2 grudnia 2011

O wybredności

I ćwicz swoją duszę w nieubłaganym poczuciu wybredności. To jest najważniejsze. Masy są tylko chciwe, nie zaś wybredne. Świat coraz bardziej upodabnia się do domu towarowego Woolwortha, gdzie za szóstaka jest do nabycia, w marnym wykonaniu, wszystko, co może zadowolić (...) powszednie marzenia tłumów skłonnych do rozkoszowania się byle czym. Niebezpieczeństwa owego zaspokajania tłumów już ujawniają się na wszystkich obszarach życia i ducha. Kultura nie tylko wtedy ginie, gdy na wykwintnych placach Aten i Rzymu pojawiają się barbarzyńcy z bojowymi toporami, ale również wtedy, gdy tacy sami barbarzyńcy pojawiają się na publicznych placach kultury i załatwiają sobie, bez jakiejkolwiek wybredności, podaż i popyt, oraz wymianę towarową na wielką skalę. Wybieraj! Nie grymasząc i kręcą nosem, ale surowo i bezlitośnie. Nigdy nie możesz być wystarczająco wybredny w kwestiach moralności i ducha. I nigdy nie możesz być wystarczająco konsekwentny gdy mówisz: to jest szlachetne, a to fałszywe, to jest wartościowe, a to tandetne. Oto twoja powinność, skoro jesteś człowiekiem i chcesz zachować to miano.
Sandor Marai [Księga Ziół]
Czytałam ostatnio artykuł o społecznych mediach (facebook, twitter, nk też sie zalicza) i przypomniał mi się ten fragment Księgi Ziół. Artykuł mówił o ludziach, którzy są tak zmęczeni tym "życiem", że wybierają "wirtualne samobójstwo". Ponoć są nawet programy (strony?), które czyszczą za ciebie wszystkie twoje rekordy w bazach danych tych społecznościowych potworów. Badania wykazały, że częste używanie tego "produktu" zwiększa stres. Nie chodzi wcale o złudzenia, jakie powstają w człowieku, który ma 200 fejsbukowych "przyjaciół" a tak naprawdę nikogo nie obchodzi co on porabia, nie mówiąc o zaproszeniu na herbatkę... artykuł opisywał procesy, jakie dzieją się w głowie czytającego to, co inni publikują na swojej "tablicy" - uaktualnienia statusów, komentarze, zdjęcia... otóż mamy podświadomą tendencję do wyolbrzymiania tych faktów, na zasadzie "trawa jest zawsze zieleńsza po u sąsiada". Cudze pozytywne komentarze odbieramy tak, jakby życie tej osoby było o wiele ciekawsze i barwniejsze niż nasze własne. I to powoduje STRES. Bo jak pisał sarkastycznie Monteskiusz: "Jeśli chciałoby się być tylko szczęśliwym, cel osiągnie się szybko, jednak chciałoby się być szczęśliwszym niż inni. A to trudne, ponieważ zwykle uważamy ich za szczęśliwszych, niż są w rzeczywistości." Coś w tym jest, natura ludzka jest jednak beznadziejna... .

(zaczęłam się też zastanawiać czy mój blog też powoduje to u nich stres... bo blog jest taki kolorowy i przyjemny... prawdziwy, zawsze, ale jednak to tylko literacki obrazek... nie piszę za dużo o problemach czy sprawach trudnych, bo te staram się załatwiać po cichu, bezpośrednio między zainteresowanymi osobami... nie piszę też o wszystkim, bo przecież trzeba mieć czas na życie... ale wierzcie mi, poza tyglem kulturowym i przebłyskami szczęścia mam takie samo życie jak każdy inny: praca, dom, pośpiech, złe wybory, przepraszanie, zmęczenie... jak po całym beznadziejnym dniu przełamię rutynę i wyjdzie mi super kolacja czy jakaś refleksja mnie zatrzyma to wtedy napiszę na blogu... wiec mam nadzieję, że nie zniechęcicie się do bloga, proszę, jest mi miło, że ktoś mi towarzyszy czasami... choć wirtualnie...  ale to na inny temat)

Co do fejsbuka i tej jego papki, nie wspominając irytujących programików, które chcą coś instalować, to zauważyłam, że mnie to męczy. Właśnie na zasadzie tego zalewu "barbarzyństwa". Jest kilka pozytywnych stron tej masowości informacji, ale wiem, że zatraca się w tym moja wybredność. Ta, o której pisze Sandor Marai. Zalewa mnie tandeta i rozkoszuję się "byle czym". Pochłaniam informacyjny "fast-food" i rośnie niestrawność.

