25 lutego 2015

O fundamentalistach

Trochę odbiegnę od dzieci i domowych pieleszy. W Szwecji trochę się dzieje.

Ostatnio - o dziwo - toczy się dość ostra (jak na Szwecję) batalia o wolności sumienia. Wszystko zaczęło się w zeszłym roku przypadkiem niejakiej Ellinor Grymmark, położnej. Kończyła staż i miała obiecane zatrudnienie w jednym ze szwedzkich szpitali. Ale w rozmowie przyznała, że jest przeciwna wykonywaniu aborcji i nie będzie w nich uczestniczyć. Kontrakt nie został podpisany a położna oddała sprawę w ręce sądu, oskarżając szpital o dyskryminację. Niestety, sprawę przegrała. O ile wiem (tak dokładnie nie śledzę) sprawa jest teraz w wyższej instancji, a sama Ellinor jeździ do Norwegii by móc pracować w zawodzie.

Szwecja jest jednym z dwóch (bodajże) krajów UE gdzie personel medyczny nie ma prawa do tzw "sprzeciwu sumienia". Aborcja jest tu traktowana jak antykoncepcja, jak usunięcie "wrzodu na dupie".

Wszystko stoi na głowie, więc nic dziwnego, że logika musi wspierać chory system.

Taki przykład.

Jakiś czas temu koleżanka Zosia opowiadała mi o swoich perypetiach z socjalem. Nie wdając się w szczegóły, walczyła z mężem o dziecko. Mąż, ponoć, miał je tak naprawdę w głębokim poważaniu, ale chciał dopiec Zosi - donosił, że rzekomo stosuje przemoc fizyczną. Dziecko, wtedy dziesięcioletnie, przekupywał prezentami, żeby chłopak potwierdzał jego wersję. Że wtedy będzie mógł z nim zostać na stałe i mieć ten raj NON STOP.
Skutek był taki, że syn zaczął być arogancki w stosunku do Zosi, któregoś dnia, jako czternastoletni chłopak, zwyzywał ją od kurew, na co ona walnęła go czymś, co tam miała pod ręką. Chłopak się opamiętał i rozpłakał, przeprosił. Nic by się nie stało dalej gdyby nie ojciec chłopaka, który się dowiedział i doniósł. Policja, przesłuchanie, te sprawy... zakończyło się wyrokiem sądu i 40 godzinami prac społecznych. W międzyczasie były kursy dla rodziców ("nie radzisz sobie z wychowywaniem dziecka, musisz pójść na kurs!") i wizytacje w jej domu ("ty nie możesz tak na nim wymuszać sprzątania jego zabawek, to twoja odpowiedzialność, żeby w domu było posprzątane!")
Ale to nie koniec. Syn Zosi, jako szesnastolatek, przyprowadził do domu dziewczynę i sobie myślał, że ona będzie z nim tam spać. "Spać" w cudzysłowie, oczywiście. Matka zaprotestowała, postawiła twarde veto, a syn się potem poskarżył socjalowi - jako że mieli ich na głowie non stop. Kuratorka do Zosi z pouczeniem, że "co ona robi", że "to potrzeba fizjologiczna, chłopak musi i o co jej w ogóle chodzi". Zosia już tego nie zdzierżyła i wygarnęła, że co jak co, ale zasad moralnych w jej domu nie będzie ustalał socjal tylko ona, że jak młody chce sobie współżyć z dziewczyną musi się wyprowadzić, droga wolna. Pofukali, pofukali ale nie mogli jej zmusić do zmiany zdania. Żeby rozwiązać problem zapłacili chłopakowi za hotel, żeby w nim mógł załatwić swoje potrzeby fizjologiczne...

Zapytałam Zosię:
- No a co z potencjalnym dzieckiem? Kto bierze w takiej sytuacji odpowiedzialność? Syn jest Twój przecież, niepełnoletni, to co, zmuszę Cię potem do alimentów?

Pamietam z czasów prowadzenia obozów harcerskich, z kursów "pedagogicznych" dla instruktorów. Jakby takie coś zdarzyło się pod moją opieką to rodzice dziewczyny, za którą jestem odpowiedzialna, mogliby MNIE pozwać o alimenty na dziecko. Bo chłopak niepełnoletni, a młodzi pod moją opieką...

Zosia na to:
- Ale jakim dzieckiem? Co Ty, Ola, przecież nie będzie tu nigdy żadnego dziecka. Nawet jak będzie to skrobanka i po sprawie! Wiesz ile w Szwecji robi się takich "zabiegów" dziennie???

