Nieprzewidziane koleje losu rzuciły nas do dawnej katolickiej katedry w Lundzie. To jeden z dwóch kościołóch, który przeżył
reformację rewolucję z XVI wieku. Z pozostałych nie został kamień na kamieniu, tak oto zreformowano je.
Jeśli ktoś chce wiedzieć więcej, polecam
mój dawny wpis na ten temat.
Dzisiaj nastały czasy ekumenizmu. Wiem, że może to dziwnie zabrzmi akurat w moich ustach, ale mam bardzo mieszane uczucia, bo w większości wypadków polega on na negowaniu katolickiego dziedzictwa i udawaniu, że nie ma żadnych różnic między chrześcijanami.
A różnica jest jedna podstawowa - to Kościół Katolicki ma sukcesję apostolska, a inne nie. Tylko w nim mamy pewność drogi zbawienia, inne to loteria (w najlepszym razie). Można się spierać w temacie prawosławia, pomijając politykę cerkwii z Kremla (jakże inaczej nazwać moskiewski patriarchat?), natomiast pozostawmy ten temat na boku. Mówimy o Szwecji. O kościele "chrześcijanskim" który otwarcie popiera homoseksualne dewiacje, święcenie kobiet na kapłanów i zdejmuje krzyże ze ścian, żeby nikt sie nie obraził.
Nie zdejmę krzyża z mojej ściany, za żadne skarny świata, bo na nim Jezus ukochany grzeszników z niebem brata. Jakże prawdziwa ta piosenka z dzieciństwa, do dzisiaj mam w głowie jej słowa.
W katedrze w Lundzie nie ma krzyża. Jest piękna mozaika, płaskorzeźby i organy, ale nie ma krzyża. na pewno kładziemy swój na ołtarzu, bo żadna eucharystia nie może się bez niego odbyć. Ale wierni widzą go tylko podczas procesji wejścia, potem gdzieś jest odstawiany, bo nie ma dla niego miejsca.
Jak może pamiętacie, choćby z doniesień gościa niedzielnego, po raz pierwszy od 500 lat w katedrze w Lundzie sprawowane są regularne katolickie msze. Na czas remontu naszego kościoła pozwolono nam korzystac z tego. Czasem o 8:30 rano, czasem dopiero o 19 wieczorem, tak, zeby nie kolidowało to z luteranskimi planami. nasz proboszcz jest dumny z tej współpracy, nie pozwolił na jakiekolwiek komentarze na ten temat - za wyjątkiem wyrażania dozgonnej wdzięczności, oczywiście.
Także nie komentuję tej decyzji.
Natomiast nie czuję się w katedze dobrze.
Nie wiem, gdzie znika Ciało Pana, które pozostanie po komunii. Ksiądz gdzieś idzie poza prezbiterium, wraca bez.
Nie wiem, czy przyklękać przy wejściu, czy nie. Odruchowo to robię, ale zawsze się zawaham.
Dziwnie mi z "ochroniarzem" siedzącym "za biurkiem" przy wejściu do kościoła, który zajmuje się też nagłośnieniem. Czasem nie ten mikrofon włączy, nie wie przecież kiedy używa się ambonki, kiedy ambony a kiedy ołtarza. Raz po komuni odeszłam w pod same drzwi, on siedział i gadał z jakąś panią. A my tu dotykamy największej świętości!
nie pierwszy raz czuję taki ból na szwedzkiej mszy. Zawsze mam w sercu wahanie co do moich intencji, żeby nie było, nie krytykuję sobie tak dla zabawy. Ale staram się dbać o moją wrażliwość i o to, by już nigdy nie zagubić poczucia sacrum, tak strasznie łatwo do tego doprowadzić!
Kiedyś ksiądz przy spowiedzi mi powiedział, żeby popatrzeć na to z perspektywy Chrystusa. On sam się na to zgadza! Pierwszy raz to zrobił pozwalając się przybić do krzyża. Dzisiaj także pozwala na świętokradztwa. Daje niegodnym tego ludziom swoje Ciało. On nie dopuszcza niczego, na co sam nie wydał zgody. I tak właśnie mamy na to patrzeć, świadomi naszych własnych zaniedbań, nieustannie wdzięczni za Jego łaski.
Katedra w Lundzie to idealny symbol naszej pustki, czasem pięknej świątymi, ale jakże martwej.