3 lutego 2013

W dwóch kulturach

Wczoraj zadzwoniła do nas Chala (czyli ciotka ze strony mamy). Amir mówi, że pytała jak to jest żyć w dwóch kulturach, że zawsze ją ciekawiło jak to możliwe...

Popatrzyliśmy po sobie i zaśmialiśmy się.

Żaden problem, ciociu! Mamy dwa komputery, dwa telewizory, dwa samochody, dwa łóżka, dwie półki w lodówce ;) W dzisiejszych czasach to nie takie trudne...

A tak na serio to zbierałam się trochę do napisania czegoś o naszej pakistańsko-polskiej codzienności.

Niedawno napotkałam przypadkiem całą grupę Polek-żon-Pakistańczyków. Jest nas całkiem sporo i mamy swoją fejsbukową grupę dyskusyjną... zamkniętą, oczywiście, może wejść tylko żona Pakistańczyka i nie wolno wynosić żadnych niusów na zewnątrz. Amir strasznie polewał jak mu o tym powiedziałam kilka miesiecy temu, ale teraz chyba szczerze nienawidzi tej grupy, bo za dużo czasu spędzam na plotkowaniu... może powinien założyć grupę dla mężów Polek, i będą rozmawiać o sposobach nauczenia żony jak klepać roti* i nosić dupattę**.

Jednym z tematów forumowych plotek są zwyczaje naszych mężów, jakżeby inaczej. Niektóre zauważamy od razu w pierwszym kontakcie z Pakistańczykiem, niektóre dopiero przy wspólnym życiu, niektóre nas bawią, ale niektóre nieźle irytują, zwłaszcza jak zdamy sobie sprawę, że to nie minie... Mamy dość sporo wspólnych obserwacji, ale lista poniżej to moje własne ... hmmm ... CIEKAWOSTKI naszego domu:

1. Na pierwszym miejscu trzeba wymienić "skarpetki w butach". Otóż każdy Pakistańczyk, a może nawet Azjata, ale tego nie wiem, mam tylko Pakistańczyków tutaj, przy wejściu do domu zdejmuje buty i ... skarpetki. Zwija je w kłębek i wkłada do butów.
Potem wkłada klapki domowe, zwane "chapals".



Nie wiemy dokładnie o co chodzi z tymi skarpetkami (czy mu gorąco, czy śmierdzą, czy niewygodne...), ale jest to druga natura wszystkich Pakistańczyków o jakich słyszałam.

Co więcej, uświadomiłam sobie niedawno, że moje własne dziecko też zostaje małym Pakistańczykiem! Przyszliśmy do domu ze sklepu, zdjął kurtkę, buty, poszedł do pokoju... po chwili: "o nie, zapomniałem zdjąć skarpetki!" ... po czym zdjął i rzucił na podłogę w przedpokoju...

Ostatnio przyuważyłam kłebuszki w butach Kamyczka... hmmm.....



2. Dywan. Amir nie wejdzie na dywan w kapciach... W salonie mamy taki sobie dywanik (żaden pers, żeby nie było), a on zawsze jak idzie siąść na kanapę to kapcie zdejmuje przed dywanem! I jeszcze potrafi mnie ofuknąć, że ja włażę na dywan w moich, albo zsuwa moje kapcie z wyrazistą miną i wymownym sapnięciem... .
Ponoć w Pakistanie do pokojów nie wchodzi się w butach tylko na bosaka... że błoto z klepiska...? Że krowie łajno z podwórza...? Kto ich tam wie.
A jeszcze czytałam, że na łazienkę miewają osobne "chapals" (ale tego akurat u nas w domu nie ma).

 Ja często chodze w ogóle na bosaka, mamy ciepło i jakoś tak nie trzeba tych butów ciągle wkładać przy schodzeniu z kanapy/dywanu...



3. Lewa ręka. "Niech nie wie lewa ręka co czyni prawa..." U Pakistańczyków prawie tak samo tylko odwrotnie i z trochę innego powodu... Otóż lewa ręka jest nieczysta. Rytualnie, nie dosłownie.