Zastanawiam się poważnie, czy nie wypisać się. Surowo i bezlitośnie powiedzieć: to jest fałszywe.

5 komentarzy:

  1. I dlatego nigdy nie założę konta na żadnym Shitbooku, Shitterze, Szit-klasie, ani nawet nachalnie ostatnio popularyzowanym Shit+

    Wystarczy, że jakieś n-lat temu (...z 10 chyba będzie?) miałam konto na czymś takim co nazywało się Grono czy coś w ten deseń (zdaje się prekursor dzisiejszych zachodnich portali społecznościowych, który został później bezpardonowo wyrugowany przez NK i jeszcze później przez FB). Było wówczas strasznie popularne, choć głównie wśród dzieciaków ...No ale do rzeczy: pamiętam, że - patrząc tak zupełnie obiektywnie - było to super nudne, a jednak ludzie mimo wszystko spędzali przy tym 90% swojego dostępnego wolnego czasu.

    Zastanawiające, czy tacy ludzie w ogóle mają jakieś życie poza tymi portalami i ich so-called 'friends'...

    Pamiętam jak jeden blogowicz, którego swego czasu czytywałam, bardzo trafnie ujął funkcjonalność Shitbooka 'tymi słowy':

    'Think of all the people you had lost touch with during the course of your life and have now rediscovered, thanks to Facebook. Why do you think you lost touch with them in the first place?
    Ponder that for a while as you update your status message with the details of your latest bowel movement and the kind of mood it has left you in.'

    Celne spostrzeżenie.

    Napisałabym więcej, ale mam jeszcze pracę do skończenia. Może dopiszę coś jeszcze w weekend.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. że też nie odpowiedziałam na ten komentarz wcześniej - przepraszam

      zgadzam się w zupoełności, czasem naprawdę żałuję, że założyłam konto na FB
      ale wypisać się trudno, choć regularnie ruguję z listy "wirtualnych" znajomych
      wirtualnych w sensie dosłownym, ludzi, z którymi nie mam żadnego żywego kontaktu

      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. dzisiaj znalazłam taki artykuł na wybiórczej:

    http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,10752938,Facebook_bylby_zupelnie_pusty_bez_naszego_narcyzmu.html

    ciekawe, dowiedziałam się kilku rzeczy hihi na przykład o podwójnych profilach... totalna schizofrenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak. Ja mam nawet namierzoną stronę "jak się skutecznie wypisać z fb". I nie zaglądałem na fb już chyba kilka miesięcy. Ale faktem jest, że aktu samowypisania się z fb jeszcze nie dokonałem, bo może trzeba będzie sprawdzić coś... Czeka na mnie chyba ze 20 zaproszeń i innych zachęt - mniej lub bardziej natarczywych. Jest mi przykro, że komuś może być przykro, ale póki co twardo nie odpowiadam.
    A dlaczego? Bo doszedłem do prywatnych wniosków zbieżnych z Waszymi oraz z treścią artykułu. Im dłużej siedziałem na fb, tym większy niesmak czułem.
    A dlaczego się zapisałem? Bo się łudziłem, że może tam się da wejść z jakimiś treściami sensownymi (nazwijmy je ewangelizacyjnymi), może da się zorganizować społeczność - chociażby naszej Wspólnoty.
    Ale nic z tego. fb niby dostarcza narzędzi, ale jak się chce z nich naprawdę skorzystać, to one się do niczego nie nadają. Nie chcę wchodzić w szczegóły - sprawdziłem to w praktyce.
    Na szczęście jestem już w wieku takim, że moja nieobecność na społecznościówkach nie grozi unicestwieniem samego siebie... (mam nadzieję :) ).
    Pozdrawiam - zz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i co, Zbyszku, nie opuściłeś jakoś fejsa...

      brak czasu na usuwanie się? :)

      Usuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...