Partii, które zasiadają dzisiaj w szwedzkim parlamencie, nie da się usadowić na całej szerokości skali "prawica" - "centrum" - "lewica". Każda analiza ich programów wyraźnie pokazuje, że wszystkie partie sytuują się w mniejszym lub większym stopniu "na lewo". Wszystkie one są mniej lub bardziej marksistowskie. W jakimś stopniu wszystkie one popierają tezę, że państwo jest bogiem a zadaniem polityków jest nauczyć ludzi poprawnie myśleć.
"Poprawnie" oznacza, oczywiście, "zgodnie z zamysłem państwa", niezależnie od tego, czy dane idee mają jakikolwiek związek z rzeczywistością.
Wszyscy ci politycy są zgodni z tym, że mają prawo narzucać system kar i dofinansowań według własnej samowolnej oceny. Myślą, że podatki ściągnięte od ludności moga być wykorzystywane zgodnie z ich własnym zamierzeniem i zupełnie niezależnie od tego, czy jest to w interesie tejże ludności.
Wierzą, że zadaniem państwa jest naprawić całe zło i zaspokoić każdą potrzebę społeczeństwa. Są przekonani, że daje im to prawo ingerowania w prywatne życie rodzin, na przykład w wychowanie dzieci czy podział domowych obowiązków.
Wierzą, że mają prawo być "szczodrzy" z naszych pieniędzy. Politycy uczynili z nas niewolników, w mniejszym lub większym stopniu, przez to, że najpierw nas opodatkowują ponad granice naszych możliwości a potem czynią nas zależymi od "łaski państwa", czyli różnych rodzajów zapomóg czy ulg podatkowych.
Nawet nie dostrzegają groteskowości tego podatkowego marnotrawstwa, które jest niczym więcej jak okradaniem narodu. Lista wykroczeń socjalizmu w stosunku do szwedów jest bardzo długa, nie mówiąc już o reszcie świata.
Socjalizm i kolektywizm uczyniły ze Szwedów "śpiący naród". Ale to nie tylko dzieło polityków.
Także dziennikarze, którzy właśnie powinni patrzeć politykom na ręce, sami stali się częścią układu, nawet bardziej lewicującą jego częścią.
Oczywiście wpływ na to miało wiele czynników. Spróbuję jednak postawić hipotezę, co może być jednym z nich. Według mnie jednym z powodów, dla których Szwedzi są relatywnie bezkrytyczni wobec myśli socjalistycznej, jest paradygmat, który dominuje w szwedzkiej debacie - fałszywa skala ideologiczna. To właśnie ona, nieświadomie acz kompletnie fałszywie, sprawia, że socjalizm w jakiejś formie zawsze jawi się jako oczywisty wybór.
Równolegle z tą skalą ideologiczną powstała inna, przekłamana wykładnia znaczenia poszczególnych jej elementów. Te partie, które podkreślają równość i powszechny dobrobyt zawsze określana są jako lewicowe lub centrowe, zaś te, które głoszą wolność - lądują na prawo.
Według tej skali mamy do wyboru ekstremalą lewicę czyli komunistów, ekstremalną prawicę czyli faszystów, a gdzieś w środku znajduje się demokracja, która balansuje mięzy wolnością, równością i powszechnym dobrobytem. Ta obecna fałszywa skala wygląda mniej więcej w ten sposób (1):
Porzez taki obraz polityki, pielęgnowany przez establiszment i media, socjalizm zawsze wydaje się być tą zrównoważoną "demokratyczną" ideologią dla tych, którzy pragną zarówno "dobrobytu" jak i "troski o słabszych". To właśnie sprawia, że szwedzka polityka zawsze jest jakąś wersją socjalizmu. I to także sprawia, że zarówno konserwatywna jak i liberalna myśl ryzykuje znalezienie się zbyt na prawo na powyższej skali ideologicznej - i etykietkę gaszystowskiej lub nazistowskiej.
Jednocześnie tradycyjnie liberalne partie nieustannie poszukują zwiększenia wpływu państwa na gospodarkę, czym przesuwają się na lewo - one także akceptują taki obraz rzeczywistości. Apetyty państwa i urzędów mają bardzo brzydką tendencję do niekontrolowanego wzrostu.
Wraz ze powiększaniem się roli państwa i liczby urzędów wzrasta biurokracja, spada poziom efektywności i w z związku z tym rosną koszty - koszty, które, oczywiście, poniesie naród. Gdy ten proces się rozpocznie na dobre nic go nie powstrzyma, dlatego, że problemy socjalizmu, spowodowane niesubordynacją jednostek i małych wspólnot wymagają wzrostu nakładów. Zgodnie bowiem z logiką socjalizmu państwo musi robić więcej, by rozwiązywać narastające problemy, a przecież ono samo jest ich przyczyną! Więcej urzędniczych niejasności dla obywateli oznacza nowe problemy, a zatem panstwo musi jeszcze mocniej się starać! I tak rośnie machina... To są konkretne powody, dla których socjalistyczy system zawsze powoduje ogromną biurokrację, którą opiszę w innym artykule. Jak głosi słynne powiedzenie: socjalizm to system, który bohatersko rozwiązuje stworzone przez siebie problemy...
Ta fałszywa skala jest jedną z przyczyn, dla której wszystkie partie polityczne, zarówno w swojej retoryce jak i programie politycznym, są socjalistyczne. Niezależnie od tego, czy same siebie (lub poprzez media) określają jako "prawicowe", "lewicowe" czy "centrowe". Wymownym przykładem jest szaleństwo głoszące, że opiekę nad dzieckiem powinno zająć się przedszkole zamiast jego rodziców. Wszystkie partie parlamentarne uznają to za pewnik, nawet te "skrajnie prawicowe". Moderaci [odpowiednik naszego PO - przyp. tłumacza], którzy mogliby być prawdziwie konserwatywną partią proponują, w sposób iście socjalistyczny, dofinansowanie do przedszkoli nawet dla rodziców, którzy nie pracują i chcą - mogą! - zajmować się dziećmi w domu (obecnie takie osoby mają prawo tylko do 15 godzin tygodniowo). Najwyraźniej nie nieści się w głowie politykom parlamentarnym, że to rodzice dziecka mogliby je wychowywać. (2) Dlaczego to przedszkole jest zawsze punktem wyjścia wszystkich dyskusji? Oto jest pytanie, które powinni sobie zadać wszyscy politycy. Zamiast tego fundują szwedzkim rodzinom prawdziwą pułapkę,
Problemem jest to, że obecna polityczna skala jest myląca i nieprawdziwa. Nie ma w żadnej logiki w tym, by nazizm i komunizm/socjalizm znajdowały się na jej przeciwległych końcach: każde z nich jest tak samo systemem totalitarnym. W każdym z nich jednostka musi podporządkować się kolektywowi lub jego reprezentantowi - państwu. Oba aspirują do miana dyktatur.
Oba bazują na idei, że państwo to wspólny cel i wartość, i że może ono robić co chce z obywatelami i ich pieniędzmi. Totalitaryzm to po prostu dominujące wszechogarniające państwo.(3)
Naturalnie nie istnieją żadne oczywiste przesłanki które z parametrów wskazują jednoznaczne na "lewicowość" lub "prawicowość" w ideologicznej skali. Ale nie ma wątpliwości w kwestiach roli państwa w polityce i stopnia jego zaangażowania - i to właśnie powinno być przynajmniej jednym ze współczynników.
