Wciągamy się w siatkę. Kami został zaproszony na swój pierwszy "turniej" siatkówki. Nasz klub z Lundu bardzo liczny, wystawił aż trzy drużyny.
Turniej był w Ystad, 40 minut drogi od nas - trochę daleko, ale Kami bardzo chciał pojechać. Pomimo deszczu, przejmującego zimna i mojego zapalenia ucha zdecydowaliśmy się na wyprawę.
I było rewelacyjnie.
Już sama gra mnie zaskoczyła. Kami jest w grupie 6-8 lat, jest w najstarszym rocznikiem w niej. Dzieci jeszcze nie potrafią odbijać piłki, na razie uczą się łapać i rzucać. Oraz zagrywać dołem (nasz wuefista by nas przeczołgał za takie zagrywki). Bardzo mnie nurtowało jak oni w ogóle będą grać.
W turnieju brało udział 6 drużyn, sworzono dla nich trzy małe boiska. Każdy z każdym grał dwa razy.
A sam mecz miał takie zasady: każda drużyna zaczynała 4 zawodnikami, ustawionymi w romb w stosunku do siatki. Po każdej akcji było przejście. Akcja polegała na wprowadzeniu piłki zagrywką, drużyna przeciwna miała złapać piłkę i odrzucić. Upadek piłki na ziemię kończył akcję. Osoba, która "zawiniła" (zepsuła zagrywkę, wypuściła piłkę, nie doszła do piłki) opuszcza boisko, reszta drużyy gra. Dopiero gdy cała drużyna zejdzie z boiska (= przegra 4 akcje) drużyna przeciwna dostaje punkt Każdy mecz trwa 10 minut.
Bardzo jasne zasady i żadnego forowania swoich synków. Już tu zapunktowali :)
Kamyczkowi bardzo się podobało - jest wysoki i szybki, szło mu świetnie, mówię to nie jako mama.
Sporo rodziców jest bardzo zaangażowanych, biegają po boisku z dziećmi i razem z nimi się rozgrzewają. Ach, jak fajnie było zowu pograć w siatkę, Kami nauczył się nieźle odbijać dołem. Ma zmysł taktyczy, zaczął kombinować z uderzeniami, żeby rzucać tam, gdzie nie ma przeciwnika. Naprawdę, widzę jego przyszłość w tym sporcie.
Czy o zobaczy to się okaże, nie będę przecież go zmuszać.
Kubuś we wszystkim kopiuje brata. Od wczoraj ma ksywę Kubiak bo przy rzucaniu piłką próbuje atakować z podskoku zamiast rzucać!
Stosunki z inymi rodzicami też zupełnie inne niż na meczach piłki. Nie wiem czy to kwestia innej tkanki
społecznej grającej w siatkówkę, czy języka, czy tego, że klub jest z Lundu, ale atmosfera o wiele lepsza. Znamy się od
kilku tygodni, z widzenia tylko, a już nawiązałam kontakt z czterema
fajnymi rodzicami - Szwedem, Włochem i dwoma Polakami. Syn pana Piotra chodzi na katechezę z Kamyczkiem i widujemy się na polskich mszach, przy bliższym poznaniu okazał się wrocławianiem :)
Wiem, że w klubie siatkarskim są też grupy dla dorosłych amatorów. Wysłałam wczoraj zapytanie o warunki uczestnictwa, treningi są dwa razy w tygodniue, ale ja mogłabym tylko raz. Jeśli tak można, to na bank wracam do gry!
Super! Powodzenia:))
OdpowiedzUsuń