Niedawno zorganizowałyśmy naszej drogiej przyjaciółce urodziny... na plaży. "My" to pewne nadużycie, większością zajęła się Kasia. Ona rzuciła pomysł imprezy, potem dogadałyśmy szczegóły - miejsce i menu. Organizacji miejsca podjęła się Kasia, reszta dostarczyła jedzenie i picie.
Przyjechałam w umówione miejsce... i oniemiałam. Wyobraźcie sobie reklamę egzotyczych wczasów - plaża, świece, biały tiul nad stolikiem z szampanem i truskawkami, w tle zachodzące słońce....
To właśnie zorganizowała Kasia.
Zatroszczyła się o szczegóły takie jak porcelana, kieliszki, kwiaty i poduszki do siedzenia. I o tiul, oczywiście.
Ale najważniejsze było to, że Natalia - jubilatka - niczego się nie spodziewała. Przywieziono ją z zawiązanymi oczami :)
Nie muszę mowić jak ogromnie się wzruszyła. Nie będę zdradzać osobistych szczegółów, ale Natalia doświadczyła tu w Szwecji wielu trudności i upokorzeń, nasza przyjaźń to była jedna z niewielu jasnych stron ostatich kilku lat jej życia. Wyszła zwycięsko ze wszystkich prób, a na przypieczętowanie wstania z kolan zdecydowała się wrócić do Polski na stałe. To był przy okazji jej pożegnalny wieczór.
Jeden z najlepszych wieczorów tego roku dla nas wszystkich, choć pełen tego smutku rozstania.
Mamy tu wiele takich plaż. Ale każda z nich będzie mi teraz przypominać Natalię. Jestem pełna podziwu dla tej młodej matki, która podjęła decyzję o nowym początku, świadoma tego, że inni mogą to odebrać jak porażkę i że dzieciom funduje chaos zmiany systemu szkolnictwa.
Kami bardzo mocno przeżywa jednak utratę przyjaciela - synka Natalii. To już drugi przyjaciel, który "go zostawia". Mamo, dlaczego wszyscy mnie opuszczają...? pytał co kilka dni ze łzami w oczach jak się tylko dowiedział.
C'est la vie, synku. Nic nie jest na zawsze na tym świecie. Ale to, co prawdziwe i wartościowe przetrwa w naszych sercach.