Jeśli założymy, że wszechmogące państwo jest sednem totalitarnej dyktatury to anarchizm, czyli brak jakiejkolwiek kontroli państwa, powinien być drugim końcem skali. Zaś zrównowzonym środkiem powinien być system z małą rolą państwa, które służy swoim obywatelom i chroni ich praw, w zgodzie z konstytucją.
Daleko po lewej stronie skali mamy zatem skrajnie lewicowe, ekstremalne ruchy, takie jak komunizm, nazizm i faszyzm, z dominującą rolą państwa. W takiej skali "skrajnie prawicowe" sa poglądy anarchistyczne i libertyńskie, gdzie nie istnieje żadna chęć kontroli ze strony kogokolwiek.
Im więcej państwa w polityce i gospodarce (wzrost etatyzmu) tym mniej realnego wplywu ma naród. Nazizm, faszyzm i komunizm to potworne dyktatury które w swej istocie są odgałęziami tego samego totalitarnego socjalizmu - ideologii, która głosi, że panstwo to jakiś rodzaj bożka, który wymaga poddania w każdej dziedzinie.
Dalej, powszechny dobrobyt i równość są produktem wolności, nie stoją w opozycji wobec siebie. Jeśli zatem użyjemy innej skali "prawo - lewo" wynik będzie zupełnie inny i o wiele bardziej zgodny z rzeczywistością. Musimy zatem odrzucić fałszywą skalę ideologiczną na korzyś tej, która lepiej oddaje rzeczywistość, która pomoże nam zrozumieć, że im więcej przepisów i kontroli państwa, tym bliżej dyktatury się znajdujemy. Taką skalę przedstawia poniższy schemat:
Ta bardziej rzeczywista skala pokazuje nam wiele alarmujących implikacji. Możemy zobaczyć, że lewicowi ideolodzy, odwrotnie niż większości się wydaje, tak naprawdę znajdują się bardzo blisko nazizmu. A to oznacza, że popularyzatorzy lewicowych ideologii są o wiele bliżej ideologii nazistowskiej niż to się powszechnie sądzi.
Im więcej interwencjonizmu państwowego, tym bardziej zbliżamy się do systemów zarówno nazistowskiego, jak i komunistycznego. Klarownie widać, że totalitarne ideologie mają te same zasadnicze rysy. W następnym artykule pokaże wszystkie podstawowe podobieństwa pomiędzy komunizmem i nazizmem.
Na takiej poprawnej skali widać jaki jest jedyny sensowny i zrównoważony wybór: to demokracja konstytucyjna z liberalną lub konserwatywną polityką (przez liberalną rozumiem coś podobnego do oryginalnej teorii liberalizmu, nie jego obecną lewicowy wersję, na której widok J.S. Mill i inni twórcy tej teorii przewracają się w grobach).
Przez konstytucję rozumiem szeroko zakreśloną, szczegółową ustawę zasadniczą. W tak określonym systemie politycy są jej podlegli, a niezależny od państwa Trybunał Konstytucyjny zapewnia zgodność stanowionego prawa z konstytucją.
Oczywiście równe traktowanie obywateli będzie zapisane w takiej ustawie, tak by żadne samowolne subwencje, kary podatkowe czy inne niesprawiedliwa, ideologicznie umotywowana polityka opieki nad dzieckiem nie były możliwe.
Konstytucja nakreśla granice, do której państwo może się posunąć i ogranicza jego ekspansję.Brak takiej konstytucji prowadzi do wzrostu zagrożenia, że państwo będzie ingerowało coraz bardziej i ograniczało prawa swoich obywateli. Tylko konstytucja i Trybunał Konstytucyjny mogą dać zwykłemu obywatelowi możliwość obrony swojego prawa wobec urzędu, który przekracza swoje uprawnienia.
Podsumowanie autora
Udowodnić, że to fałszywa skala ideologiczna jest jednym z powodów dominacji socjalizmu w Szwecji jest oczywiście niełatwo - jak to zrobić? Ale mam nadzieję, że pokazałem czytelnikom nową perspektywę, która rzuca trochę światła na ten polityczny paradygmat, który dominuje w Szwecji i reszcie zachodniego świata.
Podsumowanie moje
Bardzo jestem wdzięczna za ten artykuł - jestem przekonana, że to strach przed etykietką nazisty dominuje wybór "mniejszego zła" - coś na kształt kreowania przez PO strachu przed PIS...
Co do głębokich przyczyny dominacji socjalizmu mam na to swoją teorię. Dość mocno zainspirowaną tym, co przeczytałam u Macieja Zaręby (4). Otóż moje odczucie prowadzi mnie w meandy reformacji - procesu, który odrzucił naukę o miłosierdziu Boga, który grzesznika skazywał na potępienie (teologia sukcesu) i chętnie pozbywał się tych, którzy degradowali w ten sposób społeczeństwo. Szwedzka reformacja miała bardzo surowy przebieg, przez wiele lat katolicy byli skazywani na banicję, nowym nie wolno się było osiedlać, a Szwedom nie wolno było konwertować na katolicyzm, a po "odwilży" - juz w XX wieku (!) - katolicy nie mogli piastować pewnych urzędów czy wykonywać pewnych zawodów, takich jak (na przykład) nauczyciel. Szwedzki kościół narodowy był organem pomocniczym państwa, które opiekowało się obywatelami. Dbał o ich moralność i religijność (ponoć pastorzy odpytywali wiernych z pacierza, kto nie zdał egzaminu mógł mieć kłopoty w pracy (5)). Czyż to nie brzmi jak państwo zarządzane przez Wielkiego Brata??
Dzisiaj rolę kościoła przejęły urzędy państwowe, reszta w zasadzie bez zmian... z urzędnikiem tutaj nie wygrasz, NIGDY.
Tak, wiem, zaraz ktoś powie, że mi to się wszystko kojarzy z jednym. Czym innym niż w tym dowcipie o trójkącie ;) ale z jednym - religią. Ale co ja na to poradzę, że naprawdę postrzegam religię jako kluczowy czynnik w budowaniu społeczeństwa? Od postrzegania kondycji duchowej człowieka, roli Boga w zbawieniu i wizji grzeszności zależy przecież tak wiele... kogo lub co potępiamy, co propagujemy, co piętnujemy...
***
1. Dawno temu pisałam o wyborach i owej skali politycznej, wtedy nieświadoma tego fałszu: https://ksiegaziol.blogspot.com/2010/09/wielorybow-cielska-grozne-sa.html
2. Program Moderatów: http://www.moderat.se/sites/default/files/attachments/10_punkter_for_att_forebygga_utanforskap.pdf
3. Cernak, Linda (2011). Totalitarianism. Edina, MN: ABDO.
4. Sporo piszę na blogu o jego książkach:
https://ksiegaziol.blogspot.com/2015/04/tyrania-rownosci.html
http://plpksvbooks.blogspot.se/2012/07/higienisci-maciej-zaremba-bielawski.html
5. Ciekawy wywiad z księdzem ze Sztokholmu: http://kosciol.wiara.pl/doc/602463.Kosciol-po-szwedzku
Witaj Olu,
OdpowiedzUsuńczytałem w swoim czasie u Łysiaka o podatku 102% nałożonym na Astrid Lindgren.
Troszeńke się rozejrzałem w sieci i taką ciekawą dyskusję znalazłem:
http://www.historycy.org/index.php?showtopic=90275
Z Twojego tekstu to 102% socjalizmu też widać tak dobrze, że człowiek może tylko pokiwać ponuro głową - zabawa w socjalizm ma to do siebie, że to się nigdy i nigdzie nie może zakończyć inaczej niż katastrofą, zniewoleniem - i najczęściej , prędzej, czy później - we krwi.
