19 sierpnia 2013

Serce upomina mnie nawet nocą...

To psalm z niedawnego czytania... ach, jak pięknie brzmiał wymówiony w środku nocy naprzeciwko mojej Maryi niosącej Ducha Świetego. Dosłownie ciary mnie przeszły jak odkryłam skarb na ten dzień.
Zachowaj mnie, Boże, bo chronię się do Ciebie,
mówię do Pana: „Tyś jest Panem moim,
Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem,
to On mój los zabezpiecza”.
Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek,
bo serce napomina mnie nawet nocą.
Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy,
On jest po mojej prawicy, nic mną nie zachwieje.
Ty ścieżkę życia mi ukażesz,
pełnię Twojej radości
i wieczną rozkosz
po Twojej prawicy.


Od niedawna mamy tę ikonę. Staram się codziennie spędzić z nią czas. Nie da się inaczej, bo ona wzywa...

W jakiś tajemniczy sposób modlitwa jest inna gdy się zapali świeczkę i uklęknie przed ikoną... postawi Pana przed oczy...

Całe ciało się wtedy modli. I tak naturalnie przychodzi wtedy na usta modlitwa Jezusowa.

Ponoć muzułmanie też mają swój kult Maryi (proboszcz z Rosengardu mówi, że co chwila jakaś muzułmanka przychodzi i do figury Maryi... że to chyba te, błagające o płodność przychodzą... i że on zawsze troche się boi, czy ta kobieta nie ma na sobie jakiegoś pasa z bombami... ot, proza życia w najbardziej niebezpiecznej dzielnicy Skandynawii...). Choć Amir na pewno nie otacza Maryi kultem. Tak naprawdę to myślę, że on zaledwie toleruje ten mój świety obraz.

Ale ja wierzę, że to nie jest zwykłe tolerowanie tylko łaska Ducha Świetego właśnie :)

16 sierpnia 2013

Koniec feminizmu

Rodzina poszła na miasto, mogę zająć się czytaniem. Och, jaki piękny piątkowy wieczór. Prawdziwy relaks. Można wreszcie zaczerpnąć z naszej biblioteczki.

Łosoś się trawi w żołądku a ja rzuciłam się na "Koniec feminizmu" Nikonowa (zarzucę sobie w tle Bacha w wykonaniu Yo-Yo Ma, a co tam :) mój czas!).

Wydawca opisał książkę w ten sposób, no więc jak bym mogła się nie rzucić... na pohybel szwedzkiej propagandzie, która raczy nas w piatkowe wieczory wyjątkowo odmóżdżającą papką.
Książka Rosyjskiego autora jest prawdziwym fenomenem. W czasach dyktatu poprawności politycznej Aleksander Nikonov otwarcie krytykuje ideologię feministyczną, wykazując absurdalność i szkodliwość realizacji jej założeń. Nikonov przedstawia genezę feminizmu, sięgając do niejednokrotnie szokujących, nieznanych lub świadomie przemilczanych źródeł i faktów. W bardzo czytelny sposób przedstawia podobieństwo feministycznej ideologii i sposobów jej popularyzowania do innych destrukcyjnych ideologii funkcjonujących w XX wieku - komunizmu i faszyzmu. Nikonov wnikliwie opisuje także opłakaną kondycję współczesnego „białego mężczyzny”, który stał się głównym celem ataków „ziejących nienawiścią” feministek. Jednak nie jest to książka jedynie o feminizmie. Autor przedstawia także dramatyczne skutki realizowania poprawności politycznej, zwłaszcza w sferze edukacji wyższej. W książce znajdziemy wiele absurdów politycznej poprawności, wymownie uzasadniających smutną refleksję autora nad współczesną cywilizacją.
W świetle toczących się dyskusji nad kondycją ideową i przyszłością społeczeństwa polskiego książka wydaje się być szczególnie interesująca dla czytelnika w Polsce. Oparta na faktach, pozostaje głęboką refleksją, ale przede wszystkim przestrogą, jak opłakane skutki może przynieść realizacja idei feministycznych i innych pomysłów politycznie poprawnych gorliwców.
Lektura zaiste wstrząsajaca - i forma, i treść... Rosjanin, opisujący zgniły zachód, więc w sumie czego się spodziewać, panegiryku? No ale nie wymyślił tego. Opisuje doświadczenia swoje i bezpośrednich rozmówców, i to w niesamowicie celny (acz zjadliwy) sposób.

