7 sierpnia 2015

Nasze Rzeczypospolite

Jakbym miała akcesoria powiesiłabym wczoraj flagę Polski. Wspaniały dzień na zaprzysiężenie nowego prezydenta - MOJEGO prezydenta. Wierzę, że prawdziwie odbuduje wspólnotę, jak obiecywał.


Łezka w oku się zakręciła... i od razu wątpliwość: przecież poprzedni też to samo przysięgał, czemu frywolnie gwałci polską konstytucję?? czemu nie dba o dobro narodu? (vide odrzucone wnioski o referenda, podpisane ostatnio na chybcika ustawy, wiadomo jakie, głupie wypowiedzi w obcych parlamentach pokazujące brak troski o nasz naród... dlugo można wymieniać). Retoryczne pytanie...   Oby nowy prezydent naprawił to, co poprzedni zepsuł, to się teraz liczy.

A oto orędzie, dużo o nas, Polakach na emigracji :) Ale rzetelne i uczciwe, nie żadne gruszki na wierzbie. Pierwszy raz od dawna jestem dumna z naszej polskiej władzy, tego jednego jej elementu - Prezydenta Polski. Mojego Prezydenta.



Wczoraj na mszy miałam deja vu. Otóż wybór nowego prezydenta zbiegł się to w czasie ze zmianą "władzy" w Polskiej Misji Katolickiej w Malmo. Długa i bolesna historia, wiele osób zostało bardzo pokiereszowanych przez manipulacje, złą wolę i zwykłą nieudolność. Nie będę wchodzić w szczegóły, ale obraz naszego lokalnego polskiego kościoła tu przypomina jako żywo dzisiejszą Rzeczpospolitą. Stronnictwa, waśnie, emigracja... ja na przykład wyemigrowałam do "oddziału" w Lund... oczernianie i obgadywanie, zamykanie komuś ust i wykluczanie z życia wspólnoty. Normalnie brudna polityka, obrzydziła mnie do cna, nie zdzierżyłam. Jak widać przełożeni zakonu też (uff, Bogu dzięki za hierarchię, demokratycznie to by się tu polała krew!).

Teraz po zmianie "prezydenta" wszystko wydaje się wracać na swoje miejsce. Ale musi wrócić na swoje, nie na jakieś nowe gdzie, ktoś inny będzie wykluczony - pokusa jest, ale trzeba się jej oprzeć. Tak jak czytałam w wywiadzie z prof. Glińskim, o pomyśle PIS na scenę polityczną - nowe plany na demokratyzację życia politycznego będą dotyczyły wszystkich głosów, także tych z PO, choć PO akurat na nie nie zasługuje... ale nie wolno nigdy nikogo wykluczać. Inaczej zaprzeczamy temu, o co walczymy. I Temu w imię Kogo walczymy.

Czy wrócę z mojej małej-wielkiej emigracji? Bardzo chcę jedności i prawdziwej wspólnoty, to jest bardzo potrzebne dla zdrowia naszych dzieci, które od tej wspólnoty uczą się co to znaczy bycie Polakiem. Więc jeśli powrót będzie pomagał w tym budowaniu jedności - wrócę, w przeciwnym razie - nie. 

Oby nowy rektor PMK i nowy prezydent naprawili te nasze rzeczypospolite. Tak im dopomóż Bóg!

13 komentarzy:

  1. "Chciałbym, żebyśmy budowali wzajemny szacunek, bo to szacunek musi być podstawą wspólnoty /.../" A.Duda

    A we mnie to zdanie (a raczej fragment zdania) budzi mieszane uczucia, nawet pewnego niepokoj. Wcześniej była mowa o marzeniu Polaków o takiej wspólnocie, jak w roku 1980. Pamiętam tamte 2 lata 1980/81 i rzeczywiście, żałujcie wszyscy, którzy tego nie przeżyliście.Nie jest jednak tak, że podstawą wspólnoty jest w z a j e m n y szacunek. Podstawą wspólnoty jest wspólny szacunek wszystkich do czegoś - do jakichś wartości nadrzędnych. To one łączą ludzi we wspólnotę. Poczucie wspólnoty 1980/81 wynikało właśnie z tego.(Że ludzi oszukano i zwiedziono, to sprawa druga) I otóż 8 ostatnich lat rządzący Polską zrobili co mogli, żeby nas podzielić właśnie drogą relatywizacji i ośmieszenia nadrzędnych ,zdawałoby się, w a r t o ś c i takich jak prawda, szacunek do własnej historii, rodzina, wiara, godność pojedynczego człowieka i narodu, niepodległość, sprawiedliwość itd. Wokół jakich wartości jesteśmy jeszcze w stanie się połączyć, jeśli w ogóle? Sam zadaję sobie to pytanie.