Co myślisz o tej dyskusji historyków?
Pozdrawiam
Witaj, jugglerze!
UsuńSłyszałam o tym przypadku, ale nie znam szczegółów. Poszperam i dam znać.
W końcu kończyłam ekonomię, może coś z tego zrozumiem ;)
(choć było to dawno i na wrocławskim gie-enie...)
pozdrawiam!
do całości odniosę się w następnym komentarzu, teraz tylko kilka słów na temat ostatniego akapitu, bo można to potraktować jako autonomiczny wątek...
OdpowiedzUsuńto, jak istotnym czynnikiem jest rola religii w budowaniu społeczeństwa zależy w dużej mierze od samej religii i specyfiki kraju, w którym powstała /lub w którym funkcjonuje/... na poziomie ogólnym jednak można śmiało przypisać jej funkcję integrującą daną społeczność i współtworzącą pewne tło kulturowe na danym obszarze, szczególnie jeśli jest to mały obszar i stosunkowo niewielka społeczność... sytuacja jednak się zmienia, gdy mowa jest o państwie, jako większej, bardziej złożonej konstrukcji... tu dominująca religia może bardziej przeszkadzać, niż pomagać, nawet jeśli jest na tyle większościowa, że prawie jedyna... ale złożona analiza porównawcza to temat na bez mała pracę doktorską, realia forum blogowego /oraz sam real/ wymuszają skróty, pewne ogólnikowe uproszczenia... ogólnik zaś jest taki, że jeśli celem państwa ma być dobrostan /słowo "dobrobyt" zawęża temat sfery materialnej/ możliwie największej ilości obywateli, to religia /jakakolwiek/ nie może być sprawą publiczną, powinna pozostać sprawą prywatną... to bynajmniej nie oznacza wymazania obecności tej, czy innej religii z przestrzeni publicznej, bo to byłoby wylanie dziecka z kąpielą... w Polsce sytuacja jest dosyć kuriozalna... dominujące jest chrześcijaństwo, ale wersję katolicką lansowaną przez Kościół Rz-kat. wyznaje około 40%... reszta stanowi dość zróżnicowaną zbiorowość... głównie są to także chrześcijanie, ale nie poczuwający się zbyt do związku ze wspomnianym związkiem wyznaniowym, mający doń nieraz bardzo krytyczny stosunek, sporo jest osób tzw. "wierzących po swojemu", a także wyznawcy religii niechrześcijańskich, lub osoby zdecydowanie areligijne, lub mający światopogląd "mieszany", eklektyczny... parcie ludzi związanych /niekoniecznie formalnie/ ze wspomnianym Kościołem /Rz-kat./ na zbytnie upublicznienie ich religii powoduje zaburzenie równowagi, powoduje zbędne napięcia i owocuje np. takimi "kwiatkami" prawnymi, jak obecna ustawa aborcyjna, czy skandaliczny art. 196...
czyli istotne jest pytanie, jaka ma być rola tej, czy innej religii... na poziomie prywatnym może to być pozytywny czynnik rozwoju jednostki lub choćby podpórka psychiczna... na poziomie publicznym zwykle jest to generator problemów...
pozdrawiać :)...
okay, real już pozwala odnieść się do głównego meritum /w głównym pniu komentarzy/, ale najpierw coś uzupełnię... pomyślałem sobie, że możesz być zaskoczona danymi na temat struktury wyznaniowej w Polsce, więc winien Ci jestem wyjaśnienie...
Usuńgeneralnie w tym kraju najczęściej powtarzana jest politpoprawna wersja mówiąca o ca 90% katolików w Polsce... skąd się ona bierze?... z błędnej definicji słowa "katolik"... otóż Kościół /Rz-kat./ za takowego uważa każdego, kto został poddany rytuałowi chrztu... jest to z gruntu błędne założenie, gdyż mnóstwo tych ochrzczonych osób odchodzi po jakimś czasie od Kościoła /Rz-kat./, niekoniecznie formalnie, ale realnie, pozostając jednak przy wierze chrześcijańskiej, a niektórzy odchodzą nawet od tej wiary... trzeba dodać jeszcze tych, których rodzice poddali temu rytuałowi niejako z rozpędu, mocą tradycji, tak samo rytuałowi komunii, de facto zaś ani rodzina, ani oni sami z wiarą chrześcijańską nie mają nic wspólnego...
sporym zaskoczeniem było dla mnie, gdy jakieś dwa, trzy lata temu przeczytałem wzmiankę na stronce ISKK /czyli rodzaju kościelnego GUS-u/ podającej następujące liczby:
katolicy utożsamiający się z Kościołem = ok. 45 - 50%...
chrześcijanie innych kościołów, innowiercy i ateiści = ok. 10 %...
tzw. "wierzący po swojemu" = 40 - 45%...
/terminologia oryginalna/...
jak tłumaczono na stronce, liczby nie są ściśle dokładne, gdyż niektórzy respondenci nie potrafili określić się, w której grupie się znajdują...
zaskoczenie moje wzięło się stąd, że z propagandowego punktu widzenia te wyniki brzmią bardzo niekorzystnie dla Kościoła /Rz-kat./... jednak gdy po kilku dniach kliknąłem zakładkę do tej stronki, by pokazać koledze, na ekranie pojawiło się coś kompletnie innego... wszystko stało się jasne... pozostało nam tylko snuć domysły, jak bardzo twórca tej strony oberwał po uszach od zwierzchników za ujawnienie takich danych...
generalnie mechanizm odpowiadania na pytanie do ankiet na tematy religijne wygląda tak, że wiele osób, które przestało praktykować /chodzić do kościoła, spowiadać się, brać komunię, modlić się/, mimo to wierzących w Boga chrześcijańskiego i starających się trzymać z grubsza tegoż etosu, na pytanie o wyznanie odpowiada "katolik" /często też "wierzący", bardzo rzadko "chrześcijanin"/... dopiero po dalszej indagacji stwierdzają, że mają poglądy antyklerykalne i "nie potrzebują pośredników w kontakcie z Bogiem"... nie jestem wielkim specem od katolicyzmu, ale wiedząc, że wierność Kościołowi /Rz-kat./ jest w kanonie tej odmiany chrześcijaństwa, trochę trudno takich ludzi nazwać "katolikami"...
gdy jeszcze dodać ostatnie znane mi wyniki badań frekwencji w regularnych praktykach w kościele, wyjaśnia się, skąd jest owo /około!!!/ 40% w poprzednim komentarzu...
cały pic polega na tym, że mnóstwo ludzi nie określa się precyzyjnie, jako wyznawcy konkretnej religii... niektórzy nie mają takiej potrzeby, niektórzy są na etapie poszukiwań lub przemian wewnętrznych...
nie wiem Olu, czy Ci to dokładnie wyjaśniłem, ale chociaż próbowałem... a Ty już oceń sama, co jest bliższe prawdy, czy wspomniane około 40%, czy politpoprawne oficjalne 90%... myk leży w etykietkach, które każdy przykłada po swojemu i nie zawsze świadczą one o tym, co jest w środku...
nie jestem socjologiem ani etnologiem by dyskutowac rolę religii w społeczeństwie (z tym to do Asi Kusy!), natomiast nie zgodzę się z Twoją tezą o prywatności religii
Usuńbo co to dokładnie oznacza? że nie mogę w sposób widoczny nosić krzyżyka na szyi w miejscach publicznych...? że mam swoje sumienie zostawić w domu, gdy idę do pracy (jak sugeruje mistrzyni demagogii)?
