2 października 2011

O wietrze we włosach, Toskanii wokół Malmö i ludzkiej naturze

Moje treningi biegowe zostały właśnie wzbogacone o ... rower. Tak tak, wreszcie mój stary towarzysz dojazdów do pracy (i wszelkiej wrocławskiej komunikacji drogowej) wrócił do łask. Nie wiem czemu dopiero teraz, musiałam dojrzeć chyba do Przestania-Koncentrowania-Się-Tylko-Na-Bieganiu. Musiałam uwierzyć, że trzeba nie tylko biegać żeby być w stanie przebiec maraton.

Mam teraz zamiar jeździć czasem do pracy - o ile Buka pozwoli - a to 30 km w jedną stronę. I to drogami, których jeszcze w ogóle nie znam.

W związku z tym namówiłam mojego męża, żeby mi pokazał część trasy, tak około połowę jeśli się da... nie wiedziałam jak będzie z formą, w końcu nie jeżdziłam takich dystansów od ponad dwóch lat. Poszło rewelacyjnie - łatwo i przyjemnie, nawet żadnych zakwasów nie mam dzisiaj. Zrobiliśmy ponad 46 km, tj. ok 2/3 drogi do pracy i z powrotem. Przejeżdżaliśmy drogą, którą się przecina jak się biega po lesie. Cudowne uczucie - oglądać tę drogę z prędkością 30 km na godziną a nie 10... Czas wycieczki to ok 1 godz 58 minut, ale ostatnie pół godziny w zupełnej ciemności (i bez oświetlenia rowerów...).

Pola Skanii przypominają mi Toskanię. Zielone pagórki, gdzieniegdzie domy, droga wije się między nimi i nie widać co jest za zakrętem. Piękna kraina, żeby tylko trochę więcej winorośli rosło ;)

Przypomniało mi się wszystko. Jak śmigałam po Wrocławiu, na długo przed tym zanim zaczęłam po nim biegać. Ile tysiecy kilometrów tak zrobiłam. Jak to nie wyobrażałam sobie NIE JEŹDZIĆ na rowerze codziennie... Potrafiłam rano robić sobie "przebieżki" rowerowe tylko dlatego, że na cały dzień gdzieś wyjeżdżałam i nie mogłabym potem już jeździć na rowerze...

A tu proszę, pewnego dnia człowiek odstawia rower (bo coś) i mijają dwa lata zanim znowu zacznie...

Natura ludzka jest niesamowicie zmienna...

Wczoraj ta moja natura postanowiła pojechać do pracy we wtorek, i jeździć raz w tygodniu. O ile jutro załatwię sobie możliwość wzięcia przysznica. Zobaczymy czy silnej woli wystarczy, i jak na to wszystko zareaguje Buka.

A może za tym "lenistwem" kryje się coś więcej...?
Ale kiedy wchodzisz do wielkiego lasualbo wychodzisz na pustkowia, albo gdy podróżujesz morzem i twoja dusza wypełnia się uczuciem wspaniałości, nie łudź się: wiedz, że ciebie w głębi serca interesuje tylko człowiek, nic innego. Gwarna kawiarnia jest tak samo ciekawa jak Atlantyk albo Sahara, albo sosnowe lasy w Karpatach. Tak, jeden tylko człowiek, kiedy odsłania swoja istotę albo zdradza tajemnicę, jest ciekawszy niż Mont Blanc. Podziwiaj nieskończoność natury, staraj się żyć w harmonii z własnym charakterem i siłami przyrody, ale nie wstydź się i nie zaprzeczaj, gdy nawet najwspanialszy jej spektakl zdumiewająco szybko przestanie cię interesować i pociagać, jeśli bezpośrednio nie ma nic wspólnego z losem znanych ci ludzi. Romantyczna okolica w ciagu krótkeigo czasu okaże się niezrozumieła i nudna, jeśli na nieskończoną scenę natury nie wejdzie człowiek, jedyy prawdziwy i nigdy nie nużący przedmiot twojej obserwacji i twojego zainteresowania. Twoją sprawą, przeżyciem, rolą, losem na tej ziemi jest człowiek, a nie Mont Blanc." [Księga ziół, S. Marai]

2 komentarze:

  1. Mhmmmmm... Wrocław i rowery... Brakuje mi przejażdżek wzdłuż wałów i nad Bajkał :) Na uczelnię też jeździłam rowerem... 200 metrów :D
    A triathlon wykluczasz czy może jednak? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) nie, nie wykluczam triathlonu, ale cicho sza... poki co chce sie skoncentrowac na maratonie... a potem... sie zobaczy :)
    trening do triathlonu wymaga jednak czasu, co przy rodzinie z malym dzieckiem, gdzie oboje rodzice wymyslili sobie zeby duzo biegac albo jezdzic na rowerze oznacza bardzo skomplikowana logistyke... jesli sie ni chce dziecka zostawiac na cale dnie w zlobku, oczywiscie, a my nie chcemy

    OdpowiedzUsuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...