26 czerwca 2015

Słowo lekko obraźliwe czyli mikroagresje dzisiejszego świata


Stwierdzam, że do Polski przyszła amerykańska choroba procesowania się o wszystko. O każde obraźliwe słowo czy spojrzenie, o urażone uczucia. O nagłówek, który sugeruje cośtam czy złe zdjecie. Owszem, są prawdziwe kłamstwa i manupilacje, które sąd powinien prostować, ale zaczyna dochodzić do całkowitych niedorzeczności, które tym samym stają się - de facto - łamaniem praw do wolności słowa czy przekonań.

Czasem czytuję amerykańskiego blogera Matta Walsha, który - trochę w stylu Terlikowskiego, ale bardziej elokwentnie chyba - bezceremonialnie rozprawia się z absurdami ze swojego kawałka świata. Niektóre z nich są dla nas wciąż niezrozumiałe, ale nie bójcie się - niedługo staną się codziennością. Jak pozwy za odmowę upieczenia ciasta na ślub gejów. W Polsce ciągle panuje klimat "nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi" (sam rząd propaguje takie podejście - patrz afera taśmowa, Amber Gold, znikające miliardy z ZUSu i czterdzieści innych podobnych), więc tak właśnie widzę odmowę upieczenia czegokolwiek komukolwiek na polskim rynku, bez względu na powody ;)

Natomiast doszła do nas groźna fala kneblowania ludziom ust. A może ona zawsze była, tylko przybrała inne szatki? Ostatnio Terlikowski przegrał proces o ... nazwanie Grodzkiej mężczyzną. Kiedy on(a) ma taką przeszłość, jest to faktem, i zakaz mówienia o faktach pod groźbą "urażenia uczuć" jest doprawdy kuriozalny. Można Terlikowskiego nie lubić, ale żeby sąd nakazywał mówienia, że ktoś zmienił płeć, bo przypominanie o tym komuś sprawia przykrość?? No błagam...



W Szwecji od jakiegoś czasu mamy to samo zjawisko. Czytam sobie "Polskiego Hydraulika" Macieja Zaremby i natrafiłam na reportaż "Urażony ma zawsze rację" - o wynaturzeniach szwedzkiej poprawności politycznej. "To była opowieść o profesorach Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Sztokholmie, którzy tak się bali oskarżenia o nierówne traktowanie, że dopuszczali do zawodu nauczyciela świeżych imigrantów, niemówiących poprawnie po szwedzku. Bo zdarzało się, że oblewani za nieznajomość języka i podpuszczani przez radykalnych ideologów, skarżyli się na szkołę – a rzecznik równego traktowania poważnie traktował ich zarzuty!" (więcej o tym wynaturzeniu w artykule na onecie - polecam!). Chodzi zatem o to, kto pierwszy sie obrazi, ten wygrywa. Nie jest ważna intencja domniemanego agresora, tylko jak się poczuł "obrażany". To on decyduje, czy to było obrażanie czy nie, to on wie, co naprawdę miałeś na myśli!

Matt Walsh sporo rozpisuje się o "mikroagresji" - czyli takim krzywym spojrzeniu na kogoś lub źle użytym słowie, które ten drugi odbierze jako "agresję". Ci ludzie chyba nigdy nie widzieli agresji... Nagle każde wyrażenie opinii innej niż przekonanie danej osoby powoduje w niej panikę i strach - agresja! Oblanie na egzaminie, pomimo totalniej nieznajomości odpowiedzi - uprzedzenia! Ba, poprawianie języka ucznia przez nauczyciela jest dyskryminacją, bo on przecież nie jest Szwedem i ma prawo do błedu! (to przykład od Macieja Zaremby). Otwieranie kobietom drzwi przez mężczyznę - demonstracja męskiego szowinizmu/przekonania, ze kobieta nie potrafi (właściwe skreślić). I tak dalej, i tak dalej... A wszystko przy totalnym ignorowaniu prawdziwej agresji i obrazy - wobec dzieci nienarodzonych, chrześcijan w muzułmańskich krajach czy też wybryków gangów na ulicach miast (vide sytuacja z Baltimore). Matt bezlitośnie obnaża brak kręgosłupa moralnego i świadome wybieranie takiej drogi w celu uzyskania korzyści. A także domaganie się współczucia i uwagi, przy kompletnej nieumiejętności DAWANIA. Tak, cały nasz świat nastawiony jest egoistycznie - ja w centrum, dla mnie, moje, o mnie... moje potrzeby i mój brzuch... moje uczucia...