nie da się tego zrobić - po prostu nie da się
dalej, nie zgodze się z Twoją oceną (?) ilości katolików w Polsce, żródła podają o deklaracjach 90%... ale w sumie to nie jest do końca istotne w najważniejszych sprawach, takich jak ochrona najsłabszych i życia ludzkiego
ustawę aborcyjną uważam za skandaliczną bo w ogóle dopuszcza aborcję w przypadkach innych niż ratowanie życia matki, w tym temacie nie pogadamy - jestem zdeklarowanym jajogłowym przeciwnikiem mordowania kogoś dla jakichkolwiek korzyści, i z tego co wiem nie trzeba być katolikiem by tak samo mysleć
nauka oficjalnie uznaje zapłodnienie za początek życia ludzkiego, czyli wraz z zapłodnieniem powstaje drugi osobny człowiek, koniec dyskusji
Dla mnie to w ogóle nie jest kwestia roli religii czy kościoła, ale stopnia zmanipulowania społeczeństwa przez lewactwo i lobbystów, że dla "wyższych korzyści" dopuszcza zamordowanie dziecka w łonie matki - w sumie tutaj wracamy do tematu tego posta
korzyść społeczna (klinik, lekarzy, gospodarki, polityków) kosztem prawa jednostki, i to prawa podstawowego - prawa do życia
Podstawowym prawem rozdziału państwa od kościoła jest "Bogu co boskie, cezarowi co cesarskie". Życie nie należy do cesarza, wara mu od niego.
Katolicka nauka społeczna pomaga katolikowi właściwie wybierać, to prawda, można powiedzieć, że "manipuluje" ludźmi - ale tylko tymi, którzy jej nie rozumieją. Nie jest ona oparta na jakiejkolwiek ideologii, nie jest produktem lobby wyprodukowanym dla jego celów - jest czymś co służy tylko i wyłącznie człowiekowi
Chyba że za "ideologię" uznamy fakt, że każdy człowiek ma prawo do życia i jest stworzony do wolności; dla mnie to nie jest jednak żadna ideologia tylko podstawa istnienia tego świata
pozdrawiam
(i nie przekonuj mnie tu do aborcji, nie wejde w żadną dyskusję na ten temat... to jest coś, co nie podlega dyskusji - NIGDY)
He, he
Usuń" parcie ludzi związanych /niekoniecznie formalnie/ ze wspomnianym Kościołem /Rz-kat./ na zbytnie upublicznienie ich religii powoduje zaburzenie równowagi, powoduje zbędne napięcia i owocuje np. takimi "kwiatkami" prawnymi, jak obecna ustawa aborcyjna, czy skandaliczny art. 196"
He, he
"zbędne zaburzenia równowagi", mówisz? A jakiej to "równowagi", gołąbku? Kto ją ustanawia? Tę "równowagę"? He, he. Zostawmy na razie źródło tych liczbowych rewelacji.
Zawsze się wywracasz o własne nogi: katolików, mówisz, jest w Polsce 40% (serio?), no to zgodnie z Twoim fantazyjnym wywodem "zbytnie upublicznienie" niezgody na aborcję wywołują nie tylko katolicy, ale i spora część tej "reszty" - to kto ustanawia tę równowagę, która pozostając w rażącej sprzeczności z głosami większości, ma czelność nazywać się równowagą?
/religia/ "na poziomie publicznym zwykle jest to generator problemów"
No, od tysięcy lat, an passant tylko stanowiąc bazę kulturową i państwowotwórczą
"Generator problemów" Dla kogo? To pewnie o tym "dobrostanie". Rozumiem, że chrześcijanie w Polsce nie mogą walczyć o swój dobrostan duchowo-moralny, egzemplifikowany w obowiązującym prawie, mechanizmami laickiej bogini demokracji, bo to zakłóca "równowagę" ?
Nie, Pk - ta "równowaga" całkiem Ci nie wyszła. Trzeba było, jak zwykle, bronić praw
rozmaitych, za to wrzaskliwych, mniejszości , co to ich podła większość okrutnie uciska, w związku z czym to tej mniejszości należy powierzyć prawodawstwo, żeby większość nie roiła sobie, że "dobrostan" jest dla większościowego gminu.
Ps. Podasz źródło tych liczbowych objawień? Będę zobowiązany;)
sorry, ale czy ostatnie zdanie ma świadczyć, że jesteś w ciąży?... do głowy nawet by mi nie przyszło Cię przekonywać ani do donoszenia jej i urodzenia dziecka, ani do usunięcia płodu... nawet gdybyśmy byli w bardzo zażyłych relacjach, bo uważam, że ostatnie słowo należy do kobiety :)...
Usuń...
natomiast na temat polskiego prawa nie próbowałem nigdy z Tobą dyskutować... i niech tak po prostu zostanie, za fajnie mi się z Tobą rozmawia, by przyszło mi do głowy ten temat poruszać :)...
aha... widać, ze odpowiedziałaś mi przed przeczytaniem mojego uzupełnienia pierwszego komentarza, bo nie zdążyłaś się dowiedzieć, jaki jest mechanizm pojawiania się w "źródłach" owych 90%...
Usuń@Juggler...
Usuńjeśli masz się od tego lepiej poczuć, to możesz sobie nawet wyobrazić jak potykam się o własne uszy... tylko nie przeholuj w tych wyobrażeniach... od ich nadmiaru można stać się kompletnym czubkiem, niczym...
stop... obaj wiemy, o kim mowa, nie ma co rozwijać...
skoro o uszach mowa, to powiedz mi, jak to jest, że tak wielu ludzi wierzy w boga /centralnie w Boga chrześcijańskiego, bo o innych raczej mało wiedzą/, ale z Kościołem Rz-kat. niewiele chcą mieć wspólnego... nie zajmuję się badaniami statystycznymi, nie wypytuję też ludzi o ich religię, wyznanie /bo to takie samo chamstwo, jak wypytywać o stan kieszeni lub upodobania seksualne/, ale czasem podczas rozmowy ten i ów sam chlapnie coś na ten temat... jego prawo zresztą, bo każdy sam ustala granice swojej prywatności... okazuje się, że bardzo często schemat jest taki: Bóg - tak, "pośrednicy" /klechy, Kościół (Rz-kat.)/ - nie... nie są to bynajmniej ludzie z jakiegoś "Klubu Antyklerykała", tylko przypadkowe osoby w przypadkowych, rozmowach od czasu do czasu /tylko nie wykombinuj zaraz, że nie mam nic innego do roboty, tylko prowadzić takie dyskusje a la longue, bo kłamania nie lubię/... jak najbardziej się to pokrywa ze szkicowymi/!!!/ danymi, które przytoczyłem...
wiesz, ja jestem taki domorosły religioznawca amator... i jak widzę ten płacz protestu na widok tego typu danych, to się gubię i nie wiem, co/kto jest bogiem takich płaczków... czy /Pan/ Bóg, czy instytucja wyznaniowa, która uzurpuje sobie monopol na tego /Pana/ Boga...
...
na tematy "około-aborcyjne" gadał nie będę, bo chcę uszanować wolę Gospodyni... ale jak piszesz "niezgoda na aborcję" to gadaj może po ludzku, a nie politpoprawnymi skrótami... niezgoda na czyją aborcję?... kto zaszedł w ciążę?... kto się nie zgadza?... konkretniej może tak... to tak na przyszłość rada, gdybyś o tych sprawach gadał w innych okolicznościach...
