28 marca 2016

Radość Poranka

Drodzy czytelnicy, przypadkowi i stali, dziękuję za życzenia i obecność.

Życzę Wam wiele radości i siły płynącej z faktu, ze życie zatriumfowało nad śmiercią - niech tak się dzieje w Waszym życiu.

Nie pierwszy raz usłyszałam, że krzyż naszego życia to nie jest nic negatywnego. To tylko część życia, to nasza droga do świętości. Mamy być silni i nią iść. Nawet jeśli czasem przeraźliwie samotnie. A czasem w tłumie, w którym czujemy się jeszcze bardziej samotni.

Jesteśmy wolni od mroku!!! Alleluja!!!


Regina Caeli, laetare, alleluia, 
Quia quem meruisti portare, alleluia, 
Resurrexit, sicut dixit, alleluia, 
Ora pro nobis Deum, alleluia.

V. Gaude et laetare Virgo Maria, alleluia, 
R. Quia surrexit Dominus vere, alleluia.

Oremus.
Deus, qui per resurrectionem
Filii Tui Domini nostri Iesu Christi mundum laetificare dignatus es: praesta, quaesumus, ut, per eius Genitricem Virginem Mariam, perpetuae capiamus gaudia vitae. Per eumdem Christum Dominum nostrum. 
R. Amen.

26 marca 2016

Chleb ze złota

Udało się!
Upiekłam idealne PANDORO (po włosku: "chleb ze złota") w charakterze baby wielkanocnej.


Po wielu próbach i testowaniu różnych przepisów, do których notabene bardzo trudno jest dotrzeć, bo są ponoć pilnie strzeżoną tajemnicą cukierników z Werony, wyszło mi takie, jak pamiętam z Włoch. Miękkie, pachnące wanilią, wilgotne. Najlepsze drożdżowe ciasto świata.

I chyba najbardziej pracochłonne.

Rośnie na cztery raty, po dwie godziny za każdym razem, cały dzień doglądania ciasta. Każdy etap odhaczam na kartce, bo łatwo się zgubić... Poza tym nie jest bardzo trudne - mój robot kuchenny (ooops, przepraszam, kiczen asistant!) najcięższą pracę wykonuje za mnie :)

Polecam na kolejne święta (na te już nie zdążycie!). Składniki:

610 g mąki pszenej
250 g masła
200 g cukru
35 g drożdzy
8 jaj (1 całe i 7 żółtek)
1 dl śmietany 18% lub 34%
pół szklanki mleka
cukier waniliowy lub wanilia
starta skórka z cytryny (opcjonalnie - ja nie dodałam)
cukier puder do posypania/lukru

Kroki:

1. Zaczyn. Pokruszone drożdże + 75g mąki + 10 g cukru + 1 żółtko + 2-3 łyżki letniej wody.
Dokładnie rozmieszać łyżką, zostawić do wyrośniecia w ciepłym miejscu

czas rośnięcia: 2 h

2. Dodać 160 g mąki + 3 żółtka + 30 g miękkiego masła w kosteczkach + 90 g cukru + połowa mleka
Dodać do zaczynu i wyrobić, ok. 10 minut. (tu wchodzi robot kuchenny). Przykryć ściereczką, zostawić do wyrośniecia

czas rośnięcia: 2 h

3. Dodać resztę mąki (ok 400 g) + 30 g miękkiego masła w kosteczkach + resztę cukru + 1 całe jajo (rozbełtane) + 3 żółtka + reszta mleka

Dodać do poprzednio wyrobionych składników i ponownie wyrobić, ok. 10 minut. Przykryć ściereczką, zostawić do wyrośniecia

czas rośnięcia: 2 h

4. Dodać wanilię (i cytrynę, jeśli ktoś lubi), śmietanę, roztopioną i przestudzoną resztę masła. Wyrobić aż wszystkie składniki się dobrze połączą. Ciasto będzie dość tłuste, ale lekkie i pulchne.

5. Przełożyć do dwóch foremek posmarowanych masłem i oprószonych cukrem pudrem.
Pozostawić do wyrośnięcia tak długo, aż ciasto dorośnie do brzegów formy. U mnie to było kolejne 1,5 godziny.

czas rośnięcia: ile zabierze



6. Nagrzać piekarnik do 190C. Włożyć formy z ciastem, po ok 20 min zmniejszyć temperaturę do 160C. Piec kolejne 20 min (czas pieczenia to ok 40 min).
Pozostawić w nagrzanym piekarniku aż ostygnie, wyjąć z foremek. Posypać cukrem pudrem (albo polać lukrem - jedną babę zrobiłam z cukrem, drugą - z lukrem).

