31 stycznia 2013

Szwedzki stół

Mieszkam od ponad trzech lat w Szwecji a bardzo mało piszę o kuchni szwedzkiej. Może wydawać się dziwne... Ale... to po prostu nic szczególnego! Mój mąż wrecz mówi o tym "mdłe", "bez smaku" ewentualnie "dziwne" (ale jego opinią nie należy się akurat przejmować, on ma podniebienie wyżarte chilli i garam masalą, i tak samo mówi o polskim jedzeniu, a nawet o włoskim!).

Zainspirowana inicjatywą klubu "polki na obczyźnie" postanowiłam podsumować szwedzkie zwyczaje kulinarne.

Ja bym określiła tradycyjne potrawy Szwedów jako bardzo monotonne (nie liczę obcych kuchni, które panoszą się w każdej restauracji). W porównaniu z Polską zdecydowanie mniej warzyw w nim, w zasadzie rządzą ziemniaki, groch, marchewka, cebula, kapusta... i jeszcze raz ziemniaki... (naturalnie, trudno o świeże warzywa śródziemnomorskie na tej szerokości geograficznej...)

W moim przekonaniu szwedzka kuchnia jest też dość niezdrowa. Szwedzi jedzą dużo okropnego chleba (biała miękka gąbka z supermarketu), ale trochę to równoważą jedząc też sporo dużo chlebka chrupkiego (na który ja mówię chlebek Wasa). Mus ziemniaczany (takie puree jeszcze bardziej drobne, robione ponoć z płatków ziemniaków, nie z calych ziemniaków), frytki, potatisgratäng (ziemniaki zapiekane w sosie śmietanowym), z nie-ziemniaczanych dań: smażone pulpety (meatballs) z ciężkim sosem, smażona mortadela (falukorv)... 




(ku mojemu bezbrzeżnemu zaskoczeniu smażona kiełbasa (a\la) mortadela często gości na szwedzkim stole, myślałam, że czasy podstawówkowej stołówki mam dawno za sobą... jakże się myliłam)

Z dobrych rzeczy (które wcale nie sią jakoś super popularne) mamy tu dużo ryb, świeżych, wędzonych, pieczonych.. smacznych! Moja ulubiona to wędzony na ciepło łosoś. Szwedzi jedzą też sporo ciekawego mięsa (steki z łosia czy renifera), o wiele mniej wieprzowiny niż Polacy czy Niemcy, proporcje "gatunków" mięsa w diecie są o wiele zdrowsze.

Może to kwestia zasobności portfeli...?

Z czego słynie Szwecja


Pierwszy raz usłyszałam o Szwecji w kontekście pierniczków, oczywiście, ale także SFERMENTOWANEGO ŚLEDZIA (surstromning). To taka potrawa, która niczym anegdota owija wszystkie spotkania ze Szwedami. W sumie do dziś nie wiem czy jest prawdziwa bo mnie zniechęcili skutecznie :)
Ponoć należy spożywać na zewnątrz bo tak okropnie śmierdzi.
Produkcja przebiega na kilku wysepkach zatoki Botnickiej, najpierw kisi się go w beczkach, przez dwa miesiace, a potem przekłada do zamnkniętych puszek, gdzie fermentuje przez kolejny ROK... aż puszka robi się kulista od gazów...
Doczytałam, że wiele linii lotniczych zakazało transportu tych puszek pod groźbą wybuchu...



No i oczywiście mamy tu słynny SZWEDZKI STÓŁ. Wiele posiłków serwuje sie w ten sposób, duży stół pod oknem i każdy podchodzi z talerzykami i wybiera co chce... nawet na wigilii jest szwedzki stół :)


Szwecja słynie też z KAWY. Ponoć największa ilość wypitych litrów na głowe mieszkańca... jestem w stanie w to uwierzyć, Szwedzi piją kawe jak Anglicy herbatę, 5/6 razy dziennie. Zawsze pełen kubek. Zawsze czarna. Kolega z pracy kiedyś wyliczył, że on średnio pije DZIEWIĘĆ takich kubków...

Szwedzka kawa jest mocna i aromatyczna, i jest tania. Za pół kilo skańskiej Zoegi płacę jakieś 20 PLN.