Ten zachód jest ta zgniły, że każdy wykształcony Polak (albo Rosjanin, jak widać) dostrzega to wyraźnie.

Piszę "Polak" bo wykształconych Szwedów już prawie nie ma.

A nawet jeśli są, to ich standardy będą takie tak opisywanych Amerykanów czy Francuzów, którzy nie potrafią myśleć, co najwyżej zakuli wyniki na pamięć (bo jak zapytasz czy 1/3 i 3/6 to jest tyle samo, to większość odpowie, że TAK, bo tak ich ktoś nauczył, zakuli, ale o jakimś samodzielnym wyliczaniu - zapomnij... albo inny przykład. Takie zadanie francuskim studentom czwartego roku matematyki: "balon leci w jednym kierunku z szybkością 20 km/h w ciągu 1 godziny i 45 minut, następnie kierunek lotu się zmienia o 60 stopni i balon leci jeszcze 1 godzinę i 45 minut z tą samą prędkością. Proszę określić odległość od punktu startu do punktu lądowania". Zadanie znalazło się z zestawie egzaminacyjnym po dwóch tygodniach dyskusji wśród grona pedagogicznego czy nie jest aby za trudne. Zgodnie z przewidywaniami profesorów, na 150 osób rozwiazały je... dwie. Byli to Chińczycy.)

W zasadzie czytając tę książkę człowiek rozumie zacięcie Amy Chua w zakresie wykształcenia córek... nie być w matematyce dwa lata do przodu wobec reszty klasy naprawdę oznacza, że jest się śmierdzącym leniem... (rozwiazanie powyższego zadania zajęło mi dokładnie 3 minuty, a szkoły pokończyłam dawno temu i nie uczę teraz matematyki. Na bank zadam to zadanie kolegom z pracy w przyszłym tygodniu. Stawiam, że dwie osoby je rozwiążą.)

Powszechnie znaną prawdą jest to, że poziom szkolnictwa w Szwecji to niczym zajęcia z teorii tańca czy kurs budowania szałasów. Nawet pieczenie ciast na ichniejszych zetpetach to poziom ciasta w proszku pomieszanego z wodą u wsadzonego do piekarnika (nie wsadzą na 120 stopni tylko dlatego, że dzieci nie znają takiego czegoś jak kątomierz... ciekawe czy cyrkiel jest znany?)


Język książki jest bardzo bezpośredni i zjadliwy, bardzo niepoprawny politycznie (NB zjawisko poprawności politycznej także jest poddane analizie... której nie wytrzymuje, rzecz jasna). Myślę nawet, że taka wypowiedź w mediach skończyłaby się oskarżeniem o mowę nienawiści :) przecież teraz już nawet nie można powiedzieć "murzyn", żeby nie dostać łatki rasisty... cóż... a pojechać po feministkach i ideologiach ...? oj... doigra się!