Olu, przepraszam, ale ten wrzód trzeba w końcu przeciąć.
UsuńNie chcesz, to nie publikuj, ale dosyć już tego g.stwa starych dzieciaków
@Pk
"stop... obaj wiemy, o kim mowa, nie ma co rozwijać..."
Co to ma być, Pk? Masz co do kogoś, to mu to powiedz, a nie chlap aluzyjek po kątach jak ukrzywdzona panienka.Aluzje, ploty,podgryzania i najchętniej na cudzych blogach.
Proponuję przenieść rzecz do reala, załatwić w 4 oczy i przestać rozwalać cudze stronki
swoim narcystycznym pajacowaniem. Fin.
Dalej : Bóg i jego "pośrednicy". Nie masz pojęcia czym jest Kościół w katolicyzmie.
Kapłan w KK to nie "pośrednik" tylko pełnomocnik z nadania Chrystusa.Kto tego nie rozumie, ten z katolicyzmu niczego nie rozumie i wymyśla androny,np. traktując katolicyzm jak supermarket, z którego można sobie wybierać co smakuje i odrzucać, co nie przechodzi gładko przez gardło.
Tacy klienci nazywają siebie często "powierzchownymi katolikami" ,co im nie przeszkadza udzielać głęboko wierzącym i hierarchii KK światłych nauk własnych. Nauki oczywiście też z hipermarketu : czyli mnie nie stać, to niedobre i trzeba wywalić, zastąpić bardziej strawnym i tańszym.To nie jest "katolicyzm powierzchowny" tylko śmieciowy - jak żarcie w marketach.Wiara jest darem ale jest też aktem woli i ciągłą droga pod górkę. Ja jestem agnostykiem, albo i niewierzącym, ale mając ogromny szacunek do trudnej, będącej ciągłą walką, wiary niewzruszonej, "powierzchownych, zadowolonych z siebie i sprzedających ten "powierzchowny katolicyzm" widzę jak hostessy w hipermarketach, bo nimi właśnie są - mają za zadanie sprzedać ludziom g.no zachwalając je znanym reklamowym hasełkiem "jesteśmy dla ciebie,jesteś tego wart/a". Przykro mi, Jezus nie był hostessą, nie sprzedawał krzyża jako plastikowej zabawki dla każdego i niestety jego nauki nie można sobie dopasować do potrzeb jak majek i z Lidla.
Bez traktowania serio żywej w historii obecności Boga w KK nie ma o czym dyskutować, bo dochodzi się do absurdu prostackich antyklerykalnych pomyj i wymyśla się "reformy" w domowym zaciszu albo gada bzdury o "pośrednikach"
Masz rację, temat aborcji kończymy.Nie tutaj, a zresztą jest to ciągle bicie tej samej piany wynikające z nieprzystawalności fizjologii i metafizyki, jako sposobu ujęcia istoty życia i postawy wobec niego.
Liczenie wiernych na niedzielnej mszy nie wydaje mi się dobrym pomysłem na liczenie katolików. Zwłaszcza w Polsce tu i teraz.
"/Pan/ Bóg, czy instytucja wyznaniowa, która uzurpuje sobie monopol na tego /Pana/ Boga..."
To Ty chlipiesz i to bez sensu - nie ma religii ani wielkiej wiary bez tego "monopolu"
Bez niego można pisać parareligijne ambaje dla klientów parareligijnych hipermarketów, którym w żyłach płynie nie krew, tylko kwaśne mleko light.
Będąc agnostykiem rozumiem jednak, jak zmienia perspektywę i do czego zobowiązuje wiara prawdziwa i niewzruszona - Ty jesteś jak ci goście z Racjonalizm.pl - zachwalasz ludziom Van Gogha bez żółci i błękitu - i zachodzisz w głowę, dlaczego im się nie podoba.
Swoją drogą ciekawe jak użyteczne jest słówko "politpoprawność" - każdy go dziś używa celem dokopania przeciwnikom, nie bacząc już zupełnie na jego pierwotne znaczenie.
@pkanalia
Usuńnie, nie jestem w ciąży, skad taki pomysł?? chodzi o to, ze wjechałeś tutaj na tematy aborcji w polskim prawie, w tym temacie jestem nieprzejednana, już napisałam... a że wiem, ze gdzieśtam w innych dyskusjach na innych blogach miałeś swoje teorie na ten temat (w które nie wchodziłam) to uprzedziłam ewentualną chęć przekonywania mnie...
i tak, poprzedni komentarz wysłałam zanim przeczytałam Twój
Dalej - ilość katolików, kto się za takiego uważa to w sumie drugorzędna sprawa, wszystko zależy jak badać... a tak naprawdę jedyną osobą która jest w stanie to ocenić jest sam Bóg. Nasze spieranie się kogo uznać za katolika tożałosna strata czasu.
Bo co z tego, ze JA uznam, że ktoś ochrzczony ale niepraktykujący w zasadzie nie jest katolikiem? co to daje? jakie wnioski mam wysnuć? taki ktoś może być zarówno za jak i przeciw aborcji, tutaj naprawdę religia nie odgrywa tak wielkiej roli (czytałam na blogach osoby głośno deklarujące się jako katolicy ale dopuszczający aborcję w przypadku gwałtu... to jest zdecydowanie sprzeczne z katolickim nauczaniem, ale czy to znaczy, ze mam tego kogoś uznać za niekatolika? nie bawię się w takie dywagacje, przede wszystkim dlatego, że każdy z nas katolików jest grzesznikiem i jakby osądzać stopień "bycia katolikiem"po tym to mało kto by się ostał... wszelkie takie klasyfikacje uważam za - delikatnie mówiąc - niepotrzebne, a nawet za groźne bo są źródłem pychy ("o, ja jestem lepszy niż on")
A co do roli kapłana - pośrednika i uzurpowania sobie prawa do Pana Boga... cóż, taka jest właśnie nasza doktryna, nie musisz się z nią zgadzać
podstawą istnienia kościoła jest jego apostolskość i Eucharystia, kapłan to ktoś namaszczony przez apostołów i ktoś, kto W IMIENIU BOGA sprawuje swoją ofiarę
Oczywiście nikt nie twierdzi, że kościół ma monopol na prawdę - ale że pełnia Prawdy jest w kościele.
Nikt nie musi w to wierzyć - ale robi to na własną zgubę czasem. Nie ma przymusu oddawania czci nikomu, nie musisz się zżymać. A ci, którzy pomstują na "klechów" pierwsi do nich lecą jak "trzeba dziecko ochrzcić" albo "ślub, księże proboszczu, bardzo prosimy szybko". Ogromna większość ludzi naprawdę nie rozumie roli kościoła, trzeba nad tym ubolewać, no i wyjaśniać. Nie zdają sobie sprawy czym są sakramenty i że rola szafarza to najważniejsza rola dla życia duchowego każdego człowieka (właśnie czytam fenomenalną książkę o Eucharystii, no kosmos!)
pozdrawiam!
@juggler
UsuńMyślę, że nie tylko pkanalia nie ma pojęcia czym jest kościół katolicki (i to pewnie nawet nie jest jego wina, wiara jest naprawdę łaską!!), w sumie wielu katolików też nie ma
ja sama czasem nie wiem czy dość rozumiem... a raczej - WIEM, że nie dość
to ogromna tajemnica
kiedyś zasłyszałam zdanie, że jakby ludzie dowiedzieli się co NAPRAWDĘ dzieje się podczas Eucharystii to masami szturmowaliby kościoły i żadna policja by ich nie powstrzymała przed spotkaniem z Żywym Bogiem... a przecież nie szturmują, nie?
to chyba nie wiedzą
pozdrawiam!