Styl jedzenia czyli schemat


Tradycyjny szwedzki styl jedzenia jest bardzo pragmatyczny i usystematyzowany, jak wszystko w Szwecji. Je się o określonych porach, zawsze tych samych, albo w zakładowych kantynach, albo w domach. Restauracje to rarytas (patrz poniżej).

W mojej pracy mamy o 9 przerwę śniadaniową. Wszyscy, dosłownie wszyscy (z wyjątkiem mnie) idą wtedy do kuchni i razem jedzą śniadanie... dla wielu to pierwsze śniadanie, przyszli do pracy o 7 czy 8 i czekali do 9... Ja swoje zjadłam przy biurku zaraz po przyjściu do pracy, więc o 9 tylko ide po kawę (zawsze jest wtedy swieża).

Najpóźniej o 12 idzie się na lunch. Często mamy szwedzki stół :) Na lunch je się dużo, to w zasadzie normalny obiad a nie jakaś tam kanapka czy sałatka. Luncz to czas bez pracy (niepłatny!), przeszkadzać komuś w lanczu tematami pracowymi to wielki nietakt, ale - co bardziej bolesne - nikt wtedy palcem nie kiwnie... nieważne jak pilną masz sprawę!

O 15 fika... kawka w kantynie, często jakaś przekąska przy tym. Taka stara świecka szwedzka tradycja. W tym czasie też nikt palcem nie kiwnie ;) to też stara szwedzka tradycja...

Nie wiem jak wygląda w szwedzkim domu kolacja, prawie zawsze jemy ją sami w naszym domu i nie jest to kolacja szwedzka... Ale szwedzi nie należą do ludów południowych, które zasiadają do stołu po 20, obstawiam, że w przyzwoitym szwedzkim domu serwują ją o 18. Jest to ciepły obiad... tak, drugi obiad, dobrze czytacie. W zimnym środowisku trzeba się doładować kaloriami.

Szwedzi mają ten styl tak głęboko zakodowany, że w czasie wolnym też sa niewolnikami schematu. Kolega z pracy mi opowiadał, że od samego początku jego dzieci jadły w ten sposób, posiłek zawsze był o tej samej porze. Pewnie, łatwiej się planuje cokolwiek, zgoda, ale jakie to nudne...... człowiek chciałby pospać do 11 bo był na imprezie, a tu musi wstać na 8 i zrobić sobie śniadanie hihihi

Ciekawostki z Menu


Jak przystało na zorganizowany kraj, w czwartki je się GROCHÓWKĘ i naleśniki. Całą zimę to obowiazkowy schemat. W każdej chyba kantynie zakładowej będą to serwować... Dzisiaj były, oczywiście!

Tradycyjna szwedzka grochówka jest robiona na tymianku, nie majeranku, z dużą ilością szynki. W epoce "inwazji" islamu i wegetarianizmu popyt się zmienił, teraz zawsze można dostać wersję wege....

Kupuje się ją w każdym sklepie, przeważnie w takich foliach (taka żółta kiełbasa o poj. 1 l, leży obok mortadeli vel falukorvu), nawet w wersji militarnej (ekstra dużo szynki):


Naleśniki takie niby jak polskie, ale... jakimś tajemniczym sposobem naleśniki w każdym kraju są ciut inne ... na ile sposobów można je usmażyć??? Te szwedzkie są zupełnie niesłodkie, dodaje się do ciasta tylko sól. A serwuje luzem, suche, wlewając na talerz marmoladę i dodając bitą śmietanę... żadne białe sery, rodzynki, brzoskwinie, nutelle... (to chyba francuskie wymysły)


MOJE SUBIEKTYWNE SZWEDZKIE MENU

ŚNIADANIE: muesli z jogurtem / chlebek Wasa z dżemem + kawa
PRZYSTAWKA (przed lunchem): sałatka z bufetu
LUNCH: grochówka i naleśniki + kawa
OBIAD/KOLACJA: polskie/pakistańskie/tajskie :)
DESER: pierniczki
NAPOJE/ALKOHOLE: GLOGG wieczorem... a w ciągu dnia KAWA

Glogg to jest najlepsza płynna część Szwecji - grzane winko z rodzynkami i migdałami. Pijane głównie w okresie adwentu, często w takich miseczkach (piałkach), ale jak dla mnie całą zimę można...


