10 lipca 2016

Co masz zrobić jutro...

... zrób dziś.
A co masz powiedzieć dziś - powiedz jutro.

Jakiś mędrzec to wymyślił chyba.

Nie zdaję sobie sprawy z tego jak ważne jest czasem ugryźć się w język. Zawsze brałam takie "rady" za oklepane powiedzonka, dopóki nie doświadczyłam jak słowo - a zwłaszcza pochopne słowo - może niszczyć.

Powiesz jedną rzecz w gniewie,  trafisz na nieciekawy emocjonalnie moment u drugiego, więc ten ci odwinie z nawiązką. W dodatku w tym zakręceniu nie ocenisz trzeźwo rozmiaru szkody, wyda ci się ogromna a twoja krzywda wielka. Nie będziesz potrafić spojrzeć obiektywnie. Interlokutor, który pewnie też czuje, że nastąpił konflikt, dodatkowo się wzburzy, bo przecież chciał dobrze, i nie jego wina, że wyszło źle. Może niczyja wina. Ale ludzie sobie już skoczą do gardeł.

I w jeden dzień  zburzysz kilka lat mozolnej pracy nad budowaniem dobrego dzieła.

Chwila braku cierpliwości - i tyle zła.


Natrafiłam na ciekawy artykuł o tym, że dzięki tej jednej cnocie można zablokować wiele wad. Dobrze podsumowane.
Św. Augustyn ujmuje to tak: ”cierpliwość ludzka jest tym dzięki czemu znosimy zło z równowagą umysłu – to jest wolni od zaburzeń ze strony smutku – po to, byśmy na skutek znieprawienia umysłu, nie odstąpili od dobra, poprzez które dochodzimy do dóbr większych” (tamże, q. 136, a. 1)

Czyli: cierpliwość pozwala nam doznać smutku i nie skoncentrować się na nim, nie zafiksować na swojej krzywdzie, ale myśleć czysto i uczciwie o Większej Sprawie.

Bardzo trudne. Dzisiejszy świat w ogóle nie pozwala nam na powściągliwość - musisz wyrazić siebie! postaw na swoim! bądź sobą! (wybierz pepsi ;) ). Człowiek, który nie zareaguje natychmiast to mięczak i tchórz.

Chciałabym nauczyć się tego.
Pracować nad charakterem. Czy nie jestem już za stara na takie rzeczy...?

No i jak odwrócić słowa, które padły? Jak nie zakopać się w kolejnym żalu na te, które się usłyszało "w odwecie" (bo tamta osoba też nie miała dość cierpliwości... jak każdy z nas chyba). Jak się pojednać?

Co się stało, to się nie odstanie. Też ludowa mądrość.
:/

12 komentarzy:

  1. podobno porządna kłótnia między bliskimi osobami /bo rozumiem, że o takiej relacji mowa?/ oczyszcza atmosferę, kasuje różne drobne zadry, które powstają mimowolnie pomiędzy nimi... przyznam, że nie jestem entuzjastą tej teorii, bo nie lubię się kłócić... męczy mnie takie marnowanie energii... zwłaszcza, że podczas kłótni obie strony nie widzą rzeczy takimi, jakie są, dyskusja/?/ dotyczy pewnej fikcji, którą tworzą ich umysły, która za chwilę zniknie, więc po co na nią marnować czas?...
    ...
    na pracę nad charakterem nigdy nie jest się za starym... no, chyba że zaszły nieodwracalne zmiany organiczne w mózgu, ale bierzmy poprawkę na to, że czasem służą za wymówkę /np.: "TAKI już jestem i TEGO już w sobie nie zmienię"/...
    ...
    co do zepsutych relacji podczas kłótni, to trudno o uniwersalną receptę, każda sytuacja jest inna... na pewno nie warto się wkręcać w poczucie winy, bo to jest autodestrukcja, nie warto też pieścić się ze swoim zranionym ego... i nic na siłę, zero pośpiechu... nawet gdy mamy zdolność błyskawicznego powrotu do równowagi, ta druga strona nie musi jej mieć, może potrzebować więcej czasu... tu rzeczywiście cierpliwość jest znakomitym pomysłem... bywa też, że podczas czekania okaże się, że nie warto nic odbudowywać?... takie rzeczy się zdarzają...
    czyli podstawa to spokój i luz, innymi /chińskimi/ słowy: wu-wei...
    pozdrawiać jzns :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czasem porządna kłótnia rzeczywiście oczyszcza atmosferę - ale do tego relacja musi być naprawdę bliska, żeby ludzie się kochali i zdali sobie sprawę, że bardziej chcą bliskości niż dystansu - czyli w rodzinie
      w pozostałych przypadkach chyba jednak nie, tu ten mam na myśli

