28 marca 2015
Moja perełko
Dzisiejsza konferencja ojca Szustaka z Krakowa po prostu wgniotła mnie w dywan. To znaczy w kafelki w kuchni, tam słuchałam.
Nie chcę psuć przyjemności wysłuchania całej (polecam, warto stracić niemal godzinę naszego cennego czasu), ale muszę, no muszę podzielić się tym jednym.
Ojciec opisuje proces tworzenia perły. Najpierw jest sobie małża, która spokojnie siedzi sobie na dnie morza, z tym swoim mięciutkim mięskiem w środku. W wyniku jakiegoś zawirowania wpada do niej ziarenko piasku. Albo kamyczek. Albo pyłek. I się przyczepia. Bardzo trudno go wywalić ze środka. Więc on się zagnieżdża i zaczyna uwierać.
Małża się denerwuje, ale nie daje rady wywalić. No to zaczyna "oswajać" - obkleja masą perłową, obkleja i obkleja. Aż kamyczek przestanie wadzić. Stanie się w pewnym sensie jej częścią - o wiele piękniejszą częścią!
Zajmuje to czas, jest bolesne, zwłaszcza na początku. Ale im większy kamyczek, tym większa perła potem. Im więcej czasu - tym, większa perła.
To właśnie jest miłość.
Otworzenie się na innego człowieka - męża (jak ktoś jest żoną), dziecko (jak ktoś jest matką), brata/siostrę (jak ktoś w zakonie), przyjaciela - i doświadczenie, że on uwiera. Że miało być tak pięknie a wyszło jak zwykle, czyli wlazł i boli. I niewywalenie go stamtąd tylko otoczenie czułością i zaakceptowanie tego, co uwiera. Niesienie tego z nim. Powolne przemienianie, które czasem zajmuje całe lata. Całe życie. Nie raz i nie dwa.
"Jedni drugich brzemiona noście", tak mi się przypomniało. Najlepiej można to zrozumieć w rodzinie. Kiedy dziecko nie jest takie, jak się wymarzyło. Mąż tym bardziej. Przyjaciele - w ogóle porażka... Ale to nie "bycie ponad to" jest rozwiązaniem - tylko wejście w sam środek i niesienie tego.
Z doświadczenia ojca wynika, że małżeństwa kończą się tylko dlatego, że ktoś nie chce się zgodzić na tę niedoskonałość drugiego, albo drugi uważa, ze nie ma żadnych niedoskonałości (a przecież wiadomo, że ma), albo oba na raz, wzajemnie się przenikające. A potem poranienie jest już tak wielkie, że tylko cud (notabene ojciec Szustak w dalszej części konferencji wpomina ten cud, opisany zresztą w Ewangelii, ale dam głowę, że nikt z Was go nie zauważył jak słyszał te słowa z ambony).
Z przyjęcia tych kamyczków innych ludzi i cierpliwego ich otaczania "masą perłową" rodzą się najcenniejsze perły. To miłość to sprawia.
Zupełnie innego wymiaru nabiera dla mnie powiedzenie do synka "Kamyczku, moja perełko"...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wspaniała notka i piękna metafora. Mam takie przyjaźnie, trochę bolesne, które dzięki zalepianiu przetrwały wiele. Nigdy nie myślałam o tym jak powstają perły, a jako metafora miłości ten opis jest po prostu genialny, aż kradnę do mojego notesiku cytatów.
OdpowiedzUsuńdzięki, Paula :)
Usuńale fajnie, będę w notesiku cytatów
tak naprawdę to cytat z ojca Adama, a on cytował ojca Tomasza :P
(posłuchaj koniecznie, może co innego wysłyszysz!)
też o tym było na wrocławskich katechezach czwartkowych, ale podejrzewam, że słuchałaś już :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy serdecznie
wrocławskich nie... a są??
Usuńpozdrawiamy wzajemnie :)
hmm... wydawało mi się, że to Ty linkowałaś na fb konferencje Orzecha, Szustaka itd....?
Usuńhttps://www.facebook.com/katechezy.wroclaw
i bezpośrednio tutaj http://katechezy.wroclaw.pl/index.php/nagrania
;)
Perła mnie też wgniotła, miałam okazję byc na tej konferencji
dobrego Wielkiego Tygodnia!
K
To prawda, miłość wymaga czasu, uważności, cierpliwości... Ale efekt jest piekny. jak perła. Piekny wpis! :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńTo prawda. Ojciec Szustak - jak zwykle - powala. W zeszłym tygodniu głosił u nas rekolekcje przez tydzień wraz z o. T. Nowakiem (mamy czas Misji świętych z racji 100 lecia istnienia parafii). Kościół pękał w szwach i czuć było Bożego Ducha... Zastanawiałam się, czy to tylko kwestia charyzmy tych kapłanów... Chyba jednak nie. Oni po prostu autentycznie wierzą...i dają się prowadzić Duchowi Świętemu. Tego nie da się udawać.
OdpowiedzUsuńAneta
p.s. Olu, Jak publikuje się komentarze na Twym blogu nie jako Anonimowy? Kiepska jestem w te klocki.
Czcigodna Olu
OdpowiedzUsuńOsoby najbliższe można porównać do perły. Jeśli nawet kiedyś trochę uwierały, to problem dało się rozwiązać i dyskomfort minął.
Gorzej jest z innymi dolegliwościami otaczającej nas rzeczywistości, choćby pokroju eurosocjalizmu. Te porównałbym do bólów reumatycznych. Przyzwyczaić się można, ale polubić nie sposób.
Pozdrawiam serdecznie.