27 stycznia 2019

O wyzwaniach

Nikt nie obiecywał, że będzie lekko.

Ile to ja razy to słyszałam, sama sobie powtarzam. I że złoto próbuje się w ogniu. I że Pan Bóg przychodzi jak "ług farbiarza". Ług ma za zadanie aktywizować różnorakie procesy chemiczne, czyli ... wyżerać, zmieniać, katalizować procesy.

"Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy. Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro, a wtedy będą składać Panu ofiary sprawiedliwe. Wtedy będzie miła Panu ofiara Judy i Jeruzalem, jak za dawnych dni i lat starożytnych".

Od kilku miesięcy nic tylko walczę, padając czasem na twarz ze zmęczenia.

Najpierw moja walka z dietą i nadwagą, bardzo dobrze mi poszło, w sumie zeszło prawie 20 kg. Sama Dąbrowska to były tylko 3 tygodnie, ale do dziś kupuje kilogramy warzyw, gotuję chude zupki i codziennie rano piję zielony koktajl. Obieram te czerwone grejpfruty. Kiszę te buraki... neverending story.

Drugi front to język polski. Od września przerabiam z Kamyczkiem polski podręcznik do drugiej klasy. "Nowi Tropiciele". Program poleciła mi koleżanka z pracy, jej mąż codziennie przez godzinę (!) pracuje z ich drugoklasistką właśnie nad tym programem. Bardzo są zadowoleni, mała juz czyta jak z nut.
No Kami nie czyta jak z nut. Bazgrze jak kura pazurem ("Kami, pamiętaj o linijkach, pisz literki od linijki do linijki!", "no co napisałeś, przeciez to źle, popraw!" i tak dalej...). Niechętnie siada do lekcji. Każdorazowo wymaga to przekonywania ("znajomość dwóch języków w mowie i piśmi jest szalenie ważna, kiedyś zobaczysz"), szantażu ("nie ma tableta przez tydzień") tudzież małej manipulacji poprzez obrażanie się na niego ("nie oglądamy dziś żadnego filmu razem, jest mi przykro, że nie chcesz popracować nad polskim"). Bo muszę tu dodać, że mamy swoje ulubione polskie seriale, które czasem razem oglądamy. Prym wiedzie Ojciec Mateusz, który, muszę przyznać, robi niezłą robotę w oswajaniu dziecka z chrześcijanskim światem wartości.

KamiCzyta from Ola on Vimeo.

Chciałam wzorem koleżanki pracować codziennie, ale daję radę góra trzy razy w tygodniu. W inne dni mamy trening Kamyczka, moje próby scholi albo ... idę pobiegać. Tego też potrzebuję dla zdrowia psychicznego, nauczyłam się wyszarpywać czas na to, choćby o 6 rano.

Ale najcięższy oręż wytoczono na innym froncie - duchowym.

Każda niedziela to moja wewnętrzna walka o to, czy dziś się uda całą rodziną (czytaj: z dziećmi) pójść do kościoła. Bo można przecież posiedzieć z tatusiem na kanapie. Bo w weekendy można grać więcej na tablecie. Bo przecież co tydzień chodzimy... Najgorzej jak mąż się wtrąci i mniej lub bardziej świadomie robi krecią robotę, typu - zaproponuje wspólne wyjście z dziećmi żeby pograć w piłkę. Robi się nieprzyjemna przepychanka. Ostatnio poległam, co skończyło się kompletną rozpaczą. Przecież przyrzekałam na chrzcie świętym, że wychowam po katolicku. Przecież ośmiolatek nie jest winny swojego grzechu opuszczenia niedzielnej mszy świętej w takiej sytuacji, on nie może wybierać między rodzicami.

Mądra koleżanka Asia dała mi dobrą radę. Jeśli dzieci mają chodzić z rodzicami do kościoła na mszę i wzrastać w wierze, to wszystko musi być pod to podporządkowane. Treningi, schole, język polski i obiadki z przyjaciółmi. Nie uda się misterne planowanie ciągnięcia wszystkich srok. Będzie stres, nerwy i wiele brzydkich słów padnie przy okazji, z których potem będe się spowiadać. Trzeba mieć bardzo jednoznacznie ustawione priorytety. Odpuścić wszystko, co przeszkadza. Wypalić własne ambicje do żywego.

Bo Pan Jezus jest ważniejszy niż język polski.


Lepiej jednookim wejść do królestwa Bożego niż nie wejść wcale.  Lepiej wejść tam czytając tylko po szwedzku...

Ambicja matki polki to ciężka pokusa. Do tego dochodzi ambicja patrioty i harcerza. Oraz ambicja gramatycznego perfekcjonisty... to większe wyzwanie niż dieta Dąbrowskiej!

GloriaInExcelsisDeo from Ola on Vimeo.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...