21 maja 2012

Kupiliśmy ZOO!

Nie, nie my... jeszcze nie teraz (choć Kami nie pogardziłby kaczkami, kurczakami i kotami)... To nowy 'hamerykański' film, który bardzo polecam.

Na polskie ekrany wchodzi w czerwcu o ile pamiętam. Na nasz prywatny wszedł dwa tygodnie temu, ale cicho sza....

Historia jest zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami - matka trójki dzieci i ukochana żona umiera. Po jej śmierci mąż i dzieci w totalnej rozsypce, a nastoletni syn wpada w depresję. Bardzo uzdolniony tworzy makabryczne rysunki, które prowadzą do usunięcia go ze szkoły.

Zdesperowany ojciec postanawia sprzedać dom i zacząć od nowa. Kupują niebanalną farmę...

Film jest bardzo ciepły i piękny, całej rodzinie będzie się podobać. Zastanawiam się czasem jaki zawód daje takie pieniądze, jakimi dysponuje nowy właściciel ZOO, ale nie psujmy nastroju. Film jest naprawdę wzruszający, pokazuje że najtragiczniejsze życiowe wydarzenia obracają się na naszą korzyść, jeśli tylko chcemy współpracować z tą nową "szansą".

Nie wiem czy w Polsce zrobią dubbing, ale dla dzieci chyba inaczej nie pójdzie. Nie wiem czyim głosem bedzie mówiła Scarlett Johansson (pasowałaby chyba Nosowska :D ) a czyim Matt Damon, ale sam film powinien się obronić scenariuszem. Bo pisało go samo życie.



"Jedyne, czego czasem potrzeba, to 20 sekund szalonej odwagi. Potem wydarzy sie coś wspaiałego."


19 maja 2012

O pizzy

Wreszcie zrobiło się ciepło. Tak bardzo, że komary mnie pogryzły. I w aucie trzeba klimę włączać. I Kamyczka trzeba CAŁEGO myć po powrocie z placu zabaw.

Jako że mamy jeszcze babcię udało nam się trochę zmobilizować - dosłownie. Wyrwaliśmy się z naszej wsi i pokazaliśmy gościowi Vespę. Nawet nienajgorszą szwedzką włoską restaurację, pięknie położoną w porcie "zachodnim" (to nasza promenada do lansowania się).

Nienajgorszą w temacie pizzy, makarony bowiem okazały się rewelacyjne (zwłaszcza taki z kurczakiem i sosem z sera taleggio... co ja się naszukałam w internecie o co chodzi, próbowałam bowiem potem zrobić to danie używając gorgonzoli, ale nie wyszło jak w oryginale).

No i właśnie, dotarliśmy do sedna. Pizza szwedzka. A raczej szwedzka profanacja pizzy (Polacy mają swój sposób na sprofanowanie pizzy, przeważnie przez dodanie kukurydzy z puszki, ketchupu lub/i warzyw konserwowych... bleeeeeeeeeeeeee...).

Otóż - moim zdaniem, jako wielkiego amatora pizzy i w ogóle włoskiego jedzenia - pizza szwedzka ma z włoskiej tylko nazwę. Moja teoria na ten temat jest taka, że pizza szwedzka to tak naprawdę pizza... bliskowschodnia.  W Libanie też mają pizze, nie wiem czy to sie u nich tak nazywa, ale zasada podobna. (Zresztą gdzie nie ma takiego dania, w Polsce, na przykład, są zapiekanki...). Cienkie ciasto, z mięsem (takim jak używają w kebabach i innych swoich daniach), sera raczej nie ma, ale za to są sosy - ostre, białe czosnkowe, może nawet hummus... Ciasto jest takie macowate, nie wiem nawet czy drożdżowe.

Włoska pizza to przede wszystkim ciasto - drożdżowe, długo rosnące - i najlepszej jakości składniki. Sama pizza ma być prostym daniem, niedopuszczalne jest kładzenie zbyt wielkiej ilości skłądników i mieszanie smaków. Zresztą - pisałam już o tym trochę.

