25 lutego 2019

Małe dzieci mały kłopot...

9 lat temu zostałam mamą.

Nie miałam świadomości co to oznacza, cieszyłam się ślicznym małym dzieciątkiem, które tak ufnie przytulało się do mnie. Cierpiałam zmęczenie i niedospanie.

Znajomi mówili "małe dzieci mały kłopot, duże dzieci - duży". Zawsze mnie denerwowało to powiedzenie, jak to kłopot. Rodzice zawsze się martwią o dzieci, dlatego są rodzicami.

Teraz mój kłopot ma 9 lat i zaczynam rozumieć.

Niedospanie to pikuś przy nieustannie trawiącym mnie teraz strachu o język polski dziecka. O zakorzenienie w nim wiary i tradycji. O ogólnie pojętą edukację. Uświadamiasz sobie jak długofalowe to projekty i jak mizerne Twoje wysiłki w ich skali. Do tego już widzisz oczyma wyobraźni przyszłe problemy ze szkołą, pracą czy wiarą, już słyszysz ich bezczelne odzywki do rodziców...

Ale przecież kropla drąży skałę.

No i wierzę, że działa łaska Boża, ta wlana na chrzcie świętym. Ale także ta wypraszana każdego dnia, często na kolanach i ze łzami w oczach. Bo dziś znowu zawaliliśmy mszę świętą. Bo dziś nie udało się uniknąć bójki między chłopcami, tudzież wyzywania od głupków. Bo znowu puściły mi nerwy i zbeształam towarzystwo.

Największym kłopotem jest utrzymanie siły i cierpliwości, nie tracąc zaufania do Najwyższego. Który przecież obiecał nosić nasze ciężary.

I nagle po takim pochmurnym dniu przychodzi słońce - mój dziewięciolatek bez żadnej zachęty pomagał przy robieniu ciast, pierogów a wczoraj sam upanierował i usmażył wszystkie kotlety a'la schabowe oraz zrobił sałatkę. "Mamo, już umiem sześć potraw zrobić! Kanapki, tosty, jajko na dwa sposoby, ugotować i usmażyć parówki, sałatkę oraz KOTLETY!".





2 komentarze:

  1. I to ciasto to tez Kami?
    Troche Olu z tych problemikow to mi sie usmiech na gebie pojawil, bo… dla Twojego Synka to duma , ze tyle potraw potrafi juz sam upichcic, ale z czasem moze to byc udreka. Ja ( my - siostry) tez rwalysmy sie do kuchni, ku ogolnej uciesze mojej mamy, a teraz postrzegam to jako cos upierdliwego. Myslenie o tym jak wykarmic, co ugotowac.. i tak wokol wyzywienia rodziny kreca sie mysli matki zywicielki, np.: w robocie w przerwach od pracy. A tak milo by bylo, gdybym wracala do chaty na gotowe. Ostatnio zaczelam stosowac sie do pouczen starszych doswiadczonych kobiet. "Nie umiesz i koniec! Nawet sie za niektore roboty nie bierz". Jak nie zrobisz to .. sam o sie nie zrob i bedzie musial ktos inny zakasac rekawy. Bo ja to wczesniej prawie wszystko sama umialam i taka dumna z tego bylam: umalowalam sciany, wytapetowalam, gdyby mi pokazali to i kafelki bym polozyla..a co? Kobiety na traktory… Dobrze sie stalo, ze trafilam na faceta, ktory przy robotach meskich domowych sie odpreza i sam chetnie chwyta za pedzel i tapete. Zauwazylam tez , ze kiedy mowisz,ze czegos nie umiesz to zycie staje sie bardzo wygodne:))
    Chc ialabym aby Marie posiadla umiejetnosc sprzatania,prania, gotowania ( obejscia wokol siebie) , aby nie byla uciazliwa dla otoczenia, ale … nie musi znac wszystkiego i na pewno nie bede w tym kierunku jej kszatltowac. Zycie samo to na niej wymusi. Ilez kobiet opowiada, ze wychodzac z domu gotowacnie umialy ,a po latach kuchary pelna geba. Poza tym jestem stara nauczyciela, a jak powiadaja ludziska: w tym zawodzie nie ma czlowiek cierpliwosci do uczenia swych wlasnych pisklakow. Jak sie sprawdza taki ktos przy obcych dzieciak , tak przy swoich brak mu zapalu.

    Nad jednym musze przy meojej Circe popracowac… nad jej wiara. Tu mamy spore deficyty. Poza tym to jest tez nalecialosc z mojego domu rodzinnego. Wymuszano na nas kosciol, ale przykladu za grosz nam nie dawano.. i ja po prostu nie wymuszam, i zauwazam, ze kosciol stal sie sprawa prywatna moja i meza, w ktora nie wchodzi Dziecko. Sprawa rodzicow i tyle.


    Pisanie po polsku. Marie nie umie , ale ja jakos nie rozpaczam. Czyta bo gramy w polskie gry, niestety ksiazek po polsku ( lektur) unika. Mysle, ze ok.. trzeba dzieciom dawac dobry wzorzec zycia, tylko... trzeba tez zaufac Bogu i sie poddac. Nie starac sie byc non stop perfekcjonista i czasami zatracac rownowage pomiedzy "moznaby bylo", a "musze". Ilez to rzeczy nie przydatnych w zyciu czlowiek sie uczy, gromadzi, skupia sie na nich, a one wcale nie sa potrzebne i z czasem abyte umiejetnosci zanikaja. Dla mnie wazne jest to, aby Marie umiala dogadac sie z rodzina w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cześć Aniu!
      no ja też teraz tak mam, że raczej wyganiam z kuchni, za to chętnie przyjmę ofertę poodkurzania :P
      niestety, to raczej Kubuś jest na etapie "pomagania" a Kamyczka muszę czasem ustawić do pionu rozkazem. Masz odkurzyć i już, ja gotuję i nie mogę zrobić dwóch rzeczy na raz, masz mi pomóc. To nasz wspólny dom.

      W torcie Kami pomagał, nie zrobił sam oczywiście. Ale cała dekoracja na wierzchu to jego, ja tylko wydawałam komendy. "Prawy foka szot luz, lewy foka szot wybieraj!" ;)

      Mam podobne doświadczenia do twoich w temacie "samowystarczalności". Jako była harcerka i żeglarz morski naprawdę wiele potrafię zrobić, ale teraz celowo nie robię wielu rzeczy. Nie mam czasu albo siły. Niech ktoś inny zrobi. Niestety, mąż nie należy do złotych rączek, więc neiktóre sprawy leżą odłogiem. Cóż... trudno.
      Malowanie nawet lubię, ale myśl o przygotowaniu domu do malowania mnie osłabia... poczekamy aż dzieci będą starsze, wtedy oni pomalują :P

      pozdrawiam serdecznie

      Usuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...