27 kwietnia 2012

Uśmiech Numeru

Próbuję uśpić Kamyczka, co chwila coś wymyśla... niecierpliwię się.

[Mama] - Kami, teraz mnie już naprawdę wkurzasz!
[K] - Odkurzacz? Odkurzacz?.... chodź, mama!

I biegnie wyciągać odkurzacz* z szafy... kurka wodna, w to mu graj!

***

Na placu zabaw. Kami chce koniecznie chodzić po płotku (zrobionym z okrągłej belki, z której co chwila spada). No to chodzimy, trzymam go za rękę. Dochodzimy do krzaków, wzdłuż których płotek ciągnie się dalej.
[M] - teraz zawracamy, tam są krzaki, nie chcę żebyś  wpadł w krzaki (chodzi na bosaka!)
[K] - SIUSIAKI???  chodź, chcę w SIUSIAKI!

Umarłam ze śmiechu. A potem poszliśmy w siusiaki bo mi się skończyły argumenty...




* ulubiony domowy przedmiot... czasem śmieci tylko po to, żeby poodkurzać to potem...

Deer Hunter (Łowca Jeleni)

Jeden z szefów naszej firmy jest dla mnie doskonałym przykładem zasłyszanego kiedyś powiedzenia, że duńczycy sa arabami Skandynawii.

Scena wczoraj w kuchni. Tue (w/w szef duńczyk) opowiada jak to jego auto nie nadaje się do jazdy i musiał przyjechać autobusem
.
[Ja] - jak to, ale co się stało?
[T] - no przez tego jelenia
[Ja] - jakiego jelenia???
[T] - no jechałem w poniedziałek o 5 rano do biura, 160 na godzinę, pogoda była syfiasta, wyprzedzałem jakieś auto i nagle patrzę - jeleń. Nie zdążyłe nic zrobić, walnąłem w niego, jakoś tak mnie obróciło i zatrzymałem się na poboczu.
[Ja] - i co, nic ci się nie stało, jak auto?
[T] - mogłem dalej jechać, ale jest pokryte tym, no (skubie się po rękach)... FUTREM (rozbrajający uśmiech małego chłopca). Chciałem zadzwonić na policję, ale zorientowałem sie wtedy, że nie mam ważnych badań technicznych. No to po prostu dojechałem do biura i zadzwoniłem do Jonasa [szef hangaru, Szwed].
[Ja] - o kurcze, jeszcze byś mandat dostał!
[T] - no właśnie (rozbrajający uśmiech). Ale jak oglądaliśmy samochód to okazało się, że nie mam jednej tablicy rejestracyjnej, musiała zostać przy jeleniu,
[Ja] - o cholera... no i co zrobiłeś? teraz cię namierzą!
[T] - Jonas mnie zawoził na lotnisko w Kopenhadze, koło jeleni nawrócilismy i znalazłem tablicę. Okazało się, że tam były DWA jelenie... Jonas powiedział, ze takie wypadki trzeba zgłaszać na policję, bo oni muszą usunąć te jelenie.
[ja] - no ale wtedy się wyda, że jechałeś bez ważnych badań?
[T] - Jonas powiedział, żeby się nie martwić, on też kiedyś miał podobne wydarzenie, jak policja zwróciła uwagę na badania to powiedział po prostu "o, nie wiedziałem"... i to jest także mój plan! (kolejny rozbrajający uśmiech)

Prawdziwy skandynaw nigdy by nie jechał 160 na godzinę i nie zwiałby z miejsca wypadku. Ale w przypadku braku ważnych dokumentów rzeczywiście by powiedział - zupełnie szczerze i poważnie - że nie wiedział, a szwedzka policja tylko by mu za to pogroziła palcem. W końcu przy szwedzkich samochodach badania to tylko formalność, wiadomo, że SAABY i VOLVO się nie psują ;) 

18 kwietnia 2012

Thora

Dzisiaj spotkałam jednego luksemburczyka i przypomniałam sobie niedawne spotkanie z Thorą. Muszę do niej napisać.

Przyjechała taka pani do naszego hangaru i bardzo aktywnie brała udział w moim zebraniu (tak, tak, raz na dwa miesiące organizuję takie nasiadówki i nawet sporo ludzi na nie przyjeżdża, nawet z Luksemburga!). Zdziwiłam się trochę bo zwykle "nowi" nie zabierają tak ochoczo głosu. Ale pani Thora konkretnie i niemiłosiernie drążyła temat. Podobało mi się to.