Amira nauczono trzymać widelec w prawej ręce, a nóż w lewej. Pomimo tego, że jest praworęczny. To ponoć muzułmański zwyczaj, że niby lewa ręka służy do podmywania się. Trochę to zrozumiałe, jeśli uświadomimy sobie, że sporo posiłków spożywa się rękoma (chlebek roti trzymamy w palcach prawej ręki i nakładamy jedzonko do buzi), zakładając, oczywiście, że ludzie rzeczywiście używają lewych rąk do mycia. Ale w przypadku jedzenia sztućcami jakoś gubię to połączenie.



Ponoć zdarza się, że oducza się leworęczne dzieci posługiwania tą ręką do jedzenia, nie wiem czy pisania też.

Dzieci Amira nauczone obsługiwania sztućców według powyższego klucza. Ja mam plany uczyć Kamyczka według jego naturalnych predyspozycji. A te póki co wskazują, że będzie leworęczny...

4. Muzyka i film. Z tym komputerem powyżej to trochę żart, ale trochę nie. Nieraz zdarza się nam spędzać wieczór przy różnych filmach. Ja zapuszczę sobie "Na dobre i na złe", a Amir jakiś pakistański chłam (on naprawdę ogląda filmy Bollywood, chociaż nie tylko te...). A jak się potrafi zachwycać pakistańskim śpiewem! Zamyka oczy, unosi ramiona, potrząsa na boki głową i "mindblowing! mindblowing!"... a ja siedzę jak głaz... no bo mam powiedzieć...  zastanawiam się czy taki Pakistańczyk kiedykolwiek wzruszy się przy balladach Okudżawy...


to jego ulubiona osattnio seria, całkiem niezły cykl Coke Studio Pakistan... ale ten ich "klasyczny" styl śpiewu jednak nie dla mnie...

5. Różne kultury jedzenia. Jemy po pakistańsku, polsku, włosku, czasem szwedzku, czasem arabsku (kebab :) )... ale chodzi mi raczej o to, że mamy różne wizje zawartości i obfitości posiłków. Na śniadanie Amir najchętniej jadłby dużo i tłusto, moga być resztki z kolacji... jak chyba wszyscy azjaci, ponoć Kazachowie też tak jadają. Ja natomiast zadowoliłabym się kawką z tostem (albo kawałkiem ciasta), czyli raczej po włosku... Musli z jogurtem to też dobre śniadanie dla mnie.

Ale potem zrobię się głodna o 11 a Amir będzie najedzony do 13... ciężko też serwować taki bufet jak siadamy do stołu we dwójkę, no a poza tym zapach mięsa gryzie mi się ze śródziemnomorskim śniadaniem...

Toteż przeważnie jem jajka (omlet) i taki chlebek jak Amir. Amir dodatkowo podgrzewa wczorajszy salan*** i musi to zjeść z czajem****. A po śniadaniu piję kawkę i zagryzam małym słodkim conieco...


Na obiad chętnie wrzucę knedle ze śliwkami, a Amir pyta: "A gdzie obiad?"...

Na kolację wystaczyłaby mi kanapka i herbata, ale Amir lubi kolację na ciepło. Toteż zawsze gotujemy.

6. Gadżetomania. Nie wiem czy to męskie, czy pakistańskie, ale obstawiam, że połączenie tych dwóch to zabójcza kombinacja... Mój mąż uwielbia wszelakie gadżety z telefonem (swego czasu iPhonem) i GPS na czele. Pakistańczyk-Na-Zachodzie nie może nie mieć nowoczesnych zabawek! Pamiętam jak bardzo usiłował namówić mnie na iPhona (mielibyśmy cośtam taniej jeśli w pakiecie rodzinnym), nawet przez chwilę uległam, ale zobaczyłam to cacko i powiedziałam, żeby oddał. Moja polska karta SIM nie wejdzie, telefon z SIM-lockiem na dwa lata a ja używam telefonu do telefonowania i wysyłania sms-ów. "Zwykły telefon" mi w zupełności wystarcza.



