4 grudnia 2010

Wreszcie się ma to, co się lubi... choćby przez chwilę!

A zima nie odpuszcza. Najstarsi górale takiej nie pamiętają, ponoć ma przebić poprzednią (a poprzednia to była najbardziej sroga od wojny). Sypie śniegiem codziennie, temperatura poniżej zera to śnieg się trzyma. Przypominają mi się poprzednie zimy w Ałmacie, gdzie było pełno śniegu a na dworze -30 stopni. Szyby naszego przeszklonego balkonu też były zamrożone, tyle że tamta zima trzymała się miesiącami, ta nasza raczej nie ma szans.

W sumie to stwierdziłam, że porządna zima to byłaby najlepsze strona Szwecji. Jak pokazują w TV północne regiony to coś mi się ściska w środku - CHCIAŁABYM TAM BYĆ. Nie wiem skąd w człowieku rodzą się takie pragnienia, przecież zima to zimno, mokro i dużo ubrań na sobie.
Ale też pięknie, czysto i świeżo.

I uwielbiam biegać po śniegu.

Swego czasu kupiłam sobie w tym celu biegówki. Uwaga, było to o rok wcześniej niż w ogóle zaczęłam przygodę z bieganiem. Po prostu WIEDZIAŁAM, że to będzie TO.

Niestety, ciagle nie eksploatuję moich nart, na osiedlu trochę trudno... Ale bieganie 'klasyczne' też ejst najlepsze właśnie w zimie.

Chyba naprawdę wolałabym mieszkać pod Sztokholmem czy w Sundsvall. Pamiętam jak kiedyś kolega z pracy mi opowiadał, że zimą wychodzi z domu, przypina narty i śmiga na bieg po lesie, który ma zaraz za domem. On mieszkał właśnie w Sundsvall. Tylko, że tam jeszcze ciemniej, ale myślę że można to polubić jak się ma tyle białości dookoła.

Bo tu na południu to ni przypiął, ni przyłatał - ani nie mamy słońca prawdziwego południa (Włochy, Hiszpania), ani prawdziwej zimy też (statystycznie). W sumie to przeważnie mamy ANGIELSKI albo HOLENDERSKI klimat wilgoć, wiatr i zielono.

Serce mi mówi, że Kazachstan byłby idealnem wyjście klimatyczne dla mnie. Szerokość geograficzna na tyle niska, że światła jest dużo, a położenie daje kontynentalny klimat. No i śpiewny rosyjski zamiast śpiewnego szwedzkiego, o ile bliższy jednak naszej słowiańskiej duszy...

Ale póki co pozostaje mi polubić to, co się ma. Nasze szwedzkie światełka, pachnące szafranowe bułeczki, korzenne pierniczki, i to że nikt nam nie wyłączy na wiele godzin prądu, bo mieszkamy na obrzeżach miasta (a przecież trzeba oświetlić centrum).



 

5 komentarzy:

  1. szafranowe bułeczki? może jakiś przepis :)
    pozdrowienia z ciemnego od 16.00 zasypanego na maxa i zimnego Wrocka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ;-) ekspedycja i oszczędność prądu w ALA.... jak ja to dobrze pamiętam... odrabianie lekcji przy świeczkach....
    ja też lubię śnieg, nie lubię marznąć, ale mam dobry nastrój kiedy dookoła biało...

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, zima ma dużo uroku, tylko....w pewnym wieku zaczyna łamać w kościach - częściej niż latem...I trzeba dogrzewać się piecykiem...
    Ale na poprawę nastroju ( i podkreślenie "związku"ze Szwecją) też postawiłam sobie lampkę na parapecie...tą, co ją mam "w spadku" po Tobie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dotychczas mam w garazu biegowki i odpowiednie buty.Biegowki wkladalam do auta i jazda pod okryty sniegiem las.Tam jazda na iskrzacym się śniegu,skapanym w sloścu.W tym czasie moi koledzy jezdzili na lodowiec do Austrii.Moje biegowkowe spacery były ogromna frajdą,relaksem i gimnastyką.Obecnie pozostala tylko gimnastyka.

    OdpowiedzUsuń
  5. och tak, potwierdzam. w sztokcholmie biega si epo lasach i jeziorach - wszedzie sa pzrygotowane lub przynajmniej uszanowane i niezadeptane 'tory'!
    ehhhh
    przynajmniej teraz nie mam pokus z tym brzuchem...

    OdpowiedzUsuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...