Dla czytających po angielsku polecam lekturę Matta, sporo ciekawych argumentów i uwag:

http://www.theblaze.com/contributions/you-arent-really-offended-all-the-time-so-please-stop-pretending/

http://themattwalshblog.com/2014/09/16/sorry-but-its-your-fault-if-your-offended-all-the-time/

Wszystko to nieustannie wpędza mnie w zdumienie, Zawsze uczono mnie, że to ja sama jestem panią swoich emocji i akcji. To, co mówi ktoś inny może na mnie wpłynąć, ale nie musi. Bo to JA decyduję o tym, jak się zachowam. Dam się sprowokować czy nie. Dam komuś władzę nad moimi uczuciami - czy nie. Na tym polega moje człowieczeństwo i godność - nikt poza mną samą nie jest w stanie sprawić we mnie żadnego uczucia czy reakcji. To ja to kontroluję i nikt inny.


Dzisiaj to jakoś nie działa... dlaczego? Czyżby cały świat stał się jednym wielkim mięczakiem moralnym? (to teza Matta z artykułu).A przecież jak czytam Chestertona to widzę, że polemiki dziennikarskie dawniej były nawet bardziej zajadle niż dziś. Ba, a co o czytaniu św. Ambrożego czy Augustyna? Ci to dopiero bezceremonialnie określali władców tego świata i ich grzechy. Matt Walsh czy Terlikowski to kiciusie przy nich.

Przy lekturze "O naśladowaniu Chrystusa" natrafiłam na wspaniały fragment. Niejeden zresztą, ale teraz zachłysnęłam się akurat tym. Stąd pomysł na ten post.

Więc to o to chodzi! Niesamowite jak takie stare dzieła pomagają dzisiaj zrozuimieć człowieka i świat. Piszę to teraz mając w pamięci wczorajsze głosowanie za in vitro (w polskim sejmie) - przegrane, z mojego punktu widzenia. Pazerność i zachłanność - pod pozorem dobra! - zwyciężyły nad godnością człowieka. Dokładnie tak, jak to pisze Tomasz a Kempis. Nihil novi sub sole w końcu.

Zacytuję obszerny fragment rozdziału 54. czerwone podkreślenia moje. Nawet jeśli ktoś nie wierzy w Boga z Biblii, to musi przyznać, ze jest w tym rozgraniczeniu głęboka mądrość - człowiek to o wiele więcej niż zmysły i żądze. Dzisiejszy świat promuje tylko to drugie. Zawsze tak było, to akurat nie nowe. Nowe jest to, że przemocą próbuje wyrugować prawdziwe człowieczeństwo, to na obraz Boży.