Kamyczek bardzo polubił telefony dzieki Amirowi i pakistańskiemu rodzeństwu (tu się jeszcze nakłada efekt "nastolatkowości"), do tego stopnia, że już nie chce, żeby mu śpiewać, tylko "puścić na telefonie, mama!"

Jakie to przykre!!!

7. Piżama. Pakistańczyk nie zna czegoś takiego jak piżama. Po przyjściu "z dworu" zmieniamy ubrania na "podomki" (stare dresy, tudzież nowe dresy, luźne koszulki... słowem: pełna wygoda), czasem przy tej zmianie bierze się prysznic. I tak chodzimy po domu do wieczora. Potem idziemy myć zęby (i zmywać makijaż). Potem idziemy spać.

Pakistańczyk idzie tak jak stoi, w tej podomce, Polka przebiera się w koszulę nocną/piżamkę... (jak nie było prysznica to wtedy bierze... :P )

Z Kamyczkiem różnie bywa, jak Amir go "zwinie" zanim zdążę "obrobić" (prysznic, zęby, przebrać do spania) to idzie spać tak jak stoi.


Ten ostatni zwyczaj to jest jedyny, który mnie naprawdę potrafi zirytować (czasem Kami zasypia z resztką czekolady na buzi). Pocieszam się, że mieszkamy w Szwecji i człowiek się tu jakby mniej poci. Po każdym treningu Amir bierze prysznic, więc codziennie jest czysty. Tyle, że dziecko nie trenuje jeszcze niczego i chciałabym, żeby szedł spać jak "prawdziwy Polak"... z umytymi zębami, piżamce i zawsze według tego samego schematu. Z czytaniem bajki przed snem a nie piosenką z tatusia telefonu... (patrz pkt. 6)

Ale musiałabym to robić sama a czasem akurat chcę zrobić coś innego... na przykład napisać post na blog!

***

Podsumowując: życie w dwóch kulturach wymaga dwóch komputerów, dużego luzu na schematy i stereotypy oraz ogromnej cierpliwości.

Ale jak mówi święty Paweł, w czytaniu na dzisiaj (!): "miłość cierpliwa jest, łaskawa jest... nie szuka swego"




* pakistański chlebek, tu pisałam więcej
** element tradycyjnej pakistańskiej odzieży, rodzaj długiego i szerokiego szala, noszony na ramionach, głowie i w ogóle różnie, ale nie wiem dokładnie jak, bo NIE NOSZĘ
*** salan - "potrawka" albo gulasz - czyli pakistańskie jedzenie serwowane a ryżem albo chlebem, o dowolnych porach i dowolnym składzie (nie tylko mięsne)
**** herbata pakistańska, gotowana z mlekiem (nie nazywam tego herbatą z mlekiem, bo proces przygotowania jest inny a zatem i smak)

17 komentarzy:

  1. kapitalny post :) chcę więcej!!
    też znam takiego, co nie używa pidżamki :P niemniej już przebiera starą koszulkę na starą koszulkę do łóżka (jakiś mały sukces)
    a w moim domu wszyscy wchodzą w butach, tylko ja w kapioszkach :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Zagadzam się z Kasią, ja też chce więcej. Miło się czyta i poznaje zupełnie rożne obyczaje. Zadziwiające jak te małe drobne rzeczy mogą być różne od siebie, choćby przykład z skarpetkami czy dywanem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. postaram się... ale do niektórych rzeczy tak się przyzwyczaiłam, że dopiero osoba obca (albo takie forum jak wspomniałam) mi to uświadamia!

      dziękuję bardzo Wam obu za słowa zachęty!