Co często gotujecie/pieczecie w domu, możecie dodać jakiś przepis..


Ze szwedzkich potraw tylko pierniczki...(daję link bo już kiedyś pisałam i nie chcę się powtarzać)

Kilka słów o restauracjach


Do klasycznych restauracji chadzamy częściej niż chadzałam w Polsce, ale to raczej wynika ze zmiany stylu życia (po calym dniu nikomu nie chce się już gotować...). Ale restauracje to droga impreza. W całej zachodniej Europie tak jest, nie bez powodu tysiące Polaków jeżdżą do pracy w restauracjach (przysłowiowy "zmywak"). Po prostu praca ludzka jest tu wyżej ceniona niż na tzw. wschodzie, za pensję kelnerki czy pomocy w kuchni można normalnie żyć. Polska zalicza się pod tym wzgledem do wschodu, wręcz Azji.

Ale coś za coś. Tutaj, cokolwiek zawiera w sobie prace człowieka, opróżnia nasze kieszenie do granic rozsądku. Zajrzenie przez mechanika pod maskę - kilkaset koron. Powiedzenie "nie ma nic zadarmo" jest rzeczywistością w Szwecji.

Posiłek w restauracji, z przystawką i winem/piwem to minimum 350 SEK dla jednej osoby, czyli ok. 165 PLN (i to bez szaleństwa, zwykłe dania z menu, nie jakieś super steki z Brazylii).

Z tego powodu chadzamy przeważnie do restauracji tajskich (pyszne jedzenie i ceny akceptowalne), indyjskich, włoskich i kebabowych. Tego ostatniego nie nazwałabym restauracją, ale czasem niektórzy z nas jedzą tam pizzę (ohyda)  i wtedy siedzimy przy stoliku i uzywamy plastikowych widelców... prawie jak w restauracji.

Jeśli będziesz w Malmo to z tajskich restauracji mogę polecić Krua Thai, a włoskich - Vespę i Any Time.

26 stycznia 2013

Sernik Anny

Przepis był taki:

(na prostokatną, dużą blaszkę)
1. Mielimy około 1,2 kg tłustego twarogu
2. Do twarogu dodajemy 12 żółtek, 1/2 szkl. cukru, 1 duży cukier waniliowy, duzy kubek (około 500/400 ml) gęstej śmietany i to miksujemy razem
3. Dodajemy 1/2 kostki rozpuszczonego i schłodzonego masła lub innego tłuszczu
4. Wsypujemy 6 łyżek mąki pomieszna z jednym budyniem śmietankowym w proszku
5. (opcjonalnie) jak to wszystko zmiksujemy możemy dodać rodzynki lub brzoskwinie do środka
6. Na koniec ubijamy 12 białek z 1 szkl. cukru, po ubiciu dodajemy to do masy i mieszamy łyżką (nie mikserem)
Na blachę i do piekarnika. Piec na termoobiegu w ok 150C, przez ok godzinę.
Sernik będzie się lekko trząsł i wydawać się bedzie nidopieczonym, ale taki ma być!

Ale nie byłabym Polką gdybym nie miała własnego pomysłu na przepis...

Po pierwsze nie miałam dużej prostokatnej blachy. Użyłam tortownicy
Po drugie sera było ok 1,5 kg przed zmieleniem, po zmieleniu wyszło trochę mniej (ale ciągle więcej niż 1,2 kg). Ale przecież nie wyrzucę!
Po trzecie ser był półtłusty, a nie tłusty (w naszym domu nigdy nie kupowało się tlustego sera).
Po czwarte okazało się, że jednak nie mam śmietany, dodałam jogurt naturalny, i to 0,5% (połowę w/w porcji)...
No a na koniec zorientowałam się, że Pakistańczycy wyżarli wszystkie rodzynki (Kami i Amir uwielbiają) i nie ma czego wrzucić w punkcie 5. Miałam za to rodzynki w czekoladzie, ryzyk fizyk...

Także cukru dałam więcej do masy serowej bo wydawała mi się za mało słodka z tą połówką szklanki, ale potem mniej do piany... poza tym wtedy już wiedziałam, ze rodzynki będą w czekoladzie.