    Pozdrawiam, Olu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, jugglerze!

      dobre pytanie - i cenna uwaga
      wszyscy wycierają sobie gębę "szanujmy się nawzajem" po czym lecą joby na "katotalibów"

      nie wiem czy jest jakakolwiek szansa na zjednoczenie wokółtych samych wartości, może jednak wezwanie do szanowania siebie nawzaje jako l u d z i jest jedynym, na co nas stać? przykładowo, jeśli dla kogoś rodzina nie jest żadną wartością, tylko raczej kula u nogi, to co? jak ma spokojnie akceptować nawoływania prezydenta do szanowania rodziny? jedynie przyzwoitość może kazać tej osobie nie mieszać z błotem tych, co mają przeciwne zdanie...

      ciężka sprawa

      pozdrawiam!!

      Usuń
    2. Olu, jakiś czas temu zaobserwowałem bardzo ciekawe zjawisko. To się dzieje na.blogach, forach, w prasie - wszędzie.Nikt już prawie nie mówi "mylisz się", co stanowiło zawsze początek wymiany argumentów, prawie wszyscy mówią "kłamiesz". Zauważyłaś to?
      Trudno w takiej sytuacji o szacunek. Nie można szanować kłamcy i nie wolno do tego nawoływać. Szanowanie kłamcy, złodzieja, cudzołożnicy, jako człowieka, udało się bodaj tylko jednemu : temu, któremu czasem zamiast słów trzeba było rysowania palcem na piasku.Problem właśnie w tym : zakładamy z góry brak woli porozumienia, bo wszyscy niemal odrobiliśmy lekcję jaką dawano nam od ćwierćwiecza.Jasne, że nie mówię tu o politykach, bo to jest zawsze gra o władzę i tu jeńców się nie bierze, ale to wszczepiono świadomie na ulice i do naszych domów: wszyscy łżą już jak psy, bo ... nikt się nie myli.
      Dla własnych potrzeb ten polski rów marjański nazywam Wielką Polską Alternatywą i
      moim zdaniem jest to najgroźniejszy koń trojański Lechistanu.Odpowiednio sterowani przez "sponsorów" zniszczymy się sami.

      "wszyscy wycierają sobie gębę "szanujmy się nawzajem" po czym lecą joby na "katotalibów"
      Tak, ale...
      "wszyscy wycierają sobie gębę "szanujmy się nawzajem" po czym lecą joby na "ateotalibów"
      i to też jest prawda.

      Dyskusja z drugą stroną polskiej barykady to dziś coś w rodzaju zdrady. Powstały nam getta bez okien, z mocnymi zamkami ...od wewnątrz.

      Pozdrawiam

      Usuń
    3. witaj, jugglerze!
      kiedyś znalazłam ciekawy cytat o tolerancji - co ma związek z szacunkiem - użyłam go w tym wpisie, może widziałeś
      http://polskapakistansverige.blogspot.com/2015/02/o-zascianku-i-szerokim-swiecie.html

      zamiast "kłamiesz" zdecydowanie lepiej napisać "to jest kłamstwo" (może ktoś nie do końcu świadomie je wypowiada?)... a inwektywy pod adresem rozmówcy zawsze są klasycznym przykładem erystyki, muszę wreszcie zebrać się do wpisu na cześć tego dzieła, uważam je za wybitne i zmieniło moje blogowe życie :D

      powinno się w sumie wyobrażać rozmówcę przed swoją twarzą, wtedy łatwiej wypowiedzieć właściwe słowa - a nie tylko wyładować frustrację

      a politycy... spuśćmy zasłonę milczenia... z tym, że dopuszczam myśl, że człowiek, wierzący może mieć na względzie Prawdę nawet w polityce

      pozdrawiam!

