Wczoraj, w święto Miłosierdzia, rozdawali nam w kościele obrazki z modlitwą na Rok Miłosierdzia.
"Panie Jezu Chryste,
Ty nauczyłeś nas, abyśmy byli miłosierni, jak Ojciec nasz niebieski
i powiedziałeś nam, że kto widzi Ciebie, widzi także i Jego.
Ukaż nam Twoje oblicze, a będziemy zbawieni.
Twój wzrok pełen miłości uwolnił Zacheusza oraz Mateusza od niewoli pieniądza,
a nierządnicę i Magdalenę od szukania szczęścia wyłącznie w rzeczach stworzonych.
Wzrok ten sprawił, że Piotr zapłakał po zdradzie,
a żałujący Dobry Łotr usłyszał zapewnienie o Raju.
Pozwól nam tak wysłuchać słów, które wypowiedziałeś do Samarytanki, jakbyś je wypowiedział do każdego nas:
O, gdybyś znała dar Boży!
Ty, który jesteś Obliczem widzialnym Ojca niewidzialnego,
Boga, który objawia swoją wszechmoc przede wszystkim przez przebaczenie i miłosierdzie:
spraw, aby Kościół na świecie stał się widzialnym obliczem Ciebie, swojego Pana zmartwychwstałego i uwielbionego.
Ty zechciałeś również, aby Twoi słudzy przybrani byli w słabość po to,
aby mogli okazywać słuszne współczucie tym, którzy trwają w niewiedzy i błędzie:
niech każda osoba, która się do nich zwraca, czuje się oczekiwana, kochana oraz doświadcza przebaczenia od Boga.
Poślij Twojego Ducha i uświęć wszystkich nas Jego namaszczeniem,
aby Jubileusz Miłosierdzia był rokiem łaski od Pana,
a Twój Kościół z odnowionym entuzjazmem mógł nieść dobrą nowinę ubogim, głosić wolność więźniom i uciśnionym oraz przywracać wzrok niewidomym.
Prosimy o to za wstawiennictwem Maryi, Matki Miłosierdzia, Ciebie, który z Ojcem i Duchem Świętym żyjesz i królujesz na wieki wieków.
Amen"
Po mszy cała wspólnota (eucharystyczna) odmówiła ją wspólnie, na głos.
Niby piękna i szlachetna, wzywa do miłosierdzia. A ja cały czas miałam jakieś poczucie dyskomfortu.
Że coś to nie do końca gra. Że to tylko pół prawdy. Że to nieustanne bicie się w piersi, jakie nam funduje obecny papież (przepraszając wszystkich za obecny i dawny kościół, "nie oceniając bo kim on jest, żeby oceniać", rozmywając dotychczasowe żelazne stanowiska kościoła dotyczące różnych problemów moralnych) jest głeboką nieprawdą. Że to nie chodzi o nasze miłosierdzie, którym sobie wszyscy teraz wydzierają gębę szantażując moralnie chrześcijan i próbując wymusić określone postawy, łącznie z aborcją (miłosierdzie wobec kobiety!).
Słucham sobie od pewnego czasu Dzienniczka siostry Faustyny. Wstrząsająca lektura. Kim jest Jezus i jak bardzo kocha ludzi. To On jest miłosierny! Wszystko w nas, co nie pochodzi od Niego jest nędzą i śmieciem. W swym miłosierdziu najbardziej pragnie ZBLIŻENIA SIĘ DO NIEGO! Zaufania i opowiedzenia swej nędzy. Chce by człowiek się z niej wydobył - każdy człowiek.
Pisz, mów o miłosierdziu. Powiedz duszom, gdzie mają szukać pociech, to jest w trybunale miłosierdzia (przyp. W sakramencie pokuty); tam są największe cuda, które się nieustannie powtarzają. Aby zyskać ten cud, nie trzeba odprawić dalekiej pielgrzymki ani też składać jakichś zewnętrznych obrzędów, ale wystarczy przystąpić do stóp zastępcy mojego z wiarą i powiedzieć mu nędzę swoją, a cud miłosierdzia Bożego okaże się w całej pełni. Choćby dusza była jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku już nie było wskrzeszenia, i wszystko już stracone - nie tak jest po Bożemu, cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni. O biedni, którzy nie korzystają z tego cudu miłosierdzia Bożego; na darmo będziecie wołać, ale będzie już za późno. [Dzienniczek]
O tym jest miłosierdzie Boże. O NASZEJ nędzy i szukaniu zbawienia U NIEGO. O tym powinien być rok miłosierdzia. A nie o połajaniu kościoła, że nie jest dość miłosierny. Mamy się starać, owszem, ale warunkiem jest zawsze doświadczenie miłosierdzia. A rolą kościoła jako uobecniania Boga na ziemi musi być dostęp do trybunału miłosierdzia - sakramentów.