      zgoda, że powiedzenia w stylu "taki już jestem, bierz mnie z dobrodziejstwem inwentarza" świadczą o wielkim lenistwie duchowym i arogancji... aczkolwiek to prawda, że "każdy jakiś jest" i chcąc być bliskim danej osoby trzeba się zgodzić na to, że będzie inna niż ja, inna niż mi pasuje , i że muszę się na to jakoś zgodzić

      spokój i luz - może i tak... ale nie tumiwisizm
      jak dla mnie jest przeciwieństwem budowania relacji

      pozdrawiam!

      Usuń
    2. nie bardzo z tekstu wynika, o jaki stopień "bliskości" chodzi, założyłem więc z grubsza /chyba w miarę trafnie?/, że chodzi o stopień "bliższy", choć niekoniecznie "najbliższy"... bo przecież nie chodziło o te parę "słupów telegraficznych", które czasem poślemy w chwilowym gniewie nieznanemu kierowcy, który nam zajechał drogę... takie rzeczy zapomina się szybko /obie strony/, chyba że komuś coś pod deklem w głowie jest "nie tak"...
      a co do relacji "najbliższych"... no cóż... ma to pewien związek ze sztuką komunikacji... dość idealistycznie zakładam /"taki już jestem" :D/, że skoro jest "/naj/bliskość", to o kłótniach /zaburzeniach komunikacji/ mowy być nie powinno... dlatego, jak wspomniałem, źle znoszę kłótnie...
      ale są też pewne realia... czasem /współ/prowadzę sesje rodzinne i zdarza mi się nieraz zalecać klientom /pół żartem, pół serio/ wspólne oglądanie serialu o rodzinie Bundy'ch...
      ...
      "spokój i luz"... "nie przywiązywanie się"... "mieć wyrąbane"... itd... etc... to wszystko jest czasem interpretowane jako odmiana nihilizmu, ale zauważmy, kto tak interpretuje?... osoby ograniczone ramkami, które nakładają sobie na umysł i próbują podobne założyć innym... postawa typowo lękowa... tak?...
      p.jzns :)...

      Usuń
  2. Nie koniecznie sie zgadzam z tym madrym przyslowiem , ze to co masz powiedziec dzisiaj powiedz jutro. Mozna przeczekac dobry moment na powiedzenie komus istoty sprawy. Pokora to nie tylko cierpliwe znoszenie emocji, wichury emocji u innych, powsciaganie jezyka, to tez umiejetnosc mowienia prawdy drugiej stronie. To nie jest li tylko pokorne milczenie, ale tez pokorne mowienie, i w tej pokorze mowienia nie chodzi mi o slodzenie typu :" Dziubusiu, czy zauwazyles, ze tej pani zrobilo sie przykro kiedy tak sie zachowales? Chyba zle oceniles sytuacje i zle zareagowales". Ostre, szorstkie slowa w swojej swej definicji nie powinny byc slowami milosc, a jednak moga byc....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cześć Aniu!
      gdzieś niedawno przeczytałam (za dużo czytam i przestaję pamiętać gdzie co ;) ), że waże jest zareagować we właściwym czasie - czasem trzeba natychmiast właśnie, w niektórych momentach nie wolno milczeć, inaczej jest się zwykłym tchórzem

