22 sierpnia 2017

O kładzeniu cegieł


Przyznam, że od pewnego czasu nie lubię książek o wychowywaniu dzieci. Mniej więcej od tego, kiedy zorientowałam się, że moje metody nie działają: sama się gubie w tym, czego kiedy wymagać, a kiedy pozwolić na maslane oczka moich dzieci. Do tego mój mąż ma niejednokrotnie zupełnie inne podejście i nie da rady tego pogodzić z moim, więc w sumie wychodzi kicha. Dzieci owszem, generalnie zadowolone z życia, ale my urobieni po pachy i sfrustrowani. Montessori okazało się zbyt skomplikowane dla mnie - teoria brzmi super, ale nigdy nie miałam dość czasu by spędzać z dzieckiem na tych ćwiczeniach. Jesper Juul* ze swoimi teoriami o "gotowości" dziecka mnie zdenerwował tylko.

Przeszłam przez fazę buntu. Chrzanię metody i porady, robię tak, by mieć święty spokój.

nie wstanę! tak będę leżał!

A potem trafiłam na wychowanie klasyczne. I zachwyciłam się.

Żadnego stawiania dziecka w centrum i chwalenia bazgrołów, zrobionych na kolanie. Żadnego dostosowywania życia do „potrzeb dziecka”. Dziecko to nie jest żadem „kompletny człowiek, któremu wystarczy nie przeszkadzać” (koncepcja Jespera Juula) tylko trzeba tę glinę lepić, z mocą Bożą coś sensownego z tego wyjdzie.

W skrócie – wychowanie klasyczne polega na tym, by pomóc dziecku wypracowac własny zmysł moralny i charakter, nauczyć je mierzyć się z przeciwnościami, jednocześnie będąc wrażliwymi i troszcząc się o innych. Takie harcerstwo w dorosłym życiu, gdzie drużynowy też się czegoś ciągle uczy.

Wiele czytałam w necie, teraz mam ciekawy podręcznik. Autor książki, którą akurat czytam - ”Klasyczne Wychowanie” Michael Mascolo - dzieli metody wychowawcze na trzy:

- permisywne – czyli wychowanie bezstresowe, gdzie dziecko jest w centrum, gdzie jest traktowane jako równorzędny partner, który ma swoje zdanie i trzeba się z nim liczyć

- autorytarne – źle pojęte wychowanie klasyczne, gdzie rodzice zupełnie nie liczą się z potrzebami dziecka, a jego wychowanie polega na tresurze

- autorytatywne – umowne pojecie dla tego podejścia, który chcemy osiągnąć – czyli wychowanie oparte na autorytecie, gdzie dziecko nie jest partnerem rodzica ani nauczyciela, gdzie ma się od niego uczyć.

Wychowanie klasyczne polega na kształtowaniu charakteru. Najważniejsza zasada: nie da się wychować kompletnego człowieka w moralnym zawieszeniu – jak tego uczą dzisiejsze pedagogiki. Nic nie jest samo w sobie dobre, nic złe, wszystko moralnie dwuznaczne, wybierz sobie kim chcesz być. No nie. Trzeba jasno pokazywać dobre zachowania – „nalezy byc osobą uczciwą” – i piętnować złe - „nie wolno kłamać”.

Im rodzic ma lepiej ukształtowany kręgosłup moralny, tym lepsze efekty. A do tego to jest praca dla każdego, dla mnie też - bo ja też powinnam pracowac nad swoim charakterem.

To znaczy, na przykład, dopuścić uczucie głodu u dziecka, a nie nakładać mu do stołu pół godziny przed kolacją (no dobra, przyznam się, wczoraj tak właśnie zrobiłam... też muszę nad tym popracować! A zacząć od regularnych pór kolacji, których u nas nie ma, niestety). Nie dać cukierka kiedy chce, tylko w wyznaczonych porach – niech ćwiczy opanowywanie pokus. Nie uginać się, ale jak się ugniesz, to nie biczować tylko próbować znowu. To droga.