@Ola...
Usuńmasz rację, że w pewnym sensie nie mam pojęcia, bo ani to moja religia, ani związek wyznaniowy i różnych niuansów nie czuję, to oczywiste... z drugiej jednak strony, neutralna pozycja i komfort wynikły z braku emocjonalnego zaangażowania pozwala mi dojrzeć sprawy, których wyznawca nie może dojrzeć z samego założenia...
zaś kryteria oceny osoby określającej się jako "katolik" /"buddysta mahajana", "sunnita", "rodzimowierca słowiański", etc, itd/ mam swoje, prywatne, ale nie miejsce i pora by teraz to omawiać...
jak wspomniałem wcześniej wyniki badań przeczytane kiedyś na stronce ISKK mocno mnie zaskoczyły, choć pokrywały się z moimi obserwacjami na co dzień... zaskoczył mnie sam fakt ich podania /i nie zdziwiło, że szybko zniknęły/... bo prawdą jest, że Pan Bóg /zakładając, że istnieje/ ma swoje kryteria oceny ludzi, ale statystyki bywają mocnym orężem w walce o władzę, pieniądze i wpływy...
/tak nawiasem mówiąc, gdy przez Polskę przechodziła fala formalnych apostazji, rozmawiałem z kilkoma apostatami... gdy wychodziło z rozmowy, że właściwie nie jest to konieczne, bo wystarczy jednostronna decyzja o wystąpieniu z danej organizacji, taki ptyś oznajmiał: "tak, ale mi chodzi też o to, by nie figurować w statystykach"/...
...
pytanie o Twoją ewentualną ciążę był żartem, ale nie z Ciebie, lecz z funkcjonującego tu i tam sformułowania, że ktoś jest np. "za aborcją" lub "przeciw aborcji"... jest to zaiste idiotyczny skrót, bo można być "za" /lub "przeciw"/ konkretnej aborcji, konkretnej ciąży, a stwierdzenie, że bycie zwolennikiem jakiegoś prawa /choćby nie wiem jak liberalnego lub restrykcyjnego/ oznacza bycie "za" lub "przeciw" aborcji jest po prostu nonsensem...
@Ola...
Usuńjeszcze uzupełnię, bo nie odniosłem się do ostatniego akapitu Twojej wypowiedzi, a jest on ciekawy...
rzeczywiście zakrawa to na pewną hipokryzję, gdy ktoś deklarujący się jako osoba zdecydowanie areligijna i "pomstujący na klechów" gania do nich w potrzebie... najkomiczniej to wygląda zwłaszcza w świecie polityki, bo dochodzi jeszcze koniunkturalizm /cała Polska kiedyś się trzęsła ze śmiechu na widok cudownie nawróconego byłego towarzysza Oleksego na klęczniku w Częstochowie/... ale myślę, że ocena tego jako hipokryzji jest zbyt płytka... ponad wieki religijnej indoktrynacji zrobiły swoje i chyba każdy w Europie jest kulturowo "upaprany" religią, do tego tą konkretną... mnie też się zdarza czasem, w przypływie emocji westchnąć /lub nawet zakrzyknąć/ "o Jezu!"... i bynajmniej wcale z tym nie walczę, bo nie widzę w tym nic szkodliwego...
ale to nie koniec... mnóstwo ludzi ma głębi siebie pewną potrzebę "posiadania" jakiegoś boga, pewnej podpórki psychicznej tego typu i potrafi to się ujawnić w różnych szczególnych momentach... a ponieważ zwykle jedynym im znanym jest Bóg /czyli bóg chrześcijański w wersji katolickiej/, ganiają do księdza, a nie do kapłana innego wyznania...
tu mi się przypomina pewna historia, gdy w Polsce do ośrodka buddyjskiego /świątyni, sanghi/ przybiegł człowiek mieszkający nieopodal z prośbą o "ostanie namaszczenie" dla umierającego ojca... po drobnej chwilowej konsternacji wyjaśniło się, że chodzi po prostu o obecność jakiejś osoby duchownej... a że do najbliższego kościoła było kilka kilometrów, to przybiegł do buddystów, bo miał "przez płot"... rzecz jasna udzielono mu pomocy, miejscowy opat odział się ceremonialnie i udał na miejsce, by dokonać stosownego buddyjskiego rytuału... jak widać, temu sąsiadowi zależało na jakimś "sacrum", jakimkolwiek /zewnętrzne różnice nie były dla niego istotne/, którego na co dzień nie potrzebował, ale w szczególnej chwili ta potrzeba wylazła...
Ciekawy artykuł. Tylko że zdiagnozowanie problemu nie musi się w żadnym razie przełożyć na jego rozwiązanie. Szwecja coraz bardziej tonie w "równościowym" szaleństwie, coraz usilniej chce kontrolować swoich obywateli. A wszystko wybrukowane dobrymi chęciami.
OdpowiedzUsuń... a wszyscy wiemy, co jest wybrukowane dobrymi chęciami, nieprawdaż...?
Usuńno cóż... w pierwszym komentarzu wspomniałem o państwie, którego celem ma być dobrostan możliwie jak największej ilości obywateli /użyłem słowa "dobrostan" zamiast "dobrobyt", gdyż to drugie zawęża temat do dóbr materialnych, które nie dla każdego są najważniejszym priorytetem/... tu /w Szwecji/ okazuje się, że ów dobrostan polega na realizacji idei "równości", wychodząc być może z założenia, że gdy każdy ma wszystkiego po równo /kasy, wolności, czy czegokolwiek innego/, nikt nikomu nie będzie zazdrościł i nie będzie konfliktów... jeśli chodzi o wolność, metoda jest prosta... system wsadza wszystkich do takich samych klatek, po czym wmawia każdemu, że jest mu dobrze /Kimowi w Korei Płn. prawie się już to udało/... jeśli chodzi o kasę, to system stosuje metodę prokrustyki /od mitycznego Prokrusta/, tyle że podrasowaną... wysokim nadal obcina nogi, zaś niskich nie rozciąga, tylko im doprawia nogi obcięte wysokim... dobrostan jest... ale tylko dla niskich... ale po jakimś czasie zabraknie wysokich i skąd brać nogi dla tych niskich?...
OdpowiedzUsuńtak to w skrócie wygląda /skrócie nóg, rzecz jasna :)/...
...
co samych diagramów... klasyczny osiowy podział "lewica - prawica" jest już tak archaiczny, że nie ma sensu... nieco klarowniejszy jest diagram dwuosiowy, zapewne go znasz, przypomina karciane "karo"... ale wspomnę o tym dwa słowa... jedna oś przemierza obszar wolności gospodarczej, druga wolności osobistej /światopoglądowej, obyczajowej/... boczne rogi owego 'karo" to lewica /wolność osobista plus socjalizm/ i prawica /wolność gospodarcza plus konserwatyzm/... górny róg to wolność obu rodzajów, dolny to totalitaryzm...
/trzymając się tych definicji, polski PiS jawi się jako partia socjalistyczna i konserwatywna, plasując się w dole diagramu/...
czyli w takim ujęciu lewica i prawica można uznać za przeciwne odmiany schizofrenii... gdy przeważy czynnik wolnościowy obie zawiną do góry diagramu i spotkają się na szczycie... gdy przeważy ten niewolnościowy spotkają się na dole...