Książka opisuje paradoksy "zachodnich demokracji" i próbuje analizować ich przyczynę. Dlaczego w USA starszemu jegomościowi nie sprzedadzą piwa, podczas gdy dwudzietoletniej dziewczynie po wylegitymowaniu - owszem? Dlaczego stan Kalifornia walczył w sądzie dwa lata, żeby móc wymagać od maturalnych uczniów znajomości trzech stanów skupienia substancji a nie tylko dwóch, jak federalne podreczniki...? Ile kosztuje w USA dojście sprawiedliwości w sądzie i jak jeden jeden rosyjski naukowiec zaoszczędził 6 milionów dolarów pisząc samemu pozwy i dlaczego było to niechętnie widziane przez sędziego? Dlaczego amerykańscy lekarze przypisują tylko amerykańskie lekarstwa a za użycie innych trafia się do więzienia (nawet jeśli ratują życie pacjentowi)? Dlaczego wolno wychwalać genetyczne zalety murzynów ale o ich niedostatkach nie wolno wspomnieć? Dlaczego po jednym anonimowym telefonie wsadza się mężczyznę do więzienia i zabiera dzieci do opieki społecznej...? i jeszcze sporo innych ciekawych kwiatków. Ciekawych i przerażających... 

Myślę, że każdy rodzic powinien ją przeczytać, żeby zapewnić swojemu dziecku coś więcej niż obecne systemy edukacyjne oferują. Ale także w trosce o przyszłe społeczeństwo. Za wszelką cenę czytać, analizować i oszaleć - nie dać się stłamsić!!! Bo diagnoza Nikonowa jest zatrważająca.
"Amerykańscy koledzy wyjaśnili mi, że niski poziom kultury i edukacji szkolnej w ich kraju jest świadomym osiągnięciem zmierzającym do realizacji celów ekonomicznych. Chodzi o to, że kiedy wykształcony człowiek naczyta się książek, staje się gorszym klientem. Kupuje mniej pralek, samochodów, zaczyna bardziej niż nimi interesować się Mozartem, van Goghiem albo jakimiś teoriami. Cierpi wówczas gospodarka społeczeństwa konsumpcyjnego i przede wszystkim dochody tych, którzy rządzą ich życiem. Dlatego też zamierzają oni nie dopuścić do rozwoju poziomu kulturalnego i edukacyjnego (które na dokładkę utrudniają im manipulowanie ludnością jak pozbawionym intelektu stadem)".
(Ja bym do powyższego dodała jeszcze "niski poziom religijności", wszak religia też wzywa do wybierania INNYCH dóbr... a jeszcze niektórzy ekstremiści potrafią sprzedać wszystko co posiadają i nie kupić nic nowego!... no ale to temat na inny felieton, na potrzeby tego przyjmijmy, że religia to kultura)

8 sierpnia 2013

Pyskaty

Kami robi się coraz bardziej pyskaty, uparty i kwestionujący-zdanie-mamy... na wszystko ma odpowiedź, pasującą do jego pragnień - rzecz jasna...

Idziemy na spacer, Kami co chwila ma inny pomysł na to, co chce robić albo gdzie iść. W pewnej chwili jęczy:
- Mamo, ja chcę iść do Wiktorii!
Jako że nie mam w zwyczaju zaskakiwać opiekunki mojego dziecka w ten sposób (zwyklę dzwonię choć pół godziny wcześniej hihi), odpowiadam:
- nie możemy do niej tak sobie wpadać, ona jest na pewno zajęta! nie uprzedziliśmy jej!
[K] - ja chcę iść do ZAJĘTEJ WIKTORII!

No i przegadaj tu takiego...

***

Wczoraj o 7 rano. Pomalowałam paznokcie na pasujący-do-stroju kolor (granatowy). Schną sobie. Uprzedzam Kamyczka, żeby jakiegoś numeru mi nie wywinął (typu nagłe przytulenie się do mnie). On natychmiast się rozbudził, oderwał od bajki, popatrzył całkiem przytomnie i zadał pytanie:

- a dlaczego nie różowy??

Hmmm.... dlaczego akurat to, go zainteresowało...? hmmmm.......

***

Amir ma nowy telefon. Kami oczywiście już ma na niego chrapkę, bo są w nim nowe gry. Tatuś pokazał najpierw co i jak, aloe w końcu schował. A Kami w histerię.
- Tatuś nie chce dać Kamyniowi telefonu! A przecież trzeba się dzielić!