W Szwecji wyrabianiem pizzy trudnią się głownie punkty z kebabem, dodali do niej ser (niemal nigdy nie jest to mozarella) i szwedzkie dodatki (tuńczyk, krewetki, szynka) i sprzedają jako PIZZĘ.

A Szwedzi naprawdę myślą, że jedzą pizzę.

Wiem od moich poprzednich pracodawców (Szwedów), że jak Szwed jedzie do Włoch to ... narzeka na pizzę. Bo nie jest taka jak być powinna... cieniutkie ciasto, mięso kebab i sos majonezowy (zwany szumnie "Béarnaise")....

W Vespie wspięli sie na wyżyny szwedzkiej sztuki pizzowania, bo pizza ma prawdziwie włoskie składniki i sos - mozarella, parmezan, rukola i szynka parmeńska nie mieszają się z kebabem i sosem a'la Béarnaise.

Ale ciasto robią jak wszędzie, niestety, pewnie według zasady "klient nasz pan"... boją się, że nikt nie kupiłby prawdziwie włoskiej pizzy.

Za to sama VESPA* całkiem prawdziwa, na wskroś włoska, a lokal gustownie urządzony.


* vespa - dosłownie "osa" po włosku, a także nazwa najsłynniejszego włoskiego skuterka...

14 maja 2012

Czy jestem dość ... MAMĄ?


Gazeta Wybiórcza jak zwykle realizuje swoją misję szerzenia feminizmu i lewactwa. W sumie to już nie potrafię czytać jej inaczej niż z sarkazmem lub postawą "jaki to dzisiaj temat zastępczy rzucili".

Kilka dni temu ukazał się artykuł o artykule z TIME'a, który rzekomo zbulwersował Amerykę ("rzekomo" - wszystko, co pisze GW traktuję jako "rzekomo"). A u nas powinien zbulwersować Polskę, jak rozumiem. Całkiem sporo "zbulwersowanych" ludzi pojawiło się pod artykułem - ale nawet nie w połowie tyle, co pod ostatnimi artykułami o domach dziecka/rodzinach zastępczych. Bardzo dobrze, jednak kolejność wartości nie jest całkiem zaburzona...

Było kilka bardzo zabawnych komentarzy, aż pokusze się o ich wklejenie, bo śmiałam się do rozpuku:
"Tja.... amierika... zamażą karmiącego cycka, za to bez skrupułów pokażą wylewające się flaki w kolejnej holiłódzkiej produkcji w stylu zabili go i uciekł..."
"Naród Amerykański bardzo zacofany jest nigdy wcześniej żaden Amerykanin nie widział kobiety karmiącej piersią, a gdy zobaczył to ojej straszne a w TV mówili, że ..... (wiek chłopca czy to ma jakieś znaczenie)
W Ameryce ludzie wierzą że mleko pochodzi z fabryki a nie od krowy ( a co to jest krowa ?)"
Ale były i takie komentarze:
"Najlepiej krowie mleko dac albo sztuczna mieszanke, potem plakac, że dziecko alegriczne, mało odporne jak dorasta ma ciągle problemy gastralne itp. To co naturalne zawszse bylo i jest najlepsze. JESTEM ZA DLUGIM KARMIENIEM. Sama karmiłam do 2,5 lat. I tak sie sklada, ze moje dziecko świetnie się rozwija, wogóle nie choruje.
Kochająca dobra matka robi wszystko by jej dziecko było zdrowe i dobrze się rozwijało.
No chyba, ze wam chodzi potem o te zapomogi na przewlekle chore dziecko, bo tak mamusie uposledzaja swoje dzieci za te 170 /m-c czy ile tam daja.
Ale jak dziecko dorosnie to wam potem łeb ukręci albo przypadkowej osobie, jak go będziecie truć tymi mieszankami, antybiotykami i innym świństwem.
Proszę się bardziej wglębić w temat karmienia piersia, bo nagonke robią producenci sztucznych pokarmów i rolnicy-chodowcy krów-WSZYSCY ROBIĄ WAM WODĘ Z MÓZGU, ŻE KAMIENIE BUTELKĄ JEST WYGODNE, TO NIEPRAWDA
Mówią Wam, że należy się uwolnić, bedziecie wolne-ale tylko wtedy jak zapewnicie dobry start dziecku. "PIJ MLEKO BĘDZIESZ KALEKĄ"
No i ja właśnie w tym temacie. Otóż... do tej pory karmię Kamyczka. Ma 2 lata i 2 miesiące. Raz - dwa dziennie, przeważnie przed spaniem. Bardzo lubimy ten wspólny czas, uważam, że jest on mu potrzebny.