      Usuń
  3. Ciotka ze strony mamy, czy taty? :) Chyba taty?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba, że chodziło o teściową? :)

      Usuń
    2. napisałam przecież, że ciotka ze strony mamy!

      poza tym jak CHALA to powinno być wiadome od razu, ciotka ze strony ojca to przecież PUPPO

      może właśnie o tym napisze nastepny post, już kiełkowało to we mnie :) ale nie dzisiaj, za dużo pakistańskości na raz jest niezdrowe :D

      Usuń
    3. Aha. Zrozumiałam,że ze strony mamy, czyli że chodzi o Ciebie albo twoją mamę. Jakoś mi nie przyszła do głowy teściowa. :)

      "poza tym jak CHALA to powinno być wiadome od razu, ciotka ze strony ojca to przecież PUPPO"
      - A o tym to już zupełnie nic nie wiem (?) Byłam pewna, że Chala to imię. :) Tylko mi jakoś to Ch nie pasowało, bo myślałam, że chodzi o jakąś polską ciocię Halę (w sensie Halinę). ;) Przepraszam, pakistański język jest mi całkowicie obcy. Ale dobrze zawsze zapytać. Człowiek się wszak całe życie czegoś uczy. Teraz już jestem bogatsza o te 2 słówka.

      Usuń
    4. A jeszcze a propos tematu: ja również uwielbiam resztki z obiadu na śniadanie! :) Może się to wydać niektórym dziwne, ale jak się najem z rana jakiegoś odgrzanego makaronu albo ryżu z sosem i mięsem to czuję, że żyje. :P A tak serio, to na prawdę mam wtedy mnóstwo energii i siły i chęci do działania w ogóle. A jak zjem jakiś owoc, warzywko albo muesli tudzież owsiankę z jogurtem to najchętniej bym usiadła i zamulała przez pół dnia. :) No chyba, że zjadłabym jakąś podwójną a nawet potrójną michę tego wyżej, to wtedy mogę z głodnym pogadać. (A dodam, że duża nie jestem. Raczej szczypior.)

      Ta muzyka pakistańska też mi się akurat podoba. No może niekoniecznie ten zalinkowany kawałek, ale ogólnie bliskowschodnie brzmienia to mój element. :) Mam już tak od dziecka. Pamiętam, że jak byłam mała, w dobie kiedy to jeszcze nie było spopularyzowanego internetu, YouTube, TuneIn, Groove Sharka i last.fm, zamęczałam mamę o kasetę a później płytę z arabską muzyką. :D

      Pozostałe pakistańskie zwyczaje z wyżej wymienionych mnie również by przeszkadzały, a w szczególności to nieprzebieranie się (lub chociażby nierozbieranie się) do snu, bo przecież w domowych ciuchach się sprząta i gotuje i przechodzą zapachem smażenia, oparów, czasem są też zabrudzone jak spadnie na nie jedzenie, albo wyleje się kawa/herbata. Czasem jak jestem zmęczona i nie mam siły się umyć i przebrać to też mi się zdarza pójść spać jak stoję, ale nie czuję się wtedy komfortowo (np. czując zapach smażonego drobiu na rękawach...), także jestem zdecydowanym zwolennikiem wszelkich koszul nocnych i piżam, które pachną praniem i żelem pod prysznic a nie obiadem (lub ewentualnie spania na waleta). ;) Chociaż to ściąganie kapci przed dywanem nie jest akurat głupie, szczególnie przy małym dziecku, które się często na nim bawi/tarza/kładzie, bo gwarantuje że dywan jest zawsze czysty i nie przyniesie się na niego kapciami np. brudu z podłogi w kuchni (tłuszczu, resztek jedzenia itd.), ani błota z przedpokoju, ani zanieczyszczeń z podłogi z toalety (wiadomo jakiego rodzaju...).