***
Pan. 1. Zwróć staranną uwagę na poruszenia natury i łaski, ich poruszenia bowiem są sobie przeciwne, a przy tym bardzo delikatne - i tylko człowiek duchowy i wewnętrznie oświecony potrafi je odróżnić.
2. Wszyscy przecież zmierzają do dobra i o to się starają, by  ich słowach i uczynkach tkwiło coś dobrego, i właśnie dlatego pozór dobra wielu w błąd wprowadza.
3. Natura jest podstępna, wielu ku sobie przyciąga, w sidła łapie i zwodzi, uważa też zawsze, że to ona jest celem.
4. Łaska, natomiast, rozwija się z prostotą, unika jakiegokolwiek pozoru zła, nie ucieka się do oszustw, uczynki tylko dla Boga pełni, bo na Nim się ostatecznie opiera.
5. Natura usilnie unika śmierci, ucisku i uniżenia; ani się podporządkować nie chce, ani ujarzmić.
6. Łaska, natomiast, zabiega o własne umartwienie, zmysłowości się opiera, szuka podporządkowania, pragnie być podbita i nie korzystać z włąsnej wolności, trwać w karności, nad nikim nie pragnie panować. Zależy jej na tym, by nieustannie żyć, trwać i istnieć pod władzą Boga i ze wzgledu na Boga jest gotowa uniżyć się przed każdym człowiekiem.
7. Natura trudzi się dla własnej wygody i dba o to, by drugiego człowieka jakoś wyzyskać,
8. a łaska bardziej nad tym rozmyśla, co by dla wielu mogło być korzystne, a nie nad tym, co dla niej pożyteczne i wygodne.
9. Natura chętnie wyrazy czci i szacunku przyjmuje,
10. a łaska wszelką chwałę i uszanowanie każde wiernie przypisuje Bogu
11. Natura boi się zawstydzenia i pogardy,
12. a łaska się raduje, że jest ona godna dla imienia Jezusowego zelżywość cierpieć (1).
(...)
17. Natura na to, co doczesne zwraca uwagę i zyskami ziemskimi się raduje; smuci szkodą do gniewu ją doprowadza nawet słowo lekko obraźliwe,
18. a łaska na to patrzy, co wieczne, a w tym, co doczesne sie nie zakorzenia, nie doznaje niepokoju, kiedy coś utraci, a słowa zbyt twarde nie napełniają jej goryczą; a to wszystko dlatego, że skarb swój i radość umieszcza w niebie, gdzie nic nie ginie.
19. Natura jest zachłanna i chętniej przyjmuje niż daje, w tym się kocha co własne i prywatne,
20. a łaska jest pełna miłości i otwarta na wszystkich, unika osobliwości, zadowolona jest z niewielu rzeczy i jest przekonana, że szczęśliwa to rzecz raczej dawać anizeli brać (2).
21. Natura ku sworzeniom się skłania, ku własnemu ciału, ku pustocie i rozrywkom, 
22. a łąska do Boga pociąga i do cnót, rezygnuje ze stworzeń, unika świata, nienawidzi tego, za czym ciało tęskni, w karbach trzyma to, co nadmierne i wstydzi się pojawiać publicznie.
23. Natura kocha się w zewnętrznym pocieszeniu i ono jej daje przyjemność zmysłową,
24. a łaska w samym tylko Bogu szuka pocieszenia, a przyjemność tylko w dobru najwyższym znajduje, które jest ponad wszystko, co widzialne.
(...) 
31. Natura łatwo narzeka na braki i trudy,
32. a łaska wytrwale cierpi niedostatek.
33. Natura wszystko do siebie nagina, o siebie walczy i zabiega,
34. a łaska wszystko do Boga sprowadza, bo przecież wszystko od Niego pierwotnie wypływa; żadnego dobra sobie nie przypisuje ani zuchwale się nie przyznaje; nie prowadzi walki, nie wynosi swojego zdania ponad inne, ale zmysły i umysł poddaje odwiecznej Mądrości i Bożemu roztrząsaniu.
35. Natura do tego zmierza, by znać tajemnice, usłyszeć nowości, pokazywać się na zewnątrz i wiele smakować zmysłami; pragnie uznania i działania, bo to jest źródłem sławy i podziwu.
36. Łaska, natomiast, nie dba o to, by usłyszeć nowości i ciekawostki, wszystko to bowiem zrodziło się ze starego zepsucia, bo przecież na ziemi nie ma niczego, co by nowe było i długotrwałe.
37. Tak więc uczy, że zmysły trzeba trzymać na wodzy, że unikać trzeba udanej uprzejmości i chełpienia się bez podstaw, że ukrywać trzeba to, co naprawdę na pochwałę zasługuje i na podziw; i że z każdej rzeczy nam trzeba cześć i chwałę Boga wyprowadzać i szukac jej w każdej wiedzy.
39. Ta łaska to nadprzyrodzone światło i szczególny dar Boży i właściwie znak wybrania i zadatek życia wiecznego, to ona bowiem człowieka z umiłowania tego, co ziemskie, ku ukochaniu tego, co niebiańskie podnosi, a z cielesnego duchowym czyni.
40. Im bardziej zatem tłumi się naturę i zwycięstwo nad nią odnosi, tym większą łaskę Bóg wylewa, a codziennie nowe nawiedzenia sprawiają, że człowiek zmian w sobie samym dokonuje według obrazu Bożego.

(1) Dz 5,41
(2) Dz 20,35

21 czerwca 2015

Home made

Dzisiaj polecam pyszne ciasteczka kruche :) Home made!
Kami okazał się zachwycony pieczątkowaniem i wycinaniem, twórczy wieczór zaliczony. No dobra, twórcza godzina...


