Stwierdzam, że do Polski przyszła amerykańska choroba procesowania się o wszystko. O każde obraźliwe słowo czy spojrzenie, o urażone uczucia. O nagłówek, który sugeruje cośtam czy złe zdjecie. Owszem, są prawdziwe kłamstwa i manupilacje, które sąd powinien prostować, ale zaczyna dochodzić do całkowitych niedorzeczności, które tym samym stają się - de facto - łamaniem praw do wolności słowa czy przekonań.
Czasem czytuję amerykańskiego blogera Matta Walsha, który - trochę w stylu Terlikowskiego, ale bardziej elokwentnie chyba - bezceremonialnie rozprawia się z absurdami ze swojego kawałka świata. Niektóre z nich są dla nas wciąż niezrozumiałe, ale nie bójcie się - niedługo staną się codziennością. Jak pozwy za odmowę upieczenia ciasta na ślub gejów. W Polsce ciągle panuje klimat "nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi" (sam rząd propaguje takie podejście - patrz afera taśmowa, Amber Gold, znikające miliardy z ZUSu i czterdzieści innych podobnych), więc tak właśnie widzę odmowę upieczenia czegokolwiek komukolwiek na polskim rynku, bez względu na powody ;)
Natomiast doszła do nas groźna fala kneblowania ludziom ust. A może ona zawsze była, tylko przybrała inne szatki? Ostatnio Terlikowski przegrał proces o ... nazwanie Grodzkiej mężczyzną. Kiedy on(a) ma taką przeszłość, jest to faktem, i zakaz mówienia o faktach pod groźbą "urażenia uczuć" jest doprawdy kuriozalny. Można Terlikowskiego nie lubić, ale żeby sąd nakazywał mówienia, że ktoś zmienił płeć, bo przypominanie o tym komuś sprawia przykrość?? No błagam...
W Szwecji od jakiegoś czasu mamy to samo zjawisko. Czytam sobie "Polskiego Hydraulika" Macieja Zaremby i natrafiłam na reportaż "Urażony ma zawsze rację" - o wynaturzeniach szwedzkiej poprawności politycznej. "To była opowieść o profesorach Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Sztokholmie, którzy tak się bali oskarżenia o nierówne traktowanie, że dopuszczali do zawodu nauczyciela świeżych imigrantów, niemówiących poprawnie po szwedzku. Bo zdarzało się, że oblewani za nieznajomość języka i podpuszczani przez radykalnych ideologów, skarżyli się na szkołę – a rzecznik równego traktowania poważnie traktował ich zarzuty!" (więcej o tym wynaturzeniu w artykule na onecie - polecam!). Chodzi zatem o to, kto pierwszy sie obrazi, ten wygrywa. Nie jest ważna intencja domniemanego agresora, tylko jak się poczuł "obrażany". To on decyduje, czy to było obrażanie czy nie, to on wie, co naprawdę miałeś na myśli!
Matt Walsh sporo rozpisuje się o "mikroagresji" - czyli takim krzywym spojrzeniu na kogoś lub źle użytym słowie, które ten drugi odbierze jako "agresję". Ci ludzie chyba nigdy nie widzieli agresji... Nagle każde wyrażenie opinii innej niż przekonanie danej osoby powoduje w niej panikę i strach - agresja! Oblanie na egzaminie, pomimo totalniej nieznajomości odpowiedzi - uprzedzenia! Ba, poprawianie języka ucznia przez nauczyciela jest dyskryminacją, bo on przecież nie jest Szwedem i ma prawo do błedu! (to przykład od Macieja Zaremby). Otwieranie kobietom drzwi przez mężczyznę - demonstracja męskiego szowinizmu/przekonania, ze kobieta nie potrafi (właściwe skreślić). I tak dalej, i tak dalej... A wszystko przy totalnym ignorowaniu prawdziwej agresji i obrazy - wobec dzieci nienarodzonych, chrześcijan w muzułmańskich krajach czy też wybryków gangów na ulicach miast (vide sytuacja z Baltimore). Matt bezlitośnie obnaża brak kręgosłupa moralnego i świadome wybieranie takiej drogi w celu uzyskania korzyści. A także domaganie się współczucia i uwagi, przy kompletnej nieumiejętności DAWANIA. Tak, cały nasz świat nastawiony jest egoistycznie - ja w centrum, dla mnie, moje, o mnie... moje potrzeby i mój brzuch... moje uczucia...