      Co do gadżeciarstwa natomiast, to nie jest to wyłącznie pakistańska cecha. Wielu ludzi lubi gadżety niezależnie od pochodzenia. Polacy też uwielbiają kupować rzeczy na pokaz i nawet śmiało przyrównałabym ich do twojego przykładu. Np. lubią kupować drogie samochody, drogie fikuśne i niepraktyczne wózki dziecięce (mimo, że na chodnikach dziura na dziurze), drogie telefony, modne ciuchy i generalnie wszystko co widać na zewnątrz i czym można się popisać przed innymi ludźmi (takie powiedzmy atrybuty rzekomego bogactwa), tymczasem w domu "bida", jedzenie z dyskontów, przepalanie śmieciami i ogólnie życie "po taniości". :) A najlepszym tego przykładem jest moim zdaniem sposób w jaki w ostatnich latach ludzie wykańczają domy: z zewnątrz piękny tynk, piękne ogrodzenie, pięknie zagospodarowane podwórko, ogródek ...a w środku wykończone 2 pokoje. :D Ale co tam, ważne że jest ta aura bogactwa i zasobności, czyli cel osiągnięty.

      Usuń
    5. dziękują za ciekawe przemyślenia, na samą myśl o kyrczaku na poduszce zrobiło mi się niedobrze...
      może to będzie argumentem dla męża, spróbuję. Choć przyzwyczajenie druga naturą człowieka...

      Usuń
  4. super... Bardzo mnie zaciekawil ten post :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. :) pięknie zareklamowałaś wielokulturowość, u nas jest właściwie jednokulturowo z wyjątkiem ciasta, które też natrafia na opór ;)
    khala :) i phuppo :D (oni to słyszą, że nie puppo :o )
    a salan to jest sos po prostu, na przykład jak mówią: daj mi do roti sam salan, to znaczy, że gdy jest kurczak w sosie, to tego kurczaka nie dawaj, tylko sam sos :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj Asia, ja napisalam w polisz urdu, nie we wlasciwej transkrypcji alfabetem lacinskim ;)

      PUPA mnie zawsze rozklada na lopatki

      u nas salan mowimy na cale potrawke, sam sos to ... uwaga... SIORBA. Jak pierwszy raz uslyszalam to umarlam ze smiechu, Isak siorbal strasznie a potem chcial jeszcze "siorby" :)

      Usuń
    2. siorbę też siorbiemy :D
      tylko że jest płynniejsza od salanu dla "moich"
      turecka chorba i rumuńska podobnie chyba, jakoś mi się telepią przy tym słowie, że to taka już "zupowata", na przykład jak gotują payę, to czasem z siorbą :) a salan solidniej odparowany, zagęszczony np. cebulą tak, że ładnie się wymuskuje chlebem :)

      ten salan to odkryłam "w życiu", dziecko jedno mi powiedziało: chcę salan, dałam mu z mięsem, to przyniosło talerz ze słowami: mówiłem, że chcę salan, a nie mięso!

      Usuń
  6. Bardzo fajny post (no popatrz, weszłam pierwszy raz od jakiegoś czasu, bo się ostatnio lenię blogowo, a tu o św. Pawle - tak jak i u mnie :))))
    Co do małżeństw mieszanych, to nie mam osobiście doświadzczenia, ale z obserwacji wydaje mi się to bardzo, bardzo trudne. Ty to przedstawiłaś jako bułkę z masłem.
    Widocznie duża dawka luzu jest dla Was zbawienna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miło mi :)
      po pierwsze nie bułka z masłem tylko roti z ghee (aka paratha)*
      a po drugie napisałam tu tylko o tym, na co mam luz - jak coś jest problemem to rzadko piszę, chyba że mam rozwiazanie albo się zdystansuję ;) "popełniłam" jeszcze kilka postów w tym klimacie, kilka innych wątków się przewinęło... panka w sypialni, sikanie na siedząco...

      jednak przyznam, że to JEST szkoła pokory, która póki co okazuje się zbawienna dla mnie...



      *tylko ktoś, kto zna hindusą/pakistańską kuchnię zrozumie to porównianie hihi

      Usuń
  7. Mega interesujące, z tak odmienną kulturą u boku to dopiero każdy dzień musi być przygodą... :}

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam!
      i tak, i nie... "obyś żył w ciekawych czasach" - wiesz, co to jest :)

      Usuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...