/tak naprawdę, to taki diagram powinien być kilku wymiarowy, kilku osiowy, bo wolność ma wiele wymiarów, ale zrzutowany na płaszczyznę byłby nieczytelny/...
autor artykułu zastosował nieco inne kryterium... zamiast stopnia wolności mamy stopień ingerencji państwa /systemu/ w życie ludzkie... czy jedno przekłada się na drugie?... i tak, i nie... ponieważ /paradoks!/ do ochrony wolności konieczne jest państwo, zaś im silniejsze jest państwo, tym mniej jest wolności...
...
pewnym brakiem artykułu jest to, ze autor skupia się jedynie na sferze materialnej /gospodarczej/... widać to po tym, jak umieścił konserwatyzm /jako ideologię/... bo być może konserwatyzm postuluje minimum państwa w państwie w sferze gospodarczej, ale postuluje zamordyzm w kwestiach światopoglądowych, obyczajowych... do tego jednak potrzeba silnych struktur państwowych...
...
okay, może już wystarczy tej mojej domorosłej politologii :)...
pozdrawiać jak zwykle :)...
tak, widziałam te dwuwymiarowe diagramy
Usuńmoże być, że ten artykuł jest taki wyjątkowo "nowatorski" na gruncie szwedzkim - gdzie wszystko postrzega się na skali prawo - lewo, tak jak ten pan to opisał... powiesz za głośno słowo "naród" i jesteś obklejany etykietą faszysty
inna rzecz, że Szwecja ma faszystowską historię, może to taki ich kompleks...?
autor chyba planuje napisać serię artykułów na te tematy, będę śledzić :)
pozdrawiam również!
@Ola...
Usuńw tych rozważaniach, analizach "diagramowych" brakuje jeszcze jednego elementu układanki, który mocno komplikuje temat... są nim wielkie korporacje międzynarodowe... powstały na drodze łączenia się mniejszych firm, różnych fuzji, wchłonięć mniejszych prze większe itd... są produktem wolnego rynku, ale same w sobie są instytucjami na wskroś socjalistycznymi, wręcz totalitarnymi... czyż nie paradoks?...
/korporacje to quasi-państwa, można też spojrzeć na sprawę odwrotnie, że dawne państwa bloku wschodniego były quasi-korporacjami... czyli analogia jak najbardziej uzasadniona/...
@pkanalia
Usuńjakoś mi umknął ten komentarz, wybacz
nie wiem czy te korporacje powstały jako produkt wolnego rynku... NWO i takie tam może brzmią fantastycznie, ale zbyt dużo układa się po ich myśli i za bardzo wpływają na politykę rządów, żeby to był przypadek i zwykły biznes...
(wolę nie myśleć o tym za dużo, powiem szczerze, bezsilność obezwładnia)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJózefie - bardzo dziękuję za wsparcie. Komentarz zachowam w skrzynce mailowej :)
Usuńpozdrawiam serdecznie
Dzięki za tłumaczenie ciekawego artykułu. Dla mnie ta druga klasyfikacja jest oczywista - od lat głosi ją środowisko Janusza Korwin-Mikke. Ale cieszę się, że przebłyski prawdy docierają do światowego jądra socjalizmu - Szwecji.
OdpowiedzUsuńInteresująca jest Twoja hipoteza: protestantyzm > silne państwo > socjalizm. Może rzeczywiście w kulturze katolickiej wbrew wysiłkom nierarchii jest więcej wolności, niesforności, bałaganu.
Według mnie jednak zasadnicze przyczyny socjalizmu są socjolgiczne - władza, pieniądze. Aparat rządowy ma władzę i pieniądze - świadczeniami socjalnymi uzależnia większą część społeczeństwa, pozostałą część surowo opodatkuje. Po stosunkowo krótkim okresie XIX wiecznego liberalizmu mamy w pewnym sensie powrót do trwałego, stabilnego modelu feudalnego.
Serdecznie pozdrawiam
Witaj, Dibeliusie!
Usuńprzyznam, że nie wiedziałam co głosi środowisko JKM, daaawno temu na niego głosowałam ale ostatnio mam nieco inne preferencje
Nie do końca się zgodzę w temacie wolności czlowieka - to nie jest tak, że udało się ją zachować POMIMO hierarchów. Wolność sumienia jest immanentną cechą nauki Kościoła, patrz jak walczą o prawo do tejże wolności dla lekarzy! To kraje katolickie były zawsze tymi, które szanowały inne religie, opresja była domeną krajów protestanckich (czarownice z Salem nie zdarzyły sie katolikom!) i tych, gdzie dominuje inna religia - islam, komunizm, faszyzm (w sumie są to para religie...)
Przyczyny socjalizmu w Szwecji nie mogą być materialne (chyba że mówimy o zyskach elit i lobbystów, to w sumie osobny temat) - Szwedzi AUTENTYCZNIE są skłonni zaakceptować wyższe podatki, by podzielić się z potrzebującymi! oni sami tego chcą, uważają, że to jest właściwe! różnice trzeba wyrównywać!
znalazłam bardzo ciekawy artukuł na ten temat, nie ja pierwsza mam takie skojarzenia jak widać!
http://www.ultramontes.pl/sanborn_socjalizm.htm
"Korzeni socjalizmu można się właściwie doszukać wśród radykalnych grup protestanckich, tuż po Reformacji. Nie powinno to zaskakiwać, jako że jednym z podstawowych założeń socjalizmu jest zasada egalitaryzmu, oznaczająca, że wszyscy są równi. Jednym z najważniejszych skutków protestanckiej doktryny jest tenże egalitaryzm, jako że tym co pobudzało protestantyzm do działania był bunt przeciwko hierarchii..."
pozdrawiam serdecznie!
To wspaniale, że ludzie chcą się dzielić z potrzebującymi. Gorzej, jeśli to dzielenie się polega na ciągłym dawaniu ryby, a nie wędki. Parę dni temu mój ojciec zrelacjonował mi, że nasza urocza sąsiadka, notabene też bezrobotna anglistka jak ja, ma na głowie dwie wielodzietne rodziny, w których ani mamusia, ani tatuś nie kwapią się, żeby iść do roboty. A może po prostu nie mogą takowej znaleźć? O ile jednak nasza sąsiadka wzięła część ciężaru związanego z utrzymywaniem tych durnych pasożytów na SIEBIE, o tyle Szwedzi chcieliby rozłożyć go na każdego obywatela. A zważywszy na to, w jakim tempie zwalają im się na głowę nacje niechętne do pracy i płacenia podatków, za to do ciągnięcia socjalu - jak najbardziej, kiedyś po prostu MUSZĄ im się skończyć pieniądze. Naturalnie będzie to proces długotrwały, polegający zapewne na coraz większym zadłużaniu się państwa i coraz wyższym opodatkowaniu "szlachetnych" białasów (cudzysłów jest wynikiem mojej niechęci do dobroci, której NIE towarzyszy mądrość). Nie może jednak trwać w nieskończoność.
Usuń@Ola...
