Przypomniało mi sie to jak słuchałam wczoraj katechezy ojca Szustaka z rekolekcji w Krakowie, na pierwszej konferencji trochę było o stawaniu się jak dziecko.
Nasz Kamyczek idealnie wpisuje się w to prawo. Staram się go słuchać uważnie, bo mówi takie rzeczy, że łzy mi się czasem z oczu leją.
- Oj, zepsułam to ciasto, kurka wodna, wszystko do kitu
- Nie przejmuj się, mamo, to nie ważne! Najważniejsze, ze ma się rodzinę! - mówi mój pięciolatek śmiertelnie poważnie. I już uśmiecham się pełną gębą. Co tam jakieś ciasto, prawda.
Albo to o słowach. Nie ukrywam, że mam niewyparzony jęzor. Zawsze mnie strofowano, żebym przy cudzych dzieciach "nie wyrażała się". Przy swoich trochę się już nauczyłam, a racej - ciągle uczę. Ale najwięcej dało mi do myślenia to, co kiedyś przeczytałam u ojca Michała Olszewskiego - że nasze słowa mają moc. Nie taką moc jak w Gwiezdnych Wojnach... większą! Potrafią nieść przekleństwo. Albo błogosławieństwo. Można sobie nieźle zabagnić życie tylko poprzez własne słowa. Sobie i innym - stąd potem modlitwy o uzdrowienie i przebaczenie dorosłych dusz poranionych w dzieciństwie przez krzywdzące słowa rodziców.
Kamyczek o tym wie, to znaczy wie na tyle, ile pięciolatek może wiedzieć. Zawsze jak rzuca "głupkami" na prawo i lewo ("Ahmed mnie bije, on jest głupi!") prostuję mu świat i wyjaśniam, że owszem, to źle, że Ahmed bije, ale nie jest głupi. Może nieszczęśliwy. A może czegoś się boi. A może jego w domu ktoś zbił i on teraz myśli, że to dobre. Robi bardzo GŁUPIO, ale nazywanie kogoś głupim jest bardzo złe. Jest krzywdzące, ale przede wszystkim nieprawdziwe. Bo nikt nie jest głupi zawsze. No a poza tym takie słowa mogą nam zaszkodzić (jak to powiedzieć, żeby nie użyć niezrozumiałego słowa "przekleństwo"?). Szatan krąży jak zły lew, słucha, podpowiada złe słowa, a potem ludzie się nienawidzą i biją. I stąd mamy wojny (uff, wybrnęłam).
No to potem jedziemy sobie samochodem, Kami z tyłu, ja prowadzę i gadamy. Zdarza się, że ktoś nam wyjedzie znienacka, albo wbiegnie na ulicę tuż przed koła. Na szczęście w Szwecji trzeba jeździć wolno i zawsze udaje mi się zatrzymać. Ale czasem szarpnie.
- Debil - rzucam wtedy pod nosem. Albo całkiem głośno.
Po czym słyszę z tylnego siedzenia pouczenie:
- Mamoooo! Szatan słucha!
I zawsze mnie to stawia do pionu. Nie tylko dlatego, żeby nie być gołosłownym. Ale dlatego że to PRAWDA.
Zdarza się też takie bezpośrednie przypomnienie mojego sumienia podczas wieczornej modlitwy.
- No, Kami, za co dzisiaj trzeba Pana Boga przeprosić?
- Mamo, Ty wiesz za co. Za debila! - oznajmia dobitnie przewracając oczami.
No to przepraszamy.
Bardzo uważnie słucham mojego synka. On nawet o tym nie wie jak ważne są dla mnie jego niektóre słowa - jest moim prywatnym stróżem. Prosty, czysty, niewinny. Piękny.
Kami Superbohater
Czcigodna Olu
OdpowiedzUsuńSwego czasu przekonałem się, jak bardzo trzeba panować nad językiem, gdy w samochodzie jedzie dziecko.
Ze trzydzieści lat temu jechałem wyrobem samochodopodobnym Fiat 126p z kolegą i jego trzyletnim synkiem. I z bocznej wiejskiej drogi wyjechał pijany w dym rowerzysta i przewrócił się na asfalt, a z naprzeciwka jechał TIR z przyczepą. Stanąłem na hamulcu, blaszaka zatrzymała się, ale zderzak od mordy pijaka dzieliło około pół metra. Powiedziałem mu kilka słów.
Miesiąc potem mały jechał z mamą autobusem. Kierowca gwałtownie zahamował a mały powtórzył mój tekst. Cały autobus popłakał się ze śmiechu a biedna mama zmieniła karnację na karminową i wysiadła na najbliższym przystanku.
Skoro Kami wie, że takich tekstów nie wolno powtarzać, doceń syna!
Pozdrawiam serdecznie.
tak! Kami cytuje mnie SŁOWO W SŁOWO
Usuńdzisiaj zapodał mi kubek z kawą okraszony komentarzem "tylko nie wylej"
...
a Kamyczka doceniam, w końcu o tym cały wpis :)
pozdrawiam!