(na nowo ją odkrywam, więc pewnie pojawi się więcej wpisów w tym kontekście)
Marai pisał, że ćwiczenia nie czynią żadnego dobra, gdyż odciągają go od jego pracy, że to nie jego rzecz zachować młodość i zdrowie wmyśl próżności, że zadaniem człowieka jest jego misja duchowa
to wszystko prawda, choć napisana sto lat temu...
gdy biegam moja misja duchowa cierpi, bo nie spędzam tego czasu z mężem i dzieckiem, ani nawet na pracy duchowej czy fizycznej... a dodatkowo po biegu cierpi mój kregosłup :(
a potem cierpi moje dziecko, bo nie mam siły go podnieść czy utulić, wiec w ostatecznym rozrachunku wszystko cierpi...
czy to znaczy, że mam pogonić bieganie w cztery diabły...? a moze to tylko zemsta zaniedbanego organizmu?
bo jak pisze Marai w innym fragmencie swpjej Księgi Ziół:
"dwojako możesz zawinić przeciwko ciału: rozpustą lub tchórzliwą, próżną i obrażoną ascezą. Nie wytrzyma żadnej z nich, przekornie i definitywnie odpowie na obrazę. Ciało znosi jedynie szczerość"
aleś przyczadziła koleżanko z tym szkodzeniem... heh... szkodzić można sobie na różne sposoby... zgadzam się z tym twoim jak_mu_tam_od_ziół
OdpowiedzUsuńrower?
OdpowiedzUsuńnie moge sie doczekac... poki co moj maz smiga na moim, ja sie oblizuje ze smakiem - Kamran jest za maly zeby jezdzil na foteliku rowerowym ze mna...
OdpowiedzUsuńpoza tym moj rower jest gorski, po za dlugiej jezdzie boli kregoslup...
A skoro juz mieszkam w Szwecji marzy mi sie taki prawdziwy szwedzki rower, z koszykiem i lukowata rama-damka... w Polsce nazywa sie to 'holender'... juz sie przymierzamy do kupienia, wtedy Kamran do koszyka i heja!
;)