Słowem: PEŁNA NIESUBORDYNACJA. Nie wiem czy to jeszcze można nazwać "sernikiem Anny", ale na pewno bliżej mu do każdego innego jaki znam...

Pierwsze chwile sernika w piecu... DRŻAŁAM... strasznie zaczął rosnąć!!! ale obyło się bez wylania z blachy...


Piekłam ok 1 godz 15 min, jako że sernik wysoki. Wyłączyłam, nie wyjmowałam z piekarnika przez około godzinę. Trząsł się troche jak galareta, ale miałam w pamięci porady Anny. Że jak sie za długo zostawi to wyschnie.

Po wyjęciu pod ściereczkę i czekał do rana... Już lekko mniejszy.


A rano do kawki na śniadanie... Sernik pyszny: mokry, słodki, delikatny... rewelacja! Trochę opadł, ale teraz nie wiem czy tak mialo być, czy też to ten jogurt zamiast śmietany jest za to odpowiedzialny...

18 stycznia 2013

Równo

Ja: - Kami, mówiłam ci sto razy, nie wolno rozstrajać gitary! Nie ruszaj kołków!
[K] - ale ja nie ruszam, ja tylko tak... żeby były RÓWNO!!!



***
Rysujemy. Kami przynosi kolejne kartki i robi kolejne rysunki. Nie ma gdzie usiąść, wszędzie kartki. Poirytowany zrzuca te z krzesła.
- Wynoś sie stąd!!

????? nigdy w życiu ni użyłam tego wyrażenia wobec niego... ani wobec nikogo innego... w przedszkolu po szwedzku... filmów Pasikowskiego jeszcze nie ogląda... może podsłuchał jakiegoś sąsiada...? koło nas sporo Polaków mieszka...

***

[Ja] - Kami, czy to Ty rozlałeś tę wodę w łazience?
[K] - Nie mamusiu, to nie ja. Ja jestem SZCZĘŚLIWY! (uśmiechając się szeroko i rozbrajająco)

??? co on rozumie przez to słowo...?

***

Postępy w języku polskim są bardzo szybkie i budzą moją wielką radość. Wczoraj usłyszałam "napisany" i "namalowany" (wow! imiesłowy!!!). Ale to będzie się zmieniać z wiekiem, ilość kontaktów z kolegami z klasy wzrośnie na niekorzyść wpływów mamusi... trzeba się psychicznie przygotować.

Zaczęłam niedawno czytać pewien blog o dwujęzycznych dzieciach. Jakby nie było temat mnie interesuje, choć Kami jest w 70% jednojęzyczny (jeśli można tak policzyć...). Dzisiaj znalazłam takie podsumowanie (Faustyna, mam nadzieję że się nie obrazisz za cytat):
na świecie jest:
6000-7000 języków mówionych
200 języków pisanych
74 języki są używane przez 94% ludzkości
80 % dzieci ośmioletnich jest dwujęzycznych
50 % dzieci w tym wieku uczy się w języku innym, niż ich język ojczysty...
Jesteśmy większością! Damy radę!
Musimy dać radę!!! Nie może być żeby nie :)

Polska zdecydowanie jest homogenicznym społeczeństwem, każdy człowiek innej narodowości, religii czy języka jeszcze niedawno był niczym yeti (każdy o nim słyszał, ale nikt nie widział). Dodatkowo, statystykę psują chyba chińczycy ;) oni mówią jakimiś dialektami i pewnie oficjalnym mandaryńskim, a wiadomo że wartości skrajne mają ogromny wpływ na statystykę... http://pl.wikipedia.org/wiki/J%C4%99zyk_chi%C5%84ski

Ze statystykami trzeba uważać, bo są małe kłamstwa, duże kłamstwa i statystyki (cytat z mojego pierwszego wykładu ze statystyki).

Ale radę i tak damy!

15 stycznia 2013

Kuzynka z Höör

A tymczasem w Szwecji... kuzynka mojego kolegi z pracy, Lisa, stała się sławna na całą Szwecję. Już podczas olimpiady w Londynie zaskoczyła świat swoim srebrnym medalem w triathlonie (a według niektórych powinno to być złoto).... ale olimpiada to nic, telewizja publiczna się liczy!