Także to jak opowiadała jakie ma plany na wieczór, bez zażenowania przyznała się że jedzie na zakupy ciuchowe, i kto chce może jechać z nią. Och, jakie to miło nieszwedzkie...

Następnego dnia udało nam się porozmawiać przy kawie w kuchni. Zaczęło się niewinnie a przegadałyśmy chyba godzinę, stojąc w przejściu po prostu (och, jakie to nieszwedzkie). Moja nowa koleżanka okazała się niezwykle ciekawą osobą, a najbardziej zaciekawiło mnie to, że jej dzieci znają SIEDEM do DZIEWIĘCIU języków. Kilka z nich jest "pierwszych".

Thora i jej rodzina pochodzą z Islandii (język islandzki w domu). Z małymi dziećmi wyjechali do Szwecji, bo tam mieli pracę - oboje małżonkowie pracują w branży lotniczej (język szwedzki, angielski gdy przychodzili koledzy z pracy do domu). Kilka lat później wyjechali do Hiszpanii, kolejny kontrakt (jęz. hiszpański). Po kolejnych kilku latach przeprowadzili się do Luksemburga (luksemburski, francuski, niemiecki, portugalski - ten ostatni jest popularny, bo jest tam duża imigracja z Portugalii). Jeden z synów uczył się przez rok w Danii (już zna duński)...

Bardzo mnie zbudowała rozmowa z nią (cztery języki Kamyczka to pikuś!). Chyba nie spotkałam jeszcze nikogo tak otwartego, życzliwego, uzdolnionego i ze zdrowym poczuciem własnej wartości. Ciekawie opowiadała o swoich doświadczeniach wielu lat życia poza własną ojczyzną. Co jest naprawdę ważne w życiu. Szczęście i pokój są w nas, tak łatwo o tym zapomnieć.

Bardzo się cieszę, że moje grono pracowych znajomości tak się poszerzyło, następnym razem zaproszę ją na pakistańskie curry do domu Rashidów (po wspólnych zakupach oczywiście!).

Thora dała mi swoja wizytówkę. Myślałam, że będzie tam link do jej profilu w LinkedIn albo telefon kontaktowy w West Air Luxembourg, a tu taka niespodzianka... http://karlsdottir.com/

Do tego jeszcze artystka!

15 kwietnia 2012

Zaraz przyjdę!!!

Kamyczek gada ostatnio jak najęty. Najnowsze gadki przyprawiają mnie o wybuchy śmiechu, szkoda, że Tata nie rozumie. Zapowiedziałam mu, ze teraz to musi się nauczyć polskiego, traci tyle dobrej zabawy... No i nie rozumie co syn do niego mówi!

Rozmowa przed południem. Kami nie chce ubrać pieluchy, ucieka. Za chwilę:
[K] - Mama, siusiu idzie!
[M] - Pięknie, Kamyczku, idziemy do toalety!
Idziemy, Kami siada na ubikacji robi siusiu. Spuszcza wodę.
[M] - Brawo, kochanie!

Za 5 minut. Kami dalej biega bez majtek.
[K] - Jeszcze raz siusiu!

Zanim zdążyłam się ruszyć, Kami krzyczy:
- Saaam!
Wbiega do łazienki, zamyka drzwi. Słyszymy szuranie... Za sekundę otwiera, wychyla się i mówi:
- Zaraz przyjdę!!!
Zamyka drzwi. Zamyka na zamek. za chwile słyszymy spuszczanie wody...

Jak weszłam do łazienki okazało się, że za szuranie odpowiada taboret, który Kami przystawił do ściany, żeby zapalić światło.

Na ubikacji nie ma żółtej nakładki "dla dzieci". Zapytałam zaskoczona:
- A jak ty wchodzisz na ubikację? Jak na niej siedzisz?

Na co Kami mi zademonstrował... szczena mi opadła... Bo wszedł na nią jak gdyby nigdy nic, zrobił obrót, prawie mocząc nogi w wodzie, i siedł szerokim okrakiem. I mówi:
- O tak!

No i jak taki dialog przetłumaczyć tatusiowi...?

No i jak ma tatuś zrozumieć co Kami ma na myśli kiedy mu zabiera kubek ze swoim mlekiem ze słowani "Nie ruszaj!"...?


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...