18 kwietnia 2012

Thora

Dzisiaj spotkałam jednego luksemburczyka i przypomniałam sobie niedawne spotkanie z Thorą. Muszę do niej napisać.

Przyjechała taka pani do naszego hangaru i bardzo aktywnie brała udział w moim zebraniu (tak, tak, raz na dwa miesiące organizuję takie nasiadówki i nawet sporo ludzi na nie przyjeżdża, nawet z Luksemburga!). Zdziwiłam się trochę bo zwykle "nowi" nie zabierają tak ochoczo głosu. Ale pani Thora konkretnie i niemiłosiernie drążyła temat. Podobało mi się to.

Także to jak opowiadała jakie ma plany na wieczór, bez zażenowania przyznała się że jedzie na zakupy ciuchowe, i kto chce może jechać z nią. Och, jakie to miło nieszwedzkie...

Następnego dnia udało nam się porozmawiać przy kawie w kuchni. Zaczęło się niewinnie a przegadałyśmy chyba godzinę, stojąc w przejściu po prostu (och, jakie to nieszwedzkie). Moja nowa koleżanka okazała się niezwykle ciekawą osobą, a najbardziej zaciekawiło mnie to, że jej dzieci znają SIEDEM do DZIEWIĘCIU języków. Kilka z nich jest "pierwszych".

Thora i jej rodzina pochodzą z Islandii (język islandzki w domu). Z małymi dziećmi wyjechali do Szwecji, bo tam mieli pracę - oboje małżonkowie pracują w branży lotniczej (język szwedzki, angielski gdy przychodzili koledzy z pracy do domu). Kilka lat później wyjechali do Hiszpanii, kolejny kontrakt (jęz. hiszpański). Po kolejnych kilku latach przeprowadzili się do Luksemburga (luksemburski, francuski, niemiecki, portugalski - ten ostatni jest popularny, bo jest tam duża imigracja z Portugalii). Jeden z synów uczył się przez rok w Danii (już zna duński)...

Bardzo mnie zbudowała rozmowa z nią (cztery języki Kamyczka to pikuś!). Chyba nie spotkałam jeszcze nikogo tak otwartego, życzliwego, uzdolnionego i ze zdrowym poczuciem własnej wartości. Ciekawie opowiadała o swoich doświadczeniach wielu lat życia poza własną ojczyzną. Co jest naprawdę ważne w życiu. Szczęście i pokój są w nas, tak łatwo o tym zapomnieć.

Bardzo się cieszę, że moje grono pracowych znajomości tak się poszerzyło, następnym razem zaproszę ją na pakistańskie curry do domu Rashidów (po wspólnych zakupach oczywiście!).

Thora dała mi swoja wizytówkę. Myślałam, że będzie tam link do jej profilu w LinkedIn albo telefon kontaktowy w West Air Luxembourg, a tu taka niespodzianka... http://karlsdottir.com/

Do tego jeszcze artystka!

3 komentarze:

  1. Bardzo inspirujący post i faktycznie niezwykła osoba! :) Wspaniale mieć takich ludzi w gronie znajomych czy przyjaciół.

    Kami jest jeszcze malutki, więc jego 4 języki to naprawdę niemało jak na 2 latka. Kto wie z iloma będzie osłuchany gdy skończy 12, czy 22 lata... Może los zdecyduje, że i wy polecicie gdzieś za jakąś interesującą propozycją pracy, awansem i zmienicie otoczenie, dojdą kolejne języki... Może Kami gdy dorośnie zdecyduje się na studia zagranicą, albo będzie jeździł na wymiany z Erasmusa itp., dzięki czemu pozna kolejne kilka języków. Zresztą już w szkole dojdzie mu pewnie niemiecki albo francuski (poza standardowo angielskim). Mama może go nauczyć rosyjskiego (bo czytając bloga odnoszę wrażenie, że całkiem nieźle nim włada - mylę się?). :) Uważam, że i tak ma dużo bogatsze dzieciństwo od dzieci jednojęzycznych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie spotykać takich ludzi! Mam nadzieję, że wam się dobrze rozwinie relacja!
    Agata

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę takiej wielojęzyczności ;)

    OdpowiedzUsuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...