Rozwijanie dobrych nawyków spowoduje bowiem wypracowanie trwałych cnót charakteru. Trzeba to robić stopniowo, małymi krokami, ale mając cel przed oczami. Pan Dariusz Zalewski, jeden z polskich autorytetów pedagogicznych w tej metodzie i autor strony http://www.edukacja-klasyczna.pl/ , pisze tak: "Zamiast wychowywać do wolności czy tolerancji, musimy w pierwszym rzędzie uczyć dziecko prostych sprawności: porządku wokół siebie, systematyczności, zwalczać lenistwo, chciwość, wdrażać do wytrwałości, cierpliwości itd. Dopiero dzięki opanowaniu tych podstawowych cnót będzie możliwa prawdziwa wolność."


W podejściu do wychowania należy jednak zacząć od wizji. Michael Mascolo przytacza znana anegdotkę, która pięknie puentuje te metodę.

Do pewnego miasta przybył turysta. Drogi rozkopane, trwa jakaś wielka budowa. Podchodzi do jednego z robotników.

- Co pan tu robi?

- Jak to co, cegły kładę, nie widać? – odburknął.

Podszedł do drugiego i zadał to samo pytanie.

- Panie, na chleb tu zarabiam – rzucił tamten.

Zapytał jeszcze jednego robotnika. I usłyszał:

- Buduję katedrę!

Wychowanie klasyczne jest budowaniem katedry a nie kładzeniem cegieł.




Wspomniana lektura to przewodnik po tych metodach – uczy jak sobie radzić z komunikacją, z karami i nagrodami, rywalizacją, wygrywaniem i przegrywaniem. Z konfliktami. Pokazuje jak ukształtować w sobie zdrowe poczucie własnej wartości. ZDROWE, bo to, co robią z ludźmi metody „bezstresowe” prowadzi do anomalii i produkcji wiecznych dzieci. Po lekturze mam teorię na przyczyne wielkiej liczby przypadków depresji w Szwecji. Moim zdaniem jest to spowodowane stosowaniem metod bezstresowych od lat siedemdziesiątych. Ludzie, wychowani w szkołach bez ocen i bez doświadczania uczucia przykrości, nie ucząc się rozwiązywac konfliktów tylko ich unikać (kłótnia to przecież stres) przeżywają szok w dorosłym życiu i nie są w stanie poradzić sobie z przeciwnościami losu.



Także ten... teraz siadam z mężem nad "kółkami cnot", jakie chcemy wyrobić w dzieciach i zaczynamy!
(wiem, przy okazji usłyszę, że to ja przestałam biegać, że to ja pozwalam na słodycze... wtedy usłyszy, że to też ja od lat pracuję nad językiem polskim, pływaniem, pianinem i to ja kupiłam dzieciom rowery jak miały niecałe dwa lata! a co, mam trochę amunicji w zanadrzu! :P )






*Jesper Juul to szwedzki pedagog, autor znanej w szwecji teorii ujętej w książce „Moje kompetentne dziecko. Juul twierdzi, że dzieci rodzą się ze wszystkim, czego potrzebują do życia, a rodzic czy wychowawca ma tylko pozwolic mu to wydobyć z siebie. „Jestem jaki jestem i takiego mnie masz”

13 komentarzy:

  1. "Kladzenie cegiel i budowanie katedry". Przerabialismy to na studiach- moze nie w formie cegly- katedra, ale czy pedagog to artysta czy rzemieslnik?
    Na poczatku oczywiscie, ze wszyscy chcieli zostac artystami...potem w pracy, zycie obdarlo mnie ze zludzen. Podstawa to dobre rzemioslo, czyli opanowanie metod. A potem dzieki bazie mozesz byc i wirtuozem. Choc wirtuozeria to faktycznie talent i niestety, jak z kazdym talentem bywa, nie sa to rzeczy nagminne. Nie trafiaja sie kazdemu, ale kiedy jestes juz dobrym rzemieslnikiem i masz zaplecze, to katedry nie spieprzysz. Poza tym sam talent bez rzemiosla to nici, bladzenie po omacku. Wedlug mnie kazdy rodzic to li tylko rzemieslnik. Dobrze jakby nie byl partaczem, a kazdy dzieciak to inny swiat.
    Antypedagogika , wedlug mnie to co mowi ow Jasper Juul to wlasnie to, w swych zalozeniach nie byla/nie jest zlym systemem wychowawczm. Tylko ... ( zawsze jest jakies tylko) fakt- dziecko stoi w centrum, a pedagog, jak wlasnie ow sztukmistrz ( a realnie patrzac nie kazdy nim przeciez jest), ma obserwowac i bazowac na tym czym dziecko dysponuje...wspierac w sumie jego zdolnosci, pozytywne cechy, ktorymi dziecie zostalo przez nature ( Stworce) obdarowane. Nie wymuszac a pomoc odkrywac i sprawic aby dziecko zachcialo isc dana droga- rozumiec ... W konsekwencji rozpiernicza ow trend caly zastany system pedagogiczny opierajacy sie na hierarchii i autorytecie. Uwazam, ze tego typu trendy nie musza byc przyjmowane jako diabel i wieszac trzeba przed mnimi krzyz na scianie i rozance odprawiac. Trzeba przeczytac i wziasc z tego to, co dobre i pozytywne.
    Trend ten nie przyszedl ze Szwecji , choc sie w niej zagniezdzil i poszedl jakas tam swoja odnoga...on wzial sie wspolczesnie z Niemiec. W Niemczech furory on nie robi, ale jego wplywy widac, oj widac.... Bylam wychowywana strong- "rodzic zawsze ma racje, a jak racji nie ma to i tak ma racje". I w takim samym ukladzie wychowywano mnie w stosunku do nauczycieli. Matka nigdy nie poszla i nie wybraniala nas, kiedy uwazalysmy , ze cos niesprawiedliwie nas dotknelo- "bedziesz nauczycielem to zobaczysz jak to wyglada, wcale owym nauczycielom latwo nie jest"- odpowiadala. Nie jest latwo, bo wtedy kiedy do szkoly zawitalam zawod nauczyciela zaczynal tracic na spolecznej wartosci. Nauczyciele tako jako i ludzie tez sa rozni- sprawiedliwi i nie, uprzedzeni i nie, lubiacy swych uczniow i majacy takie myszy, ktore kot musi gonic... jak to w zyciu. Te antypedagogiki wprowadzily troche niepokoju w zastane rejony i... podoba mi sie, kiedy mlody czlowiek, pewny swych racji umie je wyluszczyc i nie boi sie starszyzny. Takich mlodych spotykan tutaj. Tak ucza mlodych psycholodzy. Sila ma byc argument nie autorytet/wiek. A zycie pokazuje ze jeszcze czesto ludzie, szczegolnie ci z doswiadczeniem zyciowym, chca jechac na autorytecie.
    To tak ogolnie Olu...moze rozmijam sie z tym co chcialas powiedziec. I fajnie ze nowe trendy ciut mieszaja w tym co zastane, bo gdyby tak nie bylo to do tej pory uwazano by ze dziecko to pol czlowieka. Tak byla wychowywana moja mama chociazby i u niej w domu zdziwieniem czasami bylo, ze dziecko ma jakies potrzeby? Choc dziadkowie bardzo kochali swe pociechy.
    Moze to co czyni Szwecja to juz zbyt przesadzony eksperyment spoleczny, ktory nabrzmial i za moment peknie, co znaczy tylko dla mnie, ze z idei wszelkich trzeba umiec rozsadnie korzystac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Aniu, nie zgadzam się z tym, że stare wychowanie traktowało dziecko jak pół człowieka. Owszem, było wielu takich nauczycieli, bo tak było łatwiej (no i była kara cielesna!), ale z tego, co się zorientowałam wychowanie klasyczne jest także stare jak świat. Tylko potem poszło w różne strony, wraz z rozwojem różnych teorii, w tym protestantyzmu
      (gdzie literalne czytanie Biblii i starotestamentalne "nie oszczędzaj rózgi na syna" było na porządku dziennym)