Palce lizać.




23 marca 2016

Asyryjczycy

Zanurzyłam się w "Bóg, Biblia, Mesjasz" ks. Chrostowskiego. Stało na półce od jakiegoś czasu i to była jedna z pierwszych pozycji na mojej liście na 2016.

Czytam i rozdziawiam paszczę.

Jak to historia lubi się powtarzać!!!

W VIII-VII w p.n.e. plemiona znad Tygrysa i Eufratu (Asyryjczycy) napadli na podzielone Królestwa Izraela. Najpierw jedno zniszczyli, uprowadzając ludność wgłąb swojego terytorium, potem drugie. Na miejscu Judei osiedlili "swoich", dając początek plemieniu Samarytanów.

Przez wiele lat żydzi tworzyli diasporę na terenach Babilonu. Zaczęli wtapiać się w lokalną - jakże bogatą - kulturę. Tygrys i Eufrat to wszak kolebka cywilizacji (płakać się chce jak pomyślimy, że to dzisiejszy Irak...).

Zaczęli zatracać własną tożsamość.

Było to potężnym motorem do wewnętrznej organizacji narodu - nauczania i przekazywania tradycji. To wtedy rodzice zaczęli opowiadać dzieciom o tym, jak to Mojżesz wyprowadził naród wybrany z Egiptu. To wtedy opowiadano wnukom o Abrahamie.

To wtedy "uczeniu w Piśmie" stworzyli Pismo.

Tak, do tamtej pory nie istniała Tora. Nie było potrzeby.

Na wygnaniu zaczęto pieczołowicie spisywać historię narodu. Tam, gdzie brakowało świadków lub faktów uzupełniano teologicznymi symbolami. Na przykład opis powstania świata z Księgi Rodzaju ponoć bardzo przypomina mezopotamskie legendy o powstaniu świata. Tylko w tamtych legendach bohaterami opowieści byli bogowie, a człowiek był tłem ich życia. Bóg Izraela stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, nadał mu godność. To odróżniało (i odróżnia nadal) religie pogańskie od religii objawionej.

Tak powstała Tora.

Tak powstało to co najcenniejsze w Izraelu.

Przyszli Asyryjczycy i to wymusili.

Dlaczego mam nieodparte wrażenie, że teraz też zalewają nas Asyryjczycy i to wymuszają...? Na naszych oczach przesiedlają nas do Babilonu. Niszczą nasze poukładane życie, wstrząsają społeczeństwem, które zapomniało o tym, że "nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną".

Ale to jest właśnie szansa na ocalenie. Dopiero na tym wygnaniu naród wybrany może się obudzić i zapłakać. I zdecydować zawalczyć o swoją tożsamość.




Nad rzekami Babilonu

siedzieliśmy i płakali,
wspominając Syjon
[Ps 137]

12 marca 2016

Dorota

W moim szwedzkim życiu spotkałam kilka osób, które miały duży wpływ na nie. Pojawiły się nagle, znienacka, bardzo pomogły w danym momencie, i ... poszły. Zostawiły wspomnienia i ciepło w sercu. Pamiętam o nich.

A każde ponowne spotkanie z nimi to kolejny promyczek światła.

Nie wiem czy ja kiedykolwiek byłam kimś takim dla kogoś, chciałabym. Bo dla mnie to było doświadczenie mistyczne: doświadczenie spotkania z Bogiem. Chyba po prostu te osoby były prorokami dla mnie, a ja dostałam łaskę usłyszenia czegoś przez nie.

W Malmo przeżyłam bardzo głębokie rekolekcje prowadzone przez księdza Piotra Bryka z Elbląga. Do dziś pamiętam tę łysą głowę i spokoje słowa, przypominał mi innego księdza Piotra, który swego czasu był jedną z takich świetlistych osób. To był czas mojego totalnego zagubienia się w nowej rzeczywistości (a może jednego z wielu...?), początek roku 2012. Po mszy rekolekcyjnej miał być czas na świadectwa, w sali na dole. Nikogo nie znałam wtedy "w parafii", bo chadzałam tam tylko w niedziele, a dodatkowo parafia w Malmo nie sprzyja integracji. Pamiętam, że bardzo musiałam się zmusić do zejścia na dół. Siadłam sobie przy kwiatku w korytarzu i czekałam, aż przygotują salę na wejście tłumu. Sporo ludzi przyszło, gadali ze sobą, a ja jak ten "nowy" w klasie. Już miałam uciekać, sama się sobie dziwiłam, że tak zdziczałam. Ja, niegdysiejszy lider harcerski i osoba bez oporów wychodząca do obcych.... A tu przysiadł się ktoś do mnie. Po chwili zagadał po angielsku. Że nikogo tu nie zna, bo jest z dziewczyną, i czy może usiąść. Też chyba czuł się trochę nieswojo, jak na tureckim kazaniu.