Pięciolatek to o wiele więcej roboty niż pełzający niemowlak... Nie żebym narzekała, ale inaczej sobie to wyobrażałam. Myślałam, że na macierzyńskim to będę mieć morze czasu i nadrobię wszystkie zaległości. W szwedzkim, dbaniu o formę i czytaniu... akurat.

Ćwiczę głównie głuchnięcie tudzież odpowiadanie w stylu zdartej płyty. "Nie, Kami, nie możesz dzisiaj czipsów.", "Nie, Kami, dzisiaj nie ma już tableta", "Nie, Kami, musisz już iść spać, nie ma zabawy, jest prawie dziesiąta"... i tak ze sto razy dziennie. I wymyślanie nowej odpowiedzi na każde "dlaczego".

Więc wyszukują mu zajęcia. Każdy taki pomysł jak ciasteczka bardzo cenny. Przyjemne z pożytecznym. Czekam na komentarze z pomysłami :)

A ciasteczka, przy okazji, okazały się pyszne. I bardzo łatwe. Przepis pochodzi stąd, ale tam występuje w wersji kruchego spodu do sernika. To często nie przekłada się na ciasteczka. Ale tu się pysznie sprawdziło.

150 g mąki pszennej (użyłam orkiszowej)
100 g mąki ryżowej lub ziemniaczanej (użyłam ryżowej)
50 g cukru
150 g zimnego masła
1 jajko

1. Do miski wsypać mąki i cukier.

2. Dodać pokrojone masło.

3.  Szybko zagnieść. Na końcu dodać jajko.

Wsadzić na godzinę do lodówki.

Po wyjęciu wałkować i wycinać ciasteczka, Genialne okazało się posypanie ich cukrem "perlistym" ale można zwykłym. Pieczątki robiliśmy "od spodu", inaczej cukier by zasłonił :)

Piec. ok 15 minut - aż do zbrązowienia - na termoobiegu w temp. ok 180 C


18 czerwca 2015

O muzyce na nowo odkrywanej

Mamy nowe kino domowe. Przy okazji przeprowadzki zdecydowaliśmy się wywalić stare, które od dawna nie odtwarzało płyt... a to nowe takie wypasione, że hej. Ma wbudowane oprogramowanie do odtwarzania filmików na youtube i radio internetowe (odkryłam, że istnieje Polska Stacja Bollywood :D ).

Odkąd zainstalowaliśmy sprzęt nasz dom wypełnił się muzyką. Uświadomiłam sobie, jak baaardzo długo nie słuchałam! W zasadzie słucham tylko w samochodzie, a że niewiele jeżdżę teraz (albo z dziećmi) to nawet tu przestałam. Mam tonę muzyki na komputerze, ale jakoś tak nie idzie słuchanie na kompie. No nie i już. Odsłuchać coś konkretnego, żeby się nauczyć czy ktoś coś podeśle - owszem. Ale tak sobie siedzieć i słuchać... nie idzie jakoś. Jak siadam do kompa to po coś konkretnego a nie po słuchanie muzyki. Nie lubię słuchawek na uszach, a głośniki komputerowe to marna jakość... Żeby słuchać porządnie trzeba jednak włączyć dobrej jakości płytę na dobrej jakości sprzęcie, inaczej dźwięk denerwuje mnie niczym bzyczenie komara...

To chyba przez ten zepsuty odtwarzacz CD przestałam słuchać muzyki!

Zatem od dwóch tygodni zarzucam sobie płytkę, albo radio (Radio Wnet, hurra! nawet mam wrocławskie radio RAM! ale po kilku serwisach informacyjnych z korkami na placu Grunwaldzkim i planowanych remontach w wakacje przełączyłam...) i rozkoszuję się. Gotuję z muzyką. Sprzątam też. Albo jak jakaś kretynka śpiewam na cały głos.

Zachłysnęłam się poezją śpiewaną. Niby taki nudny gatunek, wydawało mi się, że już mnie nie interesuje, że klimaty ogniskowo-rejsowe mam za sobą. Ale odezwał się zew krwi. Jak tylko włączyłam i usłyszałam Gintrowskiego - nie mogłam wyłączyć. Potem Kaczmarski, Grechuta i Stare Dobre Małżeństwo. W zasadzie co piosenka to ją albo świetnie znam, albo rozpoznaję głos... choć nigdy nie mówią kto śpiewa, zawsze wiem... Nie wiem czy się martwić, czy cieszyć. Wciągnęłam się strasznie. Nie słuchałam takiej muzyki dobre kilka(naście??) lat, a tu taki zakręt na drodze...

