21 września 2018

Trzeci kubek kawy

W zeszlym tygodniu odwiedził nas kapłan z Polski. przyjechał z prywatną wizyta do swojej dawnej nauczycielki, ale w niedzielę odprawił mszę Polakom z Lundu.

Powiedział nietuzinkowe kazanie o celniku Zacheuszu, którego przesłaniem była zachęta do wyjścia ze swojej skorupy i ośmieszenia się, po to, by móc zbliżyć sie do Boga. Pięknie rozwinął temat, plastycznie przedstawiając nam realia epoki oraz terenów Palestyny.

Tym księdzem okazał się ks. profesor Krzysztof Kościelniak, jeden z najbardziej doswiadczonych naukowców w dziedzinie orientalistyki. Swoje życie spędza w róznych krajach Azji, badając lokalne kościoły, ich historię i teologię oraz zwyczaje. Ostatnio pracuje na uniwersytecie w Gruzji. Kilka lat temu prowadził wykłady w Damaszku.

Ksiądz zna języki Biblii, ale także współczesne języki wschodu, takie jak arabski, co sprawia, że zupełnie inaczej rozumie to, co dzieje się na Bliskim Wschodzie.

Przy kawie opowiadał niesamowite rzeczy. Jak człowiek „stamtąd” – o tym jak naprawdę wygląda życie Palestyńczyków w Izraelu, o prawdziwym obliczu wojny w Syrii, o dwudziestu trzech kościołach unickich, o możliwościach dialogu z innymi religiami,  oraz o tym, jak bardzo źle robimy bezkrytycznie przyjmując uchodźców z Afryki i Azji... a także o tym, że polski kościół nie umie znaleźć się w sytuacji krytykowania wypowiedzi papieża, a ta zmiana mentalności nastąpiła za kadencji ... papieża Polaka. Bo przecież nie szło nie zgadzać się kimś, kto był wybrańcem Bożym dla pogromienia komunizmu!

Tematów przewinęło się mnóstwo, ksiądz okazał się kopalnia wiedzy. Połowa grona „kawowego” obsiadła księdza z wypiekami na twarzy i starała się wtrącać pytania – co nie było łatwe, bo każdy chciał. Coś niesamowitego, słuchaliśmy jak dzieci. Sączyliśmy kolejne kubki kawy i zapomnieliśmy, że dawno minęła pora lanczu.

Okazało się przy okazji, że ksiądz Krzysztod był u nas już drugi raz. Za pierwszym razem wygłosił wykład na temat islamu. Wykład okazał się zgorszeniem dla proboszcza i lokalnych kapłanów. W naszym kościele nie mówimy źle o muzułmanach.

Teraz nie pozwolono na kolejny wykład, stąd rozmowa przy kawie. Która była równie cenna jak wykład, niemniej jednak niesmak związany z atmosferą parafii pozostał...

Bardzo polecam zainteresować się pracami naukowymi księdza profesora, Wikipedia podaje sporo odnośników, już sobie conieco ściągnęłam.

źródło zdjęcia: http://wyborcza.pl/1,76842,7940390,Ksieza_w_orszaku_Kaczynskiego.html

3 września 2018

Rok urodzaju

Jak to napisał Józef, my maluczcy ogrodnicy, mieliśmy rok wyjątkowego urodzaju. Najlepiej to widać na przykładzie orzecha, który urósł w tym sezonie o niemal 2 m... to nasz kawałak Wrocławia w Szwecji.


A z orzechem było tak. Moja mama jest zapaloną drzewiarą (między innymi, ma też inne pasje). Chodzi i rozpoznaje drzewa. Zbiera liście, suszy i robi albumy. Od kilku lat zbiera też „owoce” tych drzew i próbuje z nich wyhodować nowe.


Jesienią 2015 roku znalazła orzechy, które spadły z wyjątkowej urody orzecha czarnego w Parku Szczytnickim (który, notabene, jest ponoć bardzo bogaty w egzotyczne gatunki drzew). Było ich około 10, zakopała je w doniczce z ziemią i wsadziła do piwnicy, mają ponoć mieć ciemno i zimno, niczym w przyrodzie. Podlewała całą zimę. Na wiosnę 2016 z jednego ziarna zaczął wychodzić pęd. Do wakacji urósł na około 30 cm.

 Orzech gotowy na emigrację

W tamte wakacje byliśmy samochodem w Polsce. Postanowiliśmy z mamą, że posadzimy go na naszej działce (wprawdzie mąż przypominał, że to nie jest nasza działka, że tylko wynajmujemy od gminy, ale ja na to że nic to, drzewa się sadzi dla potomności a nie tylko dla własnych korzyści, a poza tym jest za darmo, więc co mu szkodzi). No ale zabrał „doniczkę” do samochodu, poprosiłam o posadzenie na końcu działki. Jak wyrośnie, idealnie zasłoni blok naprzeciwko.

 świeżo posadzone drzewko, sierpień 2016

Nie wiedziałam, ze drzewa sadzi się z plastykową rurą w ziemi, żeby nawadniać korzenie. A to też było gorące lato. Jak przyjechałam po kolejnych 10 dniach, liście były zbrązowiałe a małe gałązki słabiutkie. Podlewałam jak szalona, ale na jesień został mały patyczek...



Byłam załamana lekko, najbardziej tym jak rozczaruję mamę. Oddawała mi orzecha niczym swoje trzecie dziecko! No ale nic, trzeba było czekać. Wiosną 2017 roku niecierpliwie sprawdzałam co obudzi się do życia. Wreszcie zobaczyłam małą „czuprynkę” na orzechu. Żył!!!

Kwiecień 2017


Co za radość!!

Ale tempo wzrostu miał średnie, przez cały sezon urósł może o 30 cm. Potem liście znowu zwiędły i został (wyższy niż poprzednio) patyczek. Nastąpiła ziman stulecia w Szwecji, trwała jakoś do kwietnia.

 początek maja 2017

koniec maja 2017

 sierpień 2017

 październik 2017

 kwiecień 2018


Potem przyszło od razu szwedzkie lato – orzech szybko wypuścił liście. Pod koniec maja Kubuś wys. ok 100 cm posłużył jako układ odniesienia.

25 maja 2017


A potem przyszło hiszpańskie lato. Nawadnialismy ogródek dość często, a któregoś dnia mąż zapytał: „a co się stało z tamtym małym drzewkiem, kupiłaś jakieś nowe?”

20 czerwca 2018, paliki mają wys 140 cm.

Wybuchnęłam śmiechem jak stąd do Wrocławia. Nasz orzech nagle miał 130 cm, w ciągu miesiąca! Musiałam dość szybko zaopatrzyć go w paliki, bo zobaczyłam, ze krzywo rośnie.


 lipiec 2018


W lipcu stożek wzrostu był jakoś na wysokości palików, ok 140 cm. Co 2 tygodnie przesuwałam sznurki na palikach.

A po powrocie z wakacji ma ok 2 metry!! Pień u dołu ma średnicę około 4 cm, paliki nie wystarczają – za słabo wbite i za małe. Podwiązałam do żywopłotu.


2 września 2018

Taki to rok urodzaju mieliśmy w Szwecji. Niczym w bajce o cudownej fasoli.

Teraz hodujemy mango z pestki pakistańskiego owocu, który mama przemyciła z czerwcowej wizyty. Jedna zakiełkowała w lipcu i dosłownie rosła w oczach, drugą, z mniejszym pędem, wzięłam do siebie. Teraz obserwuję postępy, ale póki co ... żadne. Może jednak mango nie chciało emigrować do Szwecji. A może tak jak orzech, potrzebuje trochę czasu.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...