Prawie zwymiotowałam. Teraz rozumiem skąd przymus, by lekarz czy położna nie wpadli w pułapkę własnych działań.

Niedawno Mona Sahlin, jedna z liderek partii Socjaldemokraterna (S), powiedziała publicznie w czasie jakiejś debaty, że ci, którzy powołują się na swoją religię czy sumienie, na przykład położne, które nie chcą wykonywać aborcji, są takimi samymi fundamentalistami jak żołnierze samozwańczego państwa islamskiego IS.

Hmmm... no to jestem fundamentalistką.

...

Jan Chrzciciel też był fundamentalistą i wiemy jak skończył - z głową na misie. Żeby nie wadzić Herodiadzie i jej planom.

Taki los proroków. Chyba nigdy nie było i nie będzie inaczej. A że wszyscy jesteśmy namaszczeni przez chrzest na proroków...

Oby mi wystarczyło wiary gdy kiedyś przyjdą po mnie, a przyjdą na pewno - dosłownie lub w przenośni.

"Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi." [J 15,18-19]

23 lutego 2015

O spaniu

Kami bardzo usilnie stara sie wrócić do naszej sypialni. Odkąd pojawił się Kubuś jego łóżko zostało wyniesione do drugiego pokoju, w naszej sypialni zrobiłoby się ciasno jak w schronisku górskim.

Ale codziennie próbuje. Czasem z humorem, czasem ze łzami. Zawsze ma nowy argument. Za każdym razem mnie czymś zaskoczy (nie nadążam zapamiętywać).

Kilka dni temu.

- Mamo, mogę dzisiaj spać z Tobą?
- Nie możesz już spać z nami i wiesz dlaczego. Rozpychasz się!
- Nie, nie rozpycham.
- A co?
- Wchodzę na Ciebie!!
- No właśnie. To to samo. Śpisz u siebie i koniec dyskusji.
- Mamo, ale mogę...? - robi minkę.
- Kami, nie rozumiesz? - już trochę się zdenerwowałam - mam Ci po chińsku powiedzieć????

Kami, spokojnie:
- A umiesz?

Powiedziałam po pakistańsku. Czyli siłą zaprowadziłam.

Dzisiaj.

- Mamo, mogę spać z Tobą?
- Nie, Kami, wiesz, że nie. Zresztą, Kubuś w nocy się budzi i nie wyśpisz się a jutro do przedszkola.
- Ale ja nie lubię się WYŚPIWAĆ. Jak się wyśpiwam to potem mam koszmarne sny!

Za to w poranki kotłujemy się bez ograniczeń w dużym łóżku. Przedszkole dopiero na 9, i to nie codziennie. Kami może zapomnieć o wszystkich wieczornych afrontach i ochoczo nadrabia przytulanie się do mamusi i braciszka.
A braciszek chyba tęskni do świętego spokoju z wieczora ;)




Pycha!

Kilka dni temu. Kami spróbował wędzonego łososia.

- Mamo! POKORA!

- coooo?

- no pokora... - skonsternowany lekko - Bo przecież PYCHA jest zła, prawda?



Kami bardzo lubi Gienka i gorliwie ogląda :)

21 lutego 2015

Gwiazdowe koła


Idziemy do mojego samochodu. Zaparkowany na "dalekim parkingu". Po drodze mijamy srebrnego saaba 9.3.
- Patrz, mamusiu, tatusia samochód!
Przez moment zmieszałam się, może rzeczywiście mąż pojechał dziś moim autem a jego tu stoi. I nie musimy iść na daleki parking. Ale po chwili przyszło otrzeźwienie, że przecież trzymam w ręku kluczyki do mojego samochodu, więc na pewno nigdzie nie pojechał!
- Kami, to nie jest tatusia auto, tylko takie samo! On swoim pojechał do pracy!
Kami, z pobłażaniem:
- Wiem przecież, żartowałem... TATUŚ NIE MA PRZECIEŻ GWIAZDOWYCH KÓŁ!

‪#‎alufelgi‬ ‪#‎szczenamiopadła‬ ‪#‎tylkochłopcywidzątakierzeczy‬

(zdjęcia z internetu)

14 lutego 2015

Co do grosza

Przeczytałam dzisiaj artykuł, który mnie bardzo zmartwił. I dał do myślenia. To był wywiad z senatorem Biereckim w najnowszym numerze tygodnika "W Sieci" (6/2015). O tym jak celowo (!) stworzono mechanizm "kredytów walutowych" chcąc napchać kabzę kosztem tysięcy polskich gospodarstw domowych.