      Usuń
    4. Wpis o tolerancji pamiętam bardzo dobrze, bo gorąco pod nim było, czyli tekst w dziesiątkę;)
      "muszę wreszcie zebrać się do wpisu na cześć tego dzieła, uważam je za wybitne i zmieniło moje blogowe życie :D" . Podoba mi się ta idea - pisz;)) Ja się chętnie pospieram w tym temacie;)
      Pozdrawiam, Olu

      Usuń
    5. czyli te wpisy, które budzą kontrowersje to są te dobre, a pozostałe 5 lat bloga to dno i muł...? :/

      ;)

      napiszę napiszę
      (w temacie argumentowania: właśnie dziecko wali mnie rakietą do badmintona po głowie, czas zamykać kompa... )

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    6. ;)) No i tak to jest kiedy ja się biorę za komplementy;))
      To ten wrodzony takt. Mam go mnóstwo w rozmaitych miejscach, niestety na klawiaturze na ogół niekoniecznie;)
      Chwała Bogu Twój blog komplementów nie potrzebuje;)

      Pozdrawiam serdecznie;)

      Usuń
  2. Dopiero dziś odsłuchałam - wcześniej nie miałam czasu. Też mi się łezka w oku zakręciła, a zarazem wypełniła mnie duma.

    Najbardziej cieszą mnie słowa o polityce historycznej państwa. Tak bardzo tego brakowało przez tyle lat......

    OdpowiedzUsuń
  3. witaj Olu...
    chciałbym się jedynie ustosunkować do kwestii tej "polityki historycznej państwa", o której wspomniała Mary... ów zwrot budzi pewną moją nieufność, nie wynika ona jednak z mojego stosunku do nowego prezydenta, który notabene zbyt entuzjastyczny nie jest /stosunek, nie prezydent/ i nie do końca jednoznaczny... gdyby istniało ugrupowanie polityczne, które bym dość jednoznacznie popierał /bo de facto takie nie istnieje/, zaś sam prezydent z niego się wywodzący budził mój entuzjazm, również odniósłbym się nieufnie do wspomnianej "polityki"... rzecz w tym, że gdy państwo zaczyna się zbyt centralnie zajmować historią, to zaczyna to nabierać zapachu orwellowskiego "ministerstwa prawdy" ze swoją jedyną słuszną wersją tej historii... przerabiane to było już za peerelu...
    problem polega na tym, że historia nie jest nauką ścisłą /gdzie 2 + 2 = 4 bez względu na poglądy naukowca/, że oprócz dociekania faktów zajmuje się też analizą tych faktów i związków przyczynowo skutkowych, a także ocenami tychże... nawet gdy odpuścimy kwestię ocen, to nadal wyniki będą filtrowane przez poglądy badacza... w końcu na temat faktów różnie można się wypowiadać, różnie rozkładać akcenty... o ile istnieje obiektywna matematyka, to obiektywna historia istnieć nie może...
    /z drugiej strony jednak nie przeczę, że państwo powinno wspierać materialnie badania historyczne, bo historycy z samych publikacji nie wyżyją i historia jako nauka zniknie, zmieni się w hobby nielicznych pasjonatów/...
    napisałem wyraźnie o nieufności, co nie oznacza bynajmniej negacji... przysłowiowy diabeł tkwi w detalach i trudno jednoznacznie określić, co równie przysłowiowy poeta /czyli prezydent w tym przypadku/ miał na myśli... bo wcale nie jest wykluczone, że za słowami o "polityce historycznej" może się ukrywać całkiem sensowna koncepcja...
    pozdrawiać :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. witaj pkanalio,
      rozumiem Twoje obawy, ale - w moim rozumieniu, i, mam nadzieję, PAD też - polityka historyczna polega na tym, żeby dochodzić do prawdy
      bo są sytuacje niejednoznaczne, jak konflikt na Bliskim Wschodzie, ale są sytuacje klarowne, jak napaść Sowietów (ZSRR) czy Niemców (III Rzesza) na Polskę w 1939, gdzie Polska ewidentnie była ofiarą i próba robienia z niej agresora jest bardzo krzywdząca dla naszych przodków
      Czytałam kilka dni temu świetny artykuł we "W Sieci", który ciekawie podsumowywał to, że nie wolno "uprawiać martyrologii" na siłę i tylko pamiętać o krzywdach - bo to zrzuca wszelką odpowiedzialność z ludzi, którzy brali udział w tych wydarzeniach. Przedstawiać je rzetelnie, z czujnością w ferowaniu ocen i podsumowań. Zwracając uwagę, że logika epoki każe nam pisać komentarze i rzucać kontrowersyjne twierdzenia bez zahamowań, ale "broń Boże je dokumentować" - zachłysnęła mnie ta uwaga, sama u siebie widzę tę pokusę, a to, co się dzieje w mediach i wśród polityków to kwintesencja tegoż zjawiska (polecam artykułmi opisywane dzieło - to recenzja książki prof Nowaka "Pierwsza zdrada zachodu").

