To będzie kolejny post z serii "w dwóch kulturach".
Dzisiaj o PANCE, czyli wentylatorze, zwanym również wiatrakiem.
Pakistańskie domy hołubią pankę jak największą świętość. Okazjonaly brak prądu to tragedia, z powodu braku panki na noc... w tamtejszym klimacie taka wentylacja jest nieodzowna, ponoć...
Ja nie lubię wentylatora, ale w upalne wrocławskie lata ceniłam powiew powietrza w biurze, tudzież w mojej wieży z kości słoniowej wystawionej na działanie słońca przez większość dnia...
W naszy domu w Szwecji wentylator pojawił się któregoś lata. Nie było go od razu, nie pamiętam kiedy przybył.
I został na dobre.
Co noc mój gorącokrwisty pakistański mąż musi włączyć "wiatrak". Nie wiem czy to przyzwyczajenie, czy mu gorąco (w zimie też???), czy chodzi o usypiający turkot skrzydeł... grunt, że nie zaśnie bez niego. Kamyczka tez usypia tylko z wentylatorem (może dlatego trwa to krócej niż gdy ja usypiam??)...
Co więcej, jak ja usypiam Kamyczka, to on potrafi zerwać się w półśnie z "panka, mama, panka!" i podbiec do wiatraka, żeby go włączyć...
A ja nienawidzę zimnego powietrza oplatającego moją szyję. Nienawidzę tego, że od dawna ciągle nmie boli gardło i mam katar, kto wie czy to nie od panki. Wyczytałam, że wentylator bardzo wysusza powietrze w pokoju - przy naszej wilgotności na poziomie 30% chyba nie powinniśmy go bardziej wysuszać... (a suche powietrze sprzyja rozwojowi infekcji górnych dróg oddechowych i cośtam robi ze śluzem, że potem jest katar). Dodatkowo, wentylator wzbudza kurz i roznosi go po całym pokoju - a wiem, że jest co wzbudzać, raz na jakiś czas otwieram pankę i ją myję...
I tak jak man postanowienie żeby niczego ani nikogo NIE NIENAWIDZIĆ, tak jestem bezwzględna dla panki... co wieczór przed położeniem się na łóżko wyłączam ją. Czasem Amir się zrywa i włącza. Wtedy ja znowu się zrywam i wyłączam. "A idź mi z tą wichurą!!!"
Zabawne to jest nawet czasem :)
Ale zostaje na moim. Moje zdrowie jest ważniejsze niż cała pakistańskość świata.
Wywaliłabym tę kość niezgody, ale są te rzadkie okazje w Szwecji kiedy w mieszkaniu jest bardzo gorąco... no i nie chcę, aby Amir kiedykolwiek wywalił coś, czego ja używam, a co jego denerwuje, bo zagraca lub kradnie czas (mój komputer... stosy książek, zbierające kurz... nie wyrzucone pudełka po czymś, bo "mogą się przydać"...). Nie czyń drugiemu co Tobie niemiło...
Cudowny wpis! Bardzo śmieszny, a jakże życiowy. U nas też wieczny szum tylko, że nie z panki. Przez mokro-wilgotny klimat brytyjski zmuszeni byliśmy zakupić osuszacz, który non stop szumiąc odciąga nadmiar wilgoci z powietrza. Dawniej był jeden na dole, a teraz mamy już drugi na górze. Już nawet ich nie zauważam, a zbiorniki opróżniam automatycznie nawet kilka razy dziennie. Nadmiar wilgoci powoduje rozwój pleśni w powietrzu, co z kolei wywołuje alergię u dzieci. Więc wyboru nie mam :-(
OdpowiedzUsuńbardzo dziękuję :)
Usuńnie znam brytyjskich realiów, ale na następną zimą zamówiłam u św. Mikołaja NAWILŻACZ... ale on działa chyba bezgłośnie