      Usuń
    2. A jak traktowalo stare wychowanie dziecko? Tylko nie pisz mi ksiazkowo, ale zyciowo. Czyz rzemien to nie byl glowny wisior przy drzwiach wejsciowych do domu?
      Mi dziadek ciagle powtarzal, ze dyscypilina to u nich byla podstawa, to samo mowila babcia...ba ! Moja mam czesto nam powtarzala, ze gdyby ona tak czy tez siak odezwala sie do swych rodzicow jak np.: my, to by dostala. A jakies wyjatkowo bezczelne jako dzieci nie bylysmy wobec rodzicow. Posluszne dziewczynki bylysmy. To juz pokolenie mojej corki z tym swoim sowbodnym wyrazaniem wlasnych zdan wydaje mi sie o niebo bezczelniejsze:)
      Ale ja to wole, niz "milcz gowniarzu", co tez uslyszalam w wieku 23 lat na pewnej rodzinnej imprezie, bo ojciec nie mogl zniesc , ze corka jest zle wychowana i podwaza swymi wypowiedziami zdanie starszego wujka.

      Moi dziadkowie nie byli protestantami- byli katolikami od dziada pradzada. A wychowanie mieli strong. Takie biblijne wlasnie z nieoszczedzaniem rozgi na syna. Oby tylko na syna. kiedy ojciec zmarl rzemien przejal starszy brat. I nie chodzi mi o katowanie ( choc i takie incydenta wcale nie rzadkie zdarzaly sie dawniej- moj kolega jak przeskrobal musial sam rzeniem przyniesc i krzeselko i polozyc sie na nim a ojciec lal, cofnijmy sie o jakies 30 lat tylko), ale o stosowanie kar cielesnych, w ktore to stosowanie absolutnie nikt sie nie wtracal. A rodzice bijacy swe dzieciaki publicznie na ulicy? Nie pamietasz takich zdarzen? Klaps w sklepie i pozamiatane, czasami w gebe sie zadrzalo widziec... metoda jak sie patrzy. Oparta na autorytecie i starchu.
      Uswiadomionych rodzicow tak, jak wspoczesnie malo bylo.
      i pamietam tesciowa, ktora raz do mojego meza wyjechala z tekstem jak to ona swym dzieciom wszystko cierpliwie tlumaczyla, a moj maz, ze jak to(?), ze sciera i chochla to byl jej argument w spornych rozmowach z nimi.
      Dobrze, ze czasy sie zmieniaja

      Usuń
  2. Hm... Nie znam tego pana Juula więc troszeńkę się rozejrzałem i mam wrażenie, że to niezupełnie jest tak, jak sygnalizujesz.Nie chodzi o jedynie "nieprzeszkadzanie" w ujawnieniu się unikalnej, już gotowej osobowości dziecka. Facet mówi po prostu, że dziecko dysponuje takim samym sprawnym aparatem poznawczym, takim samym potencjałem jak dorosły i trzeba to mieć na uwadze,w związku z czym odróżnianie socjalizacji od tresury jest nie tylko w interesie dziecka, ale i dorosłego. Mniejsza o pana Juula, który mnie też zdenerwował swoimi pretensjami odkrywcy nowych prądów.Było przeczytać Doktora Korczaka i nie wyważać otwartych drzwi. Zwłaszcza tak irytującym tonem, bo pan Juul dorosłych z kolei traktuje jak wyrozumiały psychiatra traktuje opóźnione w rozwoju dzieci, co jako maniera jest już nieznośne zupełnie.Mam wrażenie, że konstrukt "20 reguł wychowywania dzieci wg Doktora Korczaka" streszcza poradniki pana Juula i to wszystkie - także te, na których pan J. dopiero zarobi w przyszłości;)

    Mniejsza wszakże o pana Juuuuula, powiedz mi lepiej co to znaczy:
    "teraz siadam z mężem nad kółkami cnot, jakie chcemy wyrobić w dzieciach i zaczynamy!"
    Przecież Wy już zaczęliście 7 i 3 lata temu.Wpisanie kółek, nawet najładniejszych, w dwie skomplikowane figury, które przez ten czas powstały, może wymagać gumki, a gumki nie ma i nie będzie;)