      Zdrową politykę historyczną rozumiem właśnie w sposób opisany przez Andrzeja Nowaka (i Piotra Zarembę w w/w artykule).

      I uważam, że to bardzo ważne, by o tej historii pamiętać. Nie tylko z uwagi na szacunek dla przodków, choć to też. Naród nie pamiętający swojej historii jest skazany na popełnianie tych samych błędów. A\I wreszcie - odcinanie tożsamości ludziom powoduje ich coraz większe zagubienie. Możnym tego świata o to chodzi, cała polityka dżender i inne kwiatki służą jedynie temu, by człowiek stracił punkt odniesienia i został tępym konsumentem.
      Widzę to zjawisko w Szwecji, wierz mi - to, co się dzieje w Polsce to szczyt kurtuazji, erudycji i obycia... w Szwecji każdego o przeciwnym zdaniu momentalnie piętnuje się nazistą/rasistą/homofobem i do widzenia - polityczna i kulturalna śmierć dla osoby publicznej. "Zwykli obywatele" autentycznie pogardzają tymi, którzy się wyłamują. Multi-kulti jest - pod tym względem - zbawieniem dla Szwecji...

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. P.S. gdzieś zgubiło się to, co chciałam napisać...

      Polityką historyczną jest dla mnie odwaga nazwania postaw "bez owijania w bawełnę". Bo oczywiście, ludzie są skomplikowani, ich motywacje też, nie zawsze jednoznaczne, a sytuacje polityczne to już w ogóle kosmos - ale nie wolno dać się uwikłać w mentalność relatywisty. Zdrada to zdrada, łamanie danego słowa to łamanie słowa, nawet jeśli wymuszone lub zmanipulowane, ale fakty trzeba nazwać po imieniu. Myślę, że o to chodzi PAD, ufam jego sumieniu katolika.
      W pierwszym wywiadzie po objęciu urzędu, dla W Sieci, nie dał się sprowokować do wieszania psów na Bronku, który w ostatnich miesiącach zachowywał się jak kmiotek i cham, a po przegraniu wyborów przeszedł samego siebie w szkodzeniu następcy (drenaż kasy, podpisanie kontrowersyjnych ustaw, ulokowanie swojej ekipy w KP bez możliwości jej zwolnienia... no mały człowiek przez malutkie c!!). PAD wychodzi na prawdziwego Męża Stanu i ufam, ze takim będzie.
      Dlatego wierzę, że polityka historyczna w jego ustach to troska o naród - Ciebie trakże, pkanalio!! - i o prawdę.

      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Polityką historyczną jest dla mnie odwaga nazwania postaw "bez owijania w bawełnę". Bo oczywiście, ludzie są skomplikowani, ich motywacje też, nie zawsze jednoznaczne, a sytuacje polityczne to już w ogóle kosmos - ale nie wolno dać się uwikłać w mentalność relatywisty. Zdrada to zdrada, łamanie danego słowa to łamanie słowa, nawet jeśli wymuszone lub zmanipulowane, ale fakty trzeba nazwać po imieniu".
    Całym sercem popieram.
    Ciekawa dyskusja. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...