Uświadomiłam sobie, że zupełnie na nowo odkrywam te treści. Słucham czegoś, co znam od stu lat, ale nagle do mnie dociera o czym jest ta piosenka. Albo, że jest głupsza niż zawsze myślałam. Albo że głębsza. Mieliście tak kiedyś? Może na tym właśnie polega poezja...? Że na każdym etapie życia co inengo z niej rozumiemy...?

Jak usłyszałam Kaczmarskiego stwierdziłam z zaskoczeniem, że wcale nie śpiewał tak dobrze... jak to percepcja płata nami figle... Za to przy Gintrowskim się rozpłakałam. W ogóle sporo nadają piosenek z tych czasów. Dotarło do mnie nagle ile naszej polskiej historii i kultury uczyłam się z piosenek, tych z "drugiego obiegu". Teraz też tak się dzieje, projekt "Panny Wyklęte" Darka Malejonka jest właśnie taką kontynuacją tych tradycji!

Lecą też lżejsze, bardziej poetyckie kawałki. O, i ballady żeglarskie - jednak ciągle grają w duszy... Kiedyś grywałam takie rzeczy, z gitarą przy ognisku albo po zejściu z wachty, matko, kiedy to było... Wróciłam do Porębskiego,  Pestki (Peszkowskiego) i duetu Andrzej Korycki i Dominika Żukowska. Mam płyty z autografami, kiedyś - w poprzednim życiu - chadzałam na takie koncerty... drugą młodość przeżywam hihi

Ten koncert przeleciał już ze trzy razy... zasypiam i budzę się ze słodkim głosem Dominiki w głowie... ;) Trwa godzinę, ale posłuchajcie! Zaskoczy Was, jeśli nigdy nie słyszeliście tego duetu (wiadomo, z płyty lepsza jakość, też w kółko słucham, ale przecież nie wrzucę tu płyty a poza tym na koncercie więcej śpiewają... zachęcam do kupienia płyty :) )

12 czerwca 2015

Pułapka dla kobiet?

Natknęłam się niedawno na artykuł mrożacy krew w matczynych żyłach. "O polityce rodzinnej, która wpędza dzieci w choroby psychiczne". I było to o szwedzkiej polityce...

Taki artykuł w publicznej prasie? Zaszokował mnie. Postanowiłam podzielić się nim z Wami, może czytelnikom sie przyda - poniżej tłumaczenie z moimi dopiskami, gdzie trzeba... Mi na pewno dał do myślenia. A jeszcze bardziej fakt, ze takie rzeczy pojawiają się w poczytnych dziennikach.

***

Pierwszy raz w historii człowieka niemal całe doświadczenie dotyczące rozwoju dziecka zostało wywalone na śmietnik historii. Wiele dzieci dzisiaj czuje się naprawdę źle i sytuacja nieustannie się pogarsza. Ale w dzisiejszej demokratycznej Szwecji nie wolno nam stawiać pytań o to, czy istnieje związek między wzrostem chorób u dzieci i współczesnym modelem wychowania, piszą Annica Dahlström i Christian Sörlie Ekström.*

Odrzućmy na chwilę nasz własny interes i pomyślmy: co jest dobre dla dziecka? Innymi słowy skonfrontujmy postawy- czy przy wychowaniu dzieci kierujemy się ich potrzebami czy też raczej interesem dorosłych?