Poszedł do przedszkola bardzo wcześnie i nie chciałam, żeby przeżywał potrójny szok - zostawianie go z obcymi ludźmi, zostawianie go w instytucji (przedszkole) i jeszcze odrzucenie przez mamę w domu.

Pierwszy rok w przedszkolu i żadnych infekcji i chorób, nie licząc "jednodniówek" i kataru. Rozwój mowy i sensoryki zdecydowanie ponad przeciętną. Wiem, wiem, nie wolno porównywać dzieci, ale fakty stwierdzić można... Kami mówi płynnie, dzisiaj policzyłam że poprawie używa trzech czasów (przeszły "Kacper poszedł do domu", teraźniejszy "Jem teraz!", i przyszły "Pójdziemy na spacer") a ponoć karmienie piersią ma na to duży wpływ.

Niedawno czytałam dlaczego warto długo karmić piersią i bardzo mi zapadł w pamięć. Takie zawsze było moje głębokie przekonanie, nic na to nie poradzę. Zawsze popierałam BLW (baby-led weaning), czyli karmienie dziecka w taki sposób, jak ono tego chce, jak potrzebuje. Bardzo przekonujące jest założenie, że dziecko instyktownie wie, co jest mu potrzebne. Wiem, teraz jak ma ponad 2 lata to się już nie działa w ten sam sposób (bo gdyby to zależało od niego to by chciał tylko KOTOLALI, czyli czekoladę, i lody), ale z niemowlakiem to inna sprawa.

Warto długo karmić piersią, bo mleko matki to "biała krew" - jak to pisał Korczak. Dostarcza przeciwciał i zapobiega wielu chorobom w przyszłości. W/w artykuł podaje szczegóły. Autor argumentuje, że wbrew propagandzie mleko matki wcale nie traci swojej wartości, jej piersi nie zniekształcają się, a dzieci nie zamieniają w egoistyczne potwory - tylko ich poczucie własnej wartości i bezpieczeństwa jest na odpowiednim zdrowym poziomie.

"Przeprowadzone badania wskazują, że 2,5 roku naturalnego karmienia to minimum, aby dziecko odniosło największe korzyści fizyczne, rozwojowe, emocjonalne. Braki żywieniowe i odpornościowe spowodowane wcześniejszym zaprzestaniem karmienia, cywilizacja usiłuje rekompensować przez antybiotyki, szczepionki, nadmierną higienę."
Kampania na rzecz walki z rakiem piersi głosi, że karmienie jest najlepszą profilaktyką - obiża ryzyko o 50%, i to przez 10 lat po zakończeniu karmienia.

Ponoć Polska to ewenement w tym aspekcie, w takiej Anglii czy Szkocji większość kobiet W OGÓLE nie karmi piersią. NO ale nie wiem, już sama, po artykule w wyborczej można sadzić, że jest to passe i trzeba szybko zostać feministką.
Ale ponoć to właśnie "prawdziwy feminizm", nie propaganda mediów, zaowocowała tym, że kobiety stały się świadome własnego prawa do wyboru, także wyboru karmienia piersią i zasad wychowania dzieci. Już nie babcine "bój się Boga, co Ty robisz, dziecko ma pić herbatkę,a w ogóle to karmić trzeba co 3 godziny, i tylko przez 15 minut", tylko słuchanie własnego serca i rozumu.

Może dlatego w feministycznej Szwecji się to promuje. Na wstępie dostałam ulotkę o karmieniu, na żądanie, położne przez pierwsze 3 dni były na każde zawołanie, między innymi po to, żeby młoda matkę nauczyć karmić piersią. No i udało się im :) 

6 maja 2012

Tyraj, Misiu!

