22 października 2016

Małe zwycięstwa

Nie wiedziałam, że pójście na basen to taka wielka sprawa.

Ale po kilktu tygodnaich pracy po 10 godzin na dobę, z weekendami, taka rzecz to wielkie wyzwanie.

Wtorek to nasz basenowy dzień w tym semestrze. Zajęcia są tak ustawione, że jadę na nie prosto z pracy, zgarniam tylko dziecko ze szkoły. W czasie jego zajęć, mam 45 minut na swoje popływanie. No idealny układ, poza tym, że od kilku tygodni nie pływałam, bo było dużo do zrobienia. W czasie zajęć dziecka siedziałam nad pracą...

Basen i pianino Kamyczka należą do mnie, mąż nie lubi pływać, a pianino uważa za przerost formy nad treścią (no i trzeba jechać na drugi koniec miasta na tę dwidziestominutową lekcję). Ale przez chwilowy nawał moich zajęć w poprzednim tygodniu to mąż był na basenie, nawet nie dałam rady wyjść z pracy, żeby ją przynieść do hali basenowej...

Teraz powoli zaczynam się wygrzebywać z tej góry zadań. W tym tygodniu już basen należał znowu do mnie. Ale ze stresu nie wzięłam rano strojów.

No więc pisałam potem sms-y do męża, żeby spakował i wziął ze sobą do pracy. Wracając ze swojej zgarnę po drodze.

Niestety, nie znalazł spodenek synka.

We wtorek mamy więc taką sytuację: wychodzę z pracy, basen za pół godziny, nie mam stroju a dziecko jeszcze w szkole... nie mamy drugich spodenek, a na pewno nie zdążę kupić nowych przed zajęciami.

Burza mózgu. A może jednak odpuścić, odpocznę przynajmniej, poleżę na kanapie przez chwilę...

Nie! Nie mogę tak łatwo się poddać. Zapytamy w recepcji czy nie znaleźli turkosowych spodenek. Jak mamy pływać, to się znajdą. To nic, ze już za pięć czwarta. Jedziemy!

Wpadliśmy na basen 2 minuty po rozpoczęciu zajęć. Pytam o te spodenki... pani idzie na zaplecze i przynosi!!! Od razu widać, że to mąż był na basenie z dzieckiem, mówię sobie. Ale nie mogę narzekać, w inne dni załatwiał ostatnio gotowanie, sprzątanie i kładzenie dzieci spać.

Sprintem do przebieralni, Kami spóźnił się na zajęcia tylko 5 minut. A ja dostałam jakichś skrzydeł podczas swojego pływania. A może raczej płetw. Pomimo kilku tygodni przerwy płynęło mi się lekko i sprawnie. Nie wyrobiłam całego dystansu, który zwykle pokonuję w 45 minut, ale miałam rózny oddech.

Największym sukcesem jednak był dla mnie sam fakt, ze w ogóle weszłam do tej wody. Tak łatwo było zrezygnować, miałam tyle wymówek, całkiem prawdziwych! Dla mnie to wtorkowe pływanie było jak ogromy sprawdzian charakteru.

Całe moje harcerskie życie odbywało się pod znakiem trenowania silnej woli i doskonalenia charakteru. Wtedy wydawało się to o wiele łatwiejsze niż dzisiaj. Wstać o północy i przez kilka godzin łazić po lesie, zamiast spać w ciepłym śpiworze. Podjąć wyzwania, o jakich nie śniło się mojej mamie. Samej organizwować rejsy morskie...

Nie wiem czy to ja się tak zmieniłam, czy też po prostu prawdziwe życie to zupełnie inne wyzwania niż nocna warta na obozie. Teraz nie mam siły na nic, a głupie pójście na basen to ogromne zwycięstwo.

4 komentarze:

  1. czasem rzeczywiście tak bywa, że nawał pracy i zmęczenie może zdemotywować nawet do... wypoczynku, który ulega magicznemu przewartościowaniu i staje się upierdliwym znojem...
    ale brakuje mi w tym puenty, czyli jak się czułaś już po całej sesji pływackiej?...
    pozdrawiać :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przepraszam za zwłokę w odpowiedzi
      ten tydzień powinnam zatytułować "małe porażki" - siadł mi kręgosłup (wczorajszy wieczór przeleżałam na podłodze), jakiś dziwny ból mięśnia dwugłowego w lewym ramieniu, obstawiam noszenie dziecka (jestem praworęczna), w pracy dalej sajgon... a ja dalej nie umiem wszystkich pieśni "na papieża"

      po tamtym pływaniu czułam się dobrze, po wczorajszym braku - beznadziejnie

      ot, taka sinusoida... c'est la vie...?

      Usuń
  2. Czułbym się w tym grafiku jak koń straży ogniowej;)
    Dlaczego TRZEBA koniecznie pływać we wtorki zamiast olać szmaragdowe spodenki i urwać się z małym na lody?;) A kij w oko silnej woli;)
    Polazłbym na wagary, łaził wolnym krokiem i psuł synowi charakter niepedagogicznymi uwagami o tym, że każda zabawa ma sens tylko wtedy, gdy zawiera element luzu;)

    Pozdrawiam rozmemłany, popatrując szyderczo na kostyczne miny
    Silnej Woli;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz co, jakbym nie wyznaczyła grafiku to nikt by nigdy nic nie zrobił
      a poza tym w inne dni mamy inne zajęcia, no i ten wtorek to jedyny wolny dzień... weekendy chcę mieć bezstresowe!

      a co do lodów... to moje dziecko je ich zdecydowanie za dużo! dzień bez słodyczy to wielki sukces, zawsze coś przemyci, choćby kanapkę z dżemem

      a co do wagarów.... to bardzo chciałabym to zrobić w poniedziałek, przeczytaj kolejny post... pewnie zobaczysz moją kostyczną minę w TV jak się postarasz o.O

      Usuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...