Wczoraj, podczas wielkiej gali sportowej nadawanej przez telewizyjną "jedynkę" Lisa odebrała nagrodę Jerringa, nadawaną najlepszemu sportowcowi roku!!! Głosowała publika, jak to w ostatnich czasach bywa (Eurowizja i te sprawy), zapytam dziś zatem Erika jak dużą mają tę rodzinę ;) Chociaż w sumie jej wygrana nie powinna dziwić, pewnie wszyscy szwedzcy biegacze na nią głosowali. Tu w Szwecji biega o wiele więcej ludzi niż w Polsce, na półmaraton do Göteborga przyjeżdża ponoć 45 tysiecy ludzi...

zdjęcia ze strony http://www.lisanorden.se/

Ciekawe czy dziś party w Höör*, może jakoś się wprosić... 

Takie Höör, fajne miasteczko... niedaleko wielkie jezioro i skańskie zoo... a ceny domów o połowę niższe niż te z Malmö, nawet przymierzaliśmy się do oglądania. Tyle że do pracy by się jechało 45 minut... do lotniska w Kopenhadze ponad godzinę. No ale w takim towarzystwie fajnie mieszkać... Teraz ceny pewnie podskoczą. Było brać tę chatę rok temu... Teraz to już  "MIEJSCE, KTÓRE RODZI OLIMPIJCZYKÓW" ;)




* CI Nordenowie pochodzą z Höör, kolega z pracy niedawno się tam przeprowadził, wrócił na "stare śmieci"... może chce żeby jego synek od najmłodszych lat trenował z cioteczką...?

14 stycznia 2013

O trzymaniu za rękę

"Nie istnieje "czas na modlitwę" i "czas bez modlitwy". Modlić sie oznacza modlić się zawsze. Trzymasz Boga za rękę. Czasem do Niego mówisz, czasem nie, ale jesteś z Nim nieustannie.
Nie musimy spędzać każdej chwili naszego czasu na klanach; musimy służyć sobie wzajemnie. Oczywiście, mamy się modlić, ale możemy to czynić w naszym sercu, stale i bez ustanku. Twoja modlitwa jest zawsze ofiarowana za innych i przez to w piękny i niezwykły sposób pozostajesz w kontakcie z całym światem.
Kiedy matka jest zajęta swymi dziećmi, pracownik swoją pracą, a misjonarz ubogimi, może im się wydawać, że nie mają czasu na modlitwę. To nie jest prawda. Oddajesz swój czas wszystkim, ale w sercu modlisz sie nieustannie. Wiesz o tym, że Pan jest blisko, i że trzyma cię za rękę, podczas gdy ty wykonujesz swoje obowiązki.
Modlitwa jest po protu stałym kontaktem między tobą a Bogiem. Nie musisz rozumieć, w jaki sposób rozmawiasz z Bogiem. Po prostu z nim rozmawiasz. On uwielbia cię słuchać, a szczególnie miłe jest mu twoje milczenie, kiedy to ty Go słuchasz.
(...)
Życie chrześcijanina jest modlitwą. jesteśmy jak diamenty, połyskujące na wiele różnych sposobów. Każda ścianka diamentu została wypolerowana przez Boga. (...) Zamiatanie, pranie, sprzątanie, służenie w drobnych rzeczach naszej rodzinie - to wszystko jest modlitwą. Nauka jest modlitwą, jeśli właśnie mamy się uczyć. Bycie chorym jest modlitwą; bycie zdrowym jest modlitwą. (...)
Jedną z najwspanialszych modlitw jest modlitwa przebaczenia. Rachunek sumienia należy do najlepszych momentów dnia. Spoglądasz na mijający dzień i badasz siebie z jedynego istotnego punktu widzenia: miłości."

"Dusza mojej duszy", Catherine De Hueck Doherty

Podczas pisania tego posta musiałam:
- przytulić dziecko
- odmówić zjedzenia orzechów arachidowych, które Kami rozłupał ("Kami, ja nie lubię tych orzeszków")
- posprzątać wywalone z torebki ciastka
- zabrać mu ciastka
- schować resztę wysoko na półkę
- upewnić się, że zjadł spaghetti, które mu dałam
- wlać sok z powrotem do kartonu, Kami nalał sobie sam i stwierdził, że "za dużo", chciał odlewać...