Udawanie, że nie ma potrzeby spowiadania się, bo Bóg jest przecież miłosierny to jedno z największych kłamstw i droga na zatracenie duszy. A przecież do tego nakłaniają biskupi z otoczenia papieża, do tego wzywa on sam ze swoim, słynnym już, "kim jestem by osądzać". Ty - nikim! Ale Bóg - wszystkim.
A może przesadzam..?
Ale za dużo lapsusów papieża już słyszałam, za dużo niefortunnych sformułowań mnie poruszyło, za bardzo pamiętam jego "film promocyjny", w którym wprost powiedział, że wszystkie religie są równe, bo "najważniejsza jest miłość".
Tak, miłość - Boże Miłosierdzie a nie jakaśtam pluszowa miłość promowana w TV, której sednem jest "nie mówić nikomu nic niemiłego, bo będzie mu przykro, a co tam jego dusza"...
Miłość to pomóc człowiekowi zrozumieć jego nedzę i przyprowadzić go do Miłosierdzia. Bp. Fulton Sheen wygłosił kiedyś słynną
konferencję o spowiedzi. Bardzo na czasie, choć było to wiele lat temu. Posłuchajcie fragmentu.
Na początek powiem wam, że żyjemy w pierwszym okresie historii, w którym świat zaprzeczył istnieniu winy i grzechu. Każdy wierzy dziś w to, że został niepokalanie poczęty. Nie ma grzeszników, jesteśmy tylko pacjentami, lecz nie jesteśmy penitentami.
Zastanawiające jest, że Karl Menniger z Instytutu Psychiatrycznego Menningera w Kansas napisał właśnie książkę zatytułowaną: „Co stało się z grzechem?”.
Podczas gdy moralni teologowie, jak również katechizm zarzucili ideę grzechu, psychiatra przypomina nam, że grzech istnieje. Mówi on, na przykład, gdy że teologowie porzucili grzech, podnieśli go prawnicy i grzech stał się przestępstwem. A później, gdy prawnicy go porzucili, podnieśli go psychiatrzy i grzech stał się kompleksem.
Tymczasem grzech jest rzeczywistością w świecie, której musimy stawić czoła, gdyż wszyscy jesteśmy grzesznikami. Wszyscy. Prawda jest taka, że nie możemy dostąpić Boskiego miłosierdzia, dopóki nie uznamy, że jesteśmy grzeszni.
Jak teraz przez Boże Miłosierdzie i pełnię wiary w Chrystusa nasze grzechy są odpuszczane?
Poprzez spowiedź.
Czym jest spowiedź?
Jest to nagość.
Nagość duszy.
Odzieranie nas samych ze wszystkich fałszywych wymówek, pozorów i ukazywanie nas samych takimi, jakimi naprawdę jesteśmy.
Czy wiecie, moi dobrzy ludzie, że kiedy odpuściliśmy rachunek sumienia i spowiedź w świecie pojawiła się nagość i kryzys?
Fizyczna nagość.
Przyjrzyjmy się temu przez chwilę. Kiedy Adam i Ewa byli w ogrodzie, byli nadzy, ale nie byli zawstydzeni.
Dlaczego?
Ponieważ byli ukryci łaską Bożą. Jaśniała wokół nich, ubrana w chwałę. Nie było wcale poczucia nagości. Po grzechu, spostrzegli, że są nadzy.
Dlaczego? Ponieważ utracili Bożą łaskę. I odtąd musieli się ubierać, (...) byli nadzy i zawstydzeni, ponieważ utracili Bożą łaskę.
W naszym nowoczesnym świecie, przywracamy nagość, próbując powrócić do Edenu bez wspinania się na Kalwarię.
Nie da się tego zrobić.
A zatem, czym jest spowiedź?
Jest to inny rodzaj nagości. Nie jest to fizyczna nagość, ale etyczna nagość, w której mówimy dobremu Bogu:
"Taki właśnie jestem. Nieszczęśliwy grzesznik."
Właśnie tym jest dla mnie miłosierdzie Boga. I dziękuję Mu za kościół, który nigdy nie przestał głosić o grzechu, bo uratowało mi to życie. To mnie zmotywowało do starań o dyspensę na ślub kościelny, na przykład. A pamięć o upadkach czasem powstrzymuje mnie przed kolejnymi.
Komu wiele odpuszczono ten będzie bardzo miłował.