W grupie młodych kobiet ilość samobójstw, prób samobójczych, przypadków depresji i zażywania środków psychotropowych wzrosła o 400% w ostatnich 10 latach (być może ma to związek z tym, że od wszystkich dzieci oczekuje się, że będą zachowywały się jak chłopcy?). Ten trend w grupie młodych mężczyzn jest taki sam, choć w nieco mniej dramatycznym stopniu. A im młodsze dzieci tym krzywa jest bardziej stroma - dorastające dzieci mają się coraz gorzej i zastanawiamy się dlaczego. 
Patrzymy właśnie na pierwsze szwedzkie pokolenie, które poszło do przedszkola w wieku 1 roku i pierwsze sześć lat rozwoju świadomości spędziło z personelem przedszkolnym. Dodatkowo żyło w spoeczeństwie postrzegającym kobiety i mężczyzny jako identycznych, gdzie każda z płci ma identyczne predyspozycje do zajmowania się dziećmi, niezależnie od własnych preferencji. Po raz pierwszy możemy obserwować skutki tego szwedzkiego eksperymentu.
Związek pomiędzy pracą obojga rodziców a zdrowiem psychicznym młodzieży
Tydzień pracy jest dzisiaj dłuższy o około 8 godzin od tego w roku 1980. To oznacza skrócenie czasu spędzanego z dzieckiem o około 1,5 godziny dziennie. Jeśli policzymy, że w 1980 w przypadku małych dzieci było to około 3-4 "świadomych" godzin dziennie (nie liczymy czasu drzemki czy nocnego odpoczynku - dopisek mój) to taka zmiana oznacza redukcję tego czasu o 40-50% w tej grupie wiekowej!
Żałosny płacz
Powiązanie między tymi zjawiskami jest dzisiaj dobre rozpoznane. Naukowo udowodniono, że dziecko potrzebuje bliskości matki podczas pierwszego roku życia. Ojciec jest także potrzebny, ale w pierwszych 2-3 lata życia to matka jest najważniejsza. Dziecko zostawiane w przedszkolu (żłobku), które płacze bez końca, czuje się porzucone. Dopiero w wieku 4-5 lat człowiek zaczyna mieć poczucie czasu. Gdy zostawiamy nasze jednoroczne dziecko nie ma ono żadnej możliwości ocenić czy rodzic kiedykolwiek wróci po nie. Wiek 12 miesięcy to najwrażliwszy okres z perspektywy więzi i właśnie wtedy w Szwecji nasze dzieci idą do przedszkola. Zranienia tego procesu budowania więzi są często nie do naprawienia i skutkują bólem, niepokojem i depresją. Dokładnie tym, na co dzisiaj choruje nasza młodzież.
Mężczyźni i kobiety mają różne mózgi
Innym czynnikiem w tym procesie jest fakt, że od mężczyźn i kobiet oczekuje się tego samego. To skutek przyjęcia politycznej, niczym nie popartej tezy, że mężczyźni i kobiety zą doskonale wymienni w zakresie cech charakteru i predyspozycji do zajmowania się małymi dziećmi. Tezy, że podział czasu w stosunku 50-50 pomiędzy kobietę i mężczyznę będzie najlepszym, co może spotkać dziecko (taki wymiar godzin opieki jest przydzielany przez szwedzki ZUS na "prawnych opiekunów" dziecka - dopisek mój) oznacza, że mężczyzna i kobieta są identyczni pod tym względem.
Ale nie są! Różnice w budowie mózgu pomiędzy przeciętną kobietą i przeciętnnym mężczyzną są ogromne. Oczywiście w każdej populacji znajdą się osoby z odchyleniami, takie jak mężczyźni z kobiecymi właściwościami mózgu i vice versa, ale statystycznie widać, że różnice są znaczące. Ta niejednakowość rozwinęła się w procecie ewolucji i różnice widać już w życiu płodowym. Mit głoszący, że rodzimy się "neutralni" i że to społeczeństwo narzuca nam stereotypowe męskie i kobiece tożsamości to najbardziej odrażające kłamstwo dzisiejszych czasów!
Kara finansowa
Tu w Szwecji bardzo drogo wychodzi kochać swoje dzieci. By zmusić nas do wyżej opisanego politycznego modelu państwo używa instrumentów ekonomicznych. Rodzina, która upiera się by wychowywać swoje dzieci w domu przez pierwsze 3 lata ich życia, gdzie mama zostaje z nimi ppierwsze 1,5, zostaje ukarana kwotą około 400 000 koron (ca 180 000 PLN), według naszych wyliczeń:
- pełny zasiłek macierzyński jest wypłacany przez pierwsze 13 miesięcy i jest częściowo związany z płcią opiekuna; bonus "równościowy" premiuje rodziny, które dzielą opiekę 50/50 czyli powrót mamy do pracy po 6 miesiącach; jeśli mama zostaje z dzieckiem całe 13 miesięcy rodzina traci 68 000 koron na każde dziecko,
-  zasiłek opiekuńczy jest wypłacany przez pierwsze 2 lata tym, którzy nie zdecydują się na żłobek - w wysokości ok 3000 koron na dziecko miesięcznie; miejsce w żłobku kosztuje gminę okoko 14500 koron, netto - kwota, której wysokość pozwoliłaby rodzinie na życie, a która nie obciążyłaby gminy żadnym dodatkowym kosztem. Ale zasiłek to suma symboliczna, którą gmina wypłaca dobrowolnie (nie każda gmina się na to decyduje - dopisek mój). W przypadku wypłacania tego zasiłku, 11500 koron różnicy wędruje do kieszeni organu państwa. To są pieniądze należne temu dziecku. Gdy skończy ono 3 lata i dalej nie chodzi do przedszkola całość zostaje w kieszeni urzędników.
- Indywidualne opodatkowanie zostało wprowadzone by nie można było żyć z jednej pensji (w Szwecji nie ma wspólnego opodatkowania małżonków - dopisek mój). Rodziny z jednym źródłem dochodu i prawem do zasiłku macierzyńskiego tracą w ten sposób około 26 000 koron.
Jedna pensja w wysokości ok. 20 000 koron brutto, po opłaceniu podatków i zasiłków emerytalnych, powinna dawać wolność wyboru by drugi rodzic był z dzieckiem i tym samym zakończyć dyskusję o tym, że najważniejszy kobiecy zawód świata jest "pułapką kobiet".
Innymi słowy fundament szwedzkiego modelu rodziny eroduje a politycy działają przeciwko naszym wrodzonym predyspozycjom i wbrew korzyściom dzieci. Wszystko jest efektem działania jedynie z materialnej perspektywy dorosłych oraz gospodarczych potrzeb państwa. Samo państwo ma natomiast wysokie i ciągle rosnące koszty opieki zdrowotnej osób z problemami psychicznymi, natomiast nie przyjmuje do wiadomości przyczyn tego stanu, z jakichś krótkowzrocznych i makroekonomicznych powodów. Dzieci i mlodzież są wykorzystywane jako ekonomiczne paliwo a polityczny cynizm jest nie do ogarnięcia. To dzieci są ceną rozwoju i ponoszą konsekwencje szwedzkiego eksperymentu. 
*Annica Dahlström - lekarz, neurobiolog, profesor na Uniwersytecie w Goteborgu, pisarz i wykładowca
Christian Sörlie Ekström - magister z dziedziny ekonomii przemysłowej, pisarz, działacz społeczny