Doprawdy, odkrywam nowe wymiary życia duchowego dzięki Katarzynie. Uczę się modlić sprzątaniem okruchów i wlewaniem soku. Nie zdenerwować się, nie unieść głosu, nie stracić miłości z oczu.

Wczoraj się nie udało :( Oby dziś było lepiej. Obym pamiętała, aby mocniej chwycić Boga za rękę. Każdy dzień to nowy początek.

8 stycznia 2013

Moje nowe kumpelki

Nie wiem co mnie napadło (najwyraźniej mam za dużo wolnego czasu!) ale święty internet zaprowadził mnie jakoś na stronę klubu "Polki na obczyźnie" i zgłosiłam się. Może na zasadzie "łączenia się w biedzie", nie wiem, ale coś w tym jest, emigrant patrzy na emigranta łaskawszym okiem... Blogowanie uzależnia, staje się hobby. Zaczyna się czytać blogi innych... jak się nie da spotkać na prawdziwą kawę to trzeba chociaż na wirtualną. Człowiek ma wrażenie, że kogoś SPOTYKA, że do kogoś mówi, opowiada swoje sprawy, a ten ktoś odpowiada. Może to złudzenie. A może signum temporis. Wszak nawet papież ma teraz konto na tłiterze (do poziomu tweetera nie zeszłam, fejsbuka mi wystarcza).



Zaraz na wstępie padło pytanie, a raczej cała lista, o nasze miejsca życia. Coś mi podpowiedziało, że po kilku latach warto zrobić małe podsumowanko :)

Punkty 3 i 7 wypełniłam natychmiast, to takie oczywiste... a nad drugim biedziłam się do końca... czyżbym nie lubiła Szwecji?? Nie, to nie to, po prostu stała się dla mnie jak "stare dobre małżeństwo", wady widzi się od razu, a zalet trzeba szukać przez lupę.

***

1. imię/nick, kraj, ewentualnie miasto

Ola, Malmö, Szwecja

2. najfajniejsze

Atmosfera i styl w pracy. Przychodzę - kawusia... o 9 - przerwa na kawusię... o 12 - przerwa na lunch... o 15 - przerwa na kawusię... kolega mówi, że średnio pije 9 kaw dziennie... SZWEDZKICH kaw... wyobraźcie sobie pełen kubek espresso. To jest jedna szwedzka kawa.
W pracy panuje bardzo maly "dystans władzy" (to pojęcie z socjologii) - do szefa mówi się po imieniu, w zasadzie jest kumplem. Chodzi w dżinsach i t-shircie (ty też). Choć nasz jest prawdziwym wikingiem, i jak huknie to nawet ja się go boję. Ale zostawia mi całkowicie wolną rękę, pozwala wprowadzać wszelkie innowacje, oczywiście po gruntownym przemaglowaniu, i mnie, i innowacji. Dlatego tak FAJNIE mi się pracuje :D

3. najpiękniejsze

Światełka w oknach... kiedyś pisałam o tym, i to na saaaamym początku, nie będę się powtarzać...


4. ciekawe

Niektóre tradycja, na przykład św. Łucja. Katolicka święta z Syrakuz robi furorę w protestanckim, ale maksymalnie zlaicyzowanym kraju. Paradoks, ale nie taki całkiem. Kościół luterański zachował sporo obrządków z katolicyzmu... no i te światełka tak pięknie pasują do tej głębokiej nocy, i te panny takie piękne... ach, jakie to MAGICZNE... (przypomniał mi się niedawno czytany felieton o magii świąt... w Szwecji o taką właśnie magię chodzi...)


5. coś pysznego

Pierniczki "pepparkakor". Główny chyba towar eksportowy Szwecji (danych o dynamicie nie mam).
Na drugim miejscu lussekatter, czyli szafranowe bułeczki św. Łucji (bez zdroznych myśli!), patrz wyżej.
Na trzecim wędzony na ciepło łosoś.

Nie ma więcej miejsc. Reszta pyszności jest tu zupełnie nieszwedzka.