      Niemniej jednak zaczynam być bardzo ostrożna w kwestii "mówienia prawdy" - w imię Prawdy właśnie. KOmu powiedzenie prawdy ma służyć? zbudowaniu mojego ego czy rzeczywiste przekazanie Prawdy?
      można komuś wywalić kawę na ławę tak, że to go złamie (a mi przyniesie satysfakcję), a można spokojnie, w dogodnym momencie, bez emocji powiedzieć tę prawdę
      "Miłość bez prawdy byłaby ślepa; prawda bez miłości byłaby jak 'cymbał brzmiący' " (Benedykt XVI)

      Usuń
    2. U mnie, moje mowienie wyglada czasem na brak taktu, np.: w pracy. Jestem bardzo niepolityczna .... Szefowa ma czasami dosc ludzi biegajacych do niej na skargi, bo niektorzy lataja na serio z glupotami, czasami ida z czyms waznym, ale 90% ich bieganiny to sa nieistotne pierdoly, bzdety ( ze ten zrobil dwie przerwy na fajke, a tamten zasiedzial sie w kiblu....). Z drugiej strony szefowa lubi tez posluchac co sie w grupie dzieje, jakie sa uklady, chce sie orientowac kto z kim szepcze na przerwie i o czym. Kogo sie nie lubi i dlaczego.....Mowi nam czasami: "powiedzcie sobie, po co biegacie do mnie ze wszystkim?". Po czym nadstawia ucha do tych, ktorzy jednak biegaja, zaspakaja ciekawosc i albo odrzuca, albo ...no coz ...wyrabia sobie zdanie, czasami bardzo niewlasciwe, bo nie potwierdzone jej obserwacja sytuacji. Tylko emocjonalnym patrzeniem na ludzi. Ja zas przyjelam do wiadomosci jej info: "powiedzcie sobie.....". No i mowie, kiedy mi kolezanka nawija na kolege z boku, to jej wytykam cos takiego: " O kurna chata to ten sam przypadek co z toba bylo. Pamietasz w ostatni piatek tez nie oddalas na czas." Oczywiscie obruszona "kulezanka" robi mine jakby kij polknela, bo nie poglaskalam jej po glowce i idzie gadac do innych , z pewnoscia i o mnie. Ale ja mam dosc przytakiwania i udawania, ze slucham takich slow z zainteresowaniem, przyjmuje i zgadzam sie z rozmowca. Nie przynosi mi to splendoru w grupie- wiem, oschla Polka, ale jako taki spokoj wewnetzrzny mi daje. Czulabym sie zle gdybym przytakiwala jak kiwaczek i w zaleznosci z kim gadam takie zdanie przyjmowala- a to niestety nagminna przypadlosc u wielu. No i kiedy cos dzieje sie na serio takiego, ze ktos drugiemu zadal bol, wtedy leca do mnie- i tez mam tego dosyc. Bo ja nie chce byc matka przytuklajaca zbolale dziecko do cyca. Ostrzegam, ostrzegam, mowie cos co widze - udupiles, ok wyliz sie. Czas leczy rany. Cenie sobie prawdziwe mowienie, chocby mnie na poczatku zagniotlo, to wole prawde niz usypianie nas, ze niby wszystko gra. Nie lekajcie sie- Bog jest miloscia! A pote okazuje sie, ze inni wiedzieli- ci, ktorzy wiedziec powinni a inni , ci ktorzy nie zasluzyli , nie wiedza:)))

      To tak bardzo ogolnie na temat naszej mowy. Wyrazanie siebie i swoich emocji, bo mowa to niestety taki katalitzator wnetrza- trzeba sie wypluc, to pomaga. Nagadac, poklocic spuscic emocje, oczywiscie caly czas czlowiek uczy sie jak to umiejetnie ( politycznie) czynic. Ale za bardzo politycznym nie mozna tez byc.