***

Bardzo mnie cieszą takie artykuły w szwedzkiej prasie. W kraju unikania konfliktów i konfrontacji to wielka rzecz. 

Pozostaje pytanie, oczywiście, czy zostaną wyciągnięte jakiekolwiek wnioski, skoro polityczny cynizm opanował całą Europę a tęczowa flaga powiewa dumnie nad szwedzkim kościołem narodowym. Normalna logika nakazuje tak odwrócić ten model, by matkom bardziej "opłacało" się być w domu z dziećmi niż wykopywać je do instytucji, by zapewnić aby jak najwięcej dzieci miało oboje rodziców (a temu sprzyja promowanie małżeństwa zamiast "wolnych związków" czy małżeństw gejowskich), i to obojga płci. I by to biologiczni rodzice zawsze byli opiekunami, gdy to tylko jest możliwe fizycznie (zamiast tego na potęgę odbiera się dzieci, za bzdurę, i umieszcza je w placówkach zastępczych). 

Szwecja celuje w idiotycznych wnioskach, jednakże. W tym wypadku nie zdziwiłabym się gdyby "naukowcy" wypowiadali się w klimacie, że trzeba zwiększyć nakłady na kształcenie psychiatrów. Albo by każda szkoła obowiązkowo zatrudniała psychiatrę, by ten jak najwcześniej wyłapywał "chorych". A niedługo może by umożliwić tym z depresją eutanazję...