6. uwielbiam

Naturę - czysto i dziewiczo... dzikie ptaki mijane po drodze do pracy... kaczki i gęsi w parkach rodem z Selmy Lagerlof... świeże powietrze (spaliny wiatr wywiewa na morze)... z tego powodu chyba wolałabym mieszkać gdzieś na dalekiej północy...
Składamy ostatnio mapę Szwecji i zdałam sobie sprawę ile jest kraju powyżej nas... cała Szwecja! my to ledwie południowy pypeć, koło buta... ile ziemi do obiegnięcia... ile jezior do wykąpania... w nastepne wakacje musimy zwiedzić PÓŁNOC.


7. nie cierpię

Policji i mentalności policyjnej ("anmäla!!! czyli "donieść!"). Każdy sąsiad chętnie doniesie na kogoś, kto złamie jakąś regułę, nawet najgłupszą. Typu: nie wolno mieć na własnych balkonach anten satelitarnych, nawet takich chowanych na noc. Dlaczego? Bo nie.

Kilka pism dostaliśmy, w których grożono nam przymusowym demontażem na nasz kosz, poddaliśmy się. Używamy zatoki piratów i chomika. Chyba dlatego piractwo internetowe ma swoje korzenie w Szwecji, taki protest przeciwko Systemowi ("King sajz dla każdego!!!")

Nie cierpię też tego, że wszystkie dane są jawne, człowiek kupi samochód a następnego dnia dostaje reklamy z własnym imieniem i numerem rejestracyjnym nakłaniające do kupienia ubezpieczenia. Dołączony jest oczywiście druk przelewu, z wszystkimi danymi. Z zaskoczenia człowiek zapłaci, bo myśli, że to z urzędu, a to tylko firmy sobie uaktualniły bazę z urzedu transportu... brrrrrrrrrrrrrr... paszczaki cholerne.

A najbardziej nienawidzę mandatów za parkowanie. Za byle uchybienie kilkaset koron. Zero tolerancji. Strasznie bezduszne to. A miejsc do parkowania coraz mniej, zabierają chyba po to, żeby dawać wiecej mandatów. I wymuszać wykupywanie parkingów/garaży...

8. do pozazdroszczenia

Sprawnie zorganizowane przedszkola i żłobki. Długo byłam przeciwnikiem tego systemu, ale teraz jak już się przyzwyczaiłam (i ja, i synek) to jest to wielka ulga dla rodziców. Dzieci uczą się w nich jeść chlebek Wasa na deser i używać drewnianych zabawek. Czy można chcieć więcej?

9. dziwaczne

Kuchnia... na czele słodki chleb i solone masło, jako standarowa kombinacja... niestrawne dla mnie.

10. brakuje mi tutaj…

Oczywiste - rodziny i przyjaciół, Wrocławia... ale, pomijając truizm, to POLSKIEJ JESIENI brakuje mi najbardziej. Złoto-czerwono-słonecznej, z lekkim ciepłym wiaterkiem. Tu jest długo długo zielono, potem coraz bardziej mgliście, potem liście trochę żółkną, prawie od razu opadają i ich nie ma. Przychodzi BUKA.




(zdjęcie pochodzi Z INTERNETU... drogi internecie, przepraszam, że skradłam i w dodatku nie wiem skąd, ale dam tutaj... jak ktoś rozpozna to niech powie, uzupełnię link... dobrze że są nazwiska autorów :) )


7 stycznia 2013

Kurka wodna!

Kami, szamocząc się ze spodniami w łazience: - "Kurka wodna!"
Ja: - CO powiedziałeś?!?!?!
Kami: - Powiedziałem "kurka wodna" bo nie mogę zdjąć!
...
potem powiedział "kurka wodna" bo nie trafił ze śmieciami do kubła

***

Siedzę poirytowana, bo Kami nie słucha... buzia w podkówkę i łzy w oczach... usilnie staram się wzbudzić poczucie winy w krnąbrnym dziecku, które nie chce zjeść/ubrać się/rozebrać się/etc... (nie słucha!!!)

Kami podchodzi do mnie, podnosi moją głowę, uśmiecha się szeroko i mówi:
- Uśmiechnij się, Mamusiu!!!*

Wybucham śmiechem, Kami też, no i dalej w najlepsze nie robi tego, co mu kazałam... ("noż kurka wodna!" chciałoby się zakrzyknąć...)