      Usuń
    3. Przypomniałaś mi moją "kłótnię" w pracy sprzed paru dni. Zaczęło się niewinnie, od gadania o jedzeniu. A potem przeszło na rozmowę o szwedzkich ograniczeniach w kupowaniu alkoholu (państwowa firma Systembolaget to monopolista, poza nim NIGDZIE nie kupisz legalnie alkoholu do domu... oczywiście w pubach i restautacjach to działa normalnie, jak na całym świecie, ale "na wynos" to tylko w SB... w niedziele zamknięty, w soboty do 15, w dni powszednie do 19... człowieka czasem trafia, że Wielki Brat mu się pakuje do wszystkiego, nawet to tego kiedy ma robić zakupy, bo żaden sklepikarz nie ma wolności otworzenia po swojemu). Ku mojemu zaskoczeniu dwóch kolegów, których miałam za bardzo wykształconych i rozsądnych, zaczęło unosić głos. Że oni, Szwedzi, bardzo lubia SB i że NIGDY (NIGDY!) nie ulegnie to zmianie. Że żadna partia tego nie poruszy w swoich programach, bo zaraz by stracili poparcie. Najpierw próbowałam argumentować, że to naiwne myśleć, że taka "prohibicja" w jakikolwiek sposób walczy z alkoholizmem, że przecież ci, którzy piją nałogowo zaplanują zakupy lepiej niż ktokolwiek inny. I tylko ci, którzy nie, do których wpadnie niespodziewany gość wieczorem, są w czarnej dupie. Nie, Szwedzi zanskoczyli na mnie, że się mylę. Systembolaget pokazuje statystyki, które mówią, że jak raz poluzowali zasady i pozwolili sklepom na mocne piwo to zaraz konsumpcja wzrosła...
      Padały jeszcze inne argumenty, planuje nawet napisac o tym notkę na blogu, ale tutaj chciałam o czym innym.
      Że pożałowałam, że się ne ugryzłam w język. Zrobiło się nerwowo, wszyscy zamilkli w sali i tylko nasza trójka sie wykłócała. A po którymś argumencie zapadła niezręczna cisza. Nikt nikogo nie przekonał, oni pewnie pomyśleli, ze nie cierpia imigrantów z ich pomysłami zburzenbia idealnego szwedzkiego świata, a ja pożałowałam, że w ogóle dałam sie wkręcić w tę rozmowę. Jeśli ktoś CHCE być kontrolowany, chce zyc w tym złudnym poczuciu bezpieczeństwa, to moje argumentowanie nie tylko go nie przekona, ale wręcz zrobi ze mnie jego wroga. A to przecież tylko kolega z pracy. Co mnie obchodzi jakimi zasadami w życiu on sie kieruje, jego niewolnictwo.

      Naprawdę lepiej unikac w pracy takich dyskusji

      Ale dało mi to też do myślanie. Szwedzi naprawdę wierzą, że socjalistyczne państwo to stróż porządku i praworządności! Co za wyprane sumienia.

      Usuń
    4. @Ola...
      ta skandynawska "prohibicja" alkoholowa w Szwecji i w Norwegii obowiązuje już od dawna... kiedyś też słyszałem coś o przypisywaniu klientów do konkretnych sklepów, książeczkach z limitem zakupów i takie tam inne z cenami włącznie... dawna polska "godzina 13" to był pikuś... ale rzeczywiście, jak każda prohibicja, o realnym zwalczaniu żadnego alkoholizmu w ten sposób mowy nie ma... zaś Szwedzi radzą sobie z tym znakomicie... najzabawniejszą/?/ scenkę widziałem kiedyś na polskim promie... gdy ruszył z Ystad, po wypłynięciu z wód terytorialnych otwarto sklep wolnocłowy... oczywiście pełne zaopatrzenie w "procenty" i taniocha nawet z polskiego punktu widzenia... pierwsi do środka wpadali Szwedzi, potem polscy przemytnicy semihurtowi... po zakupach, tuż po wyjściu ze sklepu kilku Szwedów usiadło na korytarzu, otworzyli każdy swoją flaszkę i dali koncert "hejnału"... po czym tak już zostali, a ochrona machnęła na nich ręką...
      pozdrawiać :)...