(ten tekst podłapał, gdy szkoliliśmy jego i Kacperka - przedszkolnego kolegę - że trzeba umieć się bawić z innymi, nie jest łądnie jeść samemu gdy inni się patrzą albo szpanować hulajnogą i nie dać się przejechać... no to teraz chce, żebym ja dzieliła się z nim moim komputerem, tata komórką, a każde z nas - samochodem!)

Tłumaczę, że tata teraz musi naładować telefon, że bateria padła. Że może jutro tata znowu się podzieli. Kami odzyskuje uśmiech, ociera łezki.

[K] - Tak, tata musi pójść do pracy, a ja wtedy będę się bawił!

Mały cwaniak! :D

5 sierpnia 2013

Patrz, mamo, zmniejszyłem się!

Kami zrzucił samolot z balkonu, wpadł do ogródka sąsiada. Namawia mnie żeby zejść na dół z kijem hokejowym i wygmerać go. Opieram się (bo to mega siara tak grzebać kijem w cudzym ogródku, a o 8 rano jeszcze śpią), ale w końcu się zgadzam spróbować:
- dobra, idziemy, może się uda. Ryzyk-fizyk.
[K] - Tak, ryzyk-fizyk pomoże nam!!! Choooodź!!!!!

***

Idziemy na rowery (mama swój, Kami swój). Nagle Kami zobaczył fotelik przypięty ciągle do mojego roweru i zmienia zdanie.
- Mama, ja chcę na dużym rowerze z Tobą jechać, tutaj!
[M] - Kami, ale to jest dla małych dzieci, ty już jesteś duży (i ciężki, w domyśle).
Kami patrzy po sobie, podnosi nogę, patrzy na stopy.
[K] - Nie, mamo, patrz! ZMNIEJSZYŁEM SIĘ!

(o matko, skąd on zna takie słowa i że umie je poprawnie wypowiedzieć i zastosować!!!)

***

Jedziemy tym rowerem (jednym). Pod górkę ledwo zipię, jakaś baba mnie wyprzedza. Kami się wydziera z tyłu:
- Mama, szybciej!
Odwracam się:
- Kami, nie mam siły, jesteś ciężki. Będę sobie jechać tak wolno jak chcę.
[K] - A dlaczego jestem ciężki? (o matko, zaczyna się seria "a dlaczego")
[M] - Bo jesteś duży. Urosłeś.
[K] - Jestem duży?
[M] - Tak.
[K] - To mogę na deskorolce jeździć????

(o nieee!!!! to był mój regularny argument, żeby przestał próbować i nie wybił sobie zębów!!! ale że nagle przypomniał sobie o tej zakichanej deskorolce, przecież od miesięcy nikt na niej koło nas nie jeździł!)

***

Wieczór. Jemy kolację. Kami patrzy przez okno i komentuje:

- Patrz, mamo. Już jest dzień tylko trochę. Nie jest jeszcze noc, ale już nie jest dzień.

[M] - Brawo, Kami, właśnie tak. To się nazywa wieczór.

(tylko czy to mi teraz nie zabije argumentu, że "już jest noc, trzeba iść spać"? no bo przeważnie chodziliśmy spać "wieczorem"...)

***
I to wszystko w jedną niedzielę. Taki zmasowany atak argumentów! ;)

1 sierpnia 2013

Dziś idę walczyć, mamo!

Bardzo mnie wzrusza ta piosenka.

Bo to parasolowa piosenka, przypomina mi moje harcerskie czasy.

Bo w ogóle bardzo mnie porusza cała historia naszej walki o niepodległość i tożsamość (mamy całą serię "Czasu Honoru" z napisami, mam zamiar pouczyć męża historii... Myślę, że łatwiej zrozumie wtedy swoją polską żonę :) )

Bo z nich jesteśmy.



Dzisiaj o 17 byłam już w domu. Nic nie wyło, ale w mojej duszy słyszałam tę syrenę. I mam nadzieję, że mój syn też będzie ją kiedyś słyszał i się wtedy zatrzyma. I wspomni swoje korzenie.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...