynęło mi się lekko i sprawnie. Nie wyrobiłam całego dystansu, który zwykle pokonuję w 45 minut, ale miałam rózny oddech.

Największym sukcesem jednak był dla mnie sam fakt, ze w ogóle weszłam do tej wody. Tak łatwo było zrezygnować, miałam tyle wymówek, całkiem prawdziwych! Dla mnie to wtorkowe pływanie było jak ogromy sprawdzian charakteru.

Całe moje harcerskie życie odbywało się pod znakiem trenowania silnej woli i doskonalenia charakteru. Wtedy wydawało się to o wiele łatwiejsze niż dzisiaj. Wstać o północy i przez kilka godzin łazić po lesie, zamiast spać w ciepłym śpiworze. Podjąć wyzwania, o jakich nie śniło się mojej mamie. Samej organizwować rejsy morskie...

Nie wiem czy to ja się tak zmieniłam, czy też po prostu prawdziwe życie to zupełnie inne wyzwania niż nocna warta na obozie. Teraz nie mam siły na nic, a głupie pójście na basen to ogromne zwycięstwo.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...