Dla czytających po angielsku polecam lekturę Matta, sporo ciekawych argumentów i uwag:
http://www.theblaze.com/contributions/you-arent-really-offended-all-the-time-so-please-stop-pretending/
http://themattwalshblog.com/2014/09/16/sorry-but-its-your-fault-if-your-offended-all-the-time/
Wszystko to nieustannie wpędza mnie w zdumienie, Zawsze uczono mnie, że to ja sama jestem panią swoich emocji i akcji. To, co mówi ktoś inny może na mnie wpłynąć, ale nie musi. Bo to JA decyduję o tym, jak się zachowam. Dam się sprowokować czy nie. Dam komuś władzę nad moimi uczuciami - czy nie. Na tym polega moje człowieczeństwo i godność - nikt poza mną samą nie jest w stanie sprawić we mnie żadnego uczucia czy reakcji. To ja to kontroluję i nikt inny.
Dzisiaj to jakoś nie działa... dlaczego? Czyżby cały świat stał się jednym wielkim mięczakiem moralnym? (to teza Matta z artykułu).A przecież jak czytam Chestertona to widzę, że polemiki dziennikarskie dawniej były nawet bardziej zajadle niż dziś. Ba, a co o czytaniu św. Ambrożego czy Augustyna? Ci to dopiero bezceremonialnie określali władców tego świata i ich grzechy. Matt Walsh czy Terlikowski to kiciusie przy nich.
Przy lekturze "O naśladowaniu Chrystusa" natrafiłam na wspaniały fragment. Niejeden zresztą, ale teraz zachłysnęłam się akurat tym. Stąd pomysł na ten post.
Więc to o to chodzi! Niesamowite jak takie stare dzieła pomagają dzisiaj zrozuimieć człowieka i świat. Piszę to teraz mając w pamięci wczorajsze głosowanie za in vitro (w polskim sejmie) - przegrane, z mojego punktu widzenia. Pazerność i zachłanność - pod pozorem dobra! - zwyciężyły nad godnością człowieka. Dokładnie tak, jak to pisze Tomasz a Kempis. Nihil novi sub sole w końcu.
Zacytuję obszerny fragment rozdziału 54. czerwone podkreślenia moje. Nawet jeśli ktoś nie wierzy w Boga z Biblii, to musi przyznać, ze jest w tym rozgraniczeniu głęboka mądrość - człowiek to o wiele więcej niż zmysły i żądze. Dzisiejszy świat promuje tylko to drugie. Zawsze tak było, to akurat nie nowe. Nowe jest to, że przemocą próbuje wyrugować prawdziwe człowieczeństwo, to na obraz Boży.
***
Pan. 1. Zwróć staranną uwagę na poruszenia natury i łaski, ich poruszenia bowiem są sobie przeciwne, a przy tym bardzo delikatne - i tylko człowiek duchowy i wewnętrznie oświecony potrafi je odróżnić.
2. Wszyscy przecież zmierzają do dobra i o to się starają, by ich słowach i uczynkach tkwiło coś dobrego, i właśnie dlatego pozór dobra wielu w błąd wprowadza.
3. Natura jest podstępna, wielu ku sobie przyciąga, w sidła łapie i zwodzi, uważa też zawsze, że to ona jest celem.
4. Łaska, natomiast, rozwija się z prostotą, unika jakiegokolwiek pozoru zła, nie ucieka się do oszustw, uczynki tylko dla Boga pełni, bo na Nim się ostatecznie opiera.
5. Natura usilnie unika śmierci, ucisku i uniżenia; ani się podporządkować nie chce, ani ujarzmić.
6. Łaska, natomiast, zabiega o własne umartwienie, zmysłowości się opiera, szuka podporządkowania, pragnie być podbita i nie korzystać z włąsnej wolności, trwać w karności, nad nikim nie pragnie panować. Zależy jej na tym, by nieustannie żyć, trwać i istnieć pod władzą Boga i ze wzgledu na Boga jest gotowa uniżyć się przed każdym człowiekiem.