Usuńmam pytanie... wspomniałaś o walce Kościoła /Rz-kat./ o wolność sumienia lekarzy... mam zatem pytanie /naprawdę mnie to ciekawi, zero podpuchy/, jak w takim razie ta nauka podchodzi do moralnej kwestii w temacie dotrzymywania zawartych umów?... jakby nie było, lekarza obowiązuje taka umowa z pracodawcą, bez względu na to, jak zmienia się prawo w międzyczasie /a jeśli zmiana prawa mu nie pasuje, może odejść i ewentualnie otworzyć prywatną praktykę, w której może odmawiać zabiegów, czy stosowania metod niezgodnych z jego sumieniem/...
dodam, że nie nawiązuję do tematu, o którym umówiliśmy się nie dyskutować, dla rozwiania takiego wrażenia podam znany mi przykład anestezjologa, który nie stosował morfiny w swojej praktyce, bo uważał to za niemoralne /narkotyk! - ZŁOOO!/, co bynajmniej nie przeszkadzało mu stosować opioidy /syntetyczne zamienniki, de facto toksyczne i bardziej uzależniające/... jednak szpital miał inną politykę zaopatrzenia w leki, więc po prostu odszedł i pracuje w prywatnej klinice stomatologicznej, zaś tam nie ma potrzeby stosowania tego typu specyfików /z tej grupy/, tym samym ów lekarz dylematów moralnych już nie ma...
@Kira
UsuńProblemem socjalizmu jest to, że w końcu konczą się cudze pieniądze - jak powiedziała, bodajże, Margaret Thacher
wszystko OK w dzieleniu się - o ile jest ono dobrowolne, a nie wymuszane... aktualnie Szwecja się rozwarstwia - przyjmowanie imigrantów i wiele kwestii mieszkaniowych jest w gestii gminy, i są gminy, które zadecydowały, że one NIE CHCĄ W OGÓLE
mamy pod Malmo takie Vellinge, gdzie od kilku lat dominuje partia SD (czyli tacy jakby narodowcy, w prasie zwani nazistami) i ta gmina odmawia przyjmowania kogokolwiek
łatwo wyobrazić do czego doprowadzi taka polityka, ale z drugiej strony jestem głęboko przeciwna narzucaniu komukolwiek jak ma się dzielić swoim bogactwem, toż to czysty stalinizm
w mojej gminie jest bardzo dużo imigrantów, czekam chwili kiedy ktoś stwierdzi, że muszą zacząć dokwaterowywać nam "gości", bo mamy za duży metraż na głowę, jak w powojennej Polsce... w obecnym klimacie nie zdziwiłabym się zbytnio - tylko wyprowadziła do Vellinge
chociaż nie wiem czy byłoby nas stać na kupienie tam czegokolwiek... :/
i czy by nam pozwolili, wszak nie mam szwedzkiego obywatelstwa...
pozdrawiam
@pkanalia
Usuńprzepraszam za zwłokę w komentowaniu, dzieciaki mi włażą na stół i kasują (kurde, trzeci raz to piszę)
nie ma w chrześcijaństwie czegoś takiego jak "honor umowy" - jedynym honorem, który mamy to godność dziecka Bożego, że tak to "po kościelnemu" nazwę i tej godności mamy służyć... prawo naturalne (które, jak wierzymy, pochodzi od Boga) jest pierwotne wobec prawa stanowionego i to je mamy przede wszystkim przestrzegać
lekarzy obowiązuje po pierwsze przyrzeczenie lekarskie, czyli służyć zdrowiu i życiu ludzi, to w sumie wystarcza - jeśli umowa o pracę czy rozkaz przełożonych jest przeciwny temu to lekarz ma prawo I OBOWIĄZEK go nie posłuchać
O ile wiem, zresztą, żadna umowa o pracę nie wskazuje konkretnej metody leczenia... myślę, że tutaj musimy jednak zaufać sumieniu danego lekarza, bo nauka, niestety (albo stety) nie zawsze jest jednoznaczna... głupi przykład ze szczepionkami - sumienie jednego lekarza będzie kazało mu być sceptyczne, a innego wręcz przeciwnie... i co?
moim zdaniem to jest moralnie obojętne, którego posłuchasz, jeśli czynisz to w dobrej intencji, czyli ochrony życia i zdrowia
pozdrawiam!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń@Ola
OdpowiedzUsuńSocjalizm,nazizm, komunizm, faszyzm, to ideologie, które jak jedna mają swoje źródła w teoriach marksizmu. Słynny marksizm kulturowy jest tego najlepszym przykładem. W żadnej z tych ideologii nie ma miejsca dla Boga. Boga ma zastąpić zideologizowany człowiek w końcowym stadium degeneracji. I tak się właśnie dzieje. Nie tylko w Szwecji ale na całym świecie. Również w Polsce. Dosłownie wszędzie widać efekty działania neomarksistowskich ideologii, które sączone różnymi kanałami docierają do ostatecznego odbiorcy o słabym charakterze jako jego własne przemyślenia, jako rzekome zdobycze oświeconego intelektu. Już w Biblii opisano ten mechanizm ze szczegółami, dlatego ludzi kierujących się w życiu Słowem Bożym trudniej na te sztuczki nabrać. Co zatem należy zrobić? Zniszczyć Kościół, który tym fałszywym siłom stoi na drodze. W tym przypadku padło na Kościół Rzymsko-katolicki, gdyż jest on najliczniej reprezentowany i najsilniejszy (wbrew oczywistym manipulacjom próbującym dowodzić, że jest inaczej). Cały problem tych sił polega na tym, że już tylko z pobieżnej lektury historii świata wynika niezbicie, że to właśnie religia jest jedynym spoiwem dla narodu. Tymczasem definicję narodu usiłuje się zastąpić pojęciem społeczeństwa, które w idealnej lewicowej formie miałoby stać się przypadkowym zlepkiem różnych kultur, ras, a ich wspólnym mianownikiem miałby być bezmyślny konsumpcjonizm i całkowite odrzucenie Boga. Nie trzeba daleko szukać by znaleźć bezrefleksyjnych wyznawców tych obłąkanych modernistycznych doktryn, przekonanych o innowacyjności ich rzekomo własnych przekonań. Nic z tych rzeczy. To są wszystko fałszywe ideologie wdrukowane do pustych czaszek jako ich własne. Nic, co zbudowane na fałszu nie może trwać przez dłuższy czas i dlatego szeroko rozumiany socjalizm balansuje na granicy katastrofy. Jeżeli po tej katastrofie nie nastąpi powrót do naturalnego porządku świata, to strach pomyśleć jaką inną chorą ideologią zastąpi się socjalistyczny obłęd? Niektórzy stwaiają na NWO, czego nie można wcale wykluczyć.
Pozdrawiam cię Olu
witam serdecznie!
Usuńnie bardzo wiem co tu moge dodać... to smutne, że Polska wchodzi na tę samą drogę, co Szwecja, ale jestem przekonana, że z niej zawróci
albo nigdy nie pójdzie tak daleko, potraktuje ten neomarksizm tak jak ideologie narzucone przez okupantów (w szkole indoktrynacja marksistowska, a w domu biologia, historia i religia w drugim obiegu, tajne komplety i te rzeczy)
pozdrawiam!
Uwaga techniczna: jestem w delegacji, na komentarze odpowiem późnym wieczorem albo jutro. Pozdrawiam rozmówców!
OdpowiedzUsuńhttp://ndie.pl/szwedzkie-linie-lotnicze-beda-latac-po-tzw-uchodzcow-na-bliski-wschod/
OdpowiedzUsuńjakby polecieli po tych prawdziwych uchodźców a wywalili kombinatorów i pseudo-uchodźców to byłoby to rozwiazanie o wiele bardziej fair, niż to, co dzieje się teraz - moim zdaniem
Usuńbo ci, którzy zostali w obozach na meijscu to właśnie ci najsłabsi i najbiedniejsi, których nie stać na opłacenie mafii, im akurat naprawdę trzeba pomóc
inna rzecz, że lepiej byłoby to zorganizować tę pomoc lokalnie