    Nie wiem zresztą, nigdy nie budowałem katedry. Ja tylko przywoziłem w miarę porządnie wypalone cegły i dobrą zaprawę oraz szukałem planu budowy, który się budowniczej ciągle gdzieś,psiakość,zawieruszał i miałem oko żeby na skrzydłach kolejnej wizji nie zleciała z rusztowania;))

    Do poradników nie mam zaufania. Uparcie pamiętam, że najlepsze książki dla niedorosłych(Kubuś Puchatek) pisali ludzie, którzy do własnych dzieci jakoś nie mieli głowy.

    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Juggler!

      Masz rację, teorie Juula są bardzo bliskie pedagogice Korczaka. I niestety, to o traktowaniu dorosłych w Szwecji też się zgadza... :/


      "kółka cnoty" - to taka podpowiedź z metod wychowania klasycznego, podpowiedź dla chaotycznego współczesnego człowieka, oczywiście, w naszym przypadku sprawdzi się, bo mąz i ja pochodzimy z różnych kultur i już od dawna widzę, że dla niego posłuszeństwo ma pierwszorzędne znaczenie, a samodzielność drugorzędne. Choć oczywiście jest mega dumny z synów, jak nikt nie patrzy :) także pomyślałam, że fajnie byłoby usiąść i pogadać o tym, dlaczego w jednej sytuacji ja mówię "brawo, Kami", a on "przestań natychmiast, chodź tu"

      I nie chodzi mi o jakieś wymyślenie kształtów tych naszych katedr, ale takie własnie uporządkowanie które cnoty sa dla nas ważniejsze niż inne. Może powinniśmy byli to wiedzieć, no ale nie wiemy, a raczej sami o sobie wiele dowiadujemy się w procesie wychowania dzieci.

      Nie traktuję "Wychowania klasycznego" jako poradnika, bardziej jako praktyczną wykładnię tego, co od dawna uczy nas Kościół. Piękne zasady z katechizmu, o szacunku, wzroście i takie tam, sa tu wyjaśnione na przykładach. Dziecko przychodzi i chce pomocy w zadaniu domowym, co robisz. Albo, bo to pierwsze to łatwe, dziecko chce oglądać TV, a oglądało już dwie godziny. Co robisz. Nie masz czasu się z nim teraz bawić, albo ci sie nie chce. A może powinno ci się zachcieć? a może powinien pomóc w tym, co teraz robisz? różne ciekawe pomysły. Czasem brakuje mi argumentu w takich sytuacjach, uciekam się do manipulacji w stylu "Kami, jak będziesz non stop oglądał te bajki będziesz takim warzywem, które nie jest w stanie nic stworzyć, bo to nie jest twórcze"
      A mój mąż w takiej sytuacji po prostu wyłącza TV.
      (przykładowo)

      pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. " także pomyślałam, że fajnie byłoby usiąść i pogadać o tym, dlaczego w jednej sytuacji ja mówię "brawo, Kami", a on "przestań natychmiast, chodź tu" "

      Ale to chyba akurat dobrze Olu- tak klasycznie. Facet, ktory jest twardy i w czulosciach nie przesadza i kobieta, ktora gladzi, chwali, zalagadza? Jak zle to do mamy. Ta klasyke chcesz z mezem przerobic?
      Dzieci biora mnostwo i obserwacji Was, z tego co Wy soba reprezentujecie. Dom rodzinny to taka baza, ze ...hej.
      I jezeli uchornisz sie przed jednymi bledami pedagogicznymi to w Inch miejsce zrobisz ZAWSZE inne. Nie ma idealu:)

      Usuń
    3. mialo byc " przed bledami wychowawczymi" nie pedagogicznymi:)