Nie żartuję, tego typu rozwiązania od dupy strony (dosadnie mówiąc) są tu właśnie proponowane. Niedawno czytałam o długofalowym badaniu osób, które zmieniły operacyjnie i formalnie płeć, i które to badanie wykazało, że te osoby mają większe problemy z samookreśleniem się i własną tożsamością niż grupa porównawca (osoby nie zmieniające płci). Wniosek nie był, bynajmniej, logiczny w rozumieniu arystotelesowym. Naukowcy podsumowali badanie propozycją, by osoby po operacjach otoczyć jeszcze większą opieką psychiatryczną, bo sama operacja - jak widać - nie wystarcza jako terapia transseksualismu... no einsteini dosłownie!
(źródło po angielsku: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/21364939)

A zwiększona ilość depresji wśród pracujących kobiet tłumaczona jest ciągle zbyt seksistowskim podejściem pracodawcy i brakiem wspierania awansu, zamiast zastanowić się chwilę i pomyśleć dlaczego kobieta musi za wszelką cenę udowadniać sobie i innym, że jest jakąś nieudaną kopią mężczyzny? Wniosek szwedzkich pomysłowych dobromirów: parytety płci!

Cóż, żyjemy w jakimś matriksie politycznej poprawności, już chyba nic mnie nie zdziwi. Ale wszystkie jaskółeczki, takie jak ten artykuł, bardzo cieszą!

Patrz, mamo, to ja i Bafi! A w ręce trzmam kość dla niego!

7 czerwca 2015

Idzie rezerwa!

Pamiętam wakacje na początku lat dziewięćdziesiątych - często wtedy jeździłam pociągami, nawet na obozy harcerskie tak się podróżowało. Niesamowite, tak teraz myślę. W trakcie tych podróży wydarzało się mnóstwo ciekawych rzeczy, takich jak spanie na podłodze w korytarzu czy granie całą noc na gitarze. Wesoło było.

Często spotykało się podróżujących rezerwistów ubranych w dziwne chusty. Trochę się ich baliśmy, przyznam. Szli po dworcach i ryczeli jak ranne bawoły. Często półnadzy, odziani jedynie w kiczowata baby w wyuzdanych pozach, nietrzeźwi. Takim lepiej było nie wchodzić w drogę...



Od dwóch dni mam deja vu. 

Po ulicach snują się grupy dziwnie ubranej młodzieży. Wielu ma na sobie jakby mundurki i biało granatowe czapki. Trzyma niebieskie i żółte baloniki - i nie ma to związku z Dniem Narodowym, który przypada 6 czerwca. Często jeżdżą kabrioletami, napakowani w nie jak hindusi w autobus, trzymają w rękach piwo. Głośno trąbią i coś ryczą, kilka razy nerwowo hamowałam w czasie jazdy przez miasto, nieprzyzwyczajona do takich dźwięków na spokojnych ulicach Szwecji...

Czasem pojazd nie jest kabrioletem tylko ciężarówką z otwartą paką... na niej kupa młodzieży.


Rezerwa idzie do cywilaaaa!!! Czyli szwedzka młodzież świętuje zakończenie liceum. A cała impreza nosi nazwę STUDENTEN.

Kiedyś świętowanie było powiązane ze zdaniem matury, ale od 1968 roku w Szwecji nie ma matury... ponoć potem świetowanie mocno podupadło, by w latach osiemdziesiątych wrócić z impetem - większym niż kiedykolwiek kiczem, większą ilością alkoholu i większą rozwiązłością. Niektórzy mówią, że to w związku z osłabnięciem tradycji bierzmowania, która była powszechna. Teraz jedynym świętem wspólnym większości młodzieży jest właśnie zakończenie szkoły, stąd rozmach. Oczywiście za "zakończenie roku" trzeba sporo zapłacić, cała klasa solidarnie składa się na paradę ciężarówką. A media i władze gmin ostrzegają przed nadmiernym piciem alkoholu...
 



W sklepach królują ciasta w kształcie czapki, tudzież w kolorach niebiesko-żółtych. W zasadzie nie wiem dlaczego, co ma świeto szkoły wspólnego z flagą i barwami Szwecji...? No ale przyjęto taką konwencję.


W Mormors Bageri sprzedawali piękne niebieściutkie ciasta. Kami był strasznie rozżalony, że mu kupiliśmy inny kawałek - tamten trzeba było wziąć w całości. Nie chciał uwierzyć, że pomarańczowy marcepan smakuje tak samo jak niebieski...


(Zdjęcia pochodzą z internetu, z różnych stron)


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...