      Usuń
    5. Normalna sytuacja jak pomiedzy normalnymi ludzmi, ktorzy maja odmienne zdania i sa w sposobie myslenia po roznych stronach barykady. Teraz chyba Twoj ruch w kierunku tego aby sprawa nabrala normalnego wymiaru. Twoj , dlatego, ze wierzysz i dzieki temu jestes silniejsza.
      Byc moze oni czuja sie podle, ze wszlo z nich zwierze- cos co moze pokazac, ze sa anty imigracyjni, wiesz jak to na zachodzie z ta poprawnoscia wyglada- ale fajnie , ze wiesz kim sa, co mysla, wedlug mnie to super sprawa, a Ty masz, byc moze dylematy (oczywiscie dywaguje tylko), ze niepotrzebne to bylo. Potrzebne, potrzebne.... Problem w tym , co z tego wyniknie.
      Jak ty o alkoholu z kolegami, tak ja o wojnie z tesciowa mowic nie powinnam. Dla mnie nigdy nie konczyly sie te rozmowy pozytywnie, zawsze mialam w plecy po tego typu dyskusjach.
      Z drugiej strony mysle sobie, ze moze wszytsko dzieje sie w naszym zyciu tak, jak powinno? I nie mamy co unikac trudnych rozmow z obcyni, ale rozeznanie sytuacji nigdy nie zaszkodzi:))
      Nie tylko Szwedzi maja tak, jak maja. Ostatnio sylszalam jak to w Ameryce wyglada. Po prostu kazdy chwali swoje i chce miec pewnosc, ze zyje w fajnym, przyjaznym mu swiecie. Nie lekajcie sie , Bog jest miloscia!:)) Myslalam, ze to tylko takie polskie, ze u nas to w ogole super- kiedy sluchalam zwyklych Polakow, ale widac , ze niekoniecznie to polska przypadlosc. Raczej miedzynarodowa:)):))

      Usuń
  3. Olu, czytam komentarze i nadal nie mogę rozstrzygnąć, czego Ty właściwie żałujesz, poszukując własnej drogi do cierpliwości: tego, że powiedziałaś otwarcie, co o czymś myślisz, czy tego, że powiedziałaś to w gniewie? A ma to znaczenie zasadnicze, bo gniew bywa rachunkiem za zbyt daleko idący milczący kompromis z własnymi zasadami. Bezustanne gryzienie się w język owszem, ułatwia wspólne budowanie, ale efekt końcowy budowy może okazać się bardzo daleki od przyjętego wstępnie projektu.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, co opisałam w poście - żałuję, że w gniewie
      Bez gniewu powiedziałabym na pewno inaczej, bez emocji - i osoba, która to usłyszała nie poczułaby sie zaatakowana. A powiedziałabym to samo, na pewno.
      Super to napisałeś - to o rachunku za kompromis
      To właśnie była taka sytuacja. Chodzę na kompromis z niektórymi swoimi zasadami (a może raczej - są na tyle nieokreślone, że nie do końca umiem je konsekwentnie stosować, podpowiem, że chodzi tu o kwestie wychowywania dzieci, nie fundamentalne wartości) i zostało mi to wytknięte w obcesowy (jak dla mnie) sposób. W związku a czym się uniosłam, rozżalona niesprawiedliwą krytyka i brakiem zrozumienia od tej osoby, która uważam za bliską. Na niektóre kompromisy po prostu MUSZĘ chodzić, takie mam warunki, nie jestem w Polsce, nie mam żadnego wsparcia...

      Niemniej jednak dana reakcja jest MOJA i moja jest odpowiedzialnośc za moje słowa.

      A dyskusja pod postem poszła w kierunku politycznej poprawnosci i nie mówienia "w ogóle" - i myslę, że czasem to tez jest ważne
      Nie zawsze wszystko trzeba skomentować
      czasem trzeba skorzystać z szansy zachowania milczenia (podoba mi się to wyrażenie)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. "Niemniej jednak dana reakcja jest MOJA i moja jest odpowiedzialnośc za moje słowa"
      Oczywiście, ale... to samo dotyczy też tej drugiej osoby i jej odpowiedzialności. Koniec walki następuje wtedy, gdy obie szable celują w ziemię, a nie wtedy, gdy tylko Ty opuścisz swoje ostrze. Może trzeba czasu - u tej drugiej strony też chyba następuje jakaś refleksja w związku z tym, co się stało. Z opinią bezrefleksyjnego głupca przecież aż tak byś się nie liczyła, niezależnie od stopnia zażyłości.

      Pozdrawiam

      Usuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...