***

Tata bierze syna na spacer. Będę mieć wreszcie chwilę dla siebie. Wypycham ich, Kami ubrany... Pyta nagle:
- a Ty, Mamusiu?
[Ja] - ja nie idę, w domku zostanę
[K] - chodź!!! chooooodź!... BĘDZIE ZABAWNIE!

No i jak tu nie pójść jak dziecko tak przekonuje... choć nie wiem co zabawnego w spacerze do Burlov Center (jest wieczór i na dworze siąpi)

***

Dzisiaj w w/w Burlov Center jedliśmy frytki... chciałam zaoszczędzić na drugim soku (ceny soków w fast fudach mnie zawsze dobijają... marża 500%) i w pewnej chwili mnie zapchało... pytam Kamyczka:

- dasz łyka Twojego soku?
[K] - a dlaczego nie kupiłaś drugiego?
[Ja] - Bo pożydziłam...
[K] - Pożydziłaś?? Aaaaahaa!

Biedne dziecko, chyba mu robię wodę z mózgu, może lepiej ograniczyć się do formalnej polszczyzny... ale jak zasunie kiedyś "pożydziłem" to ludziom buty spadną z wrażenia! :) chociaż kto wie czy za parę lat nie stanie sie ono "mową nienawiści"...

***




* Kami od kilku tygodni używa wołacza: "MAMO" albo "MAMUSIU" (zamiast "mama" i "mamusia")... a ja rzucam wszystko bo to MAMUSIU mnie rozczula do łez... jeszcze tak wyraźnie wymawia, żebym nie miała żadnych wątpliwości że on WOŁA

5 stycznia 2013

Hepi nju jer, pieski!

Nie mam zwyczaju robić postanowień noworocznych. Ale... zmęczyło mnie już to, że od dawna nie udaje mi się biegać, że ociężałam (nie mylić z "zaciążyłam"), że zewnętrzność mnie przytłacza swoją ciemnością, wichrem i przenikliwym zimnem, że przeziebiam się tak łatwo.

A zatem postanowiłam, że zacznę przywaracać kontrolę nad swoim życiem w tym wymiarze.

Asia zasugerowała endomondo i "wyzwania" (taki portal internetowy, na którym rejestuje się swoje treningi, wszelakiej maści, i gdzie można wyzwać kogoś - dowolna ilość osób - na pojedynek... typu kto przebiegnie najwięcej kilometrów w 2013, kto spali najwięcej kalorii, albo kto wykona najwięcej treningów). Rywalizacja mnie nie motywuje w ogóle, ale pomyślałam, że zapiszę się. Bo skoro mało co mnie motywuje to może to...?

Taką prawdziwą motywacją dla mnie jest pamięć cudownego uczucia, kiedy ważyłam jakieś 65 kg i czułam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Zrobić codziennie 10 km a potem grać godzinę w badmintona? No problem!   Zrobić 70 km na rowerze? Dlaczego nie! No i wchodziłam we wszsyskie ubrania jakie mam w szafie, nic nie piło, nic nie było za krótkie...

Koleżanka z pracy, niejaka E., pojawiła się na wigilijce firmowej schudnięta o ... 15 kg. Wszyscy zaszokowani, a ja gorzko przełykam ślinę... Taka E., z dwójką dzieci, pracujące na pełny etat i codziennie dojeżdżająca 2 godziny do tej pracy, gotująca potem rodzinie obiad, ma czas na godzinny trening codziennie a ja nie mam???? Skandal!

I to mnie chyba najbardziej zmotywowało.

Mając w pamięci niedawne strzały w Arlov i trochę wcześniejszy atak psa na mnie biegnącą, postanowiłam kupić gaz pieprzowy, żeby te wieczorne treninbi były bezpieczne. Polski internet pełen porad i sklepów z takim sprzętem. Postanowiłam sprawdzić na wikipedii jak toto nazywa się po szwedzku... opis mnie zaskoczył. Miał dwie linijki, a jako ostatnie zdanie było napisane, że w Szwecji posiadanie go WYMAGA POZWOLENIA NA BROŃ.

No tego się nie spodziewałam... czyżby mój treningowy plan miał wziąć w łeb przez kodeks karny???

Nie poddam się tak łatwo, E. dała radę to ja też dam. Może będę nosić ten nielegalny, albo kupię jakiś inny, dozwolony... na przykład taki:




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...