30 października 2019

Trochę historii

Od spotkania powstaje album "historia dwójki".

Znalazłam się na kilku zdjęciach. Łezka w oku.

Pierwszy obóz i moja ówczesna wachtowa


 Rok 1991

Rok 1991

 Rok 1991 albo 1992

 Rok 1991 albo 1992


Tutaj mnie jeszcze nie ma, to chyba 1989 albo 1990, ale pokazuje standardowy rozładunek sprzętu na obozie:) Wcześniej trzeba to było zapakować na naczepę, oczywiście, rękami tych samych harcerzy.


O Stanicy i życiu


Trochę cicho tu, wiem. Za to na codzień życie buzuje jak szalone.

Mam tak mało zajęć na codzień*, że wymyśliłam niedawno wyborczą wycieczkę do Polski. Chciałam tanio i na krótko, więc bez dzieci. A zatem w piątek wieczorem Wizzem do Pyrzowic za 250 SEK, potem busikiem do dworca w Katowicach, nocleg w hostelu, pociąg w sobotę rano. Poczułam się jak 20 lat temu, kiedy w ten sposób podróżowałam z harcerzami. Bez etapu samolotu, oczywiście. W poniedziałek rano to samo, tylko w drugą stronę, prosto do biura. Całość zamknęła się w cenie 300 złotych.

W przedwyborczą sobotę moja pierwsza drużyna harcerska - 2 WrŻDH - zrobiła nieformalne spotkanie "po latach". Niedawno odnowiłam z niektórymi kontakty (już teraz fejs wie o mojej przeszłości sprzed fejsa chyba wszystko!) - i spontanicznie zorganizowano "zbiórkę na Stanicy".

Trochę nerwowo, ale z ciekawością, pojechałam rowerkiem do naszego harcerskiego ośrodka wodnego (HOW) Stanicy. Czy będę mieć z kim rozmawiać, czy na żywo rozpoznam ludzi, czy przywołam ich imiona... niektórych zresztą znało się głównie z ksywek ;) Potem doszedł strach, że będę musiała sto razy opowiedzieć jak trafiłam do Szwecji, co tam robię, dlaczego mam dziwne nazwisko... 

Ale jakoś to poszło. Z tymi trudnymi tematami, okazało się, że ludzie rozumieją więcej niż myślę, są mniej ciekawscy niż średnia a jednocześnie... mam do siebie tak ciepły stosunek i otwarte oczy na świat, że w zasadzie nie trzeba nikomu nic wyjaśniać. Ot życie nam się przydarzyło.

Spotkanie było niesamowicie fajnym czasem. Kolega określił to potem, że w jednym miejscu zgromadziła się większość ludzi z listy Tych-Którzy-Wywarli-Duży-Wpływ-Na-Moje-Życie. Miałam dokładnie takie samo wrażenie. Nawet nie chodziło o jakąś tanią nostalgię, ale uświadomiłam sobie jak wiele zawdzięczam tamtemu miejscu, tamtej drużynie harcerskiej i że to, kim jestem dzisiaj, formowało się wtedy.




Jak to było, że ja tam trafiłam? Zapytałam mamy, ale nie pamiętała szczegółów. Moja pamięć mówi, że w czerwcu 1990 amam zastanawiałą się, co z nami na wakacje zrobić i poszła nas zapisać na obóz harcersko-żeglarski. Ale dlaczego akurat taki? Może dlatego, że rok wcześniej byłam z siostrą w Kanadzie i tam byłyśmy przez dwa miesiące na półkoloniach żeglarskich, wtedy to był nasz pierwszy – i jakże intensywny – kontakt z pływaniem. Wróciłyśmy zachwycone i obkute w nazwy takielunku po angielsku. Także może prawdziwe korzenie tej sprawy tkwią właśnie w Kanadzie..? Mama zobaczyła, jak nas to wciągnęło i chciała, żebyśmy pokontynuowały?

Tego nie dowiem się nigdy, na sądzie ostatecznym może.

Grunt, że wtedy właśnie prawdziwie włączyłam się w ten najpiękniejszym ruchem, jaki istnieje w Polsce – harcerstwo.

Drużyna okazała się być bardziej środowiskiem żeglarskim niż harcerskim. Intensywnie się szkoliliśmy i szybko porobiłam patenty. Potem zaczęły się rejsy zatokowe i morskie, Mazury tylko jako przerywnik. Miałam jednak wielkie pragnienie pójścia wgłąb harcerskiej służby, dlatego po kilku latach odeszłam z drużyny i zaczęłam prowadzić swoją.

Przyznam, że lekceważyłam długo tę pierwszą – „dwójkę”. Teraz zobaczyłam ją w zupełnie innym świetle.

To była potężna siła i żaden przypadek.

Na tym spotkaniu poznałam pierwszego drużynowego, jeszcez z lat 70-tych. Na tym naszym ognisku, dla „weteranów”, wygłosił gawędę o początkach drużyny i swojej wizji. Andrzej okazał się człowiekiem pełnym wiary w Boga i oddanym Sprawie – żeglarstwo zawsze było czynnikiem, który miał przyciągać młodych, a harcerstwo miało ich potem wychowywać i przemieniać. No i dokładnie to stało się ze mną.

Pomijając aktywność towarzyską czy w Kościele, ale całe moje życie byłam przekonana, że to nie studia zapewniły mi dobre prace i ciekawy rozwój kariery. To wszystko dzięki talentom, odwadze i wewnętrznej spójności, rozwiniętym w harcerstwie i podczas rejsów. Na morzu nie ma srania po krzakach, jak to się mówiło – navigare necesse est, vicere non est necesse



Dwójki już nie ma ponoć. Na Stanicy działają dwie inne drużyny, ponoć duch w narodzie podupadł.

Ale może właśnie dzięki takim spotkaniom powróci to, co tak ważne?

Już rozpaliło się ognisko,
Dając nam dobrej wróżby znak.
Siedliśmy wszyscy przy nim blisko,
Bo w całej Polsce siedzą tak
Siedzą harcerki(rze) przy płomieniach
Ciepły blask ognia skupia je(ich),
Wszystko co złe to szuka cienia
Do światła dobro garnie się
Mówiłeś, druhu komendancie,
Że zaufanie do nas masz,
Że wierzysz w nasze szczere chęci,
Wszak ty harcerskie serca znasz.
Warunki tylko warunkami,
Od dawna już słyszymy to,
Lecz my jesteśmy harcerzami
I zwyciężymy wszelkie zło.




*sarkazm 😊


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...