      Usuń
    4. wiem, Aniu, ale chodzi mi o coś takiego

      czasem słyszysz coś na kazaniu i nagle rozjaśni Ci się w głowie - ach, to o to chodzi! to dlatego mam z tym problem! - albo - ale to mądre, niby to wiedziałam od zawsze ale tak powiedziano, że zrozumiałam na nowo

      dla mnie tym doświadczeniem jest czytanie o edukacji klasycznej

      Ola

      Usuń
  3. Witaj Olu.
    Co prawda temat podprowadził mi juggler(pozdrawiam} bo mam takie same zdanie o poradnikach,ale spróbuję coś od siebie.
    Wydaje mi się,że na temat wychowywania dzieci już dyskutowaliśmy,ale tak z pamięci:

    Wszystkim takim mądralom od pisania jak należy wychowywać dzieci należy zadać proste pytanie:
    Pokaż jak wychowałeś(aś) swoje dzieci.

    Moim zdaniem wszystkie te poradniki,włącznie z tym,który recenzujesz o kant brzozy można potłucz,bo Tobie są niepotrzebne.
    Takie coś mnie teraz naszło:
    Daj Boże,żeby wszystkie matki tak wychowywały swoje dzieci.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Józefie!

      nie zgodzę się całkiem, bo czytając artykuły czy książkę o wychowaniu klasycznym jest to dla mnie jak powiew świezości, takie odkrywanie starych prawd na nowo - trochę jak rekolekcje rodzicielskie :)
      ks. Marek Dziewiecki na okładce napisał tak: "Książka Michaela Mascolo to powrót do normalności w dziedzinie wychowania. Autor rozprawia sie z "nowoczesnymi" mitami, które mylą wychowanie z rozpieszczaniem, ze skupianiem uwagi wychowanka na nim samym, z zaniedbaniem moralności i dyscypliny czy z bezstresowya samorealizacją"

      Wiesz, sama o sobie dowiaduje się jak bardzo niektóre "mity" mi namieszały w głowie. I to nie chodzi o te jedną książkę, od dawna czytma o wychowaniu klasycznym. Odkąd zaczęłam się tym interesować zmieniłam podejscie do dzieci. Jestem o wiele bardziej stanowcza, czasem świadomie każę im coś zrobić a czegoś nie zrobić, choć dawniej zareagowałabym inaczej. Muszę powiedzieć, ze bardziej doceniam podejście męża, że byłam zbyt "permisywna", aczkolwiek nie mam żadnych planów wychowywać moich dzieci autorytarnie. Nie da się, jestem buntownikiem w duszy :P

      A co do ostatniej uwagi. Dziękuję za dobre słowo. Myślę, że wyjasniłam moje podejście do "podręczników", w odpowiedzi do Ciebie i Jugglera.

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. "Myślę, że wyjaśniłam moje podejście do "podręczników".

    Zgoda.
    Czytać należy dużo,pod warunkiem że się rozumie co się czyta.
    A tak na marginesie.
    Te moje wymądrzanie się potraktuj z przymrużeniem oka bo oczywiście to nie Józef odpowiada za wychowanie Twoich dzieci.
    Pozdrawiam serdecznie.
    Ps.
    Przyznaję się bez bicia,że ja,jak chyba każdy rodzić z mojego pokolenia z całą pewnością szukał jakieś pomocy w rożnego rodzaju poradnikach.
    I prawdopodobnie wielu z nas,tak jak m.in. ja po latach doszedł do wniosku,że to wszystko "o kant brzozy"potłuc,bo życie koryguje nasze najlepsze chęci.
    W moim przypadku miałem dużo szczęścia.
    Przy prawdopodobnych,a raczej na pewno różnych błędach wychowawczych,udały mi się dzieci.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja coraz bardziej myślę, ze też miałam dużo szczęścia, więcej na pewno niż rozumu
      ale to inny temat

      bardzo lubię Twoje wymądrzanie, w sumie po to także pisze blog - żeby ktoś mi się powymądrzał i poweryfikował czasem, a czasem poklepał po plecach, oczywiście :D ja naprawdę z uwaga czytam to, co piszecie, choć czasem nie mam warunków, żeby kompleksowo odpowiedzieć

      pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...