Przyznam, że też jestem jednym z "frankowiczów". Przez zaniedbanie nie spłaciłam kredytu, choć mogłam, i teraz mam taki ogon. Wiem, że jestem w o wiele lepszej sytuacji niż tysiace innych ludzi, ale jednak. Przysłowiowy szlag mnie trafił 15 stycznia, kiedy to policzyłam ile tysięcy straciłam w jeden dzień.

Ale do tej pory myślałam, że mam za swoje. Że to tak to jest jak się nie pilnuje własnego portfela. Że przecież zyskałam na niskim oprocentowaniu przez tyle lat, że nie mogę mieć pretensji bo przeczytałam te wszystkie drobne druczki...

A jednak ten wywiad mi dał do myślenia. Nie pamiętam czy ten kredyt walutowy mi wciśnięto, jak wielu innym, czy też sama go wybrałam. No nie pamiętam. Ale jeśli prawdą jest to, że to wszystko była od początku do końca czyjaś SPEKULACJA to poczułam się oszukana. Ostrzyżona jak głupi baran. Jak bohaterowie powieści "Co do grosza" Jeffreya Archera, skądinąd doskonałej...

Grzegorz Bierecki twierdzi, że to było oszustwo, bezczelne oszustwo. Zaplanowane z pełną premedytacją, w terminologii z Wall Street określane jako „wielkie strzyżenie owiec”. Niczym operacja Metcalfe'a tylko na o wiele większą skalę.

Harvey Metcalfe, czarny charakter w/w powieści (notabene polski emigrant-cwaniak), powołał do życia spółkę giełdową i wytworzył sztuczny popyt na jej akcje. Tylko po to by zainkasować pieniądze a potem ogłosić, że jednak się pomylił, na terenach należących do firmy nie ma ropy. W międzyczasie naraił sporo chętnych, w tym czwórkę ludzi, którzy łącznie zainwestowali około miliona dolarów. Oficjalnie wszystko było legalnie, sami chcieli przecież kupić akcje. Zręcznie zmanipulowani dali się nabrać - uwierzyli spekulacjom, że tam "prawdopodobnie" jest ropa, informacji pochodzącej zawsze z wiarygodnego dla nich źródła.
A że byli to ludzie pełni determinacji - a także profesjonaliści w swoich zawodach - postanowili ten milion.... ODKRAŚĆ.

Każdy z nich miał przygotować plan jak "nabrać" bogacza tak, by się nie zorientował, i odzyskać zainwestowane pieniądze.

Plany były bardzo różne, akcja toczyła się na dwóch kontynentach o ile pamiętam, i zakończyła się pełnym sukcesem. Co do grosza!

Siedzę i myślę teraz. Kto jest Metcalfem spekulacji frankowych i jak można odkraść te nasze nadpłacone raty.... poczytam jeszcze ten wywiad, może mi coś przyjdzie do głowy. A może poczytam więcej Archera, ponoć "Co do grosza" powstała w oparciu o wydarzenia z życia autora...


A póki co polecam przeczytać wywiad. I - jak się da - podjąć jakąś akcję odkradania. Na przykład akcję wyboru lepszej władzy w 2015, takiej władzy, która zadba o swój naród niczym Viktor Orban i pogoni z Polski Metcalfów dzisiejszego świata.

11 lutego 2015

O zaścianku i szerokim świecie

Wygląda na to, że Estonia to kraj bardzo zdrowy moralnie. Znalazłam dzisiaj bardzo ciekawy wywiad z prawnikiem, który zainicjował referendum w sprawie redefinicji małżeństwa. Oczywiście oburzenie w mediach. I wśród stronników homolobby, oczywiście.

Ale pan prawnik ma bardzo ciekawe argumenty. Otóż obserwacje krajów, w krórych dopuszczono "małżeństwa homoseksualne", takie jak Szwecja, pokazują, że mniej niż 1% homoseksualistów wchodzi w takie związki. Wiemy z innych źródeł, że one są nietrwałe, że homoseksualny styl życia to bynajmniej nie wierność - niektóre badania mówią nawet o 500 partnerach w życiu, o ile pamiętam. Czytałam też niedawno, że dorosłe dzieci homoseksualistów coraz głośniej mówią o swoim trudnym dzieciństwie spowodowanym, między innymi, przez skrzywione życie seksualne "rodziców", a dzisiaj wpolityce.pl opublikowało artykuł o kolejnych badaniach konsekwencji takiego dorastania. Niemniej jednak zostawmy na razie temat dzieci, skupmy się na zasadniczym problemie. O CO NAPRAWDĘ CHODZI. Zachęcam do obejrzenia filmu.


