9 lutego 2019

16 ton

Robiliśmy dziś makaron. Mam taką maszynkę od babci, którą ona dostała od swojej córki (mojej cioci), Kami uwielbia się nią posługiwać. Trzeba tylko kręcić korbką, mama wkłada kulkę z jednej strony, a poniżej rolki wychodzi płat makaronu... magia!

W pewnej chwili Kami zaczął nagle śpiewać w rytm kręcenia. Wymyślone słowa na znaną mi melodię... melodię "morskich opowieści".

Zaczęłam się głośno śmiać, bo przypomniały mi się szanty, marynarskie pieśni pracy. Śpiewane właśnie w takich momentach jak to wymyślił spontanicznie mój (prawie) dziewięciolatek.

Zachwyciła mnie jego intuicja, przyznam szczerze.



Pośpiewaliśmy sobie potem różne szanty, podemonstrowałam dziecku wybieranie fału, pchanie kabestanu czy wiosłowanie. Wyjaśniłam skąd różne rytmy. Taka korbka do makaronu to prawie jak handszpak kabestanu, czyż nie? ;)


Powspominałam dawne festiwale i opowieści szantymenów. Do każdej pracy inna pieśń. Były ich setki.

Wszystko wskazuje, że w życiu czeka mnie teraz nowa szanta. Wrzucam nowe tempo - nie wiem czy szybsze, czy wolniejsze, ale wybiją mnie ze starego rytmu. Dostałam ofertę pracy i jestem niemal zdecydowana, żeby z niej skorzystać.

Nowe miejsce, nowi ludzie, nowe wyzwanie. W sumie mam dość wyzwań w życiu, nie jestem pewna czy powinnam podejmować kolejne.

Powody zainteresowania się tą inną ofertą były dwa.

Po pierwsze, to praca zadzwoniła do mnie - nieoczekiwanie skontaktowała się ze mną "headhunterka", nie mam pojęcia skąd miała mój numer. Potraktowałam to jak dar losu, bo w tamtym momencie układy w mojej obecnej pracy bardzo mnie frustrowały, od dawna się pogarszały i straciłam całe serce do swojego zajęcia. Przyznam, że od zeszłego tygodnia się to zmieniło, bo poleciał stary CEO i nowy ma inną wizję, na moje to o wiele lepszą.

Drugim powodem było to, że mam świadomość, że w Szwecji niełatwo o pracę gdy się jest obcokrajowcem. Swego czasu wysyłałam wiele ofert, na stanowiska idealnie pasujące do mojego zawodowej specjalizacji i doświadczenia. Nigdy nie zostałam nawet zaproszona na interview! Kilka razy chodziła mi po głowie zmiana nazwiska na szwedzko brzmiące, powiem szczerze.
Także cieszyłam się zawsze, że nie byłam nigdy zmuszona do szukania pracy - miałam swoje miejsce, jakie było takie było, nie zawsze inspirujące (okresami bardzo!) ale bezpieczne. Niemniej jednak zaczynała kiełkować mi w głowie myśl, że jestem "niezatrudnialna", że wcale nie jestem taka dobra jak mi się wydaje, że może to brak idealnego szwedzkiego to jednak ogromna przeszkoda na lokalym rynku pracy... i tak dalej.

Chętnie poszłam na interview.

Ale jak już poszłam i poznałam potencjalych szefów to pomysł tej zmiany zaczął mnie rzeczywiście inspirować!  To były ciekawe spotkania na wiele tematów, z długimi dyskusjami nad konkretymi biznesowymi rozwiązaniami oraz o wdrożeniach systemów. Po każdej kolejnej rozmowie wychodziłam przekonana, że świetnie się rozumieliśmy, że traktowali mnie jak partnerkę w dyskusji, to nie było odpytywanie.

I tak oto z chęci ucieczki tudzież udowodnienia czegoś sobie połknęłam haczyk. Naprawdę chciałam dostać ofertę pracy!

No i teraz właśnie czekam na ten konkret, ponoć mają mi go przedstawić we wtorek. Już wiem od mojej "agentki", że chcą mi złożyć propozycję.

Jednocześnie rośnie stres czy dam radę z tymi wszystkimi wyzwaniami. Pojawia się męcząca myśl, że kogoś zawiodę (bo odejdę i zostawię niedokończone sprawy). Oraz pytanie czy lepsze nie jest największym wrogiem dobrego? Przecież zawsze nienawidziłam wyścigu szczurów. Czyżbym dała się wmanipulować? A może to po prostu osoba headhunterki w tym układzie daje takie odczucia? Ona człowieka bardzo nakręca, to jej chleb.

A ja na mój też muszę zarobić, obym nie przekombinowała. Westchnijcie tam za mną, o natchnienie...



Ktoś mówił, że z gliny ulepił mnie Pan, 
Lecz przecież się składam z kości i z krwi. 
Z kości i krwi i z jarzma na kark
I pary rąk, pary silnych rąk.

Co dzień szesnaście ton i co z tego mam?
Tym więcej mam długów im więcej mam lat.
Nie wołaj święty Piotrze, ja nie mogę przyjść, 

Bo duszę swoją oddałem za dług.

[16 ton]

2 komentarze:

  1. Mysle, ze co bys nie zrobila, jaka decyzje bys nie podjela to zrobisz dobrze. Nie ma ludzi niezastapionych- to , kiedy biega o stare miejsce pracy, ktore chcialabys ewentualnie zostawic. Zycie to ciagla zmiana, to tak w zwiazku z tym jakbys jednak zdecydowala sie na zmiane.

    Nie wazne co i jak... decyzje musimy podejmowac, bo mamy ten wolny wybor, ktory czasami ciazy jak kamien u nogi:)) Nie boj sie podejmowac decyzji. Zawsze cos z tego wyniknie i powiadaja, ze nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo. Nie wazne juz nawet, ktora z owych decyzji moze okazac sie owa zla- bledna.:) I tak bedzie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cześć Aniu! dzięki :) dobrze mówisz, zawsze coś wyniknie

      kolega mawiał, że przy podejmowaniu decyzji miał taką zasadę: podjąć decyzję, a potem zrobić wszystko, by okazała się słuszna ;)

      Usuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...