Zaczęliśmy rozmawiać. Od słowa do słowa opowiedział mi niesamowita historię poznania swojej dziewczyny, która za chwilę podeszła do nas i włączyła się do rozmowy. To była Dorota. Przyjechała z Elbląga na kilka dni, spotkac się z narzeczonym - tym właśnie facetem, Matsem - i przy okazji księdzem Brykiem, którego bardzo dobrze znała z Elbląga.

Nie chcę wchodzić w intymne szczegóły, ale to spotkanie było dla mnie jak haust świeżego powietrza. Kobieta pełna energii, otwarta, trochę szalona - a jednocześnie był  w niej pokój.

Historia Doroty jest niezwykła. Pianistka, nauczycielka muzyki, kobieta po przejściach - wdowa, była alkoholiczka, matka. Wyglądała na 35 lat, a miała 45. Powiedziała, że czas się dla niej zatrzymał gdy się nawróciła.

Po tym spotkaniu kilka razy spotkałyśmy w Lund w kolejnych miesiącach, Dorota i Mats byli u nas na kolacji. Zawsze głęboko rozmawialiśmy i bardzo otwarcie. Czułam, że wreszcie mnie ktoś zrozumiał, że niemożliwe jest możliwe, że Bóg sam wystarczy - że bez Niego to dno i sam muł.

Dorota i Mats wyjechali potem do Polski, teraz są małżeństwem. Spotkałam ich znienacka rok temu jak były u nas rekolekcje ojca Bashobory.

I w zeszłą niedzielę w Lund. Nagle ktoś do mnie zamachał, uśmiechnięta gęba. Dorota!

Przyjechali na mszę, bo byli przejazdem.

Wiele rzeczy się wydarzyło, szkoda, że nie było czasu na poznanie szczegółów, może musze tam pojechać do nich :)

Swoją historię opowiada trochę w tym wywiadzie, jak ktoś ma dostęp to zapraszam.
Jej historia niesie nadzieję, a równocześnie zachwyt nad potęgą i działaniem Boga. Dorota była nauczycielem muzyki przez ponad 20 lat. Paradoksalnie, muzyka była największą raną jej życia.
Dorota Wickenberg: Nigdy w życiu nie grałam niczego ze słuchu, aby poczuć prawdziwą radość. Dla mnie jako zawodowego muzyka – to w pewnym sensie dramat. Miałam bardzo niskie poczucie wartości. Umiałam zagrać utwory Chopina, Bacha, które przygotowywane były na występ, koncert, egzamin. Dramatem było wychodzenie na scenę, ulegałam panice i nagle zaczynałam gorączkować. Zdarzało się, że do 40 stopni Celsjusza. Przez całą edukację przechodziłam tzw. „katusze”, a potem nie „znosiłam” mojej pracy. Jedynym moim celem w tym czasie, było odniesienie sukcesu. Wewnętrznie odczuwałam paraliżujący lęk, wręcz nienawiść do tego, co robię. Jednak… w głębi serca kochałam muzykę i nie rozumiałam sprzecznych uczuć, które zawsze we mnie istniały – wyznaje.
Powoli acz zdecydowanie czuli powołanie do pewnej duchowości. Bóg prowadził ich poprzez Maryję, według reguły regułę św. Ludwika Montforta - której wyrazem jest całkowite powierzenie się Matce Boga - Totus Tuus (Cały Twój).  Z modlitwy i tego zawierzenia zrodziło się ogromne ewangelizacyjne dzieło - musical.

Wyżej wspomniany wywiad opowiada jego genezę.  Jak Duch Święty prowadził ręce Doroty, jak ją otworzył na muzykę po dwudziestu latach pracy w zawodzie, jak stworzył dzieło, które ma wielką moc. Wszystko w bardzo krótkim czasie, a powstało coś pięknego, co zmienia życie ludzi. Uczniowie Doroty przeżyli nawrócenia, ich rodzice też, pomoc i wspapcie przychodziły z najbardziej nieoczekiwanych stron.

Dostałam musical na płycie, nie wiem czy wolno mi rozpowszechniać go - ale będę się starać, bo warto.

A póki co czuję znowu w sercu to ciepło, które pochodzi z jednego tylko Źródła. I znowu dzięki prorokowi Dorocie :)



Dla szwedzkojęzycznych czytelników (są tacy??) znalazłam wywiad z Dorotą i Matsem, nagrany podczas spotkania u franciszkanów.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...