7. Natura trudzi się dla własnej wygody i dba o to, by drugiego człowieka jakoś wyzyskać,
8. a łaska bardziej nad tym rozmyśla, co by dla wielu mogło być korzystne, a nie nad tym, co dla niej pożyteczne i wygodne.
9. Natura chętnie wyrazy czci i szacunku przyjmuje,
10. a łaska wszelką chwałę i uszanowanie każde wiernie przypisuje Bogu
11. Natura boi się zawstydzenia i pogardy,
12. a łaska się raduje, że jest ona godna dla imienia Jezusowego zelżywość cierpieć (1).
(...)
17. Natura na to, co doczesne zwraca uwagę i zyskami ziemskimi się raduje; smuci szkodą a do gniewu ją doprowadza nawet słowo lekko obraźliwe,
18. a łaska na to patrzy, co wieczne, a w tym, co doczesne sie nie zakorzenia, nie doznaje niepokoju, kiedy coś utraci, a słowa zbyt twarde nie napełniają jej goryczą; a to wszystko dlatego, że skarb swój i radość umieszcza w niebie, gdzie nic nie ginie.
19. Natura jest zachłanna i chętniej przyjmuje niż daje, w tym się kocha co własne i prywatne,
20. a łaska jest pełna miłości i otwarta na wszystkich, unika osobliwości, zadowolona jest z niewielu rzeczy i jest przekonana, że szczęśliwa to rzecz raczej dawać anizeli brać (2).
21. Natura ku sworzeniom się skłania, ku własnemu ciału, ku pustocie i rozrywkom,
22. a łąska do Boga pociąga i do cnót, rezygnuje ze stworzeń, unika świata, nienawidzi tego, za czym ciało tęskni, w karbach trzyma to, co nadmierne i wstydzi się pojawiać publicznie.
23. Natura kocha się w zewnętrznym pocieszeniu i ono jej daje przyjemność zmysłową,
24. a łaska w samym tylko Bogu szuka pocieszenia, a przyjemność tylko w dobru najwyższym znajduje, które jest ponad wszystko, co widzialne.
(...)
31. Natura łatwo narzeka na braki i trudy,
32. a łaska wytrwale cierpi niedostatek.
33. Natura wszystko do siebie nagina, o siebie walczy i zabiega,
34. a łaska wszystko do Boga sprowadza, bo przecież wszystko od Niego pierwotnie wypływa; żadnego dobra sobie nie przypisuje ani zuchwale się nie przyznaje; nie prowadzi walki, nie wynosi swojego zdania ponad inne, ale zmysły i umysł poddaje odwiecznej Mądrości i Bożemu roztrząsaniu.
35. Natura do tego zmierza, by znać tajemnice, usłyszeć nowości, pokazywać się na zewnątrz i wiele smakować zmysłami; pragnie uznania i działania, bo to jest źródłem sławy i podziwu.
36. Łaska, natomiast, nie dba o to, by usłyszeć nowości i ciekawostki, wszystko to bowiem zrodziło się ze starego zepsucia, bo przecież na ziemi nie ma niczego, co by nowe było i długotrwałe.
37. Tak więc uczy, że zmysły trzeba trzymać na wodzy, że unikać trzeba udanej uprzejmości i chełpienia się bez podstaw, że ukrywać trzeba to, co naprawdę na pochwałę zasługuje i na podziw; i że z każdej rzeczy nam trzeba cześć i chwałę Boga wyprowadzać i szukac jej w każdej wiedzy.
39. Ta łaska to nadprzyrodzone światło i szczególny dar Boży i właściwie znak wybrania i zadatek życia wiecznego, to ona bowiem człowieka z umiłowania tego, co ziemskie, ku ukochaniu tego, co niebiańskie podnosi, a z cielesnego duchowym czyni.
40. Im bardziej zatem tłumi się naturę i zwycięstwo nad nią odnosi, tym większą łaskę Bóg wylewa, a codziennie nowe nawiedzenia sprawiają, że człowiek zmian w sobie samym dokonuje według obrazu Bożego.