14 października 2013

Muzeum

Miałam niedawno bardzo miłą acz ekspresową wycieczkę do Warszawy. Wpadłam na 2 dni (i dwie noce - to na gadanie) i udało się pójść do muzeum Powstania Warszawskiego. Oraz do kilku fajnych sklepów i jednej pysznej restauracji... ale po kolei...

Muzeum PW to bardzo wzruszająca wystawa. O tym nie muszę za wiele pisać, bo każdy, kto jest patriotą wie o czym mówię. Wykonano wspaniałą pracę budując to muzeum, dobrze, że szkoły przychodzą tam na wycieczki (mnóstwo ludzi było, a był to dzień powszedni!). Jakby tak chcieć wszystko zobaczyć, przeczytać i obejrzeć to można tam spędzić cały dzień, myśmy były jakieś 4 godziny.


Ale poczułam ogromny niedosyt związany z samą organizacją muzeum. Nigdy nie chodzę po muzeach z przewodnikami, więc i tym razem nie przewidziałam komplikacji, w końcu wszystko nowoczesne,  multimedialne, oznaczone, nie to co Wawel. Wprawdzie przy wejściu nie było żadnych planów wystawy, ale nie zwróciłam na to większej uwagi - przecież wszędzie są strzałki, no i poza tym "how hard can it be"...

Cały widz polega na tym, że w muzeum człowiek ma "poczuć" jak to było. Może odsłuchać opowiadań powstaców (między innymi Witolda Kieżuna), cały czas słyszy się w tle bomby i krzyki. Po muzeum chodzi się według kalendarza, biorąc jedną karteczkę każdego dnia, ogląda filmy związane z danym dniem... jest "w środku". Co jest generalnie świetnym pomysłem, gdyby nie to, że... z 1 sierpnia lądujesz znienacka na 1 września, i to jak się domyśliłeś, żeby wejść na schody... a nawet jak już wejdziesz na to pierwsze piętro to można spojrzeć na złą strzałkę i wylądować na 5 października, obszedłszy piętro dookoła i przedarłszy się od końca, przez wystawę malarstwa Jana Chrzana... (w tzw międzyczasie przypadkiem weszłyśmy jescze do piwnicy, a tam o oddziałach niemieckich, a gdzie ten sierpień???)

Przeszło nam przez myśl, że to tak celowo, żeby człowiek poczuł się zagubiony jak ci powstańcy, nie wiadomo który dzisiaj, co się dzieje, gdzie strzelają, ani nawet gdzie jestem...

Ostatecznie znalazłyśmy sierpień, podpytawszy panów przewodników... (uwaga! przy motorze nie wchodzić na salę główną tylko do windy po lewej stronie, za winklem znajdziecie napis, że dalsza część wystawy na drugim piętrze, zwanym w przewodniku antresolą - dla jeszcze większego zmylenia, bo ponoć "antresola" oznacza zabudowanie powyżej obecnego poziomu, więc powinna być pomiędzy parterem a piętrem, zgodnie z terminologią budowlaną)

Potem wstrząsający film 3D "Miasto Ruin", potem kawka i ciasteczko za korytarzem PKWN (ogromny sierp i młot na ścianie, ciary przechodzą). A w kawiarence czuć klimat przedwojennej Warszawy...



Koniecznie musze się wybrać ponownie. Tym razem po kolei. I z rodziną. Koniecznie musimy odwiedzić z Kamyczkiem salę Małego Powstańca, już z przewodnikiem.

Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,
Za każdy kamień Twój, Stolico, damy krew!
Warszawskie dzieci, pójdziemy w bój,
Gdy padnie rozkaz Twój, poniesiem wrogom gniew!