Można go podsumować następująco: nieprawdą jest wołanie o demokrację, tolerancję i prawa człowieka (że to wykrzywienie tychże pojęć to inna sprawa) - chodzi tak naprawdę o zaakceptowanie homoseksualnego stylu życia. O przestanie nazywania go grzechem. O porzucenie moralności chrześcijańskiej raz na zawsze. Od odrzucenie Biblii.

W Szwecji indoktrynacja udała się w zupełności, człowiek podnoszący publicznie takie kwestie moralne zostałby dosłownie zlinczowany.

A przecież to kochanie grzesznika zupełnie nie wyklucza potępiania grzechu. Krętaczowi* udało się znowu okłamać człowieka! W sumie nie pierwszy i nie ostatni raz, jest wszak ojcem kłamstwa.

Kardynał Fulton Sheen bardzo celnie rozprawił się z definicją tolerancji i powinniśmy ją wykuć na pamięć:
Żaden temat nie wywołuje w umyśle przeciętnego człowieka takiego zamętu, jak temat tolerancji i nietolerancji. Tolerancja postrzegana jest zawsze jako coś pożądanego, gdyż traktuje się ją jako synonim szerokich horyzontów intelektualnych. Nietolerancja postrzegana jest zawsze jako coś niepożądanego, gdyż traktuje się ją jako synonim zaściankowości. Nie jest to prawdą, gdyż tolerancja i nietolerancja odnoszą się do dwóch zupełnie różnych spraw. Tolerancja odnosi się wyłącznie do osób, lecz nigdy do zasad. Nietolerancja odnosi się wyłącznie do zasad, lecz nigdy do osób. Musimy być tolerancyjni wobec osób, gdyż są one ludźmi; musimy być nietolerancyjni w odniesieniu do zasad, gdyż pochodzą one od Boga. Musimy być tolerancyjni wobec tych, którzy błądzą, gdyż ich ignorancja mogła sprowadzić ich na manowce, lecz musimy być nietolerancyjni wobec błędu, gdyż to Bóg jest autorem Prawdy, a nie my. Dlatego Kościół w swojej historii zawsze przyjmował skruszonego heretyka do swojego skarbca dusz, lecz nigdy nie przyjmował jego herezji do skarbca swojej mądrości.

Źródło: "The Curse of Broadmindedness", fragment książki pt: "Moods and Truths", 1932r., strona nieznana

* Krętacz to postać "wujka szatana" w powieści C.S. Lewisa "Listy starego diabła do młodego".

8 lutego 2015

Kiedy mówisz

Nie płacz w liście
nie pisz, że los ciebie kopnął
nic ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka - to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij ze jesteś gdy mówisz że kochasz


[Jan Twardowski]

W takie dni jak dzisiaj przypomina mi się ten wiersz. Poznałam go dzieki Magdzie w jakiś ponury dzień, kiedy to właśnie odebrałam kolejny kopniak od losu. Nie pamiętam, który z kolei ani w co trafił but. Wszystkie liście były wtedy zapłakane.

I bardzo starałam się trzymać.

A dzisiaj słońce obłędnie świeci, wszyscy byli dla mnie strasznie mili ("ale pięknie śpiewaliście, czy można do waszej scholi jeszcze dołączyć?") a kawa z ciastkiem smaczna. Na domiar dobrego wieczorem nie przychodzą żadni goście, więc mogę sobie już teraz wspoczyć do łóżka z Kubiczkiem i odpocząć przy uśmiechającym się cudnie dziecku i książce.

Jakieś okno do szczęścia jest szeroko otwarte. A ja już wiem dlaczego drzwi zostały zamknięte.

3 lutego 2015

Zajmij się Kubusiem!

Przez kilka dni robiliśmy z Kamyczkiem laurkę dla babci - na spóźniony Dzień Babci i nadchodzące urodziny (ciągle gadał "walentynka" i "walentynka", gdzie on się tego nauczył??).

Próbujemy napisać tekst. Podpowiadam mu literki. Zniecierpliwiony, beszta mnie:
- Mamooo! Ja wieeem!

- Ja tylko chciałam pomóc, bo w "kochanej" się pomyliłeś - tłumaczę się zawstydzona.

- Najlepiej mi pomożesz jak się zajmiesz Kubusiem! - rzuca Kami i wraca do swojej roboty...





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...