Naszło mnie znowu na włoskie. W piątek strzeliliśmy sobie pizzę ze szpinakiem i gorgonzolą (palce lizać), resztki ciasta jedliśmy wczoraj jako puchate chlebki roti-podobne (pieczone na patelni do śniadania i kolacji), a wieczorem powstało TIRAMISU. Narobiłam się w ten weekend, nie ma co.

Jako że zapomniałam jakiego przepisu używałam wcześniej i spędziłam pół godziny w internecie, to teraz się wysilę i spiszę ostatni. Bo wyszło palce lizać i muszę zachować przepis dla potomności (i siebie samej) :)

Starałam się zrobić deser według tego przepisu, ale musiałam przekonwertować na europejskie miary. No i też nie na gramy, bo od pewnego czasu posługuję się miarką DL i jakoś tak mi wygodnie. Szklanek o wielkości "szklanki" już dawno nie ma (każdy nasz kubek/szklanka ma inną pojemność! ech ten kapitalizm). A dodatkowo taki cukier, na przykład, cukrowi nie równy. W przepisie jest czasem puder, a ja akurat nie mam, czy mam dać tyle samo gramów zwykłego?... no i w ogóle jak te gramy wymyślić... a jak traktować fruktozę czy ksylitol..? 1 dl to 1 dl i po ptokach... póki co działa...

Tak czy owak, użyłam tego:

6 żółtek
3 dl cukru (użyłam fruktozy, możnaby ciut mniej dać)
1 pudełko 250 g mascarpone
4,5 dl śmietanki 40%
zwykły kubek mocnej kawy z 2 łyżkami Amaretto (można dać więcej amaretto, ja nie chciałam, bo dzieci często nie lubią posmaku alkoholu)
24 biszkopciki (takie włoskie, podłużne)
gorzkie kakao (do posypania)

Kroki:

1. W garnuszku zagotować wodę. Jak się zagotuje zmniejszyć ogień/temperaturę palnika i postawić na garnku miskę z 6 żółtkami i cukrem. Ubijać na parze przez 10 min, aż będzie bielutkie.

2. Zdjąć z pary i jeszcze chwilę ubijać aż ostygnie.

3. Dodać mascarpone do żółtek i delikatnie zmiksować (na małych obrotach)

4. W osobnej misce ubić śmietankę aż będzie "stała" (ok. 5 min)

5. Delikatnie wymieszać z masą jajeczno-serkową (na małych obrotach)

6. W płaskim naczyniu ułożyć 12 biszkopcików na dnie, polać połową kawy z amaretto (łyżeczką). Nałożyć połowę masy serkowej.
Druga połowę biszkopcików w ten sposób: zanurzać biszkopcik w kubku z kawą i szybko kłaść na masie. Inaczej się rozwali w rękach :) zamoczy się około pół biszkopcika, więc układamy "na waleta". Resztką kawy polać "suche" kawałki. 
Wlać drugą część masy, posypać kakao (sitkiem).

7. Wstawić do lodówki na 8 godzin.

Pani w w/w przepisie napisała, żeby sie nie spieszyć i kroki wykonać dokładnie (10 min to 10 min, 8 godzin to 8 godzin*), a składniki użyć takie jak napisane, nie żadne substytuty** - tylko wtedy deser jest prawdziwie włoski, no i po prostu ... PRZEPYSZNY. Potwierdzam, prawdziwie włoskiego składnika nie da się niczym zastąpić, także czas robi swoje i nic go nie zastąpi...  Włoska kuchnia to prawdziwy SLOW FOOD.



* no dobra, pierwszy raz jedliśmy po 3-ech godzinach, bo takie były okoliczności przyrody, ale było ciut za miękkie. Dopiero teraz rano jest takie jak być powinno.... mniam mniam

**ja pozwoliłam sobie na fruktozę tylko dlatego, ze jej smak jest identyczny z cukrem, tylko ciut słodszy - trzeba dać mniej fruktozy i już - a jajka z nią bije sie cudownie...




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...