Co najbardziej zapamiętałam? Ścianę z obcokrajowcami, którzy walczyli w powstaniu.
I opinię Australijczyka, wydrukowaną w "Rzeczpospolitej Polskiej" 26 sierpnia 1944:
„Walczycie wspaniale. W żadnym kraju na świecie nie ma takiej młodzieży. W Anglii na pewno nie znajdzie się 12-letni chłopiec, któryby był za bohaterstwo odznaczony Krzyżem Walecznych. To jest możliwe tylko w Polsce. Dawniej przypuszczałem, że najlepszymi żołnierzami świata są Australijczycy; dziś zdanie zmieniłem, są nimi Polacy.” 

5 komentarzy:

  1. Masz rację! Muzeum choć robi ogromnie pozytywne wrażenie jest słabo oznakowane i bez przewodnika albo jak się w domu wcześniej nie "obczai" planu wystawy to łatwo ominąć jej część. Gdyby chociaż przy wejściu wręczano plan trasy po wnętrzu byłoby o niebo łatwiej. Ja o tej windzie i wystawie na piętrze gdzie ta winda wjeżdża dowiedziałam się dopiero w domu (!) i to samo o tej części w piwnicy poświęconej Niemcom, choć widziałam coś przez ażurową podłogę, to pojęcia nie miałam, że tam się schodzi, bo nie było widać zwiedzających i w końcu pomyśleliśmy, że to tak specjalnie zostało zaprojektowane. Strasznie szkoda.

    Szkoda też, że brakuje części eksponatów, które prawdopodobnie wróciły do pierwotnych właścicieli, którzy je wypożyczyli muzeum i w witrynach są puste miejsca, a niektóre z nich wręcz świecą pustkami (np. te z granatami). Poza tym część telewizorków ukrytych w ścianach (gdzie się przykładało oczy) nie działała kiedy tam byłam.

    PS Zwiedzającym, którzy w muzeum nie byli, a zechcą je odwiedzić zachęceni opisem na blogu, szczerze polecam wybranianie się tam w wygodnych butach. Tu szczególnie mam na myśli PANIE. Odradzam buty na wysokim obcasie a szczególnie szpilki, bo wystawa jest w dużej mierze wybrukowana kocimi łbami i trudno się po niej poruszać w nieodpowiednim obuwiu. Poza tym jest ona duża i ogólnie dużo w niej chodzenia. Po kilku godzinach w kozakach na obcasie okrutnie bolały mnie nogi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kupiła Pani w końcu oryginalnego Farmera w muzealnym sklepiku? :)

    Jeśli chciałaby Pani porozmawiać z synkiem o powstaniu nim jeszcze dorośnie do wystawy proponuję kupić książeczki Joanny Papuzińskiej pt. "Asiunia" i "Mój tato szczęściarz" i Michała Rusinka "Zaklęcie na w". Myślę, że to dobry punkt wyjścia do rozpoczęcia z dzieckiem rozmowy na temat historii i II wś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję za podpowiedzi!
      Farmera nie mieli w sklepiku, a może po prostu przeoczyłam... :/

      Usuń
    2. A proszę bardzo.

      Zawsze najlepiej zapytać obsługi czy czegoś nie mają, bo samemu faktycznie łatwo przeoczyć. Te książeczki też tam sprzedają (a dokładniej w tym oddzielnym "domku"/kiosku, gdzie znajduje się bileteria, bo wewnątrz muzeum nie kojarzę, ale być może też), choć wszędzie indziej też je można dostać (mam tu na myśli wszelkie księgarnie, Empiki, Traffici, Matrasy itd., a nawet jak nie wszędzie to w większości na pewno).

      W związku z premierą ostatniej książeczki Papuzińskiej była organizowana latem "rodzinna gra miejska" powstańczymi śladami dla dzieci od lat 6 z opiekunami, co uważam za świetny pomysł. Szczegóły tutaj:
      http://www.1944.pl/o_muzeum/news/moj_tato_szczesciarz_rodzinna_gra_miejska_i_premiera_ksiazki

      Usuń
    3. w sklepiku byłam (osobny budyneczek), oglądałam gry planszowe, ale przyznam, że nie zapytałam wprost o "hodowlę zwierzątek"... jeszcze planuję tam wrócić :)

      Usuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...